Skalpel
Skalpel читать книгу онлайн
Seria tajemniczych morderstw parali?uje Boston. Okoliczno?ci zbrodni wskazuj? na seryjnego zab?jc? kobiet, "Chirurga" kt?ry odbywa kar? do?ywocia. M?oda policjantka, Jane, przypuszcza, ?e nie chodzi o zwyk?e na?ladownictwo. Tymczasem "Chirurg" ucieka z wi?zienia a Jane staje si? obiektem zainteresowania pary sadystycznych zab?jc?w…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Nie byłeś tam. Nie znasz sytuacji, w jakiej się znalazłam.
– Przeczytałem twoje zeznanie.
– W piwnicy leżała Catherine Cordell. Krwawiła…
– Pokierowałaś się normalnym, ludzkim odruchem. Próbowałaś jej pomóc.
– Tak.
– I wpakowałaś się w kłopoty.
Przestałaś rozumować jak glina. Wściekłość w jej spojrzeniu nie wytrąciła go z równowagi. Ledwie na nią patrzył, jego twarz wyrażała opanowanie i pewność siebie, co szczególnie powiększało jej rozterkę.
– Nigdy nie przestaję myśleć jak glina.
– W tamtej piwnicy przestałaś. Pozwoliłaś, żeby ofiara cię zdekoncentrowała.
– Moim podstawowym obowiązkiem jest troska o ofiarę.
– Jeśli nawet to zagraża wam obojgu? Gdzie tu logika?
– Logika.
To był cały Dean.
Nie spotkała jeszcze nikogo, kto traktowałby równie beznamiętnie zarówno żywych, jak i umarłych.
– Nie mogłam pozwolić, żeby umarła – odparła.
– To była moja pierwsza… moja jedyna myśl.
– Znałaś ją?
– Cordell?
– Tak.
– Byłyście przyjaciółkami?
– Nie.
– Odpowiedź padła tak błyskawicznie, że Dean podniósł brwi w niemym pytaniu.
Rizzoli westchnęła głęboko.
– Była objęta dochodzeniem w sprawie Chirurga, nic więcej – dodała.
– Nie lubiłaś jej?
Rizzoli milczała, zaskoczona sondowaniem tej kwestii przez Deana. Po chwili powiedziała: – Ujmijmy to tak: nie czułam do niej szczególnej sympatii. Byłam o nią zazdrosna. Z powodu jej urody. Z powodu zauroczenia Thomasa Moorea.
– Ale Catherine Cordell padła w końcu ofiarą – stwierdził Dean.
– Z początku nie wiedziałam, jaka była jej rola. Pod koniec stało się jasne, że Chirurg poluje na nią.
– Pewnie masz poczucie winy, że jej nie uwierzyłaś.
Rizzoli milczała.
– Czy dlatego tak ci zależało, żeby ją uratować?
Zesztywniała, dotknięta tym pytaniem.
– Znalazła się w niebezpieczeństwie. To był wystarczający powód.
– Podjęłaś nieroztropnie ryzyko.
– Nie wydaje mi się, żeby ryzyko i roztropność dały się połączyć w jednym zdaniu.
– Chirurg zastawił pułapkę, a ty dałaś się nabrać.
– Niech ci będzie. Popełniłam błąd…
– Który on przewidział.
– Skąd mógł to wiedzieć?
– Wie o tobie bardzo wiele.
To się bierze z więzi, która was łączy.
Zerwała się z kanapy.
– Brednie.
– Powiedziawszy to, wyszła z saloniku.
Poszedł za nią do kuchni, w dalszym ciągu prześladując ją swoimi teoriami, których nie chciała słuchać. Myśl o możliwości istnienia jakiegokolwiek związku między nią a Hoytem budziła w niej odrazę; nie mogła dłużej znieść wysłuchiwania takich bzdur. Tymczasem wszedł za nią do klaustrofobicznej kuchni, zmuszając ją do wysłuchania tego, co chciał jej powiedzieć.
– On ma tak samo łatwy wgląd w twoją psychikę – orzekł Dean – jak ty w jego.
– Nie znał mnie wówczas.
– Jesteś pewna?
Mógł śledzić postępy dochodzenia.
Wiedzieć, że jesteś w zespole.
– Tylko tyle.
Nic więcej nie mógł o mnie wiedzieć.
– Myślę, że jest bardziej pojętny, niż przypuszczasz. Karmi się strachem kobiet.
Możesz to wyczytać w jego profilu psychologicznym. Pociągają go kobiety okaleczone, zniszczone psychicznie, ofiary gwałtów. Odróżnia bezbłędnie te cierpiące od wszystkich innych. Ich ból go podnieca, potrafi go odczytać z najsubtelniejszych symptomów: barwy głosu, sposobu trzymania głowy, unikania kontaktu wzrokowego… drobnych znaków fizycznych, których reszta z nas nie dostrzega. Wie, które są okaleczone, i te właśnie wykorzystuje.
– Nie jestem ofiarą.
– Teraz już jesteś.
Hoyt zrobił z ciebie ofiarę.
Podszedł bliżej, tak blisko, że niemal jej dotykał.
Poczuła nagłe, dzikie pragnienie objęcia go ramionami i przytulenia się do niego. Zastanawiała się, jak by zareagował, a jednak duma i zdrowy rozsądek nie pozwoliły jej na taki gest.
Uśmiechnęła się z wysiłkiem.
– Jeśli któreś z nas jest ofiarą, agencie Dean, to z pewnością nie ja. Nie zapominaj, że to ja go wyśledziłam.
– To prawda – odparł spokojnie.
– Złapałaś Chirurga, ale nie bierzesz pod uwagę krzywdy, jaką ci wyrządził.
Umilkła, zastanawiając się nad tym, co powiedział.
Krzywda.
Słowo dokładnie oddawało to, co zrobił jej Hoyt.
Kobietę z bliznami na rękach, żyjącą w mieszkaniu przemienionym w twierdzę. Kobietę, która już nigdy nie będzie umiała cieszyć się upałem słonecznego sierpnia bez przypominania sobie owego skwarnego, letniego dnia i zapachu własnej krwi.
Odwróciła się i bez słowa wyszła z kuchni.
Udała się do saloniku, usiadła na kanapie i trwała w tępym milczeniu. Nie poszedł za nią natychmiast, tak że przez chwilę cieszyła się relaksującą samotnością. Marzyło jej się, żeby po prostu zniknął, poszedł sobie, ofiarowując jej odizolowanie, potrzebne każdemu cierpiącemu zwierzęciu.
Nie miała takiego szczęścia.
Usłyszała, jak wychodzi z kuchni, żeby po chwili zjawić się w salonie z dwoma kieliszkami w ręku. Podał jej jeden z nich.
– Co to jest? – spytała.
– Tequila.
Była w szafce.
Przyjęła kieliszek.
– Zapomniałam, że ją mam. Jest już wiekowa.
– Nie była nawet zaczęta. W gruncie rzeczy nie lubiła tequili.
Butelka była jednym z tych bezużytecznych, alkoholowych prezentów – podobnie jak likier Kahlua z Hawajów albo sake z Japonii – które jej brat Frankie przywoził ze swoich podróży.
Służył w korpusie marynarki Stanów Zjednoczonych i okazywał w ten sposób swoją światowość. Teraz nadarzyła się okazja spróbowania prezentu przywiezionego przezeń ze słonecznego Meksyku.
Wypiła łyk i łzy zakręciły jej się w oczach.
Czując, jak tequila spływa rozgrzewającym strumyczkiem do żołądka, przypomniała sobie pewien szczegół z przeszłości Warrena Hoyta. Swoje pierwsze ofiary obezwładniał dodawaniem im do trunków rohypnolu. Jakże łatwo dajemy się zaskoczyć, kiedy niczego nie podejrzewamy. Kiedy kobieta ma zmartwienia albo nie ma powodu nie ufać mężczyźnie, który podaje jej drinka, staje się owcą gotową na rzeź.
Nawet ona sama przyjęła kieliszek tequili bez podejrzeń. I wpuściła do swojego mieszkania mężczyznę, którego ledwie znała. Spojrzała znów na Deana.
Siedział naprzeciw niej, ich oczy były na jednakowym poziomie. Wypity na pusty żołądek alkohol zaczynał działać, poczuła się uspokojona. Znieczulenie alkoholowe, przeszła jej przez głowę myśl. Była teraz zobojętniała i niebezpiecznie spokojna.
Nie cofnęła się w odruchu obronnym, kiedy się ku niej pochylił
Niewielu mężczyznom się udało aż w takim stopniu naruszyć jej przestrzeń osobistą, a ona mu na to pozwoliła. Poddała się.
– Nie mamy już do czynienia z pojedynczym mordercą – odezwał się.
– Mamy do czynienia z dwojgiem partnerów. Jednego z nich znasz lepiej niż ktokolwiek inny. Chcesz czy nie, ty i Hoyt jesteście sobie bliscy, i podobnie jest z Hegemonem.
Odetchnęła głęboko.
– Hoytowi potrzeba partnerstwa. Dopiero wtedy funkcjonuje. Musi mieć swojego mentora – powiedziała cicho.
– Miał takiego w Savannah.
– Właśnie.
Doktora o nazwisku Andrew Capra.
Kiedy Capra zginął, Warren został sam.
Wówczas przeniósł się do Bostonu, ale nie przestał szukać wspólnika, który podzielałby jego marzenia i dążenia.
– Wygląda na to, że znalazł.
Popatrzyli na siebie.
Oboje zdawali sobie sprawę z konsekwencji takiego obrotu rzeczy.
– Teraz są podwójnie skuteczni – stwierdził.
– Wilkom lepiej poluje się w stadzie niż w pojedynkę.
– Polowanie z nagonką.
Skinął głową.
– Polowanie jest wtedy łatwiejsze. Tropienie, osaczanie, pilnowanie ofiary… Nagle wszystko stało się jasne.
Usiadła prosto.
– Filiżanka – przypomniała sobie.
– Co masz na myśli?
– Nie było jej na miejscu zabójstwa Ghenta. Teraz już wiemy dlaczego.
– Bo Warren Hoyt mu asystował.
Skinęła głową.
– Hegemon nie potrzebował sygnału ostrzegawczego.
Miał wspólnika, który by go ostrzegł, gdyby Ghent się uwolnił. Wspólnika, który stał obok i oglądał całą scenę, doznając spełnienia seksualnego. To jeden z aspektów obsesji Hoyta… obserwowanie gwałtu na kobiecie.
– A Hegemon potrzebuje widowni.
Skinęła głową.
– Dlatego wybierał pary małżeńskie.
Żeby mieć obserwatora, który będzie świadkiem jego całkowitej dominacji nad kobietą. Mówienie o męce kobiety, o profanowaniu jej najintymniejszych uczuć sprawiało, że niełatwo jej było patrzeć Deanowi w oczy, mimo to nie opuściła wzroku.
Napady na kobiety na tle seksualnym były przestępstwami, które u większości mężczyzn budziły chorobliwe zainteresowanie. Pracując w męskim zespole, była świadkiem licznych dyskusji kolegów podczas porannych odpraw. Rozmawiali o szczegółach takich napadów. Słyszała w ich głosach elektryzujące podniecenie, mimo że starali się zachować ton profesjonalizmu.
Czytając raporty patologów, zatrzymywali się dłużej przy opisach urazów seksualnych, gapili się bez końca na fotografie z miejsc zbrodni, przedstawiające kobiety z rozłożonymi nogami.
Ich reakcje sprawiały, że zaczęła się utożsamiać z ofiarami; nauczyła się w ciągu tych lat bezbłędnie dostrzegać nawet najlżejszą iskierkę zainteresowania w oczach policjantów, kiedy tematem był gwałt.
Patrząc teraz w oczy Deana, szukała owej niepokojącej iskierki, lecz jej nie znalazła. Zobaczyła jedynie tę samą posępną determinację, jak wówczas gdy oglądał zbezczeszczone zwłoki Gail Veager i Karenny Ghent. Potworności go nie podniecały, lecz głęboko bulwersowały.
– Powiedziałaś, że Hoyt musi mieć mentora – rzekł.
– Tak.
Kogoś, kto go poprowadzi, kto go będzie uczył.
– Czego? Przecież potrafi sam zabijać.
Przerwała, żeby wypić łyk tequili.
Kiedy znów nań spojrzała, zorientowała się, że pochylił się ku niej jeszcze bardziej, jak gdyby nie chciał uronić nawet najdrobniejszej uwagi.
– Wariacje na temat: kobiety i ból.
Na ile sposobów można zhańbić ciało? Ile jest możliwości zadawania tortur? Warren miał swój wzorzec, który praktykował przez kilka lat. Możliwe, że poszerzyły mu się horyzonty.