Diabelska wygrana
Diabelska wygrana читать книгу онлайн
Romans, kt?rego nigdy nie zapomnisz! Szukaj?c zemsty za ?mier? brata, Damien Falon zastawia pu?apk? na pi?kn? Alex? Garrick. Wygrywa od niej fortun? przy karcianym stole, nie ??da jednak pieni?dzy, lecz tego, by Alexa sp?dzi?a z nim noc. Wbrew jego oczekiwaniom Alexa okazuje si? delikatn? i mi?? dziewczyn? i Damien wkr?tce przy?apuje si? na tym, ?e pragnie nie tylko jej cia?a. Tymczasem niespodziewane komplikacje powoduj?, ?e musi broni? honoru Alexy, proponuje jej wi?c ma??e?stwo…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Rozdział 6
– Całkiem smakowita dzierlatka, co?
Pijany handlarz spojrzał na swojego przyjaciela, który siedział po drugiej stronie zniszczonego, drewnianego stołu w barze.
– Ale która? Blondynka z dużymi cyckami czy ta ruda?
– Blondyneczka. Przypomina mi pewną dziwkę z Londynu. Na samą myśl o niej już mi staje. Chęt¬nie bym położył łapy na tej małej ladacznicy.
– To na co czekasz? – spytał Darby Osgood.
– Sam widziałeś, że zajęli pokoje właściciela w końcu korytarza. Ta blondynka to tylko służąca. Zało¬żę się, że za dwa pensy chętnie z tobą pofigluje.
Fergus O'Clanahan zaśmiał się gardłowo.
– Jestem pewien, że jego lordowska mość się nie ucieszy, gdy wpadniemy do jego apartamentu!
– A niby jak się o tym dowie? Przecież blondy¬neczka nie będzie spać z jaśnie państwem w jednej izbie. Będzie w osobnym pokoju. Dalej, Fergus, przecież sam to wymyśliłeś. Już na samą myśl czu¬ję, jak pękają mi spodnie w kroku.
Fergus zachwiał się, drapiąc się w wielkie boko¬brody.
– Sam nie wiem, Darby. To nie byłby pierwszy raz, że wpuszczasz mnie w maliny tymi twoimi wa¬riackimi pomysłami.
– Nie bądź głupi. Gdzie twoja odwaga? A zresz¬tą, kiedy ostatnio miałeś babę?
Fergus poczuł, jak jego lędźwie ogarnia fala go¬rąca. Na Boga, toż to prawda. Od czasu gdy zoba¬czył tę apetyczną blondyneczkę, swędziały go ją¬dra. Niedługo zrobią się sine jak pleśniowy ser, je¬śli nie zrobi czegoś, by przynieść im ulgę. Beknął donośnie i odwrócił się do kompana.
– No dobra, stary capie. Mów, coś wymyślił. Ale ostrzegam cię, gadaj z sensem.
– Czy kiedykolwiek cię zawiodłem, stary druhu? Fergus, sepleniąc, rzucił przekleństwo, próbując nie przywoływać w pamięci wszystkich sytuacji, gdy jego łysiejący przyjaciel wpędził go w potężne tara¬paty.
Aleksa spała mocno. Zbyt mocno. Tak głęboko, że nie słyszała przytłumionych odgłosów kroków na dywanie, uderzenia stolika o ścianę, ani cichego przekleństwa mężczyzny, który potknął się przy wejściu do pokoju. Nie usłyszała jego chropo¬watego szeptu, nie poczuła ciężaru, gdy nacisnął jej kolano, gramoląc się na łóżko, nie poczuła na¬wet jego smrodliwego oddechu na policzku, gdy odsunął pościel, którą była otulona.
– A niech to diabli – rzucił mężczyzna. – To ta ruda!
– Jezu! A gdzie hrabia? Tak na nią patrzył, że wyglądało, jakby chciał ją ujeżdżać przez całą noc!
Rzucił następne przekleństwo.
– Gdziekolwiek jest, to na pewno nie ma go tutaj.
– Blondynka musi spać gdzie indziej. Szybciej, Darby. Wynośmy się stąd.
Ale było już za późno. Aleksa otworzyła oczy i natychmiast zobaczyła człowieka, który siedział na niej okrakiem na pościeli. Tonie był lord Fa¬lon, jak mogła oczekiwać, lecz pijany handlarz, którego widziała na dole.
Krzyknęła, lecz po ułamku sekundy poczuła dłoń napastnika, który zakrył jej usta.
– Do diabła! – wymamrotał pijanym głosem.
– Darby, uciekajmy stąd!
Mężczyzna nie bardzo wiedział, co ma zrobić.
Aleksa wykorzystała ten moment i ugryzła go moc¬no w rękę. Zawył z bólu i puścił ją. Wrzasnęła po¬nownie i w tej właśnie chwili do pokoju wpadł hra¬bia.
– Aleksa, co tu się… – Zobaczył jej przerażoną minę i jednocześnie ujrzał obu mężczyzn. Jego oczy zapłonęły jak u szaleńca. Wzdrygając się, Aleksa pomyślała, że tak właśnie wyglądałyby oczy rozwścieczonego diabła. Nie spuszczała wzroku z jego pełnej napięcia twarzy. Zaklął siarczyście, złapał pierwszego z napastników za koszulę, pod¬niósł go z podłogi i wymierzył mu potężny cios, po którym tamten poleciał 'Przez stół i lampę, przewracając po drodze jeszcze fotel. Stracił przy¬tomność i upadł bezwładnie pa dywan.
Drugi z nieproszonych gości wstał chwiejnie z łóżka i próbował ratować się ucieczką.
– Nigdzie się nie wybierasz! – Falon chwycił go za poły ubrania i pociągnął przez pokój. – Przynaj¬mniej na razie! – ryknął, obrócił potężnego m꿬czyznę wokół osi i rąbnął pięścią w podbródek, po¬syłając go w narożnik pomieszczenia, gdzie potknął się o ciało swojego kompana i wylądował z rozpostartymi ramionami. Hrabia postawił go na nogi i uderzył ponownie, łamiąc mu nos, z któ¬rego polała się krew prosto na koszulę.
– Panie… ja i Fergus… nie chcieliśmy zrobić pa¬nu krzywdy… – wymamrotał nosowym, przytłu¬mionym głosem. – Przyszliśmy do tej małej blon¬dynki. – Damien trzasnął go jeszcze raz, a mężczy¬zna przewrócił się, jęcząc z bólu. – I jej też nie chcieliśmy zrobić nic złego. Tylko pofiglować i ty¬le. I chcieliśmy dobrze zapłacić. – Podniósł się na nogi i uniósł ręce w błagalnym geście. – Proszę, niech pan odstąpi.
Aleksa zsunęła się na brzeg łóżka, zeskoczyła na podłogę i ruszyła biegiem przez zimny pokój w samej tylko nocnej koszuli. Złapała męża za rę¬kę w momencie, gdy zamachnął się do kolejnego ciosu. Odwrócił się do niej oślepiony wściekłością, w ostatnim ułamku sekundy powstrzymując się od uderzenia.
– Alekso, na litość boską, co ty wyprawiasz?
– Powstrzymuję cię przed zabiciem tego człowieka.
Wciąż mocno zaciskał uniesioną pięść, która drżała, gdy próbował nad sobą zapanować.
– Znalazłem go w twoim łóżku – powiedział ta¬kim tonem, jakby dokonał wiekopomnego odkrycia.
– Oni są pijani, Damien. Pewnie nie zdawali so¬bie sprawy z tego, co robią. – Nie puszczała jego rę¬ki, czuła napięte mięśnie, dostrzegając w nim jesz¬cze większą bezwzględność, niż się spodziewała.
Lord Falon przełknął, cały czas walcząc o odzy¬skanie samokontroli. W końcu wypuścił z płuc po¬wietrze w długim, szarpanym wydechu, cofnął się i przeczesał dłonią falujące, czarne włosy.
– Zabieraj swojego kompana i wynoście się stąd – powiedział do handlarza.
– Tak, panie. Co tylko pan każe. – Wielki mężczyzna zachwiał się, lecz w końcu zdołał utrzymać równowagę. Postawił na nogi swojego przyjaciela, po czym obaj poczłapali do drzwi. Gdy tylko znik¬nęli na zewnątrz, hrabia zbliżył się do Aleksy, wbi¬jając w nią wzrok.
– Nic ci się nie stało?
– Nic.
– Jak oni się tu dostali?
Oblizała wargi. Damien miał na sobie jedynie szlafrok z jedwabnęgo bordowego brokatu, który ocierał się o nią przy każdym jego ruchu. Pasek był zawiązany, lecz front rozchylił się od pasa w górę. W świetle padającym z okna widziała jego szeroką, śniadą pierś pokrytą kręconymi włoskami. Na brzu¬chu wyraźnie odznaczały się napięte mięśnie. Po¬czuła suchość w ustach.
– Musieli wspiąć się przez okno. – Zdała sobie sprawę, że cała drży, choć nie była pewna dlacze¬go. Może z powodu tego, co się wydarzyło, a może był to skutek widoku półnagiego Damiena.
Chyba to zauważył, bo wyciągnął ku niej ręce i – chociaż cofnęła się o krok – wziął ją w ramiona.
– Już po wszystkim – powiedział, tuląc ją do sie¬bie. – Nikt cię już nie skrzywdzi. Nigdy, kiedy ja będę w pobliżu.
Próbowała się uśmiechnąć, lecz w jej piersi ser¬ce łomotało jak oszalałe.
– Nic mi nie jest… naprawdę.
Odsunął kosmyki włosów z jej twarzy. Reszta zwisała z tyłu w grubym warkoczu.
– Do licha, wygląda na to, że nie jest ci dane za¬znać snu, którego tak potrzebujesz.
Nie była pewna, ale odniosła wrażenie, że słyszy w jego głosie wyraźną troskę
Do jutra poczuję się już dobrze. – Lecz on podniósł ją i zaniósł do łóżka. Położył ją delikatnie i starannie przykrył kołdrą
– Damien?
Znieruchomiał. W oczach miał łagodność, jakiej nigdy wcześniej u niego nie widziała.
Czy wiesz, ile razy wypowiedziałaś moje imię? Niewiele.
Tym razem uśmiechnęła się bez wysiłku.
To bardzo ładne imię. – Powtarzała je sobie w myślach wielokrotnie. Lecz to było, zanim nastą¬piły owe brzemienne w skutki wydarzenia.
Matce nigdy nie podobało się moje imię Dlatego nazywała mnie Lee.
Nie mieliście ze sobą dobrego kontaktu, prawda?
– Tak.
Może kiedyś opowiesz mi, dlaczego tak było.
Linie wokół jego warg złagodniały. Miał pełne usta, które teraz znajdowały się zdecydowanie zbyt blisko jej własnych, przez co poczuła motylki w żo¬łądku. Boże, ależ on jest przystojny.
Może opowiem. – Podciągnął kołdrę aż pod sam jej podbródek. – A teraz odpocznij. Wcześnie rano wyruszamy w dalszą podróż. – Ruszył do drzwi.
– Damien?
– Tak?
~ Dziękuję
Załowała, że wypowiedziała te słowa, gdyż chyba przypompiał sobie mężczyzn, których zastał w jej pokoju. Sciągnął brwi w grymasie niezadowolenia.
Lepiej, żebym następnym mężczyzną w twoim łóżku był ja sam – powiedział ponuro. Otworzył drzwi, wyszedł i energicznie zamknął je za sobą
Słyszała jego oddalające się kroki, najpierw w korytarrzu, a potem na schodach. Była pewna, że han¬dlarz i jego koleżka już się nie zjawią, tak samo jak była pewna, że Damien uczyniłby wszystko, co w je¬go mocy, aby ją obronić. To było dziwne odczucie, aczkolwiek bardzo miłe. Myśląc o tym, bezwiednie zamknęła oczy i powoli pogrążyła się we śnie.
Zanim zasnęła, ujrzała jeszcze w wyobraźni mie¬szaninę różnych obrazów: Damiena bezlitośnie rozprawiającego się z dwoma pijanymi natrętami, widok jego umięśnionej piersi, usłyszała jego chłodny głos, którym przypomniał jej, że to on jest mężczyzną, którego miejsce jest w jej łożu.
Jednak gdy te'obrazy powoli się rozwiały, w jej śnie pozostał tylko jeden – widok troski, jaką doj¬rzała w jego niebieskich oczach.
Jadalnię gospody oświetlały już pierwsze promienie porannego słońca, które wdzierały się przez otwarte okno, a Damien przemierzał ją tam i z powrotem. Pozwolił Aleksie wyspać się do póź¬na i zamówił do jej pokoju lekkie śniadanie. W związku z opóźnieniami, które nastąpiły w trak¬cie podróży, dotrą na wybrzeżez całodniowym po¬ślizgiem.
Nie powinno mieć to znaczenia, a jednak cieszył się z powrotu do domu. Zamek był jedynym miej¬scem na ziemi, gdzie czuł się u siebie. Nigdy nie był mile widziany w Waitley, rezydencji nieopodal Hampstead Heath, gdzie od ślubu z lordem Town¬sendem mieszkała jego matka. Tam zawsze musiał się pilnować, ścierać się z hrabią', walczyć o naj¬mniejsze przejawy matczynej czułości.