Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – II
Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – II читать книгу онлайн
Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.
O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Nie ulegało wątpliwości, że oboje, należeli do spisku, kto z nich zresztą nie należał? Cała ta ogromna gromada ludzi ze znaczkami „P" i „Ost" wydała się teraz Krollowi potężnym żywiołem, grożącym w każdej chwili wybuchem. Zamierzał wrócić do dyżurki, gdy zobaczył, że Levon, rozglądając się ostrożnie, idzie ku wyjściu z hali.
Pokuśtykał za nim. Na dziedzińcu fabrycznym było pusto. Stojące na rampie, bezużyteczne już wagony zasłaniały horyzont. Ujrzał sylwetkę Francuza przemykającego się między wagonami. Chłopak szedł w głąb dziedzińca, w kierunku kanału. Kroll wiedział, że nad brzegiem, do którego dochodził mur okalający fabrykę, nie ma warty. Dalej były łąki, pola, drugi, tak zwany „właściwy" kanał i już front. Czyżby Francuz zamierzał uciec! Jeśli tak, nie zdoła mu przeszkodzić, choć Levon miał niewiele szans. Jeśli nawet sforsuje mur, po którym biegły przewody wysokiego napięcia, nie przejdzie przecież przez front, a w mieście przecież go złapią…
Nie mógł oczywiście iść tak szybko jak Francuz, ale widział ciągle jego sylwetkę, rysującą się na tle jaśniejszego nieba. Levon niedaleko brzegu skręcił w prawo i podszedł do muru. Kroll, ostrożnie kuśtykając, dotarł nad samą wodę; z trudem wyciągał nogę z błota, zdawało mu się, że Francuz musi go usłyszeć, dostrzec, dyszał ciężko i sam sobą pogardzając, stwierdził, że się boi. Tamten był zdrowy, silny… Levon usiadł na kamieniu i dopiero podchodząc bliżej, Kroll zobaczył wyrwę w murze; była zbyt mała, by człowiek mógł się przez nią prześliznąć, chyba dziecko, ale wystarczająca, aby rozmawiać z kimś z zewnątrz.
Więc po to tu przyszedłeś – pomyślał Kroll. Nie opodal tego miejsca rosły krzaki. Inżynier usiadł na ziemi i ukryty, mógł nareszcie odpocząć. Czekał. Czekanie trwało długo, widział plecy Francuza, teraz wstawał, chodził wzdłuż muru, podszedł nawet tak blisko krzaków, że Kroll ścisnął już laskę, zdecydowany uderzyć, broni nie miał przy sobie, ale tamten go nie zobaczył. Wreszcie! Usłyszał kobiecy głos, który wydał mu się znajomy. Czyżby tylko randka, pomyślał z rozczarowaniem. Ale nie była to randka. Głos stamtąd zapytał: „Levon?". „Tak" odpowiedział Francuz. Rozmawiali po niemiecku! Kroll już wiedział, kim jest ta kobieta za murem: dziewczyna od Glassów. Nie znała francuskiego, a Levon oczywiście nie mówił po polsku.
Była to śmieszna, powolna niemczyzna, najzupełniej jednak zrozumiała. Tak jak należało się spodziewać, przygotowywali powstanie. Dziewczyna tłumaczyła, że należy rozpocząć od zdjęcia wartownika; dopiero gdy przyjdą do fabryki, a stanie się to o 2.30, zajmą magazyn i rozbroją Niemców.
– Czy ten twój niemiecki oficer jest zupełnie pewny? – zapytał jeszcze Levon…
– Zupełnie – powiedziała dziewczyna. – Możemy mu wierzyć.
– To nasza jedyna szansa – rzekł Francuz. – Inaczej zginiemy wszyscy. Rozumiesz, co się stanie, jeśli gestapo dowie się wcześniej?
– Rozumiem – szepnęła.
Niemiecki oficer! Kroll myślał o nim, przecinając rynek i skręcając w ulicę, przy której mieścił się sztab. Więc jednak znalazł się Niemiec, który uwierzył, że można zdradą oszukać wojnę i śmierć. A jeśli gestapo już wie? A jeśli tamten zameldował szybciej, niż to zdoła uczynić on, Kroll?
Wartownik zastąpił mu drogę; Kroll wymienił nazwisko sturmbannfuehrera, ale minęło dobre piętnaście minut, zanim wpuszczono go do środka.
Brunner przyjął go stojąc na środku pokoju w czapce i płaszczu. Spieszył się.
– O co chodzi? – rzucił ostro. – Dlaczego pan opuszcza fabrykę? Dlaczego pan nie telefonuje? Czy pan wie, że profesor Glass został zamordowany?
Zachwiał się, nie czekając na zaproszenie usiadł na krześle. Glass nie żyje? Zabili go. A on się jeszcze wahał! Krótko, ściśle, jak na froncie przed bitwą, referował fakty. Podał nazwiska, powtórzył rozmowę przy murze fabrycznym. Nie oszczędzał nikogo. Nie oszczędzał także brata. Czuł się niemal szczęśliwy; po raz pierwszy od wielu dni był spokojny.
Brunner słuchał nie przerywając; na twarzy sturmbannfuehrera gościł ironiczny półuśmiech, ni to aprobaty, ni to drwiny.
– Spełnił pan swój obowiązek, inżynierze Kroll – powiedział – jest pan uczciwym Niemcem. -I potem zapytał od razu: – Kto poinformował tych ludzi o szczegółach planu ewakuacji fabryki?
– Ja – rzekł Kroll natychmiast. – Powiedziałem to mojemu bratu.
– W porządku – machnął ręką Brunner. – Rzesza panu wybaczy. Nie mógł pan zresztą przypuszczać, że brat jest zdrajcą.
Zaprowadził go do pułkownika Brocha. Kroll musiał jeszcze raz powtórzyć swoją relację. Nie widział twarzy dowódcy obrony Kolbergu, dopiero gdy skończył, spojrzały na niego chłodne, puste oczy.
– Zarobił pan na ewakuację – rzekł Broch – jeśli nie było pana na liście. – Zabrzmiało to jak drwina. – Co pan o tym sądzi, Brunner?
– Myślę, że wiem, kim jest ten oficer – powiedział sturmbannfuehrer. – Pan także wie, pułkowniku.
– Kto?
– Właśnie on. Kloss.
– Nie ma pan podstaw…
– Ale będę miał podstawy – spojrzał na zegarek i ruszył ku drzwiom. – Biorę ludzi i jadę do fabryki.
– Chwileczkę – pułkownik chciał coś powiedzieć, może wydać inny rozkaz, ale zrezygnował. – Niech pan jedzie. – Potem, gdy byli już przy drzwiach, dodał: – Nie wierzę, nie wierzę, że to on… – I znowu pochylił się nad mapą.
Ciężarówki z SS-manami czekały już przed sztabem. Brunner i Kroll wsiedli do osobowego wozu; jechali w milczeniu, bez świateł przez puste miasto. Trwała cisza; umilkła artyleria, reflektory nie przecinały ciemnego nieba. Minęli bramę fabryczną; SS-mani wyskakiwali z samochodów, okrążali hale produkcyjne gęstą tyralierą. Brunner wydawał jeszcze rozkazy. Kroll usłyszał: „Zwolnijcie wartownika, ukryjcie ludzi przy wejściu. Potem już wiecie…"
Weszli do wielkiej hali fabrycznej; Brunner prowadził kilkunastu SS-manów, którzy natychmiast skoczyli do środka jak psy spuszczone z łańcucha.
– Pod ściany, pod ściany! – rozległ się wrzask. -Niemcy do środka, reszta pod ściany.
Bili robotników kolbami, obalali na posadzkę, szybkimi, sprawnymi ruchami obmacywali mężczyzn. Rozszarpując ogarnięty paniką i strachem tłum, wyłuskiwali ukrytych za obrabiarkami i urządzeniami przygotowanymi do załadunku, spychając ich pod mur. Krzyczeli, ale w potwornym wrzasku słów nie można było rozróżnić… Kroll pomyślał, że tak wyglądać musi piekło. Brunner, stojący obok niego, obserwował z uwagą działalność swych ludzi. Wyrwał nagle z kabury pistolet i dwukrotnie wystrzelił… Rozległ się krzyk, potem zapadła cisza, a przynajmniej Krollowi wydało się, że jest cicho, bo zaczął słyszeć. W hali panował już porządek. Robotnicy stali już pod ścianami z rękoma założonymi na kark, a w środku, w grupce Niemców – majstrów i inżynierów Kroll zobaczył swego brata.
– Idziemy – powiedział Brunner. I dodał natychmiast: – Pokazujcie.
Kroll nie wiedział, że jeszcze to go czeka. Szedł z trudem, bardzo wolno, stukając laską o podłogę.
– Tych, których wymieniliście – rozkazał Brunner.
– Przecież i tak wszyscy…
– Pokazujcie… – powtórzył ostrzej sturmbannfuehrer.
Musiał to robić, musiał być konsekwentny.
Najpierw zobaczył twarz Polaka Ogniwka. Z policzka przeciętego uderzeniem kolby płynęła krew.
– Ten – powiedział.
Potem był Francuz Levon o twarzy martwej i niemal białej, Rosjanin Tołmakow plujący krwią, wreszcie Yvonne… Musiał ją wskazać, bo wspomniał o niej Brun-nerowi.
– Pana brat?
Chciał powiedzieć, że sturmbannfuehrer zna przecież majstra Krolla, ale podszedł do grupki Niemców.
– Ten.
– Ja – powiedział Jan Kroll – ty durna szmato…
Brunner uderzył go w twarz. SS-mani zaprowadzili wszystkich do dyżurki. I tu także sturmbannfuehrer ustawił ich przy ścianie i przechadzał się w milczeniu wzdłuż szeregu, jakby chciał, żeby go dobrze zapamiętali, nauczyli się na pamięć jego twarzy, zanim zacznie przesłuchanie…
Stanął przed Ogniwkiem.
– Nazwisko? – warknął.
Ogniwek milczał.
– Nazwisko! – powtórzył Brunner łagodnie, a nie otrzymawszy odpowiedzi uderzył kolbą. Ogniwek osunął się na ziemię…
– Oblej go wodą – rozkazał sturmbannfuehrer SS-manowi. Stanął przed Krollem.
– Wiesz, co cię czeka?
– Wiem.
– U nas umiera się powoli.
– Będę umierał powoli.
– Mógłbyś szybciej… Jak nazywa się oficer, z którym spiskowałeś?
– Nie znam żadnego oficera.
– Żal mi cię. Za chwilę będziesz mówił inaczej.
– Nie będę.
Znowu uderzenie kolbą. Jan Kroll zachwiał się, ale nie upadł.
– To tylko wstęp – powiedział Brunner – tylko niewinny początek.
Stanął przed Francuzem Levon.
– Co ci powiedziała Polka od Glassów?
– Nie widziałem jej.
– Kroll, niech mu pan powtórzy. Niech pan podejdzie bliżej.
Alfred Kroll podszedł. Mówił z trudem.
– Ustalili godzinę – mówił. – Dziewczyna miała tu przyjść z niemieckim oficerem.
– Jak się nazywa ten oficer? – ryknął Brunner.
– Nie wiem – szepnął Levon.
Sturmbannfuehrer podszedł do Yvonne.
– To twoja dziewczyna, prawda? Pomyśl, co z nią mogę zrobić, jeśli nie będziesz mówił. – Ujął Yvonne pod brodę. – Pomyśl, co ją czeka.
8
Dochodziła druga, gdy Kloss podszedł do okienka pokoiku Basi. Willa Glassów pogrążona była w ciemnościach, na ulicy, którą obserwował długo, zanim pchnął furtkę, pusto i spokojnie. Sierżant Kosek, ciągle w mundurze SS-mana, został przed domem. Dziewczyna już czekała.
– Wszystko w porządku – oświadczyła, gdy znaleźli się znowu na ulicy. – Rozmawiałam z Levonem, przekazałam polecenia. Będą gotowi o drugiej trzydzieści.
– Byłaś w fabryce? – zapytał Kloss.
– Nie. Spotkaliśmy się przy wyrwie w murze.
– Nikt cię nie obserwował? Nikt za tobą me szedł?
– Nie – powiedziała. – Na pewno nie.
Kloss spojrzał na zegarek. Powinni dojść do bramy fabrycznej dokładnie o drugiej trzydzieści. Czasu było dosyć, nawet niewielka rezerwa…
– Nasi powinni już zacząć – szepnął sierżant.