-->

Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – I

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – I, Zbych Andrzej-- . Жанр: Классическая проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – I
Название: Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – I
Автор: Zbych Andrzej
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 170
Читать онлайн

Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – I читать книгу онлайн

Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – I - читать бесплатно онлайн , автор Zbych Andrzej

Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.

O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 53 54 55 56 57 58 59 60 61 ... 80 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Podwieźć do fabryki? – zapytał. Mówił po niemiecku z lekkim obcym akcentem.

– Skąd pan wie? – zawołała zdziwiona.

– Nazywam się Rioletto – powiedział – byłem dzisiaj u pana Puschkego i widziałem panią w sekretariacie. Zajęła miejsce obok niego.

– Muszę się przyznać – mówił, zręcznie wyprzedzając furmankę – że to spotkanie nie było zupełnie przypadkowe…

Danka spojrzała na niego z niepokojem.

– Śledził mnie pan? – Od razu zrozumiała, że to było niepotrzebne pytanie. Rioletto roześmiał się.

– Ach, mój Boże, widziałem panią minutę, może nawet trzydzieści sekund… ale wywarła pani na mnie kolosalne wrażenie… Kolosalne – powtórzył.

– Pan wybaczy, panie Rioletto.

– Nie, nie, proszę się nie gniewać – terkotał – może mój sposób mówienia wydaje się pani nieco przesadny, ale to taki styl, w końcu jestem Włochem… Wie pani, czytam w myślach ludzkich, to mój zawód…

– Piękny zawód – powiedziała Danka i poczuła, że ma suche wargi.

– Panno Danko…

– Skąd pan zna moje imię?

– Czytam w myślach… Nie, przepraszam, zapytałem woźnego. Wiem już, że pani jest nową sekretarką Reila i nie jest pani Niemką. Czy ma pani dziś wolny wieczór?

– Niech pan sam odpowie sobie na to pytanie. Podjeżdżali do bramy zakładów. Rioletto zahamował gwałtownie i uśmiechnął się smutno.

– Nie mam szczęścia w tym kraju – powiedział. – Czy mogę mieć przynajmniej nadzieję?

Danka uśmiechnęła się. Ten Włoch nie był jednak zupełnie pozbawiony wdzięku.

Gdy weszła do sekretariatu, było już trzy minuty po piątej, Reil stał w drzwiach gabinetu, czekał na nią.

– Spóźniłaś się – powiedział. I ostrzejszym tonem:

– Gdzie byłaś?

– Jadłam obiad z Krysią – odpowiedziała bez wahania.

– Krysia to moja najlepsza przyjaciółka. W końcu muszę ją widywać od czasu do czasu.

– Tak się zawsze mówi – warknął.

Usiadła przy swoim biurku i wyjęła z torebki puderniczkę. Poprawiła wargi. Reil przyglądał się jej w milczeniu.

– Za chwilę przyprowadzą tu starego człowieka – powiedział. – To polski uczony. Niech poczeka w moim gabinecie. Zaparz kawę, ja zaraz wrócę.

Danka z trudem ukrywała radość; żeby tylko nie wrócił zbyt szybko, żeby tylko zdążyła powiedzieć Pułkow-skiemu parę słów.

Pułkowskiego wprowadził SS-man; został w sekretariacie, a Danka weszła z uczonym do gabinetu. Miała liczone sekundy, wiedziała, że dosłownie liczone sekundy. Drzwi prowadzące do sekretariatu zostawiła zresztą półotwarte, nie mogła ich zamykać, nie chcąc budzić podejrzeń SS-mana.

– Inżynier Reil zaraz wróci – powiedziała głośno po niemiecku. – Napije się pan kawy?

– Tak – odrzekł Pułkowski.

Podała mu filiżankę i pochyliła się nad nim.

– Panie doktorze – szepnęła po polsku – uwolnimy pana, jeszcze parę dni, proszę się trzymać. Gdzie pan jest więziony?

Patrzył na nią z ogromnym zdziwieniem.

– Kim pani jest? – zapytał.

– To nieważne.

– W piwnicy, w sąsiednim gmachu – szeptał. – Ale nic nie należy robić. Muszę się zgodzić, bo moja żona, rozumie pani – głos mu się załamał – moja żona…

Usłyszała energiczne kroki w sekretariacie.

– Kawa jest mocna, panie doktorze – powiedziała po niemiecku. – Czy lubi pan bardzo słodką? Na progu gabinetu stał inżynier Reil.

6

Edward kazał mu przyjść na godzinę dwunastą. Kazik stanął przed bramą pod numerem piętnastym i spojrzał w górę. Na parapecie okna na drugim piętrze dostrzegł doniczkę z kwiatami. Zasłona była lekko uchylona. Oznaczało to: wszystko w porządku. Kazik rozejrzał się jeszcze, ale nie zobaczył nic podejrzanego. O tej porze na ulicy Wałowej ruch był niewielki, przyjechała jakaś riksza, parę kobiet stało przed sklepem, dzieci bawiły się na jezdni. Jak zwykle.

Kazik był w dobrym nastroju i po wczorajszych wydarzeniach w fabryce Reila uwierzył w swoje szczęście. Miał naprawdę szczęście, bo przecież na dobrą sprawę powinien być w gestapo, pozbawiony wszelkich szans. Tymczasem był wolny i mógł zanieść Edwardowi interesujący meldunek.

Może gdyby rozejrzał się nieco uważniej, dostrzegłby dwóch mężczyzn, stojących w sąsiedniej bramie i jednego na rogu Polnej przy kiosku z gazetami. Wszystko jednak wyglądało tak zwyczajnie, że Kazik wszedł energicznie do bramy i zniknął w klatce schodowej.

Edward powitał go na progu.

– Spóźniłeś się o osiem minut – powiedział – mamy mało czasu.

Radosny nastrój Kazika prysnął momentalnie; zawsze tak było podczas spotkań z Edwardem.

Weszli do pokoju.

– Siadaj – powiedział Edward. – Masz szkic?

– Mam, ale mam też coś znacznie lepszego – dodał natychmiast.

– Poczekaj. – Edward zachowywał się właśnie tak, jak nauczyciel w klasie, gdy egzaminuje niezbyt dobrze przygotowanego ucznia. -To jest brama… – studiował uważnie szkic. – Co ile minut przechodzi obok niej wartownik?

– Chodzi wzdłuż muru – rzekł niepewnie Kazik.

– Co ile minut? – powtórzył pytanie Edward.

Musiał przyznać, że dokładnie nie wie. Edward stwierdził oczywiście, że rozpoznanie jest niepełne. Mają cztery dni na przygotowanie akcji, a właściwie ciągle niewiele wiedzą. Kazik uśmiechnął się promiennie.

– Właśnie chciałem ci zameldować – oświadczył -o sukcesie. Udało mi się zwerbować Niemca od Reila.

– Co? W ciągu dwóch dni? – zawołał Edward. – Referuj dokładnie. Masz piętnaście minut.

Kazik spojrzał na zegarek. Było wpół do pierwszej.

O wpół do pierwszej Kloss siedział w kawiarni na Polnej. Od spotkania z Edwardem dzieliło go jeszcze pół godziny, wyszedł trochę wcześniej z biura, spacerował po mieście, a potem przyszedł tu na kawę, bowiem okna kawiarni wychodziły na Wałową i mógł obserwować ulicę. Był niespokojny. Nie zdarzyło się właściwie nic, co świadczyłoby o istnieniu zagrożenia, ale Kloss czuł intuicyjnie, że zbliża się niebezpieczeństwo. Poprzedniego dnia spotkał się z Brunnerem, tym razem nie służbowo, ale wieczorem w kasynie. Brunner był podniecony, pił dużo, więcej niż zwykle. Oświadczył, że są na tropie. Nie chciał podać żadnych szczegółów.

– Wy też zajmujecie się trochę tą sprawą – powiedział – ale dla nas to będzie niedługo historia.

– Macie już tych ludzi? – zapytał Kloss.

– Twoje zdrowie, Hans – roześmiał się Brunner. – Będziemy ich mieli. Głaubel to świetny chłopak.

– Co ma z tym wspólnego Głaubel? – zapytał Kloss.

– Chciałbyś wiedzieć, Hans? – Brunner znowu napełnił kieliszki. – To mój osobisty sukces, mój drogi, i nie mam ochoty dzielić się nim z nikim.

– Pięknie – oświadczył Kloss. – A jeśli ja coś będę wiedział?

– To mi na pewno powiesz – wybuchnął śmiechem Brunner. – Będzie jakiś towar do wymiany.

Jakie informacje posiada Brunner? Może po prostu bluffuje? Siatka Edwarda jest przecież czysta. Ludzie są wielokrotnie sprawdzani; nikogo nie aresztowano, nic się dotąd nie zdarzyło, co mogłoby budzić niepokój. A jednak? Może Danka była nieostrożna? Centrala znowu żąda informacji w sprawie Pułkowskiego. Dano im cztery dni. Jak wykonać to zadanie?

Kelnerka przyniosła kawę, Kloss skosztował, była chłodna i tylko z nazwy miała coś wspólnego z kawą. Odstawił filiżankę i w tym momencie zobaczył w drzwiach kawiarni pana Riolettę.

Czyżbym coś przeoczył? – pomyślał. – Czyżby ten Włoch mnie śledził?

Rioletto szedł do jego stolika.

– Dzień dobry, panie poruczniku – powiedział. -Jeśli pan na nikogo nie czeka…

– Nie czekam – odrzekł sucho Kloss. – Proszę, niech pan siada.

Rioletto rzucił na stół paczkę gitanów i skinął na kelnerkę. Po chwili postawiła przed nim filiżankę czekolady.

– Piję zawsze czekoladę – wyjaśnił. – Łatwiej ją dostać w tym kraju niż w Berlinie. Kloss milczał.

– Właściwie, panie poruczniku – ciągnął Rioletto – rad jestem przypadkowi, który nas tu zetknął.

– Bardzo lubię przypadkowe spotkania – powiedział Kloss, akcentując słowo „przypadkowe".

Rioletto roześmiał się.

– Pan jest zbyt nieufny. Pracuje pan w Abwehrze, prawda?

– Dlaczego pan o to pyta?

– Nie pytam, stwierdzam. Pan przecież nie wierzy w moje możliwości nadprzyrodzone.

– Nie.

– Brunner ma na ten temat inne zdanie.

– Mój przyjaciel Hermann i ja często różnimy się w poglądach – oświadczył Kloss. – Tak bywa. Ja lubię konkrety i fakty.

– Prowadzicie – Rioletto mówił jakby z pewnym wahaniem – tę samą sprawę.

– Co pan ma na myśli?

– Dywersję w zakładach Reila. Powiedziałem już Brunnerowi, że jestem gotów pomóc.

Kloss przyglądał mu się z napiętą uwagą. Czego naprawdę chce ten Włoch? Czy pracuje dla Brunnera? Czy Brunner kazał mu śledzić Klossa?

– To samo chciałby pan powtórzyć mnie? – zapytał.

– Może – odpowiedział Włoch.

– Po co, panie Rioletto? Jeśli pracuje pan dla nas…

– Tego bym nie powiedział – Rioletto spokojnie pił czekoladę. -Ja lubię inny styl rozmowy, panie poruczniku, a jeśli czasami pomagam… to wcale nie znaczy… -ł natychmiast zmienił temat. -Jakże się czuje piękna małżonka gauleitera?

Kloss spojrzał na zegarek. Zbliżała się za kwadrans pierwsza.

W mieszkaniu przy ulicy Wałowej 15 Edward również spojrzał na zegarek.

– Musisz już iść – powiedział. – Popełniłeś błąd, bardzo poważny błąd. Jesteś zdekonspirowany i nie wolno ci było tu przychodzić.

– Co miałem robić?

– Zniknąć i odczekać. Wiesz dobrze, że nie wolno podejmować żadnych kroków bez mojego pozwolenia.

– Ten Niemiec jest uczciwy.

– To trzeba jeszcze sprawdzić. Idź i czekaj na dalsze rozkazy.

W tej chwili rozległ się dzwonek. Edward podniósł się powoli z krzesła, szybkim spojrzeniem omiótł pokój. Szkic Kazika wrzucił do skrytki.

– Broń? – zapytał Kazik.

Edward zanurzył dłoń w kieszeni i podszedł do drzwi.

– Kto tam?! – krzyknął.

– Hydraulik – usłyszał. – Woda przecieka na pierwszym piętrze.

Edward otworzył i odskoczył od drzwi. Nie zdążył. Do przedpokoju wdarło się trzech mężczyzn po cywilnemu, w dłoniach trzymali pistolety. Jeden z nich, to był właśnie Glaubel, rzucił Edwarda na podłogę, dwóch pozostałych dosięgło Kazika, gdy biegł już do okna. Walka trwała krótko. Gestapowiec uderzył chłopca kolbą po głowie. Kazik zwalił się na podłogę. Do mieszkania wszedł, również po cywilnemu, Brunner.

1 ... 53 54 55 56 57 58 59 60 61 ... 80 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название