-->

Diabelska Alternatywa

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Diabelska Alternatywa, Forsyth Frederick-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Diabelska Alternatywa
Название: Diabelska Alternatywa
Автор: Forsyth Frederick
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 193
Читать онлайн

Diabelska Alternatywa читать книгу онлайн

Diabelska Alternatywa - читать бесплатно онлайн , автор Forsyth Frederick

Rok 1982. W obliczu kl?ski g?odu Rosjanie licz? na pomoc Amerykan?w i dostawy zbo?a z USA. Po obu stronach Atlantyku s? jednak tacy, kt?rzy chc? wykorzysta? t? sytuacj? do spowodowania ?wiatowego konfliktu nuklearnego. Tylko para kochank?w, obywateli obu supermocarstw, mo?e uratowa? ?wiat przed zag?ad?.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 74 75 76 77 78 79 80 81 82 ... 108 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Na parkingu przed hotelem “Możajskij”, obok ronda zamykającego Prospekt Kutuzowa, było niewiele samochodów, a niemal wszystkie ciemne i puste – z wyjątkiem dwóch. Siedzący w jednym z nich Munro dostrzegł nagle, jak inny samochód zapalił na chwilę światła i natychmiast je zgasił. Wysiadł ze swojego wozu i poszedł szybko w tamtą stronę. Kiedy znalazł się na fotelu pasażera obok Walentyny, zauważył w jej oczach przestrach.

– Co się stało? Dlaczego dzwoniłeś do mnie do domu? Na pewno odnotowali ten telefon.

Otoczył ją ramieniem i mimo grubego palta, jakie miała na sobie, poczuł, że Walentyna drży.

– Dzwoniłem z budki, a zresztą to nie ja – próbował zażartować. – To tylko jakiś Grigorij przepraszał, że nie przyjdzie na kolacje. Nie będą nic podejrzewać.

– O drugiej w nocy nikt nie dzwoni w takiej sprawie – ucięła. – A w dodatku rejonowy widział, jak wyjeżdżałam. Na pewno doniesie.

– Wybacz mi, kochanie… widzisz…

Szybko opowiedział jej o wizycie ambasadora Kirowa u Matthewsa; o tym, jak to trafiło do Londynu, a dalej do niego; jak wreszcie zażądali, by spróbował dowiedzieć się, dlaczego Kreml tak twardo stawia sprawę Miszkina i Łazariewa.

– Nie wiem – odparła krótko. – I nic nie przychodzi mi do głowy. Może dlatego, że zamordowali kapitana Rudenkę? Ten człowiek miał żonę i dzieci…

– Daj spokój, Wału, przecież wiemy, o czym się przez te dziesięć miesięcy mówiło w Biurze. Traktat Dubliński to dla was sprawa życia i śmierci. Czy Rudin ryzykowałby jego utratę dla zemsty na dwóch ludziach?

– Na razie jeszcze go nie zerwał… Może chce tylko narazić Zachód na koszty. Nawet jeśli statek wyleci w powietrze, poradzicie sobie. Tyle że będzie to kosztowało. Ale Zachód na to stać, Zachód jest bogaty…

– Jak możesz, Walentyno? Na tym statku jest dwudziestu dziewięciu marynarzy. Oni też mają żony i dzieci. Życie tych ludzi za przetrzymanie w więzieniu dwóch… Nie, musi być jakiś inny, znacznie ważniejszy powód.

– Nie wiem – powtórzyła. – Nie wspominali o tym na zebraniach Biura. Przecież wiesz.

Munro wpatrywał się bezradnie w przednią szybę. Na przekór wszystkiemu gdzieś w głębi duszy żywił nadzieję, że ona zna odpowiedź na pytanie Waszyngtonu, że może podsłuchała coś na korytarzach Komitetu Centralnego. Teraz zostawało już tylko jedno: zapytać ją o to…

Zapytał – a ona patrzyła na niego szeroko rozwartymi oczami, w których prawie nie było łez.

– Przecież obiecali – wyszeptała. – Obiecali, że za dwa tygodnie zabiorą nas, mnie i Saszę, z Rumunii…

– I złamali słowo – przyznał. – Domagają się jeszcze tej jednej przysługi.

Oparła czoło na dłoniach zaciśniętych na kierownicy.

– Złapią mnie… Bardzo się boję…

– Nie złapią – próbował ją pocieszyć. – KGB działa znacznie wolniej, niż się ludziom zdaje, tym wolniej, im wyżej jest podejrzany. A gdybyś zdobyła tę informację dla prezydenta Matthewsa, myślę, że nasi ludzie mogliby zabrać ciebie i Saszę już za parę dni, nie za dwa tygodnie. Dlatego błagam, Walentyno, spróbuj. To nasza jedyna szansa, żeby być razem.

Teraz z kolei ona długo wpatrywała się w ciemność za szybą.

– Było dziś wieczór zebranie Biura Politycznego – powiedziała nagle. – Nie znam jeszcze treści. To nadzwyczajne zebranie, poza zwykłym harmonogramem. Przepisywanie protokołu zacznie się jutro… to znaczy dzisiaj, o dziesiątej rano. Cały personel musiał zrezygnować z sobotnich wyjazdów, żeby przygotować to na poniedziałek. Nie wiem, może mówili właśnie o tym.

– Czy możesz tam wejść, przejrzeć notatki, posłuchać taśm?

– W środku nocy? Co ja im powiem? Że po co przyszłam?

– Och, cokolwiek. Powiedz na przykład, że chcesz wcześniej zacząć i wcześniej skończyć, żeby móc wyjechać poza miasto.

– Spróbuję – odpowiedziała po długim namyśle. – Spróbuję. Ale zrobię to tylko dla ciebie, nie dla tych oszustów z Londynu.

– Ja… znam trochę tych z Londynu, nie są aż tak źli – próbował nieśmiało bronić swoich szefów Munro i z przekonaniem dodał: – Na pewno zabiorą ciebie i Saszę, jeśli jeszcze ten jeden raz im pomożesz. To już ostatnie ryzyko, naprawdę ostatnie.

Zdawało się, że go nie słyszy. Nagle jakby zapomniała o swoim lęku przed KGB, o niebezpieczeństwie, na jakie się naraża, o strasznych konsekwencjach wpadki. Kiedy się znowu odezwała, w jej głosie nie było już drżenia.

– Znasz magazyn “Dietskij Mir”?… Stoisko z gumowymi zabawkami, o dziesiątej rano.

Stał na czarnym asfalcie i patrzył, jak oddalają się tylne światła jej samochodu. A więc zrobił to. Rozkazali mu, a on to wykonał. Cóż, status dyplomaty chronił go przecież przed Łubianką. W najgorszym razie Dymitr Ryków wezwie brytyjskiego ambasadora na dywanik, wyrazi “stanowczy protest” i uzna Adama Munro za persona non grata. Ale Walentyna? Walentyna jedzie teraz prosto do tajnych archiwów i nie chroni jej nawet zwykły pretekst normalnej obecności w swoim miejscu pracy. Spojrzał na zegarek: jeszcze siedem godzin. Siedem godzin ściskających żołądek i szarpiących do bólu nerwy.

Podobnie jak Munro, starszy wachmistrz Ludwig Jahn z udręką wpatrywał się tej nocy w czerwone światła odjeżdżającego samochodu. Przez otwartą bramę więzienia Tegel patrzył, jak opancerzona karetka więzienna unosi Miszkina i Łazariewa i znika za najbliższym zakrętem. Ale w odróżnieniu od Munro, Jahn nie będzie już na nic w napięciu czekał, nie będzie nerwowo liczył godzin i minut. Dla niego czekanie się skończyło.

Poszedł wolno do swego pokoju na pierwszym piętrze i starannie zamknął drzwi. Przez chwilę stał przy otwartym oknie, potem zamachnął się i cisnął daleko w ciemność rurkę z cyjankiem. Był tęgi, nieruchawy – łatwo uwierzą w zawał serca, jeśli tylko nie będzie żadnych śladów.

Wychylił się mocno przez okno. Myślał o swoich bratankach za murem berlińskim, przypomniał sobie ich roześmiane twarze, kiedy wujaszek Ludo przyniósł – Boże, to ledwie trzy miesiące temu! – podarki świąteczne. Zamknął oczy, podniósł do twarzy drugi pistolet gazowy i nacisnął spust.

Ból uderzył w jego płuca ciężkim młotem. Mordercza rurka, wypuszczona ze słabnącej dłoni, spadła na ulicę z cichym brzękiem. Jahn osunął się, uderzył brodą o parapet i runął na plecy na podłogę pokoju. Kiedy znajdą go koledzy, pomyślą, że otworzył okno, gdy poczuł pierwszy atak bólu. Tylko pułkownik Kukuszkin będzie znał prawdę; ale to nie będzie już miało żadnego znaczenia.

Wybiła północ. Granie kurantów przytłumił hałas przejeżdżającej ciężarówki. Ciężkie koła zmiażdżyły leżącą w rynsztoku niewielką czarną rurkę.

Afera “Freyi” miała już swoją pierwszą śmiertelną ofiarę.

1 ... 74 75 76 77 78 79 80 81 82 ... 108 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название