-->

Panna Nikt

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Panna Nikt, Tryzna Tomek-- . Жанр: Современная проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Panna Nikt
Название: Panna Nikt
Автор: Tryzna Tomek
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 266
Читать онлайн

Panna Nikt читать книгу онлайн

Panna Nikt - читать бесплатно онлайн , автор Tryzna Tomek

Ksi??ka zaczyna si? od pierwszego krwi p?ynienia, ale seksu w niej niezbyt du?o, du?o natomiast nami?tno?ci, pot??nych i niszcz?cych. Bo wcale nie potrzeba szekspirowskich kr?l?w, w?adczy? ze sztyletem i r?kami we krwi, zazdrosnych dusicieli, ?eby takie nami?tno?ci pokazywa?, wystarczy podstaw?wka w niedu?ym mie?cie i kilka dziewcz?tek. Zreszt? wiadomo, ?e z si?? m?odocianych uczu? ?adne p??niejsze ?ary nie mog? si? r?wna?, ?e to w?a?nie jest wiek przysi?g, rozczarowa?, rozpaczy i dramat?w.

W?a?ciwie to nie tyle trzy bohaterki, ile jedna, dwa razy pogr??ona w zakochaniu i nie rozumiej?ca, co si? z ni? dzieje. Inaczej mo?na to uj?? jako perypetie zamaskowane urokiem i s?odycz?. Bo utw?r ten jest i powie?ci?, i ?redniowiecznym moralitetem, ognie piekielne buchaj? co chwila z gruntu wstrz?sanego podziemnym dr?eniem, szybuj? w powietrzu demony i odprawiaj? ca?e przedstawienia w snach. Czes?aw Mi?osz

Legendarna PANNA NIKT, debiut powie?ciowy Tomka Tryzny, scenarzysty i re?ysera filmowego, ukaza?a si? w w roku 1994. Wysoko oceniona przez Czes?awa Mi?osza, przeniesiona na ekran przez Andrzeja Wajd?, wesz?a na listy bestseller?w w Polsce, Holandii, Belgii i Niemczech. Przet?umaczona na 14 j?zyk?w zosta?a wydana w ca?ej zachodniej Europie, Skandynawii, na Wyspach Brytyjskich, w USA, Kanadzie, Nowej Zelandii, Australii, Brazylii.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 8 9 10 11 12 13 14 15 16 ... 53 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

A Kasia zaciska pięści i podchodzi do Magdy.

– To prawda? – mówi. – Ty mu kazałaś? Magda już nie siedzi w ławce, cofa się do drzwi.

– Wcale nie, on kłamie – mówi i ucieka z klasy. Ziębiński jęczy i prosi, żeby mu ktoś chusteczki pożyczył, ale Kawczak nie ma, a nikt inny nie chce mu dać. Boją się, że im krwią pobrudzi. Chusteczkę wyciąga Kasia. Rzuca Ziębińskiemu. Jest już spokojna, tylko że strasznie poważna. Wraca do ławki, siada i pochyla się nad rysunkiem. Tylko ona jedna w klasie teraz rysuje. Otwierają się drzwi.

Wchodzi pani wychowawczyni i pani od rysunków. Za nimi wsuwa się przestraszona Magda.

– Zaprowadźcie go szybko do higienistki – mówi pani wychowawczyni, widząc, co się dzieje z Ziębińskim. Kawczak i Magda prowadzą go już do drzwi. On płacze i kapie krwią. Wychodzą.

– Kasiu – mówi pani wychowawczyni – czy mogłabyś mi powiedzieć, czemu go uderzyłaś?

Kasia unosi głowę znad rysunku. Wstaje i mówi cicho:

– Po prostu go uderzyłam.

– Ale dlaczego?

– On nogę podstawił Marysi Kawczak – mówi któraś z dziewczynek.

– To nie powód, żeby go tak skatować – mówi pani wychowawczyni. – Marysia mogła się przecież poskarżyć pani Szot.

Kasia przerywa j ej.

– A pani Szot powiedziałaby: oj Ziębiński, Ziębiński, nieładnie, nie rób tego więcej. A tak to już nigdy nikomu nie podstawi nogi. Znam się na takich.

– Mogłaś go skrzywdzić.

– Po to go uderzyłam.

– Więc tak według ciebie wygląda sprawiedliwość? – pyta pani spokojnie, ale widać po niej, że jest zdenerwowana.

– Nawet nie to, że wygląda – odpowiada Kasia. – To jest sprawiedliwość.

– To chyba według prawa dżungli – mówi pani. Kasia kiwa głową.

– Zgadza się.

– Nie jesteśmy w dżungli, jesteśmy w szkole. Kasia śmieje się.

– To tylko kwestia słów. Nawet mądrość można nazwać głupotą, a głupotę mądrością. Podejrzewam, że nikt by tego nie zauważył.

– Nie będziemy rozmawiać w ten sposób – mówi pani.

– O, z pewnością zna pani inne sposoby – mówi Kasia z ironią. – Ludzka inteligencja nie ma przecież końca.

– Bądź tak łaskawa i schowaj swoje dowcipy na inne okazje – mówi pani.

– Z przyjemnością – odpowiada Kasia. – Już schowałam. Czy w takim razie ma pani do mnie jeszcze jakieś pytania? Bo jeśli nie, to chciałabym skończyć swój rysunek.

– Kasiu! – mówi z oburzeniem pani od rysunków. – Jak ty się odzywasz?!

– Tak się odzywam, jak się odzywam! – mówi Kasia głośno. Bierze swój rysunek, zgniata go w kulkę i rzuca na podłogę. Wrzuca do torby swoje książki i zeszyty i coraz bardziej podnosząc głos mówi:

– A co mnie to wszystko obchodzi. Jaka Kasia, jaka Kasia?! Spierdalajcie ode mnie wszyscy, i to w podskokach! Bierze torbę, mija nas, bo stoimy przy stoliku we trzy: pani Turska, pani Szot i ja, i zatrzymuje się przy jastrzębiu. Wskazuje go palcem.

– Proszę bardzo – mówi – oto wzór. Stoi grzecznie, gdzie go postawią. Problem tylko w tym, że ma ptasi móżdżek i jest wypchany. Obiecuję paniom, że ja nie dam się wypchać. Nikomu. Do widzenia.

Wychodzi trzaskając drzwiami. Panie stoją jak osłupiałe. Ja też. W klasie cicho.

– To przekracza wszelkie granice – mówi pani wychowawczyni. – Będę musiała porozmawiać z jej matką.

– A ja uważam, że to po prostu skandal – mówi nagle Ewa Bogdaj. – Powinno się ją skierować do szkoły specjalnej, bo inaczej ona nas wszystkich pozabija. Co to dla niej!

– Ewka, siadaj – mówi pani wychowawczyni.

– Chętnie, tylko niech mi pani powie, jak to jest, że ona może sobie przychodzić do szkoły kiedy chce i kiedy chce wychodzić! Czy Katarzyna Bogdańska to święta krowa? Ale przecież nie jesteśmy w Indiach. O ile mi wiadomo, ona nie ma nawet obniżonego stopnia ze sprawowania. A przecież sama pani przed chwilą powiedziała, że szkoła to nie dżungla. A mimo to dla nas jest inne prawo, i inne dla niej. A może takie same? Czy w takim razie my także możemy sobie nie przychodzić do szkoły? Pani wychowawczyni macha ręką i wychodzi.

– Jak jest wariatką, to trzeba ją oddać do szpitala dla psychicznych – kończy Ewa. Siada i zaczyna szeptać z Klaudią.

– Wracaj na miejsce – mówi do mnie pani Szot. – I proszę o ciszę. Macie już tylko dziesięć minut na skończenie rysunków.

Biorę swojego jastrzębia i wracam do ławki. Wszystko stało się przeze mnie. Powinnam Kasię wcześniej uspokoić. Jestem tchórz i gapa. Mogłam jej przecież powiedzieć, że wcale mi Ziębiński nogi nie podstawił.

Ale skąd mogłam wiedzieć, że tak się to skończy? Ona była taka spokojna i tak cicho mówiła. A ten Ziębiński, taki gruby i silny. Wcale się go nie bała. Uderzyła i już. Aż trzasnęło. Popłakał się jak mały dzieciak. Ja bym nikogo nie mogła uderzyć, nawet w nerwach. Jeszcze nigdy nikogo nie uderzyłam, chociaż mnie to nie raz. Takie byłyśmy wesołe, tak fajnie nam się rysowało.

Po co ja się wyrwałam z tym rysunkiem?

Jakbym siedziała i jeszcze rysowała, toby mi Ziębiński nogi nie podstawił i byśmy teraz siedziały z Kasią i wszystko byłoby dobrze. Nie wierzę, że to Magda kazała mu podstawić tę nogę. Po co miałaby mu kazać? Przecież nic jej nie zrobiłam.

Wracam ze szkoły i jeszcze o tym myślę. Wydawało mi się, że Ewa mnie nienawidzi. A to Kasi nienawidzi, a mnie tylko dlatego, że się z Kasią przyjaźnię. Jak ona strasznie o niej mówiła… Jak bardzo trzeba nienawidzieć, żeby o kimś tak mówić.

Przyczepił się do mnie Kawczak. Idzie obok i mówi:

– A może my jesteśmy kuzyni i nic o tym nie wiemy?.

– Może – mówię.

– Niby Kawczaków trochę na świecie jest – mówi Kawczak – ale może akurat…

Zatrzymuję się.

– Jak myślisz – mówię – czy to możliwe, żeby Magda kazała Ziębińskiemu podstawić mi nogę?

– Możliwe jest – odpowiada Kawczak. – On się w niej buja. Ale chyba nie za bardzo, bo zaraz ją wydał.

– Może tylko tak kłamał?

– Ziębiński to raczej nie kłamie – mówi Kawczak z namysłem. – Chociaż czasem lubi i skłamać. Z nim to nigdy nie wiadomo. Niby koleś, ale jak raz na matmie pan zapytał, kto puścił bąka, to zwalił na mnie, a to przecież on puścił. Dobrze mu tak, niezłą fangę dostał od Bogdańskiej, dawno mu już nikt tak nie przywalił.

– Kawczak śmieje się. – I miało się trochę rozrywki. Krwi mu poleciało chyba z pięć litrów.

– Coś ty – mówię. – Pięć litrów to cała krew, jaką ma człowiek. Jakby tyle z niego wyleciało, to już by nie żył.

– Taki gruby i czerwony na pysku jak on, to ma minimum dziesięć litrów. Pół mu jeszcze zostało. Słuchaj, ty naprawdę byłaś w Paryżu?

– Byłam – mówię. – A bo co?

– Bo wiesz, my tu teraz też jesteśmy w Paryżu.

– Jak to?

Kawczak pokazuje na chodnik pod naszymi nogami.

– Tu, gdzie stoimy, ta dzielnica, nazywa się Paryż – mówi. – Na każdej mapie możesz przeczytać. No, to cześć kuzynko, lecę.

I poleciał. Chciałam go jeszcze o coś zapytać, ale zamydlił mi głowę tym Paryżem i zapomniałam. Dziwne myśli przychodzą mi do głowy. No bo tak: Wczoraj wpadłam na Kawczaka i o mało co nie wybiłam mu zęba. Dzisiaj Kasia rozkrwawiła nos Ziębińskiemu. Oni siedzą w jednej ławce, i my z Kasią w jednej. Ale jak wpadłam na Kawczaka, to jeszcze nie wiedziałam, że będę siedziała z Kasią, jeszcze jej nie znałam. A gdybyśmy dzisiaj razem nie siedziały, toby Ziębiński nie dostał.

Spodobały mi się w klasie dwie dziewczynki. Kasia i Ewa. I okazało się, że tak podobnie się nazywają. Bogdańska i Bogdaj. Dziwne. Jakby wszystko szło parami. No bo przecież Kawczak nazywa się tak samo, jak ja…

Idę i nie wiem, co mam zrobić. Może Kasia nie chce, żebym do niej przyszła? Może ma do mnie pretensję? Może powinnam wziąć wtedy teczkę i wylecieć z klasy za nią? Ale to przecież było niemożliwe. Ja tak nie umiem. Jeszcze nigdy w życiu nie opuściłam dnia nauki. Nawet jak byłam chora, to nic mamusi nie mówiłam i szłam do szkoły. Mogło się walić i palić, a ja szłam. I to nie dlatego, że tak bardzo lubię szkołę. Po prostu: jak trzeba, to trzeba. Tak pięknie zaczął się ten dzień i aż do trzeciej lekcji było tak fajnie. A potem… Kasia sobie poszła i znów byłam cicha i wszystkiego się bałam. Gdy jestem z Kasią, to czuję się tak, jakbym była inną osobą. Starszą, mądrzejszą i wesołą. Bo normalnie to chyba nie jestem wesoła. Nigdy się tak nie śmiałam, jak przy Kasi. Przy niej to umiem nawet rozmawiać z dorosłymi, jak na przykład dzisiaj z panią Trauman od polskiego. A tak, to nawet z mamusią nie za bardzo umiem. A z tatą to prawie w ogóle nie rozmawiam. Boję się dorosłych.

Jaki ten Wałbrzych jest ładny. Szczególnie tutaj, koło rynku.

Niektóre kamieniczki są takie brudne i szare, a jednak śliczne.

Jakby zaczarowane. I uliczki takie wąskie i takie strome. Zimą można z nich zjeżdżać na sankach. Tak się tu czuję, jakbym czytała bajkę.

I tyle tu różnych sklepów. I ludzi tyle, a każdy idzie w swoją stronę, każdy coś innego ma do załatwienia. Jak mróweczki. Bardzo lubię patrzeć na mrowiska. Mogłabym godzinami stać nad mrowiskiem i patrzeć, jak się mrówki uwijają. Tylko, że zaraz włażą na nogi i trzeba uciekać.

Kretowiska też lubię. Lubię myśleć o tych wszystkich korytarzach, które są pod ziemią. Raz znalazłam małego krecika. Taki był milusi. Pogłaskałam go i wsadziłam do norki, żeby mamusia mogła go znaleźć. Tak śmiesznie ruszał łepkiem. Przyszłam na drugi dzień, a on tam dalej leżał, już nieżywy. Mamusia powiedziała, że to przeze mnie zdechł. Bo go głaskałam i tuliłam, przez co jego mamusia bała się do niego później podejść, bo czuła ludzki zapach. Ale ja przecież nie wiedziałam, że tak nie wolno. Tak czasem jest. Można komuś zrobić krzywdę niechcący.

O, już brama Kasi.

A tu drzwi, za którymi stałam wczoraj i tak strasznie się bałam.

Ale byłam głupia. Idę po schodach i mi się przypomina, jak myślałam, że Kasia to Cyganka. A tutaj udawała, że mi chce powróżyć. Staję, wyciągam rękę i wkładam ją w strumyk słońca wpadający przez świetlik. I jeszcze mi się przypomina, jak Kasia powiedziała, że za wróżenie mogę jajeczkiem zapłacić.

Dzwonię do drzwi. Raz i jeszcze raz. Czekam, czekam… nic. Może jej nie ma w domu? Może jest w kawiarni i je lody? A może siedziała przy fontannie, a ja nie patrzyłam? Zadzwonię ostatni raz i pójdę. Dzwonię. Przykładam ucho do drzwi. Cisza. Jakby grała, toby nie usłyszała, że dzwonię.

1 ... 8 9 10 11 12 13 14 15 16 ... 53 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название