-->

Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – II

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – II, Zbych Andrzej-- . Жанр: Классическая проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – II
Название: Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – II
Автор: Zbych Andrzej
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 183
Читать онлайн

Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – II читать книгу онлайн

Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – II - читать бесплатно онлайн , автор Zbych Andrzej

Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.

O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 54 55 56 57 58 59 60 61 62 ... 81 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Podczas bitwy – powiedział Levon – wszystko przebiega zazwyczaj inaczej, niż to planowano przed bitwą.

– Patrzcie! – krzyknął nagle Staszek. – Baśka od Glas-sa! Jak się tu dostała?

Istotnie, przez halę fabryczną szła Baśka Stecka.

4

Podjął to ryzyko. Nie miał właściwie wyboru: był to jedyny sposób dotarcia do fabryki. Uwierzył w uczciwość tej dziewczyny. Sierżant Kosek miał wątpliwości: a jeśli prowokacja? A jeśli ją złapią i wszystko z niej wyduszą? Jeśli, jeśli… Niebezpieczeństwo groziło na każdym kroku, ale nie od dzisiaj, od pięciu niemal lat, i wydawało się Klossowi wręcz nieprawdopodobne, że nigdy dotąd… Skręcił w szeroką aleję, wzdłuż której stały wille bogatych obywateli Kolbergu. Za chwilę zobaczy profesora Glassa i przeprowadzi rozmowę, której wyniku nie można przewidzieć. Co warte są jego karty? Właściwie tylko jedna: syn Glassa w polskiej niewoli. Wyłoży ją niechętnie, ale wykładając powie Glassowi wszystko i sam znajdzie się wpułapce. Wówczas… Pozostanie tylko jedna możliwość… Nie chciał o niej myśleć, myślał ciągle o Barbarze Steckiej. Czy dotarła do fabryki? Czy nawiązała kontakt z organizacją, jeśli ta organizacja istnieje naprawdę i ma jakąkolwiek możliwość działania.

Na niebo wyskoczyły długie pasma białych świateł reflektorów i krzyżowały się nieustannie, próbując złowić niewidoczne samoloty. Z zachodu doszedł pomruk dział i potem, ledwie jeszcze słyszalny, odległy terkot karabinu maszynowego. Kiedy zaczną natarcie? Przez kanał, zanim Volkssturm obsadzi lukę, przez fabrykę… Za dwie godziny Kosek ma czas nadawania. Czy niemiecki nasłuch wpadł już na ślad?

Zbliżał się do willi Glassa. Była bliźniaczo podobna do innych, też okolona ogrodem, cicha i ciemna. Pchnął furtkę, przycisnął dzwonek. Otworzyła mu żona profesora, w szlafroku, rozczochrana…

– Słucham pana – warknęła niechętnie.

– Kapitan Kloss z Komendy Garnizonu – przedstawił się. – Chcę mówić z profesorem.

– Niech pan wejdzie.

Wszedł do pokoju, który wyglądał jak pobojowisko. Otwarte szafy, na podłodze walizki, bielizna… W rogu klęczała Basia owijając papierem talerze. Więc już wróciła, pomyślał.

– Pakujemy się – powiedziała pani – to straszne. -I natychmiast zwróciła się do Basi: – Szybciej! W takim tempie nie skończymy do rana.

Profesor przyjął go w swoim gabinecie. Panował tu jeszcze ład, wszystko zostało na swoim miejscu: książki w wielkich, ciężkich szafach, głębokie fotele przy małym okrągłym stoliku, obraz nad biurkiem… Glass zaproponował kieliszek koniaku, okazało się natychmiast, że to Martel, że ostatnia butelka, której nie warto przecież zabierać na statek. Niech więc pan kapitan pije… I może od razu przejdziemy do rzeczy, bo czasu jest mało. On, Glass, nie pojmuje zresztą, czego jeszcze może od niego chcieć kontrwywiad, bo jeśli dobrze zrozumiał, kapitan jest z kontrwywiadu…

Kloss rzucił na stół paczkę amerykańskich papierosów.

– Zapali pan?

– Zapalę – powiedział profesor i ze zdziwieniem oglądał papierosy. – zdobycz wojenna? – zapytał.

– Powiedzmy. – Kloss ważył każde słowo; nawet intonacja, nawet sposób akcentowania miały w tej rozmowie ogromne znaczenie. – Wyjeżdża pan jutro, profesorze?

– Tak.

– Oczywiście zdaje pan sobie sprawę, że ta podróż morska nie będzie zbyt bezpieczna…

– Wiem. Nie wiem tylko, co może być dzisiaj bezpieczne. Ale czemu zawdzięczam wizytę?

– To nie takie proste, profesorze – powiedział Kloss. -Obchodzi pan w tym roku coś w rodzaju jubileuszu, prawda?

– Pan chyba żartuje, kapitanie…

– Nie. Przed dziesięcioma laty docent Glass spędził parę miesięcy w berlińskim Moabicie za pomoc udzieloną koledze, który…

– O tym wszyscy wiedzą – przerwał profesor.

– Tak. Oczywiście. Myślę, że tylko pan o tym zapomniał… Potem pańska wiedza znakomitego fizyka służyła bez reszty Trzeciej Rzeszy. Nagrody, odznaczenia… Wreszcie ta fabryka.

– Zadziwia mnie pan, kapitanie. Czyżby otrzymał pan zadanie sprawdzenia mojej lojalności?

– Zastanawiam się tylko – mówił Kloss wiedząc, że z każdą chwilą ryzykuje więcej – czy nie pozostało w panu nic z tamtych lat… Pański najlepszy przyjaciel, doktor Bort…

– Dosyć. – Glass wstał, podszedł do okna. Cios był widać celny. – Myślałem, że kontrwywiad Trzeciej Rzeszy ma coś lepszego do roboty, niż zajmowanie się moją osobą.

Więc ciągle nie rozumiał!

– A tak, zapewne – powiedział Kloss. – Doktor Bort, panie profesorze, został rozstrzelany w Hamburgu.

Glass otworzył drzwi prowadzące z gabinetu na werandę. Stał odwrócony do Klossa tyłem, patrząc na pusty ogród.

– Niech pan zamknie drzwi!

Profesor odwrócił się gwałtownie.

– Prowokacja?! – Było to powiedziane zbyt głośno. Potem zamknął jednak drzwi i wrócił na swoje miejsce. Kloss włączył radio: usłyszeli takty wojskowego marsza.

– Rozumiem, że liczy się pan z prowokacją. Istnieje oczywiście taka możliwość. Wyobraźmy sobie jednak, że ktoś powiedziałby panu: profesorze Glass, nie należy się ewakuować. Nie tylko dlatego, że droga jest niebezpieczna, ale także po to, by uratować cokolwiek z własnego życia…

– Wyobraźmy sobie – Glass odzyskał już spokój – że tak postawione pytanie powtórzyłbym w gestapo.

– Pytający miałby zapewne jakieś zabezpieczenie.

– Mógłby po prostu bluffować.

– Jak w pokerze – stwierdził Kloss. – Sprawdza się po odsłonięciu kart, jeśli oczywiście dochodzi do odsłonięcia.

Glass napełnił znowu kieliszki.

– Widzi pan – powiedział – jestem właściwie matematykiem i lubię rozważania teoretyczne. Stwórzmy nową figurę; ten pytający musiałby po pierwsze mieć prawo zadawania pytań a po drugie: ofiarować jakieś gwarancje.

– Myśli pan o gwarancjach przeżycia? Może dawałby tylko szansę? Jedyną osiągalną w obecnej sytuacji.

– Zbyt to enigmatyczne, kapitanie. Dowodzi raczej braku jakiejkolwiek karty. Powiedzmy jednak, że nie jestem fanatykiem, że teoretycznie byłbym skłonny do rozważenia rozmaitych sytuacji…

_ To obiecujące – powiedział Kloss.

– Skłonny – powtórzył profesor – ale tylko z ludźmi do tego upoważnionymi. Poza tym wydaje się pan zapominać, że dla Niemca najważniejszy jest obowiązek wierności.

– Obowiązek? I dlatego zgoda na wszystko, profesorze? Wieczna kapitulacja?

– Pan posuwa się zbyt daleko. To ryzykowne, kapitanie.

– Mówimy teoretycznie.

– Teraz pan się wycofuje. – W głosie profesora Kloss usłyszał ton rozczarowania. – Nawet rozmawiając teoretycznie musiałbym wiedzieć, że mam do czynienia z człowiekiem właściwym.

– A gdyby tak? Rozważyłby pan propozycje konkretne?

– W pewnych granicach – powiedział Glass.

– Żądanie jest proste – Kloss odsłaniał karty. – Nie ewakuować się.

– Czyje żądanie? Kto usłyszy moją odpowiedź?

Kloss podszedł znowu do radia. Marsz wojskowy zabrzmiał teraz głośniej.

– Co pan wie o swoim synu, profesorze Glass?

Glass zerwał się z krzesła.

– Na miłość boską! – Teraz był szczery, nie starał się panować nad twarzą. – Nic nie wiem. Zaginął przed czterema miesiącami na froncie wschodnim. Nie chciałem wierzyć w jego śmierć. Żyje? Niech pan szybko mówi, czy żyje?

– Tak – powiedział Kloss. – Jest w niewoli.

Glass upadł na krzesło. Zasłonił twarz dłońmi, potem przetarł chusteczką oczy.

– Czy to pewne? – zapytał. – Skąd ta informacja?

– Odpowiedź wydaje się zbędna. Sądzę, że pan zrozumiał.

– Zrozumiałem – szepnął Glass.

– A gdyby pan zamierzał powtórzyć komukolwiek tę rozmowę…

– Proszę nie kończyć. Zrozumiałem wszystko.

– Wojna jest twardą grą, profesorze – ciągnął Kloss. -Nie produkuje pan zabawek dla dzieci, tylko urządzenia do pocisków spadających teraz na Londyn.

– Wiem.

– I chodzi o to, żeby nie wykorzystano pana więcej do żadnej produkcji.

– Wiem – powtórzył znów Glass.

– Sądzę, że powiedzieliśmy sobie wszystko. Nie jest to jednak takie proste: nie ewakuować się. Jutro nie zostawią pana w spokoju. Dlatego proponuję: za dwie godziny spotkamy się na rogu Pommernstrasse i Hinden-burgplatz.

Profesor wstał. Wydawało się, że zapomniał o Klossie.

– Kurt żyje – szeptał – Kurt żyje…

5

Siedział w ciemnej, wąskiej klitce na jedynym tu krześle stojącym obok łóżka. Basia zamknęła starannie okno, potem podeszła do drzwi i cicho przekręciła klucz w zamku. Z mieszkania nie dochodziły żadne odgłosy.

Trwała cisza.

– Profesor poszedł spać – szepnęła – on zawsze o tej porze drzemie. Baba jest w stołowym.

Usiadła na łóżku. Nie widział jej twarzy, tylko ręce kurczowo ściskające metalowe pręty, na których spoczywał wąski materac. Po rozmowie z Glassem okrążył willę, wyszedł na ulicę i wrócił tutaj. Basia, jak to ustalili, zostawiła otwarte okno w swoim pokoiku za kuchnią.

– Opowiadaj – powiedział.

Mówiła bardzo cicho. Ci w fabryce, nie wymieniała nazwisk, potraktowali jej relację nieufnie. Twierdzili, że to może być prowokacja, że nawet likwidacja SS-mana o niczym nie świadczy. Przekonywała ich, że nikt nie mógł przecież wiedzieć, dokąd będzie uciekała, przypadek nie do przewidzenia, że jeśli jej wierzą… Przeważyło wreszcie zdanie, że kontakt należy nawiązać. Jedyna szansa. Nie mają właściwie nic do stracenia, jeśli zostaną sami, zginą z całą pewnością, a fabryka będzie zniszczona. Poinformowała Klossa o szczegółach planu. Słuchał uważnie, zadając pytania, na które Basia najczęściej nie umiała odpowiedzieć. Kto z Niemców ma broń krótką? Ilu robotników należy do organizacji? Czy znają plan alarmowy fabryki, bo taki plan musi istnieć?

Doszedł wreszcie do wniosku, że jest szansa powodzenia, ale powstaniem należy pokierować.

Może – myślał – to moja ostatnia akcja i może nadszedł czas…

– Będziesz musiała pójść tam raz jeszcze – powiedział.

Skinęła głową. Była na to przygotowana; umówiła się z majstrem Krollem, że za półtorej godziny jeden z nich, Kroll albo Levon, będzie na nią czekał w miejscu, gdzie mur otaczający fabrykę dochodzi do mokrych łąk biegnących aż do kanału. Nie chciała już ryzykować przechodzenia obok wartownika.

1 ... 54 55 56 57 58 59 60 61 62 ... 81 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название