-->

Przybi? Pi?tk?

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Przybi? Pi?tk?, Evanovich Janet-- . Жанр: Иронические детективы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Przybi? Pi?tk?
Название: Przybi? Pi?tk?
Автор: Evanovich Janet
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 271
Читать онлайн

Przybi? Pi?tk? читать книгу онлайн

Przybi? Pi?tk? - читать бесплатно онлайн , автор Evanovich Janet

Co czeka Stephanie?- wuj Fred znikn?? bez ?ladu- w torbie na ?mieci znajduje si? cia?o- po mie?cie goni j? paskudny bukmacher- babcia Mazurowa chce pos?u?y? si? paralizatorem- Stephanie mo?e korzysta? z wozu tylko przez czterdzie?ci osiem godzin- dwaj m??czy?ni pr?buj? zaci?gn?? j? do ???ka- nie ma odpowiedniej kiecki na mafijne wesele- jest jeszcze ma?y w?ciek?y cz?owieczek, kt?ry nie chce wynie?? si? z jej mieszkania…

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 12 13 14 15 16 17 18 19 20 ... 53 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Żadnej strzelaniny – oświadczyłam. – Wezmę zapasowy klucz od dozorcy.

A co ci to pomoże? – spytała Lula. – Zamknął się na łańcuch.

Widziałam, jak Komandos rozwala drzwi ramieniem.

Lula popatrzyła na drzwi Briggsa.

Też mogłabym spróbować – powiedziała. – Ale dopiero co kupiłam tę sukienkę. Ma ramiączka jak nitki. Poza tym nie chcę mieć siniaka.

Spojrzałam na zegarek.

Już prawie piąta, a jestem umówiona z rodzicami na kolację.

Może zrobimy to kiedy indziej?

Idziemy – rzuciłam głośno przez drzwi. – Ale wrócimy. I uważaj lepiej na te kajdanki. Kosztowały mnie czterdzieści dolarów.

Mamy prawo użyć broni. On jest w posiadaniu skradzionej własności – zauważyła Lula.

Zawsze nosisz przy sobie broń? – spytałam ją.

A kto nie nosi?

Dwa dni temu wypuścili Ramireza.

Lula potknęła się na drugim stopniu.

Niemożliwe.

Joe mi powiedział.

Gówniany wymiar sprawiedliwości.

Bądź ostrożna.

Do diabła. – Machnęła ręką. – Mnie już pociął. To ty powinnaś uważać.

Wysdyśmy z budynku i stanęłyśmy jak wryte.

Oho, mamy towarzystwo – zauważyła Lula. To był Mokry. Zaparkował samochód tuż za naszym wozem. I nie wyglądał na szczęśliwego.

Jak on nas znalazł? – dziwiła się Lula. – Nie jechałyśmy nawet twoim buickiem.

Musiał nas śledzić od samego biura.

Nie widziałam go. A rozglądałam się na wszystkie strony.

Ja też go nie widziałam.

Jest niezły – przyznała Lula. – Trzeba na niego bardzo uważać.

Jak mięso? – dopytywała się matka. – Dość miękkie?

Doskonałe – zapewniłam ją. – Jak zawsze.

Przepis na potrawkę z zielonej fasoli dostałam od Rosę Molinowski. Przyrządza się ją z dodatkiem zupy grzybowej i rozkruszonego chleba.

Jak tylko jest jakaś stypa albo chrzciny, Rosę przynosi tę swoją potrawkę – wtrąciła babka. – To jej danie firmowe.

Ojciec podniósł wzrok znad talerza.

Danie firmowe?

Usłyszałam to na kanale komercyjnym w telewizji. Wszyscy projektanci, którzy się liczą, mają coś firmowego.

Ojciec pokiwał głową i znów pochylił się nad swoją wołowiną.

Babka nałożyła sobie potrawki.

Jak tam polowanie na człowieka? Wpadłaś już na jakiś trop?

Fred to czarna ściana. Rozmawiałam z jego synami i dziewczyną. Przeszłam się jego śladami. Rozmawiałam z Mabel. Nic. Zniknął jak kamfora.

Ojciec mruknął coś o „fartownym draniu” i dalej zajadał.

Matka skrzywiła się.

Babka znów nałożyła sobie fasoli.

Przydałby się nam jeden z tych jasnowidzów -oświadczyła. – Widziałam ich w jednym programie telewizyjnym. Można tam zadzwonić, a oni wiedzą wszystko. Bez przerwy znajdują zmarłych ludzi. Widziałam dwóch takich w jednym talk show, mówili, jak pomagają policji przy seryjnych zabójstwach. Pomyślałam wtedy, że gdybym była takim mordercą, tobym porąbała zwłoki na małe kawałki, żeby trochę utrudnić robotę tym jasnowidzom. Albo wytoczyłabym krew z takiego ciała, co do kropli, i zebrała ją w wielkim wiadrze. Potem zakopałabym kurczaka i zrobiła ślad krwią aż do tego miejsca. Jakby policja wykopała kurczaka, to jasnowidz nie wiedziałby za Boga, co o tym myśleć. – Babka sięgnęła po sosjerkę i polała sobie mięso sosem. – No i co wy na to?

Wszyscy z wyjątkiem babki zamarli z widelcami w powietrzu.

No, nie zakopałabym kurczaka żywego – uspokoiła nas babka.

Po tym oświadczeniu nikt nie miał już nic do powiedzenia, a ja przy drugim kawałku ciasta poczułam przemożną senność.

Jesteś chyba wykończona – zauważyła babka. – Przypuszczam, że takie wysadzenie w powietrze może człowiekowi dać w kość.

Niewiele spałam zeszłej nocy.

Może się zdrzemniesz, jak będziemy sprzątać po kolacji – zaproponowała matka. – Idź do pokoju gościnnego.

W innej sytuacji po prostu bym przeprosiła i wyszła do domu wcześniej, ale tego wieczoru, po drugiej stronie ulicy, dwa domy dalej, czekał w swoim wozie Mokry. Nie miałam więc ochoty nigdzie iść. Miałam za to ochotę załatwić memu nieodłącznemu towarzyszowi bardzo długą noc.

Rodzice mają trzy sypialnie. Babcia Mazurowa śpi w dawnym pokoju mojej siostry, mój pokój zaś służy jako gościnny. Oczywiście, jestem jedyną osobą, która z niego kiedykolwiek korzysta. Wszyscy przyjaciele rodziny mieszkają w promieniu niespełna dziesięciu kilometrów i nie mają żadnego powodu zostawać u rodziców na noc. Ja też mieszkam o rzut kamieniem, ale jestem znana z tego, że przytrafiają mi się klęski, z powodu których jestem czasem zmuszona poszukać sobie tymczasowego lokum. Dlatego w garderobie pokoju gościnnego wisi mój szlafrok.

Chętnie utnę sobie krótką drzemkę – powiedziałam. – Jestem naprawdę zmęczona.

Kiedy się zbudziłam, przez szczelinę między zasłonami wpadały do pokoju ukośne promienie słońca. Przeżyłam chwilę dezorientacji, zastanawiając się, czy zdążę do szkoły, a potem uświadomiłam sobie, że ukończyłam ją dawno temu i że chciałam uciąć sobie tylko małą drzemkę, a przespałam całą noc.

Stoczyłam się z łóżka ubrana i poczłapałam do kuchni. Matka pichciła zupę jarzynową, a babka siedziała przy stole i czytała gazetę, studiując z uwagą nekrologi.

Podniosła wzrok, kiedy weszłam.

Byłaś wczoraj w tej firmie śmieciarskiej, żeby spytać o Freda?

Nalałam sobie kawy i usiadłam po drugiej stronie stołu.

Tak.

Tu jest napisane, że ta kobieta, Martha Deeter, która pracowała u nich w biurze, została zeszłej nocy zastrzelona. Znaleźli ją na parkingu przed jej domem – powiedziała babka, podsuwając mi gazetę. – Jest tutaj jej zdjęcie i cała reszta.

Patrzyłam wybałuszonymi oczami na fotografię. To była Martha, bez dwóch zdań. Sądząc po jej stosunkach z kolegą po fachu, mogłabym się spodziewać sinych śla- dów jego palców na szyi tej biedaczki, ale nigdy czegoś takiego, jak strzał w głowę.

Ciało ma być wystawione jutro wieczorem – wyjaśniła babka. – Powinniśmy pójść, w końcu wywozili nasze śmieci.

Kościół organizował bingo tylko dwa razy w tygodniu, więc babka i jej przyjaciółki urozmaicały sobie życie towarzyskie czuwaniem przy zmarłych.

Brak podejrzanych – powiedziałam, czytając artykuł. – Policja uważa, że to był napad rabunkowy. Zginęła jej torebka.

Brązowy dodge wciąż stał na ulicy, kiedy wychodziłam od rodziców. Mokry spał za kierownicą z odrzuconą do tyłu głową i otwartymi ustami. Kiedy zapukałam w szybę, obudził się gwałtownie.

Cholera – zaklął. – Która godzina?

Przesiedziałeś tu całą noc?

Tak mi się zdaje.

Mnie też się tak zdawało. Wyglądał jeszcze gorzej niż zwykle. Pod oczami miał ciemne obwódki, na twarzy zarost, a włosy w takim nieładzie, jakby je układał palnikiem acetylenowym.

Więc nie zabiłeś nikogo zeszłej nocy? Mokry zamrugał ze zdziwienia.

Nie przypominam sobie. A kto kopnął w kalendarz?

Martha Deeter. Pracowała w RGC. Wywóz śmieci.

Dlaczego miałbym ją zabijać?

Nie wiem. Przeczytałam o tym dziś rano w gazecie i pomyślałam sobie, że cię spytam.

Nigdy nie zawadzi – odparł Mokry.

Weszłam do mieszkania i od razu zobaczyłam mrugające światełko na automatycznej sekretarce.

Hej, dziecinko – to był Komandos – mam robotą dla ciebie.

Druga wiadomość była od Ramireza.

Witaj) Stephanie – powiedział. Spokój w głosie, jak zawsze nienaganna dykcja. – Nie było mnie przez jakiś czas… jak się zapewne orientujesz. – Nastąpiła przerwa, a ja w wyobraźni ujrzałam jego oczy. Nieproporcjonalnie małe i przerażająco obłąkane. – Przyszedłem w odwiedziny, ale cię nie zastałem. Nic nie szkodzi. Wpadnę innym razem. – Wydał z siebie cichy, dziewczęcy chichot i rozłączył się.

Skasowałam nagranie Komandosa, a zachowałam Ramireza. Pomyślałam, że warto by postarać się o nakaz ograniczenia kontaktów. Nie wierzę, co prawda, w skuteczność takich nakazów, ale w tym wypadku, gdyby Ramirez nadal mnie nachodził, mogłabym pokusić się o cofnięcie zwolnienia warunkowego.

Zadzwoniłam do Komandosa na komórkę.

Co to za robota? – spytałam.

Szoferska. Mam młodego szejka, przylatuje o piątej na Newark.

Przewozi narkotyki? Handluje bronią?

Nic z tego. Przyjeżdża w odwiedziny do krewnych w Bucks County. Długi weekend. Nie będzie się nawet wysadzał w powietrze.

Co tu jest grane?

Nic nie jest grane. Włożysz czarny kostium i białą bluzkę. Spotkasz się z nim przy odprawie na lotnisku i dowieziesz go bezpiecznie do celu podróży.

Brzmi zachęcająco.

Poprowadzisz lincolna. Odbierzesz go w warsztacie na rogu Trzeciej i Marshalla. Bądź tam o trzeciej i zwróć się do Eddiego.

Coś jeszcze?

Upewnij się, że jesteś odpowiednio ubrana.

Masz na myśli sukienkę…

Mam na myśli broń. Och.

Rozłączyłam się i powróciłam do zdjęć Freda. Rozłożyłam kolorowe odbitki na stole, tak jak wcześniej. Dwie pierwsze przedstawiały worek jeszcze związany. Przypuszczałam, że tak właśnie znalazł go Fred. Zrobił kilka zdjęć, potem go otworzył. Zasadnicze pytanie brzmiało: czy wiedział, co jest w środku, zanim do niego zajrzał, czy też czekała go niespodzianka?

Poszłam na górę do pani Bestler, która miała słaby wzrok, i pożyczyłam szkło powiększające. Wróciłam do siebie, zbliżyłam się ze zdjęciami do okna i obejrzałam je pod lupą. Niewiele mi to pomogło, ale niemal się upewniłam, że to kobieta. Krótkie ciemne włosy. Ani śladu biżuterii na prawej dłoni. Wydawało mi się, że do worka razem z ciałem wepchnięto gazety. Może dzięki temu laboratorium kryminalistyczne zdołałoby ustalić datę, kiedy zrobiono te zdjęcia. Obok worka ze zwłokami leżały też inne. Naliczyłam cztery. Poukładane na asfalcie. Śmieci przed siedzibą małego przedsiębiorstwa czy biura. Nie mogło być duże, bo nie miało własnego kontenera na odpadki. Istniało mnóstwo takich w okolicy. Mógł to być też równie dobrze podjazd przed domem jakiejś rodziny, która produkowała tony śmieci.

W tle widziałam fragment budynku. Nie mogłam się zorientować jakiego. Był nieostry i pogrążony w cieniu. Domyślałam się tylko, że to otynkowana ściana.

Nic więcej nie zdołałam wydedukować z tych zdjęć.

Wzięłam prysznic, upichciłam jakiś lunch i wybrałam się do Mabel.

1 ... 12 13 14 15 16 17 18 19 20 ... 53 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название