Tozsamoic Bournea
Tozsamoic Bournea читать книгу онлайн
M??czyzna, kt?ry wypad? podczas sztormu za burt? ma?ego trawlera, nie pami?ta ?adnych fakt?w ze swojego ?ycia. Pewne okoliczno?ci sugeruj?, ?e nie by? on zwyczajnym cz?owiekiem – zbyt wiele os?b interesuje si? jego poczynaniami, zbyt wielu najemnych morderc?w usi?uje go zlikwidowa?. Sprawno??, z jak? sobie z nimi radzi, jednoznacznie wskazuje na specjalne przygotowanie, jakie przeszd?. Jego przeznaczeniem jest walka o prze?ycie i wyja?nienie tajemnic przesz?o?ci…
"To?samo?? Bourne'a" nale?y do najlepszych powie?ci Roberta Ludluma, pisarza przewy?szaj?cego popularno?ci? wszystkich znanych polskiemu czytelnikowi pisarzy gatunku sensacyjnego. Niekt?rzy twierdz?, ?e jest to jego najlepsze dzie?o, czego po?rednim dowodem kontynuacja w postaci nast?pnych dw?ch tom?w oraz doskona?y film i serial z Richardem Chamberlainem, ciesz?cy si? ogromnym powodzeniem na ca?ym ?wiecie.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Irwin, wsadź go do akademii wojskowej – rzucił ponuro oparty na lasce Conklin. – Sprytniejszy jest od tych pajaców, których tam trzymasz.
– To nie tylko zbyteczne, panie Conklin – zareplikował senator – ale i obraźliwe. Generale, proszę kontynuować.
Crawford wymienił spojrzenie z człowiekiem z CIA.
– Skontaktowałem się z pułkownikiem Paulem McClarenem z Nowego Jorku, wysłałem go tam i przykazałem niczego nie ruszać aż do mojego przyjazdu. Zadzwoniłem potem do Conklina i George’a, i polecieliśmy razem.
– Wezwałem facetów od daktyloskopii z FBI na Manhattanie – dodał Conklin. – Tych, z których usług korzystaliśmy wcześniej i którym można ufać. Nie powiedziałem im, czego szukamy, tylko prosiłem o zdjęcie wszystkich odcisków i przekazanie wyników mnie osobiście. – Agent CIA przerwał wskazując laską na oficera marynarki. – Potem George dał im trzydzieści siedem nazwisk, tylko tych ludzi, których odciski FBI ma w swoich rejestrach. Dostarczyli nam jeden komplet odcisków, którego nie oczekiwaliśmy, nie chcieliśmy… Nie mogliśmy uwierzyć.
– Delty – powiedział senator.
– Tak – potwierdził oficer marynarki. – Podałem im nazwiska wszystkich, którzy – obojętnie jak dawno – poznali adres Treadstone, włączając, oczywiście, nas wszystkich. Pokój przeczesano do czysta; każde powierzchnię, klamkę, szklankę – z wyjątkiem jednej. Pod zasłoną w rogu pokoju leżało kilka zaledwie odłamków rozbitego kieliszka do brandy, ale to wystarczyło. Znaleziono odciski: drugiego i trzeciego palca prawej dłoni
– Czy jest pan całkowicie pewien? – zapytał wolno senator.
– Odciski nie kłamią, panie senatorze – odparł oficer. – Widać je było wyraźnie, a na ściankach utrzymała się nawet wilgoć brandy. Poza osobami w tym pokoju jedynie Delta zna adres na Siedemdziesiątej Pierwszej ulicy.
– Czy mamy absolutna pewność? Ktoś mógł coś niechcący powiedzieć.
– Wykluczone – przerwał generał brygady. – Abbott nigdy by nie wyjawił tego adresu, a Elliot Stevens poznał go dopiero piętnaście minut przed spotkaniem, kiedy zadzwonił z budki telefonicznej. A poza tym, czy człowiek sam się pcha na ścięcie?
– A co z majorem Webbem? – naciskał senator.
– Major – odparł Crawford – otrzymał adres ode mnie drogą radiową, już po wylądowaniu na lotnisku Kennedy’ego. Jak pan wie, używaliśmy zaszyfrowanej częstotliwości stosowanej przez G-2. Przypominam jednak, że on też stracił życie.
– Tak, rzeczywiście. – Senator potrząsnął głową. – To nie do wiary. Dlaczego?
– Muszę, niestety, podjąć niemiły problem – powiedział generał brygady Crawford. – Już na wstępie kandydat mi się nie podobał. Zgadzałem się jednak z rozumowaniem Dawida i uznałem, że ma kwalifikacje, ale jak sobie chyba przypominacie, nie był on moim kandydatem.
– Jakoś nie mieliśmy wtedy wielkiego wyboru – zauważył senator. – Był to człowiek z kwalifikacjami, jak przyznajecie, który gotów był zmienić tożsamość na nie wiadomo jak długo, narazić swoje życie na niebezpieczeństwo i skończyć z przeszłością. Ilu takich ludzi istnieje?
– Można było chyba znaleźć kogoś bardziej zrównoważonego – zareplikował generał. – Już wtedy ostrzegałem.
– Już wtedy – zauważył Conklin – jak podawałeś swoją definicję zrównoważonego człowieka, to mnie on przypominał raczej fajtłapę.
– Działaliśmy razem w „Meduzie”, Conklin – gniewnie, lecz rozsądnie zauważył Crawford. – Nie zawsze wszystko wiesz najlepiej. Podczas akcji zachowanie Delty było zawsze zdecydowanie wrogie w stosunku do dowództwa. Na swoim stanowisku mogłem wówczas lepiej go obserwować.
– Zwykle miał powody, żeby tak reagować. Gdybyś więcej czasu spędzał w terenie, a nie w Sajgonie, to byś to zrozumiał. Dla mnie to było oczywiste.
– Może zdziwicie się – powiedział generał wznosząc rękę do góry na znak pojednania – ale nie mam zamiaru bronić tej skandalicznej głupoty, jaką często wykazywało dowództwo w Sajgonie, tego się nie da obronić. Chcę tylko wyjaśnić zachowanie, które pomoże nam ustalić, co zdarzyło się na Siedemdziesiątej Pierwszej ulicy.
Agent CIA nie spuszczał z oczu Crawforda; jego wrogość powoli topniała.
– Wiem, o co ci chodzi, przepraszam. Ale w tym sęk, prawda? Sprawa jest dla mnie szczególnie trudna; pracowałem z Deltą w sześciu sektorach, stacjonowałem z nim w Phnom-Penh, zanim jeszcze powstała „Meduza”. Po Phnom-Penh nie był już nigdy taki sam; dlatego właśnie zaciągnął się do „Meduzy” i dlatego zgodził się być Kainem.
Senator pochylił się.
– Słyszałem już tę historię, ale proszę mi ją jeszcze raz opowiedzieć. Prezydent powinien wiedzieć wszystko.
– Jego żona z dwójką dzieci zginęła na pomoście na rzece Mekong od bomby zrzuconej z zabłąkanego samolotu – nawet nie wiadomo, czyj to był samolot, i nigdy tego nie wyjaśniono. Nienawidził tej wojny i wszystkich, którzy brali w niej udział. Nie wytrzymał. – Conklin przerwał patrząc na generała. – Myślę, że ma pan rację, generale. Tym razem też mu nerwy wysiadły. To już w nim tkwi.
– Ale co? – zapytał obcesowo senator.
– Ten wybuch – powiedział Conklin. – Zapora puściła. Przekroczył granice swoich możliwości i opanowała go nienawiść. To łatwo przychodzi i trzeba się mieć na baczności. Zabił tych mężczyzn, tę kobietę, jak szaleniec działający w afekcie. Niczego nie podejrzewali, może jedynie ta kobieta, która była na piętrze i słyszała krzyki… On nie jest już Deltą. Stworzyliśmy fikcję o imieniu Kain, która przestała być fikcją. On się w niego wcielił.
– Po tylu miesiącach… – Senator odchylił się ściszając głos. – Dlaczego wrócił? Skąd?
– Z Zurychu – odparł Crawford. – Webb pojechał do Paryża i prawdopodobnie go ściągnął. A „dlaczego”, to chyba nigdy się już nie dowiemy, chyba że zamierza nas wszystkich dopaść.
– On nie wie, kim jesteśmy – zaprotestował senator. – Mógł jedynie kontaktować się z Żeglarzem, jego żoną i Dawidem Abbottem.
– I oczywiście z Webbem – dodał generał.
– To prawda – przyznał senator. – Ale nie w Treadstone, z pewnością nie tam.
– To nie ma znaczenia – powiedział Conklin, uderzając laską w dywan. – Wie przecież, że istnieje zarząd; może Webb mu powiedział, przypuszczając, zupełnie słusznie zresztą, że wszyscy tam będziemy? Zebrało nam się sporo pytań – za całe sześć miesięcy i za kilkanaście milionów dolarów. Delta z pewnością rozważył taką możliwość. Mógłby nas załatwić i po prostu zniknąć. Bez śladu.
– Skąd ta pewność?
– Ponieważ, po pierwsze, on tam był – odpowiedział podniesionym głosem agent wywiadu. – Mamy jego odciski palców na kieliszku do brandy, której nawet nie dopił. A po drugie, wszystko wskazuje na klasyczną pułapkę, która ma może ze dwieście odmian.
– Proszę to jaśniej powiedzieć.
– Nie daje się znaku życia – wtrącił generał obserwując Conklina – aż wróg nie może tego dłużej wytrzymać i sam się demaskuje.
– I to myśmy się stali wrogami? Jego wrogami?
– Nie ma co do tego wątpliwości – stwierdził oficer marynarki. – Nie wiadomo dlaczego Delta zdradził. Mieliśmy już takie przypadki, na szczęście nie za często. Wiemy, co robić.
Senator ponownie pochylił się do przodu.
– A zatem co zrobicie?
– Nikt jeszcze dotąd nie widział jego zdjęcia – wyjaśnił Crawford, – Teraz je pokażemy. Dostaną je wszystkie komórki, nasłuch i informatorzy, jakich mamy. Musi gdzieś się pokazać i na pewno zacznie od miejsc, które zna, żeby kupić sobie inną tożsamość. Zacznie wydawać pieniądze i będziemy go mieli. A jak to nastąpi, to rozkazy będą jasne.
– Sprowadzicie go tutaj?
– Zabijemy go – powiedział zwyczajnie Conklin. – Nie sprowadza się faceta takiego jak Delta i nie dopuszcza się do niego wywiadu innego państwa. Zbyt dużo wie.
– Tego nie mogę powiedzieć prezydentowi. Istnieje przecież prawo!
– Nie dla Delty – zawyrokował agent. – On jest poza prawem. Nie da się go uratować.
– Nie da…
– Tak właśnie, panie senatorze – przerwał generał. – Nie da się go uratować. Dobrze pan wie, co to oznacza. Musi pan sam zdecydować, czy wyjaśniać to prezydentowi, czy nie. Może lepiej byłoby…