Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – I
Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – I читать книгу онлайн
Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.
O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Zaproszenie do gestapo nastąpiło jednak znacznie wcześniej, niż był przypuszczał. Zanim dotarł na Kurfurstendamm, przy krawężniku przyhamował czarny samochód. Wyskoczył zeń Fritz Schabe i w miarę grzecznie zaprosił Klossa do wnętrza. Siedząc między SS-manami o twarzach równie nieruchomych jak wartownicy u Canarisa, porucznik rozważał dwie sprawy, które wydawały mu się teraz najistotniejsze: czy Mueller wie, o jego wizycie u Boldta i co robić z czarną teczką? Jeśli potraktują go jak aresztowanego, odbiorą teczkę. A wówczas… Poczuł gorycz w ustach. Koniec, a on nie ma przy sobie cyjanku. Czy wytrzyma? Należy starać się doprowadzić gestapowców do pasji; istnieje wówczas szansa, że zastrzelą dostatecznie wcześnie.
W gabinecie Muellera paliło się jaskrawe światło. Kloss siedział na krześle pośrodku pokoju. Teczkę trzymał na kolanach. Powinien zdążyć sięgnąć ręką do wnętrza; ta świadomość działała uspokajająco. Powracała doń powoli pasja gracza, namiętność pokerzysty, której się czasem wstydził, a która przecież pomagała w najtrudniejszych chwilach.
– Gadaj, gdzie jest Ingrid Kield?! – ryczał Mueller. Kloss milczał.
– Gadaj! – wrzasnął gestapowiec. Metody tego specjalisty były jednak dość prymitywne.
– Chciałbym ci przypomnieć – powiedział Kloss – że rozmawiasz z niemieckim oficerem.
Przez chwilę myślał, że Mueller go uderzy; widział jego twarz bardzo blisko: wytrzeszczone oczy i latającą grdykę. Gestapowiec opanował się jednak.
– Nie chce pan mówić – wycedził. Akcentował słowo „pan". – Myśmy mieli do czynienia z rozmaitymi niemieckimi oficerami.
– Nie wiem – oświadczył spokojnie Kloss. – Niestety, nie udało mi się ustalić, gdzie jest Kield.
Jego chłód i poprawność wyprowadzały Niemców z równowagi.
– Czego dotyczyła konferencja z admirałem? – rzucił pytanie Mueller.
Więc to wiedzą – pomyślał Kloss.
– Proszę zatelefonować do admirała – odpowiedział natychmiast.
– Pan z nas kpi! – wrzasnął Mueller – Pan chyba nie miał nigdy do czynienia z gestapo. Skąd pan wie, czy pan w ogóle stąd wyjdzie… Ja… – zachłysnął się własnymi groźbami.
Teraz – pomyślał Kloss. Zerwał się z krzesła. Jego wrzask nie ustępował w niczym wrzaskowi Muellera.
– Wstyd mi za was! – ryczał Kloss. – Zachowujecie się jak prości SS-mani! Jak traktujecie oficera, który chce z wami współpracować! Jak wroga!
– Pan chce z nami współpracować? – powtórzył Mueller. Na jego twarzy odmalowało się zdziwienie. – Może papierosa, oberleutnant?
Krzyk działa na nich jednak bez pudła – pomyślał Kloss.
– Chętnie zapalę – powiedział.
– Więc porozmawiajmy rozsądnie. Niechże pan siada. Czy rozmowa z admirałem dotyczyła Ingrid Kield?
Kloss zaciągnął się papierosem. Czuł się właśnie jak pokerzysta, który ma dwie pary i nie może dopuścić do sprawdzenia. Przeciwnik posiadał przynajmniej fula.
– I tak, i nie – oświadczył.
Na twarz Muellera powróciła nieufność.
– Co to znaczy? – warknął.
– Admirał – mówił powoli Kloss – chciałby bardzo wiedzieć, dlaczego interesuje was Ingrid Kield. Zrugał nas, to znaczy mnie i Schultza, za to, że wypuściliśmy ją z rąk. Uważa, że była do wykorzystania.
– Ach, tak! – trudno było poznać, czy Mueller wierzy.
– Więc sądzi pan, że admirał nie wie, gdzie jest ta Kield?
– Nie wie – rzekł Kloss. Myślał jednocześnie, że nie jest wcale wykluczone, że Canaris zechce go któregoś dnia sprzedać; nie dałby grosza za lojalność szefa niemieckiego wywiadu, teraz nie mógł jednak grać inaczej.
– Przypuszczaliśmy-mówił Mueller – że jednak abweh-rowcy maczali w tym palce. Sprzątnęli nam znakomitą agentkę -wrzasnął, me panując znowu nad sobą – bo zazdroszczą mi sukcesów. Canaris chciałby dowieść fuehrerowi, że tylko jego aparat się liczy. Ale to mu się nie uda.
– Panie standartenfuehrer – powiedział Kloss i znowu poczuł powiew wielkiej gry – wczoraj wieczorem byłem z Ingrid w „Złotym Smoku". Widziałem, jak w barku rozmawiała z jakimś młodym człowiekiem po cywilnemu…
– Obaj gestapowcy słuchali z ogromną uwagą, a Kloss snuł dalej swój fantastyczny wątek. – Nie przywiązywałem do tego oczywiście wagi, zapomniałem nawet o tym, dopiero dzisiaj późnym wieczorem skojarzyłem jakoś ten fakt ze zniknięciem… (Jeśli jednak Boldt wypuści Ingrid, będę pięknie wyglądał – myślał. Nie wierzył już, po rozmowie z admirałem, by to było możliwe). Otóż…
– Jak wyglądał ten mężczyzna?! -wrzasnął Mueller.
– Wysoki. Twarz szczupła, pociągła. Charakterystyczna szrama na policzku, podobnie jak u pana Schabego…
Urwał. Muller spojrzał podejrzliwie na swego pomocnika.
– Nie słyszałem, niestety, rozmowy, ale gdy ich mijałem, parę słów utkwiło mi w pamięci: jutro w Poczdamie.
– Dlaczego pan nic nie mówił?
– Byłem zazdrosny o Ingrid. Sądziłem, że chodzi o jakąś randkę. W nocy objeździłem Poczdam…
– Ach, więc był pan motocyklem w Poczdamie?
– Tak – powiedział Kloss.
– Schabe! – zawołał Mueller. – Rezerwa i do Poczdamu! Chce pan jechać z nami?
– Nie. Wolę już wrócić do domu – oświadczył. – Myślę, że mam dosyć na dzisiaj.
8
Tego się jednak nie spodziewał. Gdy weszli do garażu w głębi jakiegoś podwórka i gdy spojrzał na ich twarze, chłodne, zdecydowane, zrozumiał, że najtrudniejsze ma jeszcze przed sobą. Czekali na niego niedaleko gmachu gestapo. Wychynęli z cienia i ujęli go pod ramiona… Schultz i Stolp: elegancki Schultz i toporny adiutant Boldta z głową przewiązaną bandażem.
– Oszaleliście! – powiedział.
Wprowadzili go, ciągle milczący, do tego garażu i tam obaj wyciągnęli broń. Pistolet Klossa Schultz schował do kieszeni płaszcza.
– Hans – rzekł – Hans, frajerze… myślałeś, że nas nabierzesz. Mówiłem ci: nie opuszczaj „Złotego Smoka". Wdepnąłeś w paskudną historię, chłopcze.
– Pracujecie razem – stwierdził Kloss. – Domyślałem się tego.
– Nie cackaj się z nim! – warknął Stolp: – To on mnie tak załatwił. – Przejechał ręką po czole. – Gadaj! – zwrócił się do Klossa – co powiedziałeś Muellerowi?
Kloss parsknął nagle śmiechem. Wyjątkowo idiotyczna sytuacja! Co za kłębowisko! Patrzyli na niego jąkną wariata…
– Gadaj! – ryknął Stolp.
– Głupku – rzekł Kloss – gdybym cokolwiek im powiedział, nie udawalibyście tutaj bohaterów. Zresztą: sprawdźcie to za godzinę: Mueller nie przyjdzie do Boldta i nie znajdzie panny Kield.
– To już nie ma przecież znaczenia. – powiedział Schultz. – Ta dziewczyna uciekła.
Tym razem udało mu się wyprowadzić Klossa z równowagi. Więc wszystko na próżno. Cała misterna konstrukcja rozsypała się jak domek z kart. Ingrid Kield jest znowu na wolności! Śmiertelna groźba zawisła nie tylko nad łączniczką! Nad nim także.
– Idioci! – wybuchnął. – Jak mogliście pozwolić jej uciec! Niech was… – wolałby kląć po polsku. Niemieckie wiązanki nie miały tej soczystości.
Obaj oficerowie patrzyli na mego z ogromnym zdumieniem. Ten wybuch był na pewno szczery; nie mogli w to wątpić.
– Więc ty nie pomogłeś jej uciec? Oni myśleli, że to on! No, oczywiście, mieli podstawy, by tak myśleć. Teraz nic nie rozumieją.
– Nie będę ukrywał – powiedział Schultz – że jesteśmy w kiepskiej sytuacji. Ingrid Kield wie zbyt dużo. Ty też wiesz dużo…
– Ale ciebie tu mamy – dokończył Stolp i odbezpieczył broń.
– Przykro mi, Hans. – Schultz również odbezpieczył pistolet.
– Schowajcie te pukawki. – W głosie Klossa nie było lęku. Tylko wściekłość. -Jesteście durnie, przeklęte durnie! Cała wasza oficerska konspiracja to dziecinna zabawka, cukierek dla gestapo… Zachowujecie się jak pajace… Co ty myślisz, Schultz, że nie umiałem się zabezpieczyć? W razie mojej śmierci list do Kirsthovena trafi we właściwe ręce – teraz wykładał swoje atuty. Musiał je wyłożyć! A że nieco bluffował…
– Ty wiesz! – krzyknął Schultz.
– Wiem… I jeszcze więcej. Chcę was uratować, idioci, jeszcze tym razem chcę was uratować… Schowajcie nareszcie te pukawki!… Chociaż pożytek z was, na dobrą sprawę, żaden… Nic nie jesteście warci, panowie oficerowie…
Schultz wepchnął pistolet do kabury. Stolp po chwili wahania uczynił to samo.
– Chciałbym cię, Hans, traktować jak sprzymierzeńca – rzekł.
– Traktuj, jak chcesz – Kloss wzruszył ramionami.
Potem będzie rozplątywał tę sprawę i rozegra ją do końca. Teraz interesowało go co innego:
o której uciekła Ingrid, w jaki sposób, ile jeszcze mają czasu. Właśnie to: ile zostało jeszcze czasu.
Q Wchodził na schody domu przy Albertstrasse. Rozu-x mował tak: Ingrid może postąpić dwojako: albo wróci do domu i od siebie zadzwoni do Muellera, albo z willi Boldta pójdzie do gestapo i przyjedzie tu z Muellerem po swoje rzeczy. Dotarcie do śródmieścia o tej porze musiało jej zająć przeszło godzinę. Na dworcu powinna być o drugiej rano, by wydać jadącą z Paryża łączniczkę w ręce gestapo. Pociąg do Sztokholmu miała dwie godziny później. Należy więc przypuszczać, że te dwie godziny spędzi na dworcu. Spojrzał na zegarek: była pierwsza minut pięć. Jeśli Ingrid chce zdążyć po rzeczy, powinna być najpóźniej za dwadzieścia minut.
Nagle przyszedł mu do głowy nowy pomysł: a gdyby zaryzykować?
Drzwi mieszkania były zamknięte na klucz. Kloss wsłuchiwał się długo w panującą wewnątrz ciszę, potem wydobył z kieszeni swój cudowny scyzoryk. Zamek ustąpił ławiej niż poprzednio. W mieszkaniu nic się nie zmieniło; panował tu ten sam nieład, sukienki Ingrid leżały na podłodze. Kloss podszedł do telefonu: nakręcił numer Muellera. Był pewien, że zastanie hauptsturmfuehrera w gestapo. Czeka na meldunki; jego grupy operacyjne przeszukują Poczdam. Usłyszał wrzask. Mueller wrzeszczał nawet przez telefon. Przyłożył chusteczkę do ust i zmieniając głos powiedział:
– Panna Kield jest u siebie w mieszkaniu!
– Kto mówi? – spytał Mueller.
Kloss przerwał połączenie. Szef gestapo powinien tu być w ciągu najdalej dwunastu minut. Otworzył swoją czarną teczkę i nastawił „zabawkę" z plastyku na pierwszą minut trzydzieści pięć.