Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – I
Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – I читать книгу онлайн
Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.
O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Stało się – pomyślał Kloss i owładnął nim chłodny spokój.
– Heil Hitler , Glaubel – powiedział. – Co pan robi w takim zakazanym miejscu?
– Spacer – odparł Glaubel. – A pan?
– Ja – roześmiał się Kloss – mam mało czasu na spacery. Najczęściej pracuję. A niekiedy lubię zapolować.
– Polowanko – powtórzył Glaubel i spojrzał uważnie na Klossa. – To dziwne, że spotykamy się właśnie w tym miejscu.
– Tak – odparł Kloss tym samym tonem – dziwne.
Obaj patrzyli na furtkę prowadzącą do domku Oko-niów.
Więc Kazik także siedzi – myślał Kloss. – Pilnują jego mieszkania, ale tam nie ma kotła. Danka jeszcze wyjdzie. Będą ją obserwować. Czy Glaubel jest sam?
Rozejrzał się. Chyba jest sam. Nie miało to co prawda żadnego znaczenia, ale umożliwiało spotkanie z Danką. Wychodziła właśnie z domku; spokojna, obojętna minęła furtkę.
– Piękna Polka – powiedział Glaubel. – Czy pan się nią interesuje?
Kloss milczał. Już wówczas wiedział, że to pytanie musi mu zadać Brunner.
Pochylił się znowu nad papierami; powinien przygotować na jutro sprawozdanie dla Horscha; nigdy nie zaniedbywał swych obowiązków w Abwehrze, ale teraz nie mógł pracować. Jak powinien zagrać? Domyślają się oczywiście, że Danka miała coś wspólnego z Kazikiem, ale Brunner jest zbyt mądry, by kazać ją zaraz aresztować. Może by wysłać Dankę do oddziału? Kloss tak powinien postąpić, ale nie może zrezygnować z jej informacji, jeśli akcja ma się w ogóle odbyć. Musi ryzykować, ciągle ryzykować, i to nie tylko własnym życiem. Musi być szybszy niż Brunner.
Powiedział Dance: „Bądź przygotowana na wszystko". Spotkali się w starym warsztacie mniej więcej po godzinie. Danka kluczyła po mieście i udało jej się zgubić Glau-bla. Przyniosła rzecz bezcenną: odpis pisma Reila do Berlina. Inżynier meldował, że doświadczenia zaczynają się 10 maja. Tego dnia rano Reil i Pułkowski wyjeżdżają na poligon. To był ostatni termin. A ile jeszcze przedtem do zrobienia! Kloss polecił Dance powiedzieć Reilowi, że odwiedziła swego starego kolegę, Kazika Okonia; niech Reil to powtórzy Brunnerowi. Chodzi o czas, czas decyduje o wszystkim; może Brunner uwierzy, że idzie fałszywym tropem. Danka była bardzo zmęczona; zapytała jeszcze o pana Riolettę. Zaprosiła go do siebie na następny dzień; powiedziała, że będą goście. Co Kloss chce właściwie wiedzieć o sztukmistrzu z Berlina?
Kloss otworzył okno; wieczór był ciepły, na niebie krzyżowały się światła reflektorów. Usłyszał odległą serię pe-emu, potem śpiew pijanych żołnierzy. Wrócił do biurka i znowu pochylił się nad papierami. Przerwał mu podoficer. Stanął wyprostowany w drzwiach i zameldował, że zgłosił się niejaki Herr Puschke, wicedyrektor Robert Puschke i pyta, czy pan oberleutnant go przyjmie.
Kloss był zaskoczony. Najpierw telefon Brunnera, potem wizyta pana Puschkego. Czego mógł od niego chcieć ten gruby Niemiec, przyjaciel sztukmistrza Rio-letta? Kazał go wprowadzić.
Zapalił górną lampę i w ostrym świetle zobaczył twarz swego gościa. Pokrywała ją szara bladość, oczy miał pan Puschke podpuchnięte, ręce mu drżały. Usiadł na wskazanym krześle i położył dłonie na biurku.
– Kieliszek koniaku, panie Puschke?
Skinął głową. Wypił, potem zaczął chwalić ten koniak, że taki wyśmienity, na pewno francuski, on, Puschke, był w czterdziestym pierwszym we Francji, ale jego zapasy dawno się skończyły.
– Co pana tu sprowadza? – Kloss przerwał ten wywód dość bezceremonialnie.
Puschke zapalił cygaro, długo delektował się dymem, potem wyjął z kieszeni zapieczętowaną paczuszkę i położył na biurku. Nie ma co prawda koniaku, ale ma właśnie te cygara, jeśli pan oberleutnant zechce przyjąć… Pan oberleutnant miał jednak dosyć tych wstępów.
– O co chodzi, panie Puschke?
– Sprawa jest bardzo trudna – zaczął Niemiec – i niezwykle delikatna. – Mówił, że przyszedł właśnie tutaj, bo wierzy, że oberleutnant Kloss i oczywiście Abwehra zrozumieją jego szczególną sytuację, sytuację uczciwego Niemca, który wbrew własnej woli został wplątany… tak, właśnie wplątany, w obrzydliwą aferę…
– Proszę wyraźniej! – rozkazał. Puschke wstał.
– Panie oberleutnant – powiedział niemal patetycznie – przychodzę tutaj jako uczciwy Niemiec…
– Konkrety!
– Chciałem zameldować – wykrztusił wreszcie Puschke, że sztukmistrz Rioletto jest angielskim szpiegiem, pracuje od dawna przeciwko Rzeszy. – Odetchnął z ulgą i usiadł na krześle. Zaciągnął się cygarem.
Nastąpiła teraz cisza, twarz Klossa nawet nie drgnęła. Puschke nie domyśli się nigdy, jak bardzo zaskoczył ober-leutnanta. Kloss obserwował swego gościa i myślał jednocześnie intensywnie:
Prowokacja? Najpierw zatelefonował Brunner, potem przyszedł Puschke… Nieprawdopodobne! Po co mieliby to robić? Chcieli sprawdzić raz jeszcze Klossa? Po dwóch latach?
Puschke niecierpliwie kręcił się na krześle; oczekiwał pytań? A może sądził, że powiedzą „Dziękuję" i puszczą go do domu?
– Dlaczego nie poszedł pan z tym do Brunnera? – zapytał Kloss. – A może pan już był u Brunnera?
– Myślałem, że w tych sprawach to wszystko jedno: Abwehra czy gestapo.
– A jednak wybrał pan Abwehrę. Przecież pan zna Brunnera. A w waszych zakładach działa także Glaubel.
– Powiem wszystko – westchnął Puschke.
– O to właśnie chodzi.
– Z Brunnerem rozmawiałem wczoraj i przedwczoraj. Nie odważyłem się. Myślałem, że z panem będzie mi łatwiej…
Kłamie – pomyślał Kloss. – A jeśli mówi prawdę? Sprawdzimy.
– Puschke! – ryknął.
Wicedyrektor zerwał się natychmiast z krzesła i stanął na baczność. Wyglądało to niemal komicznie, ale Klossa dawno już nie bawiły typowo niemieckie reakcje. Znał je i wykorzystywał.
– Ze mną nie będzie łatwiej – mówił. – Jasne?
– Tak jest! – wykrzyknął Puschke.
– Byłeś agentem Rioletta? – zapytał Kloss.
Puschke w jednej chwili sflaczał, zachwiał się, ale Kloss nie pozwolił mu usiąść.
Nagle Puschke zaczął płakać. Był to widok wręcz nieznośny: płaczący, gruby Niemiec… Jego historyjka była zresztą prosta i banalna. W trzydziestym dziewiątym roku pewien berliński sklepikarz zaczął mu pożyczać pieniądze. Najpierw drobne sumy, potem coraz większe, a gdy Puschke podpisał weksel opiewający już na kilka tysięcy marek, zjawił się Rioletto.
– Ja nic nie zrobiłem przeciwko Rzeszy – płakał Puschke. -Miałem przyjaciela w SS, on zajął się tym sklepikarzem, ale weksel został, zabrał go Rioletto i Rioletto zażądał…
– Czego? – zapytał sucho Kloss.
– Dałem mu tylko nazwiska inżynierów pracujących u Lubbicha w Hamburgu… Potem wybuchła wojna, stracił mnie z oczu, bo pojechałem do Francji… i teraz znowu… On mnie zabije, panie oberleutnant – szepnął nagle.-Ja się boję.
Bał się naprawdę. Kloss kazał mu nareszcie usiąść i dał szklankę wody. Potem polecił powtórzyć sobie wszystko raz jeszcze; nie słuchał już, musiał podjąć decyzję, sytuacja komplikowała się coraz bardziej i każdy ruch stwarzał nowe niebezpieczeństwa. Jeśli Puschke mówił prawdę, nie mógł przekazać go Brunnerowi; nie mógł nim zagrać, bo narażał życie Włocha. Jeśli Puschke kłamał…
Należało przede wszystkim sprawdzić, kim był naprawdę Rioletto. Jeśli człowiekiem sojuszniczego wywiadu, skierowanyni tutaj w związku z doświadczeniami Reila, mogli tę akcję przeprowadzić wspólnie. Zgoda centrali? Nie było czasu na uzyskiwanie zgody, należało działać na własną rękę.
Ale jak zdobyć pewność?
Puschke podpisał wszystko, co mu kazano. Kloss schował papiery do kieszeni i kazał wicedyrektorowi iść do domu. Niech milczy. Jeśli zależy mu na własnej skórze, będzie milczał. Puschke był nieco zaskoczony, ale wiedział przecież, że Abwehra ma swoje metody.
– Niech się pan nie spodziewa – powiedział mu Kloss na pożegnanie – że Rioletto zostanie aresztowany jeszcze tej nocy. My mamy czas. A jeśli chodzi o pana… trzeba będzie oczywiście odpokutować za grzechy. A pokutę uzależnimy od pańskiego zachowania: milczenie i sam pan rozumie…
– Rozumiem – odpowiedział Puschke.
Kloss odprowadził go do drzwi. Gruby Niemiec stanął na progu i podniósł rękę w hitlerowskim pozdrowieniu. Oberleutnant uśmiechnął się ironicznie; ten człowiek wierzył jeszcze, że przeżyje wojnę… Kloss wiedział, że Puschke nie ma żadnych szans. I nie czuł litości.
8
Dzień zaczął się dla Reila źle. Z samego rana Danka oświadczyła, że chce mieć wolny wieczór. Stanęła na progu gabinetu i powiedziała to od razu; wyglądała ślicznie, miała na sobie zieloną sukienkę, którą Reil szczególnie lubił. Chciał krzyknąć: „Z kim się umówiłaś?", ale popatrzył tylko na nią i milczał.
Zatrzasnął drzwi; w gabinecie pozostał zapach jej perfum. Kazał wezwać Puschkego i wysłuchał meldunku o stanie przygotowań na poligonie. Oczywiście wszystko było jeszcze w proszku. Puschke powiedział: „Prawie gotowy" i Reil wyładował na nim wściekłość.
– Za niedokładność wysyłam na front wschodni! – krzyczał. – Dziesiątego maja rano poligon musi być przygotowany. Rozmawiał pan z Pułkowskim?
– Tak. Chyba się zgadza…
– Żadnych chyba! – wrzasnął znowu Reil, ale ruganie zastępcy nie przyniosło mu wcale ulgi. Puschke nie bronił się zresztą. Tkwił w fotelu, oczy miał podpuchnięte i wydawało się Reilowi, że za chwilę wybuchnie płaczem.
– Co się z panem dzieje, Puschke.
– Nic, panie dyrektorze.
– Wygląda pan jak stara baba.
Puschke zaczął mówić coś o przemęczeniu, a potem, że ten kraj źle na niego działa; człowiek żyje tutaj jak w klatce, boi się wyjść na miasto.
– To niech pan się przestanie bać – uciął Reil – i weźmie do roboty. Może pan już sobie iść. – Zatrzymał go jednak jeszcze na progu i zapytał, co robił na terenie zakładów prestidigitator Rioletto. Widział tego pana w sekretariacie.
Puschke poczerwieniał, potem zbladł i oświadczył, że Rioletto wstąpił na chwilę, by go przeprosić za ten dowcip z cygarem.
Potem szepnął, że Włoch przyglądał się Fräulein Dance z ogromnym, ale to naprawdę ogromnym zainteresowaniem. To wyprowadziło już Reila ostatecznie z równowagi.