Tomek w grobowcach faraon?w
Tomek w grobowcach faraon?w читать книгу онлайн
Seria powie?ci Alfreda Szklarskiego o przygodach Tomka Wilmowskiego na r??nych kontynentach. Mi?dzy innymi ch?opiec bierze udzia? w wyprawie ?owieckiej na kangury w Australii i prze?ywa niebezpieczne przygody w Afryce, ?yje w?r?d czerwonosk?rych Nawaj?w i Apacz?w. W te niezwyk?e przygody wpleciona jest historia odkry? dokonywanych przez polskich podr??nik?w. Od wielu pokole? te ksi??ki s? lektur? ?atw? i atrakcyjn? nie tylko dla ch?opc?w.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Tak! Ale jeszcze nie teraz.
Kłąb dymu fajkowego splątał się z tym znad ogniska.
– Kiedy? – gorączkował się Gordon.
– Gdy zupełnie się zatracą w tym szaleństwie i przestaną widzieć.
– Ale kiedy? – z naciskiem powtórzył Gordon.
– Wkrótce! Powiem! – odparł Smuga. – Obaj strzelamy wtedy do czarownika i w nogi! Tylko celuj pan dobrze, prosto między oczy!
Napięcie rosło. Czarownik zawodził coraz szybciej, a chór odpowiadał coraz głośniej:
– Kto chce zabrać nam nasze obyczaje?
– Wazungu! – ryknął chór.
– Kto przybył z łowcami niewolników?
– Wazungu!
– Kto chce zabrać nam nasze żony?
– Wazungu!
– Kto nienawidzi czarnych?
– Wazungu!
– Kto ma skórę w barwie żałoby?
– Wazungu!
– Kto przybył z północy, by podbić nasz kraj? [180]
– Wazungu!
– Kto jest winien busingizi? [181]
– Wazungu!
– Kto przysłał lwa ludojada?
– Wazungu!
– Kto nie pozwolił na złożenie ofiary?
– Wazungu!
– Kto przybył do wioski, by nas zniszczyć?
– Wazungu!
– Kogo trzeba zabić?
– Waazuuunguuu!!!
Smuga zgasił fajkę i cicho spytał Gordona: – Gotów?
– Tak! – odparł tamten, wyjmując z kabury pistolet.
W tym samym momencie usłyszeli dziki warkot bębna. W blasku ognia pojawił się niewielki orszak. Na czele Awtoni, co sił walący w bęben czarownika, za nim Munga, pozbawiony jakichkolwiek elementów żałoby, ale za to uzbrojony po zęby, na końcu cudacznie przebrany No wieki. Pomalowany na czarno, w narzuconej na nagi tors skórze lamparta, upolowanego przez Smugę, z opaskami z lamparciej skóry na«› rękach i nogach, w mosiężnej obręczy na szyi, z pękiem bajecznie kolorowych piór we włosach, z kolczykami w uszach wyglądał dostojnie, groźnie i… bardzo komicznie. Uniósł ku górze obie ręce i głośno krzyknął:
– Bassi! [182]
Zapadła cisza. Czarownik, zaskoczony, znieruchomiał. Murzyni jakby nagle oprzytomnieli. Gordon schował broń, a Smuga ledwie powstrzymał śmiech. Nowicki okrążył najpierw ognisko, powoli niczym potężny niedźwiedź, potem nagle zatrzymał się przed czarownikiem. Wskazał palcem na swoją głowę i powiedział z naciskiem:
– Ras-Sukuo!
Miało to oznaczać, że dobry duch rezyduje w jego głowie.
Czarownik sięgał mu zaledwie do piersi. Wykazał jednak sporo odwagi, stając mu naprzeciw. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem w złowrogiej ciszy.
Nowicki pochylił się gwałtownie nad Murzynem i jednocześnie uczynił krok do przodu. Zdawało się, że tamten stawi mu opór, ale marynarz zrobił następny krok i czarownik zaczął się cofać. Nowicki, pochylony, niemal następował mu na stopy. Znowu rozległ się warkot bębna i marynarz rozpoczął swoją wielką przemowę.
– Przybyliśmy, aby was ocalić. Ras-Sukuo! Ras-Sukuo! Awtoni tłumaczył z angielskiego, a Munga wykrzykiwał każde przetłumaczone zdanie we właściwym rytmie. Odpowiedział mu szmer zdziwienia.
– Ale spóźniliśmy się, bo trzeba było zabić lamparta, by przywrócić wam Awtoniego. Dobrze mówię? Ras-Sukuo! Ras-Sukuo!
Przez gwar niedowierzania przebiło się nieśmiałe potakiwanie. Nowicki ruszył wokół ogniska w dziwnym rytmie: krok dłuższy, trzy krótkie, dłuższy, krótkie. I znowu…
– Ocaliliśmy Mungę. Prawda? Ras-Sukuo! Ras-Sukuo!
– O, prawda! Prawda! Wielka prawda! – niektórzy zaczęli pokrzykiwać coraz śmielej.
Nowicki gestem zachęcał do udziału w rytmicznym chodzie.
– A teraz zabijemy lwa, który pożera wasze bydło i waszych ludzi. Zgoda? Ras-Sukuo! Ras-Sukuo!
– Nawala, buana [183] – krzyknął Kisumu. Albo uwierzył, albo zrozumiał grę białego człowieka.
– Hawala, buana – powtórzył za nim chór jego ludzi.
– Chcemy was ocalić. Zgadzacie się? Ras-Sukuo! Ras-Sukuo!
– Hawala, buana!
– I razem zniszczymy waszych wrogów! Ras-Sukuo! Ras-Sukuo!
– Hawala, buana!
Nowicki systematycznie podnosił głos, a ostatnie zdanie już prawie wykrzyczał.
Potem zaczął cicho nucić jakąś melodię. Za chwilę rozbrzmiała głośniej. Wokół ogniska zaczęła krążyć w jej rytmie gromada uzbrojonych Murzynów. Rej wodził Munga. Obaj z cudacznie przystrojonym marynarzem wciągnęli do korowodu wszystkich mężczyzn. Czarownik zniknął.
Smuga usłyszawszy pierwsze takty melodii, skrył twarz w dłoniach, nieomal płacząc ze śmiechu. Gordon niczego nie mógł pojąć, zaś Nowicki całkowicie zapanował nad sytuacją: w głębi Czarnej Afryki tańczył swój taniec w rytmie: jeden długi krok, trzy krótsze, znów długi i znów trzy krótkie. Jeden długi i trzy krótkie… I tak w kółko…
– Czy pan wie, co oni tańczą? – Smuga, krztuszący się ze śmiechu, ulitował się wreszcie nad Gordonem.
Anglik przecząco pokręcił głową.
– To polonez!
– Polonez?
– Tak! Polski taniec narodowy! Ten, to akurat jeden z najbardziej znanych: “Pożegnanie Ojczyzny” Ogińskiego – wyjaśnił Smuga i zaczął wtórować Nowickiemu, gwiżdżąc.
– Ą ja myślałem – szepnął Gordon, że polski taniec narodowy to mazur.
– To z powodu melodii naszego hymnu narodowego napisanej w rytmie mazurka – odparł Smuga, zapraszając Gordona do korowodu…