Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – I
Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – I читать книгу онлайн
Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.
O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Kloss? Wydawało się jej, że wieczór spędzony w „Złotym Smoku" należy do niezmiernie odległej przeszłości., Kiedy to było?
– Klossowi zależało na tym, żeby nie pojechała pani rannym pociągiem do Sztokholmu. Dlaczego? Słyszy mnie pani?
– Słyszę – powiedziała niechętnie… Klossowi zależało… Pomyślała, że Mueller poszukuje jej niecierpliwie i że jeszcze jeden człowiek, człowiek, którego miała spotkać na dworcu, znajdzie się niedługo w śmiertelnym niebezpieczeństwie… – Niech pan mnie puści -szepnęła.
– Najpierw wszystko pani powie. Proszę się zastanowić. Daję czas do rana.
Piwnica, do której ją znów przyprowadzono, była duszna i wilgotna. Wysoko, nad twardą ławką, znajdowało się szczelnie zamknięte, zakratowane okienko. Na kamiennej podłodze żołnierz Wehrmachtu postawił szklankę herbaty i talerz z chlebem posmarowanym margaryną i powidłami. Nie zamierzali jej głodzić.
– Nie będę jadła – powiedziała Ingrid.
Żołnierz, młody chłopak w hełmie i z automatem, oglądał ją z niemal żarłoczną ciekawością… Może widział ją na scenie? Może nigdy nie miał do czynienia z kobietami takimi jak ona, z kobietami z innego świata.
_ Niech pani je, Fräulein – szepnął łagodnie. Potem rzucił na ławkę swój płaszcz. – W nocy jest zimno.
Wyszedł, ostrożnie zamykając drzwi za sobą. Usłyszała szczęk klucza. W drzwiach znajdowało się coś w rodzaju judasza, wąskie okienko, a właściwie szczelina, przez którą zobaczyła, ciemny korytarzyk i żołnierza tkwiącego na stołku pod ścianą. Automat postawił obok siebie, zdjął but, skarpetkę i masował sobie stopę. W domu panowała już zupełna cisza. Ingrid krążyła na wąskiej przestrzeni między drzwiami a ławą, liczyła kroki, strając się nie myśleć, nie czuć, nie pragnąć. A jednak czuła i pragnęła. Wiedziała, że musi stąd wyjść, że znowu ogarnia ją żądza zemsty, a potem…, Wiedziała już, co będzie potem i me czuła lęku…
Po paru minutach miała już gotowy plan; żal jej było trochę tego żołnierzyka, który rzucił na ławkę swój płaszcz, ale nawet, gdyby musiała zabić, zabiłaby bez wahania.
Rozpięła bluzkę, zaczęła, walić do drzwi, potem krzyknęła… Szczęknął zamek, stał na progu, z automatem na ramieniu.
– Co się stało, Fräulein?
– Duszno mi – krzyknęła. – Nie mam czym oddychać. Proszę otworzyć okno. Dla mnie za wysoko.
Spojrzał w górę, na zakratowaną szczelinę, stanął na ławce, przeszkadzał mu jednak automat, oparł go więc o ścianę.
Wszystko przebiegało tak, jak sobie wyobrażała. Mocował się z tym oknem, bo było zawarte na głucho; wreszcie ustąpiło. Ostrożnie schodził z ławy i właśnie w tej chwili Ingrid chwyciła automat i z całej siły uderzyła go kolbą po głowie. Stoczył się z ławy, a właściwie usiadł na podłodze i na jego twarzy zastygł wyraz zdziwienia. Wybiegła na korytarz.
Schody prowadziły do jakiejś sieni, obszernej i ciemnej. Ingrid wymacała drzwi, otworzyła je ostrożnie, znalazła się w kuchni. Zobaczyła duże okno i księżyc wiszący nad ogrodem. W całym domu panowała cisza. Była wolna. Za chwilę wyskoczy przez okno i sforsuje płot okalający willę. Znajdzie się w odległej, nie znanej sobie dzielnicy Berlina. Ruszy piechotą ku śródmieściu.
7
W czasie, kiedy Ingrid Kield rozmawiała z generałem von Boldtem, Kloss szedł długim, znakomicie oświetlonym korytarzem gmachu Abwehry. Oficer dyżurny otworzył drzwi; znaleźli się w pierwszym sekretariacie. Kapitan siedzący przy biurku spojrzał na Klossa i podniósł słuchawkę telefonu. Zameldował, poczekał na odpowiedź i wreszcie warknął:
– Proszę iść dalej.
Ten ceremoniał został powtórzony jeszcze dwukrotnie. Przed każdymi drzwiami stał podoficer Wehrmachtu, wyprostowany i obojętny, przypominający raczej posąg niż wartownika. Kloss był kiedyś u admirała, znał ten ceremoniał, który wówczas wydawał mu się bardziej śmieszny niż groźny. „Metoda wpływania na wyobraźnię" – myślał czekając w ostatnim sekretariacie przed biurkiem już nie kapitana, ale podpułkownika.
Gdy wjechał na parking Abwehry, żeby odstawić motocykl, i zobaczył Schultza, od razu zrozumiał, że generał von Boldt zdążył szybciej, niż on był przypuszczał, wykonać następny ruch.
– Sam stary chce cię widzieć – powiedział Schultz. -Natychmiast!
Więc Boldt zatelefonował do admirała! Czyżby to Canaris za pośrednictwem starych Prusaków szukał kontaktów z amerykańskim wywiadem? Kloss rozumiał, w jak bardzo niebezpiecznej znalazł się sytuacji. Admirał to nie Boldt! Wszystkie atuty, które Kloss posiada, mogą się natychmiast obrócić przeciwko niemu. Zamierzenia szefa niemieckiego wywiadu pozostaną tajemnicą, ten stary gracz nigdy niczego nie robi wprost, intrygi, które mota, są zawsze wielopiętrowe; może rozgrywa Boldta przeciw Himmlerowi, a może zamierza sprzedać Boldta, zyskując zaufanie fuehrera, bo to właśnie on, a nie Kaltenbrunner wpadł na ślad spisku… Nie wiadomo zresztą, co mu Boldt powiedział. Jaką więc przyjąć taktykę? Kloss zdecydował, że istnieje tylko jedna szansa…
– Teczkę i broń proszę zostawić w sekretariacie -oświadczył podpułkownik. Otworzył szerokie drzwi.
Od progu do biurka umieszczonego w głębi ogromnego pokoju – kilkanaście kroków. Kloss szedł jak na placu ćwiczeń, a potem zastygł patrząc na admirała, drobnego i niepozornego pod wielkim portretem fuehrera. Szef oglądał go z miernym zainteresowaniem znudzonego zwierzchnika. Jego twarz przypominała drapieżnego ptaka.
– Hans Kloss -powiedział-porucznik. Dla kogo pan pracuje?! – krzyknął.
Kloss wiedział, że odpowiedzi muszą być udzielane natychmiast i bez namysłu. Wszystko zależy od tego, czy ten specjalista od tajnej wojny uzna wiarygodność jego słów.
– Pracuję dla pana, panie admirale!
– Dlaczego interesuje pana Ingrid Kield?
– Zakochałem się w niej – odpowiedź Klossa udzielona została bez sekundy wahania.
Admirał milczał. Przyglądał się znowu Klossowi i rozważał zapewne tę odpowiedź. Mierzył jej prawdopodobieństwo.
– Pan jest chyba idiotą, Kloss! – warknął.
– Tak jest, panie admirale – oświadczył natychmiast porucznik. Miał ciągle nadzieję; byłoby to niezłe wyjście, gdyby Canaris uwierzył, że Kloss jest postacią raczej komediową. Niezręczny kochanek zaplątany w rozgrywkę, której sensu nie jest w stanie zrozumieć.
– Więc to już ustaliliśmy – uśmiechnął się nagle nieco łagodniej admirał. – A teraz szybko, co pan wie!
Trzeba naprawdę mówić szybko, bez wahań, bez dobierania słów. Admirał może rozpoznać natychmiast każdy fałszywy ton. Kloss opowiedział więc, że zniknęła Ingrid, on postanowił jej szukać na własną rękę i w tym celu udał się do jej mieszkania. Tam zaskoczył Stolpa, adiutanta generała von Boldta, który mu wyznał, że poszukuje z rozkazu swego zwierzchnika jakiegoś listu.
– Byłem pewien, panie admirale – mówił Kloss – że chodzi o listy miłosne generała pisane do panny Kield. Panna Kield nie chciała mu ich zapewne zwrócić, a generał obawiał się kompromitacji. Podejrzewałem, że generał usiłował pertraktować z panną Kield i że znajduje się ona u niego w mieszkaniu. Przyznaję, działałem pod wpływem zazdrości i lęku o moją dziewczynę…
Czy uwierzy? Czy istnieje jakakolwiek szansa, żeby przełknął tę bajeczkę?
– Szantażował pan generała?
– Sądzę, panie admirale, że to określenie nie jest właściwe.
Admirał znowu rozważał odpowiedź. Przymknął nawet oczy; był pewno bardzo zmęczony, jego twarz wydawała się niemal szara.
– Pan kłamie, Kloss – powiedział wreszcie cicho. -Dość umiejętnie, ale kłamie. Pan nie jest takim idiotą, jakiego chciałby zagrać w moim gabinecie.
– Jestem szczery, panie admirale! – zawołał porucznik. Czuł jednak, że od przeciągnięcia struny dzieli go tylko krok.
– Szczerość! – skrzywił się admirał – W naszej służbie! Słyszałem coś niecoś o panu. Dobrze… jestem gotów przełknąć tę wersję – jego głos zabrzmiał ironicznie. – Zakładam, że nie chce pan sprawiać zwierzchnikowi kłopotów… głupstwami. Bo to głupstwa, prawda? -Pojawiły się władcze tony. -Jeśli obaj coś wiemy, to znaczy, jeśli pan sądzi, że ja wiem również, jest to tylko przypuszczenie. Rozumiemy się?
– Tak jest – odpowiedział Kloss.
– Należy więc milczeć. Pan już o wszystkim zapomniał.
I przypomni sobie tylko na wyraźny mój rozkaz. Jeśli taki rozkaz wydam, wówczas pańska pamięć ulegnie od świeżeniu. A gdyby chciał pan popracować dla kogo innego, znajdę pana choćby pod ziemią. Człowiek Muellera rozmawiał z panem i Schultzem przed paroma godzinami, tak?
– Tak jest.
– Ich interesuje ta sprawa. Sądzę, że wersja, jakoby generał von Boldt miał mieć cokolwiek wspólnego z Ingrid Kield, jest wyłącznie produktem pańskiej fantazji. Może się panu przyśniła.
– Takjest!
Admirał uśmiechnął się cierpko.
– Pańskie stany emocjonalne nic mnie nie obchodzą, Kloss, ale o Ingrid Kield niech pan zapomni. Na zawsze.
Kloss wziął z sekretariatu płaszcz i teczkę. Chyba nie zaglądali do teczki! Gdyby zaglądali, miałby niewielkie szansę opuszczenia tego gmachu. Wymacał przez cienką skórę kształty swej zabawki z plastyku. Jest!
Ruszył powoli szerokim korytarzem, mijając wartowników przy drzwiach. Te żywe posągi wydawały się go nie dostrzegać. Odetchnął pełną piersią dopiero wówczas, gdy znalazł się na ulicy. Nie żywił jednak żadnych złudzeń; to nie był koniec, ta noc przyniesie mu zapewne jeszcze niejedną niespodziankę. Przecież Mueller i jego ludzie szukają Ingrid Kield po całym Berlinie; czy haupt-sturmfuehrer kazał go obserwować? Jeśli nawet tak, Kloss sądził, że udało mu się zgubić pieski gestapo na drodze ze sztabu do Boldta. Nie był jednak pewien. Postanowił iść do domu i oczekiwać wezwania Muellera; nie wątpił, że nastąpi.
Najgorsze jest to – myślał – że znalazłem się między Canarisem i Kaltenbrunnerem. Ma to jednak także dobre strony. Informacja o intrygach Abwehry i próbach nawiązania kontaktu z Amerykanami przyda, się centrali. Trzeba patrzeć na ręce sprzymierzeńców! A spisek oficerski?
Mimo woli wydął pogardliwie wargi; nie ufał im oczywiście, tym panom w mundurach, spełniającym wszystkie rozkazy fuehrera na wschodzie i na zachodzie. Był gotów ich ratować przed gestapo, jeśli to okaże się możliwe, ale nic więcej. Tak czy inaczej, pan hauptsturmfuehrer Mueller wiele się od niego nie dowie.