Pornografia

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Pornografia, Gombrowicz Witold-- . Жанр: Современная проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Pornografia
Название: Pornografia
Автор: Gombrowicz Witold
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 522
Читать онлайн

Pornografia читать книгу онлайн

Pornografia - читать бесплатно онлайн , автор Gombrowicz Witold

Pornografia jest dzie?em wielkim. ?adna lektura ani ?adna interpretacja nie jest w stanie wyczerpa? jej sens?w, stanowi tylko form? zbli?enia, form? wydobycia tych znacze?, uj??, symboli, kt?re wydaj? si? najdono?lejsze. Wielkie dzie?o przerasta bowiem to, co jest w stanie o nim powiedzie? czytelnik i interpretator gdyby tego nie czyni?o, nie by?oby wielkim dzie?em. A Gombrowiczowska Pornografia jest nim niew?tpliwie. z pos?owia Micha?a G?owi?skiegoNa podstawie powie?ci Witolda Gombrowicza powsta? film w re?yserii Jana Jakuba Kolskiego.Chcia?em by? wierny ksi??ce, szed?em za literkami. Bez rezultatu. Gombrowicz nie jest filmowy. Ale kiedy zdoby?em si? na bezczelno?? wobec autora, ta powie?? zacz??a si? przede mn? otwiera? jak ?ywy cz?owiek. (Jan Jakub Kolski)

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 6 7 8 9 10 11 12 13 14 ... 36 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

5.

– Jak to było? – rozmyślałem leżąc na pledzie, na trawie, mając tuż przy twarzy wilgotny chłód ziemny. – Co to było? A więc ona podwinęła mu spodnie? Uczyniła to, ponieważ mogła to uczynić, pewnie, nic nadzwyczajnego, zwykła przysługa…

ale wiedziała, co robi. Wiedziała, że to dla Fryderyka – dla jego rozkoszy -

więc zgadzała sif, żeby się nią rozkoszował… Nią, ale nie samą… Z nim, z Karolem… Ach, więc jednak! Było jej wiadomo zatem, że we dwoje mogą podniecać, uwodzić… przynajmniej Fryderyka… i Karol też wiedział, przecież wziął udział w tej gierce… Ależ w takim razie nie byli tacy naiwni, jak mogło się zdawać!

Znali swój smak! I mogli znać się na tym wbrew swojej, skądinąd niemądrej, młodości, gdyż na tym właśnie młodość zna się lepiej od wieku dojrzałego, oni to byli specjalistami od żywiołu w którym przebywali, posiadali umiejętność 34 na swoim terenie wczesnego ciała, wczesnej krwi. Ale w takim razie, dlaczego w bezpośrednim ze sobą stosunku zachowywali się jak dzieci?

Niewinnie? Jeśli nie byli niewinni wooec trzeciego?! Jeśli, wobec trzeciego, byli aż tak wyrafinowani! A co najbardziej mnie niepokoiło, to iż tym trzecim był nie kto inny, tylko Fryderyk, on, taki ostrożny, tak opanowany! A tu naraz ten marsz przez park na przełaj, jak wyzwanie, jak rozpoczęcie akcji – ten marsz z dziewczyną do chłopca! Co to było? Co to być mogło? I czyż nie ja to wszystko wywołałem – podpatrzywszy go, wyciągnąłem na jaw sekretny jego szał, on stał się zobaczony w swojej tajemnicy – i teraz to zwierzę jego tajnego marzenia, wypuszczone z klatki, połączone z moim zwierzęciem, grasowało! I tak rzecz się miała obecnie, że we czworo byliśmy wspólnikami de facto, w milczeniu, w sprawie nie wyznanej, gdzie wszelkie wyjaśnienie byłoby nie do przełknięcia – gdzie wstyd dławił. Kolana jej-jego, czworo kolan, w spodniach, w sukience, (młodych)… Po południu zjawi się zapowiadany onegdaj Wacław. Urodziwy mężczyzna! Bez kwestii – rosły i elegancki pan! Obdarzony nosem dość wydatnym, ale subtelnym, o ruchliwych nozdrzach, oliwkowym spojrzeniem i głosem głębokim -

a przystrzyżony wąsik pieścił mu się pod tym wyczulonym nosem i nad pełną i pąsową wargą. Rodzaj urody męskiej, która podoba się kobietom… i one podziwiają tyleż okazałość kształtu, ile arystokratyczne wydelikacenie szczegółów, unerwienie, na przykład, dłoni długopalcowych z paznokietkami czysto wyłuskanymi ze skórki. Któż mógłby podać w wątpliwość jego stopę rasową i wysoko sklepioną, w żółtym, obcisłym buciku, tudzież jego uszy zgrabne i niewielkie?

Czyż nie były interesujące, a nawet rozkoszne, te zatoczki nad czołem, które czyniły go bardziej intelektualnym? A ta białość cery, czyż nie była białością trubadura? Zapewne, efektowny pan! Zdobywczy mecenas! Dystyngowany adwokat!

Znienawidziłem go fizycznie od pierwszej chwili, nienawiścią zmieszaną ze wstrętem, zaskoczoną własną gwałtownością i świadomą swej niesprawiedliwości -

bo przecież był pełen szarmu i comme U faut. Wszak nie było słuszne i sprawiedliwe czepiać się takich drobnych niedoskonałości, jak, powiedzmy, niejaka pulchność i okrągłość zarysowująca się z lekka na policzkach i dłoniach, błąkająca się w okolicach brzucha – przecież to także było dystyngowane. A może drażniło mnie nadmierne i nieco lubieżne wyrafinowanie organów, usta zbyt nadające się do smakowania, nos nazbyt subtelny w wąchaniu, palce wytrawne w macaniu – lecz przecież to właśnie czyniło go amantem! Nie jest wykluczone, że zrażała mnie jego niemożność nagości – gdyż to ciało potrzebowało kołnierzyka, spinek, chusteczki do nosa, kapelusza nawet, było ciałem w bucikach, domagającym się koniecznie tych toaletowo-konfekcyjnych uzupełnień…

ale kto wie, czy nie raziło mnie najbardziej przetworzenie pewnych wad, jak początkująca łysina, lub miękkość, na atrybuty elegancji i szyku. Cielesność zwykłego chama tę ma ogromną przewagę, że cham nie zwraca na nią uwagi, wskutek czego ona nie razi, choćby była skłócona z estetyką – lecz mężczyzna który siebie pielęgnuje, wydobywa, uwypukla cielesność i dłubie się w niej, babrze, a wtedy każdy defekt staje się zabójczy. Skądże jednak we mnie taka wrażliwość na ciało? Skąd ta pasja podglądania wstydliwego i niechętnego, jakby z kąta?

Musiałem mimo wszystko przyznać, że przybysz zachowuje się niegłupio, nawet z dużą klasą. Nie puszył się, mówił niewiele i niezbyt głośno. Był wielce uprzejmy. A uprzejmość, skromność, wynikały z jego doskonałego wychowania, ale były też wrodzone jego niepowierzchownej naturze, która odbijała się w spojrzeniu i zdawała się głosić: szanuję ciebie, ty mnie szanuj. Nie, wcale nie był sobą zachwycony. Znał swoje braki i wolałby zapewne być inny, niż był – ale był sobą w sposób możliwie kulturalny i rozumny, z godnością, i wyglądało, że choć z pozoru miękki i delikatny, jest w gruncie nieustępliwy i nawet zawzięty.

A cała ta jego kultura cielesna nie pochodziła bynajmniej ze słabości, tylko była wyrazem jakiejś zasady i to prawdopodobnie moralnej, traktował ją jako swój obowiązek wobec innych, lecz także wyrażało to jakąś rasę, styl, bardzo stanowcze, bardzo określone. Posta-36 nowił widać bronić swoich wartości, takich jak subtelność, delikatność, czułość, i bronił ich tym usilniej im bardziej historia zwracała się przeciw nim. Przybycie jego wywołało szczególnie zmiany w naszym światku.

Hipolit ni to wjechał na szyny, zaniechał szeptów do siebie i gorzkich zamyśleń, było to jak gdyby udzielono mu pozwolenia na wydobycie z szaf swoich dawno nie używanych garniturów i paradował w nich z rozkoszą – tubalny, radośnie gościnny szlagon, bez żadnych zastrzeżeń. – No, jak tam? Co tam? Wódka grzeje, wódka chłodzi, wódka nigdy nie zaszkodzi! A pani również zatańczyła w swoich zwiewnych żalach i, ruszając na wsze strony paluszkami, roztoczyła szal swych gościnności.

Fryderyk odpowiedział na szacunek Wacława najgłębszym szacunkiem; ustąpił mu we drzwiach i dopiero na lekkie skinienie tamtego, wszedł pierwszy, ale jakby stosując się do jego woli – był to Wersal. Po czym rozpoczął się prawdziwy konkurs uprzejmości, wszelako, rzecz ciekawa, każdy z nich sobie świadczył przede wszystkim, nie drugiemu. Wacław od pierwszych słów zmiarkował, że ma do czynienia z kimś niepospolitym, ale był zbyt towarzysko wyrobiony aby to podkreślać – natomiast godność, którą przypisywał Fryderykowi, wpłynęła pobudzająco na jego poczucie własnej godności, zapragnął być d la hauteur i traktował siebie jak w rękawiczkach. Fryderyk, asymilując z niezwykłą skwapliwością tego ducha arystokratycznego, zaczął także wysoko się nosić – udzielał się od czasu do czasu rozmowie, ale jak ktoś, czyje milczenie byłoby dla wszystkich niezasłużoną katastrofą. I oto naraz jego lęk przed niepoprawnością stał się w nim wyższością i dumą! A co do Heni (która była właściwym obiektem tej wizyty) oraz Karola, to nagle wyzbyli się wszelkiej doniosłości. Ona usiadła na krześle pod oknem i była potulną panienką, a on wyglądał jak brat asystujący konkurom o siostrę i oglądał ukradkiem ręce, czy nie brudne.

Cóż za podwieczorek! Ciasta, i konfitury znalazły się na stole! Potem wyszliśmy do ogrodu, gdzie królował roz-słoneczniony spokój. Przed nami szła młoda para, Wacław z Henią. My, starsi, z tyłu, żeby nie krępować… Hipolit i pani; Maria, cokolwiek wzruszeni, z lekka figlarni, a obok ja z Fryderykiem, który opowiadał o Wenecji.

Wacław o coś ją rozpytywał, coś jej tłumaczył, ona zaś, zwracając ku niemu główkę, uważną i życzliwą, wymachiwała źdźbłem trawy.

Karol szedł z boku po trawie, jak brat znudzony konkurami o siostrę, nie miał nic do roboty.

– Przechadzka jak sprzed wojny… – powiedziałem do pani Marii, a ona zatrzepotała rączką. Zbliżaliśmy się do stawu.

Ale rozwałęsanie Karola zaczęło przybierać na sile, wzmagało się, widać było, że nie wie co robić, a ruchy jego były jakby wstrzymywane w niecierpliwości, ścinanej nudą – a zarazem, powoli, wszystko co Henia mówiła do Wacława zaczęło być dla Karola, choć słowa do nas nie dochodziły – cały jej sposób istnienia znów nieuchwytnie związał się z (chłopcem) i to za jej plecami, z tyłu, ponieważ nie odwracała się, nie wiedziała nawet że Karol nam towarzyszy. I ta, już prawie narzeczeńska jej rozmowa z Wacławem, ulegała pod działaniem (chłopca) wlokącego się za nią, gwałtownej deprecjacji, ona zaś sama jęła mienić się jakimś przewrotnym znaczeniem. Rozkochany prawnik nachylił jej gałąź głogu aby sobie urwała i była w tej chwili bardzo wdzięczna i może wzruszona – ale to nie kończyło się na Wacławie, lecz szło do Karola i tam stawało się tępo młode, szesnastoletnie, głupio lekkomyślne i rozwałęsane… więc było ściąganiem w dół uczucia, odbieraniem mu wagi, przerabianiem na rodzaj gorszy, niższy, urzeczywistniający się gdzieś poniżej, tam gdzie ona była szesnastolatką z siedemnastolatkiem, w ich wspólnej niedostateczności, w ich młodości.

Okrążyliśmy kępę leszczyny nad stawem i ukazała się baba.

Ta baba zajęta była praniem w stawie bielizny, a widząc nas stanęła frontem i wlepiła w nas ślepia – baba już w latach, przysadzisty i piersisty kocmołuch, dość wstrętna, tłusto jełka i brudno starawa z małymi oczkami. Przyglądała się z packą drewnianą w ręce.

Karol oderwał się od nas, poszedł do baby jakby jej miał 38 coś do powiedzenia.

I znienacka zadarł jej kieckę. Zaświeciła biel jej podbrzusza i czarna włosów plama! Wrzasnęła. Wy-. rostek dodał do tego gest nieprzyzwoity i odskoczył – wracał do nas po trawie jakby nigdy nic, a babsko rozwścieklone palnęło za nim jakieś wyzwisko.

My niceśmy na to nie powiedzieli. Zbyt niespodziewane i zbyt rażące – świństwo, które wjechało nam brutalnie, rozkraczone… a Karol znów szedł z nami i najspokojniej rozwałęsany. Para Wacław-Henia, pogrążona w rozmowie, znikała za zakrętem – może i nic nie zauważyli – a my za nimi, Hipolit, pani Maria trochę spłoszona, Fryderyk… Co to? Co to? Co się stało? Oszołomienie moje nie z tego się brało, że on dopuścił się wybryku – z tego że wybryk, choć tak rażący, stał się od razu, w innej tonacji, w innym wymiarze, czymś naj naturalnie j szy m w świecie… i Karol szedł teraz z nami, nawet – pełen wdzięku, z wdziękiem dziwnym wyrostka rzucającego się na stare baby, z wdziękiem, który rósł mi w oczach a którego natury nie rozumiałem. Jak mogło to świństwo z babą obdarzyć go świetnością takiego uroku? Czar bił z niego, niepojęty, a Fryderyk położył mi rękę na ramieniu i mruknął, prawie niedosłyszamie:

1 ... 6 7 8 9 10 11 12 13 14 ... 36 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название