Tomek w grobowcach faraon?w

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Tomek w grobowcach faraon?w, Szklarski Alfred-- . Жанр: Прочие приключения. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Tomek w grobowcach faraon?w
Название: Tomek w grobowcach faraon?w
Автор: Szklarski Alfred
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 177
Читать онлайн

Tomek w grobowcach faraon?w читать книгу онлайн

Tomek w grobowcach faraon?w - читать бесплатно онлайн , автор Szklarski Alfred

Seria powie?ci Alfreda Szklarskiego o przygodach Tomka Wilmowskiego na r??nych kontynentach. Mi?dzy innymi ch?opiec bierze udzia? w wyprawie ?owieckiej na kangury w Australii i prze?ywa niebezpieczne przygody w Afryce, ?yje w?r?d czerwonosk?rych Nawaj?w i Apacz?w. W te niezwyk?e przygody wpleciona jest historia odkry? dokonywanych przez polskich podr??nik?w. Od wielu pokole? te ksi??ki s? lektur? ?atw? i atrakcyjn? nie tylko dla ch?opc?w.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 62 63 64 65 66 67 68 69 70 ... 86 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

*

… Było to wciąż jeszcze na początku pory deszczowej. Kisumu powoli wracał do zdrowia. Poszarpana noga nie wróciła do pełnej sprawności, ale mógł chodzić, opierając się na lasce. Któregoś dnia odpoczywał, siedząc przed chatą. Agoa akurat coś opowiadała dzieciom. Głos dobiegał wyraźnie i wódz machinalnie słuchał.

– Niedaleko stąd, w buszu, żyła sobie kiedyś bardzo, bardzo stara zebra. Tak brzydka, że wszystkie inne zebry z niej kpiły i tak słaba, że nie miała siły z nimi biegać. Była za to bardzo mądra.

– Tak! – przerwał jej mały, może pięcioletni szkrab. – Zebry są mądre, delikatne, łagodne – wyliczał na palcach. – I nikomu nie wyrządzają krzywdy!

– Nie przeszkadzaj! – ofuknęła go matka, ale zaraz potem zapytała synka:

– A kogo boją się zebry?

– Najbardziej lękają się lwa i lamparta – odparł z dumą.

– Doskonale! – pochwaliła i opowiadała dalej.

– Pewnego razu została przy wodopoju sama, bo dopiero na końcu, po wszystkich innych zebrach, mogła zaspokoić pragnienie. Zapłakała głośno nad swym losem i nawet nie zauważyła, kiedy przybiegł lew i delikatnie pogładził ją po grzbiecie. Dopiero wtedy wzdrygnęła się z przerażenia.

“Jesteś jak wszystkie inne zebry, płaczesz. Próbuję cię pocieszyć, nie zamierzam zrobić ci nic złego, a ty i tak trzęsiesz się ze strachu” – powiedział lew z pogardą. Zebra opowiedziała mu o swoim smutnym losie.

“Skoro tak bardzo jesteś nieszczęśliwa i nikomu niepotrzebna, to chyba najlepiej będzie jak cię zjem” – zafrasował się lew.

“Oczywiście królu zwierząt!” – odparła zebra. “Będzie to wielki zaszczyt dla całego mojego plemienia. Ale pozwól królu, żebym mogła, zanim to uczynisz, zadać ci jedną zagadkę. Wszak jesteś najmocniejszy i najmądrzejszy ze wszystkich zwierząt”.

“Zgoda. I tak jestem aż za bardzo łaskawym władcą, że w ogóle z tobą rozmawiam. Ten nędznik lampart po prostu podkradłby się i zjadł cię bez ostrzeżenia”.

W tym momencie nadszedł lampart i rzekł do lwa:

“Czemu królu straszysz to słabe, niewinne stworzenie. Jeśli jesteś taki dzielny, to wybierz na przeciwnika kogoś, kto jest ci równy”.

Oba drapieżniki zaczęły warczeć i groźnie spoglądać na siebie. Mądra zebra chciała wymknąć się z pułapki, ale lampart to spostrzegł:

“Hola, hola, moja pani! Może jednak powiesz swoją zagadkę i pożre cię ten, który ją odgadnie. Dobrze królu?”.

“Niech i tak będzie” – łaskawie odparł lew.

Zebra namyślała się przez chwilę i rzekła:

“Kto to jest? Ma wielkie pazury i wspaniały ogon. Nie boi się nikogo i niczego. W każdej walce odnosi zwycięstwo. Potrafi przegryźć zębami najtwardszą kość. Chodzi powoli, ale biega bardzo szybko. Może iść małymi kroczkami, ale także wykonywać wspaniałe, wielkie susy”.

“To lew” – odparł lew.

“To lampart” – odparł lampart.

I oczywiście obaj się pobili. Walczyli długo. W końcu lew, jak niepyszny, uciekł z pola walki, a lampart zdyszany przysiadł, by odpocząć i pożreć zebrę. Ale tej dawno już nie było. Rozeźlony lampart do dziś szuka lwa, a ten przed nim ucieka. I tak biegną i biegną… – śmiała się Agoa.

Dzieci milczały chwilę, a potem najmłodszy zapytał zamyślony:

– Mamusiu! A zagadka? Zebra mówiła o lwie czy o lamparcie?

– A jak myślisz? – odparła Agoa.

– Ja myślę, że o lamparcie – rzekł z namysłem.

– A ja, że o lwie – powiedział drugi. I oczywiście zaczęli się kłócić.

– Uspokójcie się! – zawołała Agoa. – Uspokójcie się, moje lamparty i lwiątka, bo pójdę sobie jak pani zebra!

– Nie!!! – wrzasnęły maluchy.

Kisumu niechętnie oderwał uwagę od sielankowej rodzinnej scenki. Piętrzyły się przed nim jednak poważniejsze problemy. Od czasu gdy przestał być w pełni sprawny, zaostrzyła się zadawniona niechęć między nim a zazdrosnym o swe wpływy czarownikiem. Kisumu interesowały bowiem nauki chrześcijańskich misjonarzy [167] , którzy przed kilku laty pojawili się w okolicy.

Tego ranka bęben nie milkł ani na chwilę i Kisumu wiedział, że wkrótce przyjdzie mu odeprzeć atak ośmielonego jego słabością czarownika. Nie czekał długo. Czarownik pojawił się przed jego obliczem.

– Rozmawiałem z duchami – powiedział po ceremonialnym powitaniu.

– Słyszałem – krótko odparł Kisumu.

– Lud dotknęło nieszczęście. Złe moce panują…

– Ktoś rzucił urok – przerwał mu Kisumu.

Czarownik, przygotowany na opór, poczuł się zaskoczony. Wódz, zdawał się wprost proponować rozwiązanie, do którego on zmierzał okrężną drogą.

– Tak – rzekł, udając zamyślenie. – Lew grasuje. Bydło zdycha na śpiączkę…

Kisumu przytaknął. Chodziło przecież o nieszczęście, które tu, nad Jeziorem Alberta, w górzystym klimacie, nie powinno się zdarzyć. Wódz nie pamiętał, by kiedykolwiek choroba ta dotknęła wioskę. Co dziwniejsze śpiączka ominęła jego bydło. Nie ulegało wątpliwości, że wdały się w to złe moce. Ale jakie i jakich wymagają ofiar? Wyglądało na to, że czarownik wie, przeciw komu skierować działanie.

•- Dużo nieszczęść – powiedział. – Dużo, dużo… Bydło pada. Lew grasuje. Ludzie mogą chorować… Dużo, dużo nieszczęść – cmokał i kiwał głową. – Duchy, złe duchy…

Zapadło milczenie. Palili fajki, popijając bananowe piwo i obserwując się wzajemnie.

W końcu czarownik podjął decyzję:

– To rigilah-sukuo [168] …

Kisumu poczuł zimny dreszcz strachu. Czarownik wskazał złego ducha, który sadowił się zazwyczaj w stopach człowieka. Jeden ze starszych synów Kisumu, dwunastoletni Awtoni, urodził się ze zdeformowaną prawą stopą. Czarownik odczynił wtedy urok i powiedział, że uśpił złego ducha, ale ten może się obudzić, gdy chłopiec będzie wchodził w wiek dojrzewania.

– Mówisz, że duch się obudził!? – Kisumu podniósł się z miejsca. Górował teraz nad czarownikiem.

– Tak. Obudził się! Obudził! – czarownik czuł swą przewagę. Ludzie w wiosce byli po jego stronie.

Kisumu usiadł. Spadło tyle nieszczęść… Kisumu znał naukę chrześcijan, pozwolił ochrzcić syna, ale przekonanie, że czarownik rozmawia z duchami tkwiło w nim równie niezachwianie jak całe dziedzictwo przodków.

– Naznaczył go! Naznaczył od dziecka – syczał czarownik. Wybrał go dla siebie. Usadowił się w stopie. Siedzi tam!!!

Kisumu nie mógł od niego^oderwać oczu.

– Chciał mnie zniszczyć. Wysłał lwa, by mnie zabił… Wysłał lwa – szepnął bezwiednie i sam już nie wiedział czy mówi o synu, czy o złym duchu.

– Wreszcie zrozumiałeś wodzu. Niech cię strzeże twój fetysz spokojnie już powiedział czarownik i podniósł się ciężko.

Kisumu odprowadził go, potem zaś usiadł i zaczął uważnie przyglądać się Awtoniem», a im uważniej to czynił, tym wyraźniej w oczach syna dostrzegał drapieżne, zapamiętane z oczu lwa, błyski.

Agoa snuła tymczasem kolejną opowieść.

– Pewnego dnia boa dusiciel okręcił się wokół liany, by się pobujać jak zwykli mali chłopcy. Akurat przechodził tamtędy słoń. Kiedy zobaczył, że wąż jest bezbronny, związany przez siebie samego, roześmiał się zadowolony. Był wreszcie panem życia i śmierci zręcznego pełzacza.

“Miej nade mną litość, słoniu! Zmiłuj się!” – błagał wąż.

“A co mi z tego przyjdzie?” – słoń podniósł trąbę i zaczął kołysać lianą.

“Przyrzekam, że ile razy mnie wezwiesz, zawsze przybędę ci na ratunek”.

Słoń zastanawiał się. W jego wielkiej głowie pojawiła się myśl, że dobrze byłoby mieć takiego mocnego sprzymierzeńca.

“Zmiłuj się, słoniu!” – prosił dalej boa. “Mam tyle małych dzieci… Byłby to wielki wstyd dla ciebie, gdybyś pozbawił je ojca”.

“Ma racje” – znowu pomyślał słoń. Ale głośno powiedział:

“Czy ty miałeś litość dla tych dzieci, które dusiłeś w skrętach swego wielkiego cielska? Nawet nie dałeś sposobności, by o nią poprosiły. Dusiłeś i tyle… Brrr…” – wstrząsnął i zakołysał lianą. Boa pofrunął aż pod szczyty drzew.

“Nie zasługuje na miłosierdzie ten, kto sam go nie ma. Ale dam ci szansę… Jeśli potrafisz odwinąć się i spaść na ziemię szybciej niż ja zdołam podnieść i opuścić trąbę, by cię zmiażdżyć, odzyskasz wolność”.

Wężowi tylko o to chodziło. Rozmawiał ze słoniem, nie dlatego, że liczył na litość. Szukał sposobu na wyplątanie się z pułapki. Zanim słoń zaczął opuszczać trąbę, błyskawicznie zsunął się na ziemię i owinął wokół nogi słonia.

“Cha! Cha! Cha!” – zaśmiał się boa. “Teraz ty, panie słoniu, jesteś zdany na moją łaskę. A ja nie mam w sercu litości. Umrzesz!”

I wąż zaczął kąsać słonia w gruby brzuch. Słoń zniósł to z wielkim spokojem, bo na brzuchu ma bardzo twardą skórę. Spokojnie podniósł nogę i przydeptał kark węża. Ten jęknął z bólu, puścił słonia i znów zaczął błagać o litość. Ale słoń zmiażdżył mu łeb.

“Nie ma litości dla tego, kto nie zna litości” – rzekł i trąbą rzucił ciało węża wysoko na drzewa, gdzie zaczęły z niego szydzić złośliwe małpy.

Agoa skończyła opowieść, a dzieci natychmiast zaczęły prosić o następne bajki.

– Opowiedz o wyścigach węża z lampartem.

– Nie! O małpach i myśliwym.

– O tym, jak gazela oszukała lamparta.

Kisumu z żalem przerwał tę scenę. Skinął na żonę, aby za nim wyszła i surowo popatrzył przy tym na Awtoniego. Gdy Agoa podbiegła do niego, pochylił się ku niej i powiedział:

– Rigilah-sukuo.

Agoa z trudem stłumiła okrzyk przerażenia, przyciskając dłonie do warg. Potem przeniosła wzrok na bawiącego się z dziećmi Awtoniego. Chłopiec był wesoły, a jego kalectwo prawie niedostrzegalne.

1 ... 62 63 64 65 66 67 68 69 70 ... 86 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название