Skalpel
Skalpel читать книгу онлайн
Seria tajemniczych morderstw parali?uje Boston. Okoliczno?ci zbrodni wskazuj? na seryjnego zab?jc? kobiet, "Chirurga" kt?ry odbywa kar? do?ywocia. M?oda policjantka, Jane, przypuszcza, ?e nie chodzi o zwyk?e na?ladownictwo. Tymczasem "Chirurg" ucieka z wi?zienia a Jane staje si? obiektem zainteresowania pary sadystycznych zab?jc?w…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– W biurze dyrektora. Zaraz was tam zaprowadzę.
– Po waszym rannym telefonie kazałem przynieść tutaj rzeczy więźnia, żebyście je obejrzeli – oświadczył dyrektor Oxton, wskazując na duże pudło stojące na jego biurku.
– Przejrzeliśmy je i nie znaleźliśmy nic zabronionego.
– Podkreślił ostatnie słowo, jak gdyby to go zwalniało od jakiejkolwiek odpowiedzialności za zły obrót rzeczy.
Wydał się Rizzoli człowiekiem nietolerującym żadnych odstępstw, bezwzględnie egzekwującym przestrzeganie wszelkich przepisów. Z pewnością wywęszyłby każdy przemyt, odseparował sprawiających kłopoty, dopilnował, żeby światła były wygaszane co do sekundy.
Rzut oka na biuro, ze zdjęciami młodego Oxtona z fanatycznym wyrazem twarzy, w mundurze armii, uzmysłowił jej, że to przybytek człowieka, który lubi panować nad wszystkim. Jego defensywne zachowanie brało się z przeświadczenia, że mimo sumienności uciekł więzień.
Przywitał ich sztywnym uściskiem dłoni i wymuszonym uśmiechem.
Otworzył karton, wyjął z niego dużą saszetkę, zapinaną na zamek błyskawiczny, i wręczył ją Jane Rizzoli.
– Przybory toaletowe więźnia – wyjaśnił.
– Standardowy zestaw środków higieny osobistej.
Zobaczyła szczoteczkę do zębów, grzebień, myjkę, mydło, płyn Vaseline Intensive Care. Odłożyła saszetkę z odrazą, uświadomiwszy sobie, że Hoyt używał tych przyborów do codziennej pielęgnacji ciała. Na zębach grzebienia pozostało jeszcze trochę jasnobrązowych włosów.
Tymczasem Oxton wyjmował z kartonu kolejne rzeczy.
Bielizna, sterta egzemplarzy „National Geographic”, kilka numerów „Boston Globe”, dwa snickersy, blok żółtego papieru, białe koperty, trzy pisaki.
– A to jego korespondencja – rzekł, wyjmując drugą saszetkę zawierającą paczkę listów.
– Przejrzeliśmy ją dokładnie.
Policja stanowa zna nazwiska i adresy wszystkich nadawców.
– Podał paczkę Deanowi.
– To jest oczywiście korespondencja, którą zatrzymał.
Część poczty prawdopodobnie zniszczył.
Dean otworzył saszetkę i wyjął zawartość.
Było w sumie około tuzina listów, wszystkie w kopertach.
– Czy cenzurujecie korespondencję więźniów? – zapytał.
– Prześwietlacie ją, nim trafi do rąk więźniów?
– Jesteśmy do tego upoważnieni.
To zależy od rodzaju listu.
– Rodzaju?
– Jeśli ma nadruk: Poufny, strażnicy mogą tylko sprawdzić, czy nie ma w nim kontrabandy.
Nie wolno im go czytać. Treść korespondencji jest prywatną sprawą nadawcy i adresata.
– Więc nie wiecie, co ktoś do niego pisze?
– Jeśli list jest poufny, to nie.
– Czym się różni wiadomość poufna od zwykłej? – spytała Rizzoli.
Oxton popatrzył na nią ze zdumieniem.
– Do poczty zwykłej należy korespondencja od przyjaciół, rodziny i ogólnie od społeczeństwa.
Spora liczba naszych pensjonariuszy znalazła przyjaciół po piórze wśród ludzi, którzy traktują wymianę myśli z więźniami za działalność charytatywną.
– Korespondują z mordercami? Czy ci ludzie są normalni?
– Wielu z nich to naiwne, samotne kobiety, podatne na wpływy sprytnych skazańców.
Te listy nie są poufne… strażnicy mają prawo czytać je i cenzurować, ale nie zawsze mają czas na lekturę wszystkich. Codziennie nadchodzi mnóstwo listów. Hoyt otrzymywał ich bardzo dużo.
– Od kogo były te listy? O ile wiem, nie miał rodziny – zauważył Dean.
– Rok temu zyskał znaczny rozgłos. Wzbudził zainteresowanie. Wielu chciało pisać do niego.
Rizzoli była wstrząśnięta.
– To znaczy, że dostawał listy od swoich fanów?
– Tak.
– Jezu! Ludzie powariowali.
– Pisanie do mordercy jest ekscytujące.
Ma się świadomość obcowania ze sławną postacią. Manson, Dahmer i Gacy… wszyscy oni byli zasypywani pocztą od fanów. Nasi więźniowie dostają propozycje małżeńskie. Kobiety przysyłają im pieniądze, a często własne fotografie w kostiumach bikini. Mężczyźni chcą się dowiedzieć, jakie to uczucie, kiedy się popełnia morderstwo. Świat jest pełen chorych pojebańców, przepraszam za mój język, którzy doznają orgazmu na myśl, że mają kontakt z prawdziwym zabójcą.
Jednemu nie wystarczyło pisanie do Hoyta. Wstąpił do jego elitarnego klubu. Patrzyła z irytacją na paczkę listów, namacalny dowód sławy Chirurga. Zabójca na miarę gwiazdy rocka. Przypomniała sobie rany, które zostawił jej na rękach. Każdy list od wielbiciela Hoyta był dla niej niczym następny cios skalpela.
– A co z korespondencją poufną? – spytał Dean.
– Powiedział pan, że nie jest czytana ani cenzurowana. Co sprawia, że list zostaje uznany za poufny?
– Poufna jest poczta nadsyłana przez niektóre urzędy… stanowe albo federalne. Na przykład przez urzędników sądowych albo Prokuraturę Generalną. Poczta od prezydenta, gubernatora lub wysłana z agencji bezpieczeństwa narodowego.
– Czy Hoyt dostawał takie listy?
– Mógł dostawać.
Nie rejestrujemy przesyłek.
– Skąd wiadomo, czy list jest rzeczywiście poufny? – spytała Rizzoli.
Oxton spojrzał na nią niecierpliwie.
– Już powiedziałem… jeśli przychodzi z urzędu stanowego lub federalnego…
– Mam na myśli coś innego.
Skąd wiadomo, czy koperta nie jest podrobiona albo ukradziona?
Mogłabym opracować plan ucieczki dla któregoś z więźniów i wysłać mu w urzędowej kopercie biura, powiedzmy, senatora Conwaya.
– Wybrany przez nią przykład nie był przypadkowy.
Obserwowała Deana, któremu na dźwięk nazwiska senatora drgnął policzek.
Oxton się zawahał.
– Takiej ewentualności nie można wykluczyć, ale karą za to jest…
– A więc to się już zdarzało.
Oxton skinął niechętnie głową.
– Było kilka takich wypadków.
Pod pozorem korespondencji handlowej przysłano informacje o treści kryminalnej. Jesteśmy na to uczuleni, ale czasem coś uchodzi naszej uwagi.
– A co z korespondencją wychodzącą? Z listami, które napisał Hoyt? Prześwietlaliście je?
– Nie.
– Ani jednego?
– Nie mieliśmy powodu.
Nie sprawiał nam kłopotów. Był chętny do współpracy, spokojny, uprzejmy…
– Po prostu wzorowy więzień – przerwała mu Rizzoli.
Otton obrzucił ją lodowatym spojrzeniem.
– Mamy tu więźniów, pani detektyw, zdolnych powyrywać komuś ręce dla czystej zabawy.
Mężczyzn, którzy złamią strażnikowi kark, bo nie będzie im smakowała jakaś potrawa. Na takich więźniów jak Hoyt nie trzeba było zwracać uwagi.
Dean spokojnie skierował rozmowę na poprzedni tor.
– Więc nie wiemy, do kogo pisywał?
Rzeczowe pytanie przyhamowało wzrastającą irytację dyrektora.
Oxton odwrócił się do Deana.
Mężczyzna odpowiedział mężczyźnie: – Nie, nie wiemy.
Mógł napisać do kogokolwiek.
W pokoju konferencyjnym, oddalonym o długość korytarza od biura Oxtona, Rizzoli i Dean, nałożywszy lateksowe rękawiczki, poukładali na stole koperty zaadresowane do Warrena Hoyta.
Ujrzała cały wachlarz papeterii w pastelowych kolorach, część w kwieciste wzorki. Na jednej z kopert widniał nadruk: Jezus zbawia!
Najbardziej niedorzeczne były koperty ozdobione obrazkami baraszkujących kociąt. Wyobraziła sobie, jak musiały ubawić Chirurga. Otworzyła kopertę z kociętami i znalazła w niej zdjęcie uśmiechniętej kobiety o ufnym spojrzeniu.
Koperta zawierała również list napisany dziecinnym charakterem. Kropki nad „i” zastąpione były wesołymi kółeczkami.
Pan Warren Hoyt, więzień Zakład Karny Stanu Massachusetts Drogi Panie Hoyt!
Widziałam Pana dziś w telewizji, jak prowadzili Pana do sądu. Potrafię dobrze ocenić charakter człowieka, i kiedy ujrzałam Pańską twarz, zobaczyłam w niej smutek i boleść. Och, ileż boleści! Jest w Panu dobro, wiem to z całą pewnością. Gdyby tylko miał Pan kogoś, kto pomógłby Panu odnaleźć to dobro w sobie…
Rizzoli nagle się zorientowała, że z wściekłości gniecie kartkę.
Miała ochotę złapać tę głupią kobietę i potrząsnąć nią. Miała ochotę zmusić ją do obejrzenia zdjęć z sekcji zwłok ofiar Hoyta, kazać jej przeczytać relację lekarza sądowego o torturach, przez które przeszły ofiary, zanim śmierć litościwie zakończyła ich cierpienia.
Wzdragała się przed przeczytaniem reszty listu, cukierkowego apelu do ludzkich uczuć Hoyta i do „dobra, które tkwi w nas wszystkich”.
Wzięła do ręki następny list.
Koperta była prosta, biała, bez kotków i ozdób, a list napisany na liniowanym papierze. Był również od kobiety, która dołączyła swoje zdjęcie przedstawiające zezowatą, tlenioną blondynkę w wyzywającej pozie.
Drogi Panie Hoyt!
Czy mógłby mi Pan przysłać swój autograf? Mam już całą kolekcję od ludzi takich jak Pan. Mam nawet autograf Jeffryego Dahmera. Gdyby Pan do mnie pisywał, byłoby super.
Pańska przyjaciółka Glori.
Rizzoli patrzyła tępo na list, nie mogąc uwierzyć, że człowiek o zdrowych zmysłach mógł napisać coś takiego. Byłoby super. Pańska przyjaciółka.
– Jezu Chryste – westchnęła.
– One muszą być stuknięte.
– Magia sławy – stwierdził Dean.
– Nie mają własnego życia, czują się bezwartościowe i bezimienne, więc chcą się zbliżyć do kogoś, kto ma nazwisko. Chcą się chociaż otrzeć o aureolę sławy.
– Sławy?
Spojrzała na Deana.
– Nazywasz to sławą?
– Wiesz, co mam na myśli.
– Nie.
Nie potrafię tego pojąć. Nie rozumiem, dlaczego kobiety pisują do potworów. Szukają romansu? Z facetem, który przyjdzie po to, żeby wypruć im flaki? Czy znajdują w tym podniecenie urozmaicające żałosną egzystencję?
– Odsunęła krzesło, wstała i podeszła do zewnętrznej ściany, w której szczeliny zastępowały okna.
Objąwszy się ramionami, patrzyła na wąską wstążkę słonecznego światła, na niebieski pasek nieba. Cokolwiek, nawet ów kaleki krajobraz był lepszy niż widok listów od wielbicielek Warrena Hoyta.
Rozgłos z pewnością go cieszył.
Każdy nowy list dowodził władzy nad kobietami i upewniał, że nawet tu, w zamknięciu, może manipulować ich umysłami, potrafi nimi zawładnąć.