-->

Diabelska wygrana

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Diabelska wygrana, Kat Martin-- . Жанр: Современная проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Diabelska wygrana
Название: Diabelska wygrana
Автор: Kat Martin
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 307
Читать онлайн

Diabelska wygrana читать книгу онлайн

Diabelska wygrana - читать бесплатно онлайн , автор Kat Martin

Romans, kt?rego nigdy nie zapomnisz! Szukaj?c zemsty za ?mier? brata, Damien Falon zastawia pu?apk? na pi?kn? Alex? Garrick. Wygrywa od niej fortun? przy karcianym stole, nie ??da jednak pieni?dzy, lecz tego, by Alexa sp?dzi?a z nim noc. Wbrew jego oczekiwaniom Alexa okazuje si? delikatn? i mi?? dziewczyn? i Damien wkr?tce przy?apuje si? na tym, ?e pragnie nie tylko jej cia?a. Tymczasem niespodziewane komplikacje powoduj?, ?e musi broni? honoru Alexy, proponuje jej wi?c ma??e?stwo…

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 9 10 11 12 13 14 15 16 17 ... 75 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Rozdział 5

Dzień ślubu był szary i smutny, pasujący do po¬nurego nastroju Aleksy. 'Panna młoda była posęp¬na i zamknięta w sobie w drodze do kościoła. W eleganckiej karecie brata, której drzwi zdobił rodowy herb Stoneleigh z niedźwiedziem i wężem, Aleksa w jasnobłękitnej, podniesionej w talii je¬dwabnej sukni siedziała sztywno na aksamitnej ka¬napie obok Jo, która co chwila ściskała ją za rękę.

– Jeśli go kochasz, wszystko będzie dobrze

– chyba po raz setny powiedziała Jocelyn. Jej ogromna wiara wynikała z tego, że ona i Rayne wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu pokonali piętrzące się trudności na drodze do szczęścia. Po kilku latach, które minęły od d~ia ich ślubu, ciągle byli w sobie zakochani na zabój, zostali po¬błogosławieni ślicznym chłopcem i mieli nadzieję na dalsze powiększenie rodziny. Tak więc J o wie¬rzyła, że skoro jej i Rayne'owi się udało, to rów¬nież Aleksandra odnajdzie miłość z hrabią.

Oczywiście Jocelyn nie znała go tak naprawdę.

Nie tak jak Aleksa. Nie wiedziały, jaki jest twardy i okrutny, jaki niebezpieczny i bezwzględny. Ajed¬nak właśnie to niebezpieczeństwo tak ją zaintrygowało, przyciągnęło do niego, jak płomień wabi ćmę, a stało się to w momencie, gdy ujrzała go po raz pierwszy. I właśnie ta ciemna strona osobo¬wości wydała jej się tak bardzo ekscytująca. Pragnꬳa ją przeniknąć, przedrzeć się przez nią i dotrzeć do mężczyzny, który, jak wyczuwała, kryje się w tej głębinie.

To właśnie on ją przyciągnął, ten nieuchwytny mężczyzna ją zafrapował – człowiek, który być mo¬że wcale nie istniał.

Udawało jej się zaobserwować go tylko przypad¬kiem, gdy zerkała niepostrzeżenie., Widziała go w sposobie, w jaki traktował innych ludzi, gdyż nigdy nie zauważyła, by niewłaściwie odnosił się do służby, by okazał się wymagający, by o kimś źle mówił.

Wyczuwała tego mężczyznę, gdy ją dotykał, gdy zapinał guziki jej sukni, gdy ostrożnie sprowadzał ją po schodach; w pocałunku, jaki ich połączył pod gołym niebem, a przez chwilę także w tawer¬nie, gdy zapomniał o swojej złości.

Ten mężczyzna pojawił się w momencie, gdy Damien zaniepokoił się na widok lorda Beech¬crofta i zrozumiał, że ich schadzka została odkryta.

A może tego mężczyzny nigdy tam nie było? Aleksa spojrzała przez okienko karety. Tego dnia na trakcie pojawiło się błoto, koła powozu wzbijały w powietrze ciężkie, czarne grudy. Wzdłuż drogi tworzyły się głębokie kałuże i tylko brodzące w nich gęsi wydawały się zadowolone.

Popatrzyła naprzód, starając się przebić wzro¬kiem linię buków i platanów, szukając zakrętu, który oznaczał, że zbliżają się do małego kościoła z białą wieżą. Tam czekał na nich Rayne. Dener¬wowała się, że jest tam tylko w towarzystwie hra¬biego.

Pomyślała o swoim bracie i o tym, że ponury na¬strój nie opuszczał go przez ostatnie trzy dni. Mo¬że je'śzcze nie jest za późno, by odwołać ślub? Mo¬głaby powiedzieć mu prawdę, przynajmniej część prawdy. Mogłaby przyznać się, że wciąż jest dzie¬wicą i że zgodziła się na małżeństwo, bo nie chcia¬ła, aby coś mu się stało. Poprosiłaby go, żeby nie wyzywał na pojedynek lorda Falona, ubłagałaby go wspólnie z Jocelyn.

I Rayne musiałby usłuchać.

Jednak – znając jego zapalczywy charakter – mógłby zareagować zupełnie przeciwnie.

Wzdrygnęła się na myśl o tym, co miało nastą¬pić, jednak podchqdziła do zbliżających się wyda¬rzeń z rezygnacją. Scieżka, którą wybrała, wydawa¬ła się niemalże przeznaczeniem. Chociaż mogła zginąć marnie niczym mała ćma, wciąż leciała w kierunku ognia.

– Jesteśmy na miejscu. – Ciche słowa Jocelyn wyrwały ją z zamyślenia. – Nie denerwuj się, ko¬chanie. Przecież byś do niego nie pojechała, gdyby był ci zupełnie obojętny. Zaufaj swojej intuicji. Ona zawsze pomaga kobiecie.

Było w tym sporo racji. Te słowa natchnęły ją otuchą, chwilowo dodały odwagi. Lecz zaraz po¬myślała o perfidnej grze hrabięgo, grze, w której niebawem miał się okazać zwycięzcą. I poczuła, jak jej żołądek zwija się w bolesną kulkę.

* * *

Damien stał obok drzwi do małej, porośniętej bluszczem kaplicy na tyłach starego kościółka. Już od wielu lat nie był w kościele, ostatni raz wtedy, gdy pochowali ojca. Miał wtedy dziewięć lat, był zagubionym, samotnym chłopcem, który starał się być odważny i siłą woli powstrzymywał się, by nie chwy¬cić się maminej spódnicy. Potem szedł za trumną do zamku, rodzinnego gniazda na wzgórzu z wido¬kiem na morze. Ojciec kochał ten widok, obaj go kochali. Ta właśnie myśl dodawała mu odwagi.

Wiatr targał mu włosy, gdy stał przy grobie, po¬wstrzymując łzy, nie pozwalając im popłynąć, jako że on był teraz naj starszym mężczyzną w rodzinie. Rzucił garść ziemi na trumnę, następnie poszedł za matką do domu. Bardzo chciał ją pocieszyć i miał nadzieję, że ona pocieszy, także jego.

Lecz ona zostawiła go samego. Następnego dnia spakowała swoje rzeczy, pospiesznie pożegnała się i wyruszyła karetą do Londynu. Powiedziała, że musi kupić odpowiednie stroje na okres żałoby, że potrzebuje spędzić trochę czasu z dala od domu i związanych z nim wspomnień o ojcu.

Był to pierwszy z jej niezliczonych wyjazdów, pierwszy raz, gdy zrozumiał, jak mało znaczył dla swojej matki. To był punkt zwrotny w jego życiu, a teraz, gdy spoglądał na ołtarz w małym parafial¬nym kościółku, czuł, że oto nadszedł kolejny taki dzień.

Myśl o małżeństwie otrzeźwiła go, bez względu na powody tego kroku. W jego życiu nie było zbyt wiele miejsca dla kobiety, przynajmniej dla stałego związku. A co z dziećmi, które ona może urodzić? Bez względu na to, jak bardzo będzie się starał te¬go uniknąć, było bardzo prawdopodobne, że po¬tomstwo się pojawi. Jakim okaże się ojcem? Z pewnością nie będzie poświęcającym się rodzi¬nie mężczyzną, takim jak jego własny ojciec, które¬go miał zaledwie przez pierwszych dziewięć lat ży¬CIa.

Rozejrzał się po kaplicy, popatrzył na migoczą¬ce świece, ustrojony bielą ołtarz, złoty kielich obok otwartej Biblii. Tuż obok niski, łysiejący wikariusz rozmawiał cicho z wysokim, potężnie zbudowanym wicehrabią, który wcześniej podszedł do niego i powtórzył swoje poprzednie ostrzeżenie.

– Radzę panu, lordzie Falon, żeby był pan dla niej dobry – powiedział – bo w całej Anglii nie znajdzie się piędź ziemi, gdzie będzie pan bez¬pIeczny.

Damien pomyślał o Aleksie i przysiędze małżeń¬skiej, którą miał wkrótce zło~ć. Wiedział, że nie powinien. Powinien odwołać ślub, zaryzykować udział w pojedynku, uciec od Aleksy Garrick i ca¬łej tej niewiarygódnej sytuacji.

Jednak na myśl o tym, że ona za chwilę pojawi się w tych drzwiach, serce zaczęło mu jeszcze gwał¬towniej łomotać w piersi. Aby zająć czymś ręce, wygładził klapy granatowego fraka, poprawił fular i mankiety śnieżnobiałej koszuli.

A może ona wcale nie przyjedzie?

Ogarnęło go jeszcze większe napięcie, a kiedy ukazała się w drzwiach, zamiast poczuć się nieswo¬jo, tak jak oczekiwał, poczuł nagłą ulgę. Niepoko¬iła go ta dziwna mieszanka emocji, jakie wzbudza¬ła w nim Aleksa, złościło go, że przez chwilę był znowu tym samym zagubionym małym chłopcem. Może dlatego wyprostował się, przybrał bezbarw¬ny wyraz twarzy, zastępując niepewność nonszalancją -.

– Dzień dobry, moja kochana. – Uśmiechnął się, podchodząc do zdenerwowanej Aleksy, która za¬trzymała się tuż za drzwiami. – Jak zwykle wyglą¬dasz cudownie. – To była prawda. Chociaż miała blade policzki, a jej jasnobłękitna suknia była trochę zbyt surowa, jeszcze nigdy dotąd Aleksa nie wydawała mu się tak piękna.

– Dziękuję – powiedziała sztywno.

Robi się późno. Myślałem, że zmieniłaś zdanie.

Uśmiechnęła się do niego boleśnie.

– Niby dlaczego miałabym zmienić zdanie?

Uniósł kąciki ust.

Rzeczywiście, dlaczego. – Odwrócił się do wi¬kariusza. – Może już zaczniemy? Przed nami dale¬ka droga, jeśli mamy dotrzeć do zamku w dwa dni. W pobliżu stała żona pastora, a obok niej po¬stawny wicehrabia ze swoją piękną małżonką Po¬za nimi w kaplicy nie było nikogo.

Do zamku? – powtórzyła stojąca za jego pleca¬mi Aleksa. Jeszcze bardziej przybladła. – Chyba nie chcesz przez to powiedzieć, że dziś wyruszamy na wybrzeże?

– Wydawało mi się, że postawiłem tę sprawę jasno. Mam pewne obowiązki, które zaniedbywałem już zbyt długo. Wyruszymy, gdy tylko wikary wypo¬wie swoje formułki.

Ale… myślałam, że przynajmniej na dzień albo dwa wrócimy do Stoneleigh. Moje kufry nie są spakowane.

Spojrzał w jej zielone jak liście oczy i zobaczył w nich desperację. Czyżby aż tak bardzo go niena¬widziła? Złościła go ta myśl, zabijała w nim wszel¬kie możliwe współczucie. – Twoja szwagierka mo¬że spakować torbę i wysłać ją do zajazdu, w którym się zatrzymamy.

– Ale…

Niebawem nastąpi noc poślubna, Alekso. Możesz być tego pewna. A czy to będzie dzisiaj, czy też pod koniec tygodnia, nie robi mi najmniejszej różnicy.

Odwróciła oczy, lecz on zdążył zauważyć lśnie¬nie wzbierających w nich łez. Coś ścisnęło go w żo¬łądku.

– Załatwmy to wreszcie – burknął, lecz gdy chwycił jej dłoń, przytrzymał ją delikatnie i położył lekko na swoim ramieniu.

* * *

Aleksa czuła się wewnętrznie rozdarta. Hrabia wydawał się rozzłoszczony, podczas gdy powinien okazywać zadowolenie 'i satysfakcję. W końcu przecież wygrał tę grę, czyż nie? Niebawem będzie zarządzał jej majątkiem, a ona będzie musiała dzielić z nim łoże.

Nigdy nie będzie w stanie go zrozumieć, poznać, co on naprawdę czuje. Zastanawiała się, co on so¬bie teraz myśli. I jak ją potraktuje dzisiejszej nocy.

Obawy obciążały ją jak ogromny kamień, gdy szła do ołtarza i czekała, aż wikariusz wypowie sa¬kramentalne słowa, które uczynią ich małżonkami. Nisko sklepione pomieszczenie zdawało się blak¬nąć, przybierać szaroniebieską barwę. Suknia była niewygodnie obcisła, jakby swoim ciężarem ciągnꬳa Aleksę ku ziemi.

Kątem oka widziała ponurą minę Rayne'a, wi¬działa, jak Jocelyn próbtlje uśmiechnąć się przez łzy. Za plecami wikarego migotały płomienie świec, jedna' z nich rozja'rzyła się na moment, pod¬sycona woskiem, lecz po chwili zgasła z cichym trzaskiem.

1 ... 9 10 11 12 13 14 15 16 17 ... 75 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название