Skalpel
Skalpel читать книгу онлайн
Seria tajemniczych morderstw parali?uje Boston. Okoliczno?ci zbrodni wskazuj? na seryjnego zab?jc? kobiet, "Chirurga" kt?ry odbywa kar? do?ywocia. M?oda policjantka, Jane, przypuszcza, ?e nie chodzi o zwyk?e na?ladownictwo. Tymczasem "Chirurg" ucieka z wi?zienia a Jane staje si? obiektem zainteresowania pary sadystycznych zab?jc?w…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Rozdział 15
Jechali samochodem Deana na zachód, w stronę miasteczka Shirley, odległego o czterdzieści pięć mil od Bostonu.
Dean mówił niewiele; długie momenty ciszy potęgowały świadomość jego zapachu, spokojnej pewności siebie.
Patrzyła nań rzadko, obawiając się, że spostrzeże w jej oczach podekscytowanie jego towarzystwem.
Spojrzawszy pod nogi, zobaczyła na podłodze ciemnoniebieską wykładzinę. Zastanawiała się, czy to jest nylon 6,6, odcień numer 802 koloru niebieskiego; ile samochodów może mieć podobną wykładzinę?
Ten kolor był bardzo popularny – wszędzie wokół siebie widziała teraz niebieskie wykładziny i wyobrażała sobie niezliczone mnóstwo podeszew roznoszących włókna nylonu numer 802 po ulicach Bostonu.
Klimatyzacja działała bardzo sprawnie. Poczuwszy chłód, zamknęła wylot nadmuchu powietrza płynącego na jej kolana i spojrzała przez okno na pola porośnięte wysoką trawą, tęskniąc do ciepła na zewnątrz.
Poranna mgła przypominała gazę rozciągniętą nad zielonymi polami i drzewami, których liści nie poruszał najlżejszy powiew.
Rizzoli rzadko zapuszczała się w wiejskie rejony Massachusetts. Nie pociągał jej wiejski krajobraz z pustymi przestrzeniami i gryzącymi insektami. Dziś również nie widziała w nim piękna.
Ostatniej nocy źle spała.
Wielokrotnie się budziła, a potem leżała z bijącym sercem, nasłuchując kroków lub szmeru czyjegoś oddechu. Wstała o piątej rano, niewyspana i otępiała.
Dopiero po dwóch kubkach kawy poczuła się wystarczająco orzeźwiona, żeby zadzwonić do szpitala i spytać o stan Korsaka.
Był w dalszym ciągu na oddziale intensywnej terapii, podłączony do respiratora.
Opuściwszy nieco okno, pozwoliłaby do wnętrza dostał się powiew ciepłego powietrza, pachnącego trawą i ziemią.
Zrobiło jej się smutno na myśl, że Korsak może już nigdy nie poczuć takich zapachów, nie doznać pieszczoty ciepłego wiatru na twarzy.
Próbowała sobie przypomnieć, czy ostatnie słowa, którymi zakończyli rozmowę, były sympatyczne i przyjazne, ale nie pamiętała.
Dean zjechał z autostrady na wyjeździe numer trzydzieści sześć i jechał dalej za znakami prowadzącymi do Shirley.
Po prawej wyłonił się gmach więzienia imienia Souzy-Baranowskiego, zakład penitencjarny o szóstym stopniu bezpieczeństwa, ten, w którym został osadzony Warren Hoyt.
Zatrzymał wóz na parkingu dla odwiedzających i spojrzał na Jane.
– Jeśli będziesz chciała w którymś momencie wyjść – rzekł – zrób to.
– Czemu sądzisz, że będę miała taką potrzebę?
– Bo wiem, co ci zrobił.
Każdy na twoim miejscu miałby dylemat, czy pracować nad tą sprawą. Zauważyła w jego oczach szczerą troskę. Nie pragnęła jej, gdyż rozwijała w niej poczucie kruchości własnej odwagi.
– Chodźmy!
Miejmy to z głowy – powiedziała, otwierając drzwiczki.
Weszła dumnie do budynku, z wyrazem ponurej determinacji na twarzy.
Ta sama determinacja pomogła jej przejść przez punkt kontroli osobistej, gdzie okazali z Deanem swoje odznaki i zostawili broń.
Czekając na eskortę, czytała wiszące w poczekalni zarządzenie dotyczące stroju osób odwiedzających więzienie: Zabrania się:
a) przychodzić boso, w kostiumach kąpielowych i w szortach;
b) w stroju wskazującym na przynależność do jakiejkolwiek organizacji;
c) w stroju podobnym do ubrań więźniów i uniformów personelu;
d) w stroju dwuwarstwowym, zaciąganym na tasiemki, łatwym do włożenia;
e) w stroju przesadnie workowatym, luźnym, grubym albo ciężkim…
Lista zakazów była długa, obejmowała nawet najdrobniejsze szczegóły: od opasek do włosów po staniki z fiszbinami.
Przybył wychowawca więzienny – potężnie zbudowany mężczyzna, ubrany w niebieski, letni mundur służby penitencjarnej.
– Detektyw Rizzoli i agent Dean?
– Nazywam się Curtis. Proszę za mną!
Curtis okazał się przyjazny, a nawet jowialny.
Wprowadził ich przez pierwsze zamykane drzwi do strefy ograniczonej dla ruchu pieszego.
Rizzoli zastanawiała się, czy byłby równie miły, gdyby nie byli stróżami prawa, członkami tego samego bractwa.
Polecił im zdjąć pasy, buty, marynarki, zegarki, wyjąć klucze i położyć wszystko razem na stole.
Zdjąwszy swój timex, położyła go obok lśniącej omegi Deana. Potem zabrała się do zdejmowania marynarki. Dean też się rozbierał. W procedurze było coś zawstydzająco intymnego.
Kiedy odpięła klamrę paska i wysunęła go ze szlufek przy spodniach, poczuła, że Curtis patrzy na nią wzrokiem mężczyzny obserwującego rozbierającą się kobietę.
Zdjęła czółenka na niskim obcasie, ustawiła je obok butów Deana i popatrzyła chłodno w oczy Curtisa, który wówczas dopiero odwrócił wzrok.
Potem wywróciła kieszenie i przeszła za Deanem przez bramkę wykrywacza metalu.
– Hej, masz szczęście – odezwał się Curtis, kiedy przeszła przez bramkę.
– Ominęła cię rewizja osobista.
– Co?
– Każdego dnia dowódca zmiany wybiera przypadkową liczbę.
Osoba odwiedzająca oznaczona tą liczbą zostaje poddana dokładnej rewizji. Ta przyjemność minęła cię o włos. Będzie ją miała następna osoba.
– Straciłam życiową szansę – powiedziała oschle Rizzoli.
– Możecie włożyć to wszystko z powrotem. Macie prawo zabrać również swoje zegarki.
– Mówisz, jakbyśmy byli uprzywilejowani.
– Tylko adwokaci i stróże prawa mogą nosić zegarki poza tym miejscem.
Wszyscy inni muszą zostawić kosztowności w depozycie. Jeszcze tylko postawię wam pieczątki na przegubach i wejdziecie na pokład.
– Mieliśmy o dziewiątej spotkać się z dyrektorem Oxtonem – poinformował Dean.
– Ma małe opóźnienie w harmonogramie zajęć. Polecił mi pokazać wam najpierw celę więźnia. Potem zaprowadzę was do biura szefa.
Zakład Karny imienia Souzy-Baranowskiego był najnowszym obiektem stanowego systemu więziennictwa, wyposażonym w najnowocześniejszy, komputerowy system zabezpieczeń.
– Zamki nie mają kluczy, otwierane są za pomocą systemu sterowanego przez czterdzieści dwa interfejsy graficzne sieci komputerowej – wyjaśnił Curtis, wskazując na liczne kamery podglądowe.
– Rejestrują wszystko, co się dzieje, przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Większość odwiedzających nie ma w ogóle kontaktu ze strażnikami. Słuchają dyspozycji przez interkom.
Przekroczyli stalowe drzwi i poszli dalej długim korytarzem, przechodząc po drodze przez ciąg okratowanych wrót.
Rizzoli miała pełną świadomość, że każdy jej krok jest obserwowany.
Strażnicy mogli zamknąć każde przejście, każdą celę, nie wychodząc z pokoju kontrolnego – po prostu naciskając odpowiednie klawisze na klawiaturze komputera.
Przy wejściu do bloku więziennego C głos z interkomu polecił im przyłożyć przepustki do wizjera. Podali swoje nazwiska, a Curtis poinformował: – Dwie osoby.
Życzą sobie obejrzeć celę Hoyta.
Stalowe wrota się rozsunęły.
Weszli do bloku C i znaleźli się we wspólnym pomieszczeniu dziennym dla więźniów. Było pomalowane na przygnębiający kolor szpitalnej zieleni.
Rizzoli zauważyła wmontowany w ścianę telewizor, kanapę, krzesła i stół pingpongowy, przy którym dwóch mężczyzn odbijało piłeczkę. Wszystkie meble były przykręcone śrubami do podłogi.
Tuzin mężczyzn, odzianych w niebieskie, więzienne drelichy, odwrócił się jak na komendę i zaczął się na nich gapić. Gapili się zwłaszcza na Jane, jedyną kobietę w pomieszczeniu. Mężczyźni przy stole pingpongowym przerwali grę. Przez chwilę panowała cisza, zakłócana jedynie dźwiękiem telewizora nastawionego na stację CNN.
Patrzyła w oczy więźniów, nie chcąc im pokazać, że czuje się onieśmielona, wiedząc dobrze, co każdy z nich myśli, co sobie wyobraża.
Nie zauważyła, że Dean przysunął się do niej, dopóki nie poczuła dotyku jego ramienia.
Rozległ się głos w interkomie: – Odwiedzający, możecie przejść do celi C-osiem.
– Tędy – powiedział Curtis.
– Na pierwsze piętro.
Poszli w górę po metalowych stopniach, które dzwoniły przy każdym kroku. Z górnej galeryjki, wiodącej wzdłuż rzędu cel, widać było pomieszczenie dzienne. Curtis poprowadził ich dalej, aż doszli do numeru ósmego.
– To tutaj. Cela więźnia Hoyta.
Stanąwszy na progu, Rizzoli spojrzała w głąb klatki. Nie zauważyła niczego, co wyróżniałoby tę celę spośród innych. Nie było żadnych fotografii ani osobistych przedmiotów, które by przypominały, że kiedyś zajmował ją Warren Hoyt.
Mimo to przeszedł ją dreszcz.
Choć cela była pusta, atmosfera wydawała się przesiąknięta jego obecnością. Gdyby bestialstwo było nieśmiertelne, cela byłaby na zawsze skażona.
– Możecie wejść, jeśli chcecie – oznajmił Curtis.
Weszli do celi.
Zobaczyli gołe ściany, pryczę z materacem, umywalkę i klozet. Surowy sześcian, odpowiadający temu, co lubił Hoyt. Był schludnym, dokładnym człowiekiem, który kiedyś obracał się w sterylnym świecie laboratorium szpitalnego, w świecie, którego jedynym akcentem kolorystycznym były probówki z krwią.
Niepotrzebne mu były krzykliwe dekoracje na ścianach; obrazy, które nosił w pamięci, były dostatecznie przerażające.
– Cela nie została przydzielona komuś innemu? – zapytał Dean.
– Jeszcze nie, proszę pana.
– Więc od czasu ucieczki Hoyta nie było tu innego więźnia?
– Nie.
Rizzoli podeszła do pryczy i chwyciła róg materaca. Dean wziął do ręki drugi. Razem unieśli materac i zajrzeli pod spód. Niczego nie odkryli.
Przewrócili materac na drugą stronę i zbadali jego powłokę, szukając w niej otworów, które mogłyby posłużyć jako schowek.
Zauważyli jedynie małe rozdarcie na brzegu, nie dłuższe niż na cal. Rizzoli wsunęła doń palec, ale nie znalazła niczego. Wyprostowała się i rozejrzała po celi.
Przed oczami miała ten sam widok, który kiedyś oglądał Hoyt. Wyobraziła go sobie, jak leży na materacu i, utkwiwszy oczy w gołym suficie, myśli o rzeczach, które zbulwersowałyby każdą ludzką istotę, natomiast jego podniecają. Leży skąpany w pocie, podekscytowany rozbrzmiewającym mu w głowie krzykiem kobiet.
Zwróciła się do Curtisa.
– Gdzie jest jego mienie? Korespondencja i rzeczy osobiste?