Tomek w grobowcach faraon?w

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Tomek w grobowcach faraon?w, Szklarski Alfred-- . Жанр: Прочие приключения. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Tomek w grobowcach faraon?w
Название: Tomek w grobowcach faraon?w
Автор: Szklarski Alfred
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 177
Читать онлайн

Tomek w grobowcach faraon?w читать книгу онлайн

Tomek w grobowcach faraon?w - читать бесплатно онлайн , автор Szklarski Alfred

Seria powie?ci Alfreda Szklarskiego o przygodach Tomka Wilmowskiego na r??nych kontynentach. Mi?dzy innymi ch?opiec bierze udzia? w wyprawie ?owieckiej na kangury w Australii i prze?ywa niebezpieczne przygody w Afryce, ?yje w?r?d czerwonosk?rych Nawaj?w i Apacz?w. W te niezwyk?e przygody wpleciona jest historia odkry? dokonywanych przez polskich podr??nik?w. Od wielu pokole? te ksi??ki s? lektur? ?atw? i atrakcyjn? nie tylko dla ch?opc?w.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 31 32 33 34 35 36 37 38 39 ... 86 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Słońce świeciło jasno, powoli zmierzając ku zachodowi. Lekki podmuch wiatru wznosił momentami tumany sabbachu [119] , ale nie utrudniało to wędrówki. Dobre parę godzin przed zmierzchem niebo zaczęło powoli zmieniać barwę. Dotychczas niebieskoszare stawało się coraz bardziej czerwone. Powietrze zgęstniało jakby od kurzu i coraz trudniej było oddychać. Czerwień przesyciła nawet żółty zwykle piach. Pierwszy zwrócił na to uwagę No wieki:

– Coś się dzieje, brachu. Czerwono i cisza dzwoni w uszach… – powiedział, próbując głębiej odetchnąć.

– Cisza… jak przed burzą – odrzekł Tomek. – Lepiej pospieszmy się.

– Niedługo zacznie się chyba łagodniejszy teren – Sally zamierzała dodać im otuchy.

– Lepiej poszukajmy szybko jakiejś kryjówki – ponaglił Nowicki. Przez ścieżkę przebiegło raz i drugi pionowe pasmo piasku. Z oddali zaczął dochodzić jakiś szmer. Spojrzeli w tył. Doliny już prawie nie było widać, z przodu Nil wydawał się teraz bardzo wyrazisty i jakby ciemniejszy. Tam właśnie wschodziła czerwień. Sabbach, coraz gęściejszy, omiatał im twarze. Poczuli lęk. Przywarli plecami do skały. Dłonie szukały jakiegoś załamania, rozpadliny, gdzie można by się wcisnąć i schronić przed rosnącą siłą wiatru. Nagle tumany sabbachu wzniosły się wysoko, przesłoniły słońce i opadły. Niemal w tym samym momencie Sally poczuła, że skała nie jest już tak jednolita, wcisnęła się w zagłębienie i pociągnęła za sobą Tomka. Skuleni w półokrągłej skalnej wnęce usłyszeli przerażający świst, który szybko przemienił się w wycie. Wiatr ciskał falami piasku. Zasłonili twarze przed ostrymi, raniącymi uderzeniami.

Nie wiedzieli, co dzieje się z Nowickim. Łudzili się, że choć niewidoczny, może być tuż obok nich. Tomek szukał na oślep, dotykał jednak tylko skały. Spróbował wysunąć się na zewnątrz, ale na powrót wcisnęło go w skalną ścianę. Zresztą i tak niczego by nie zobaczył. Gdyby nie byli do siebie przytuleni, z pewnością nie dostrzegaliby się nawzajem. Siła wiatru, chcieli tego czy nie, unieruchomiła ich w ciasnym, skalnym zagłębieniu. Piach wdzierał się wszędzie. Wydawało się, że zostaną nim przysypani. Grozę powiększała ciemność i straszliwy niepokój o Nowickiego. Jeden podmuch takiego wiatru mógł zepchnąć w przepaść. Pozostało jedynie cierpliwie czekać…

A burza trwała… Ile czasu już minęło? Pięć, dziesięć, czy piętnaście godzin? Nie wiedzieli. Dręczyło ich pragnienie, bo chociaż oboje mieli w manierkach wodę, oszczędzali jak mogli, myśląc o zaginionym. Z trudem oddychali przez zakurzone chustki. Piasek palił w ustach i w gardle. Na przemian drzemali, przysiadłszy w kryjówce, to znów wstawali, otrząsając piasek, by za chwilę znowu przysiąść i zapaść w nerwowy sen.

Wreszcie wiatr ustał i wyjrzało słońce. Wszystko dokoła pokryte było piaskiem. Dolina Królów przypominała zasypane żółtym śniegiem miasteczko. Gdzieniegdzie snuli się ludzie, próbując porządkować teren. Mniej ucierpiała druga strona góry. Nil lśnił jak poprzednio, a zieloność palm budziła wiarę w zwycięstwo życia. Gnani niepokojem ruszyli na poszukiwanie. Może ocalał, przeżył, może nie zepchnęło go w przepaść… Jeśli tak, to pilnie potrzebował pomocy. Kilka metrów dalej ścieżka schodziła łagodnym łukiem w dół, tworząc płytką, może dwumetrową nieckę i wznosząc się znowu łagodnie ku górze. Teraz niecka była niemal całkowicie zasypana piaskiem.

– Tommy, Tommy, tutaj, patrz! – zawołała nagle Sally.

Oboje zeszli niżej. Tomek jednym ruchem ręki odgarnął piasek z prześwitującego przezeń ciemnego przedmiotu.

– Mój Boże! – zawołał ochryple.

Była to bowiem prawa, obuta w solidny trzewik stopa Nowickiego. Przerażeni rzucili się, by jak najszybciej rozgarnąć piasek. Marynarz leżał z twarzą ukrytą w niewielkim wgłębieniu. Gdy odwracali go na plecy, zdawało się im, że jęknął. Tomek przyłożył ucho do serca. Sally, wiedziona zawodowym odruchem szukała pulsu. Bił lekko, ale rytmicznie.

Żyje – westchnęła przez łzy.

– Tadku! Tadku! – powtarzał Tomek i zaczerwienionymi oczyma wpatrywał się w druha.

Podnieśli go i oparli o skałę.

– Wody, Sally, wody! – ponaglił Tomasz.

Przytknęli manierkę do ust marynarza, przechylając mu głowę do tyłu. Przełknął kilka łyków i nie otwierając oczu próbował coś mówić, lecz poruszył jedynie wargami. Pochylony nad nim Tomek odczytał z ruchu warg znajome sylaby:

– Jamajka!

Czym prędzej zaczęli szukać. Rzeczywiście, obok bukłaka z wodą znaleźli manierkę. Łyk ulubionego trunku i Nowicki otworzył oczy. Obity ze wszystkich stron i obolały krztusił się i otrząsał z piasku. Wkrótce mógł wstać o własnych siłach i mówić.

Okazało się, że podmuch cisnął nim o ziemię i rzucił w stronę niecki. Próbował wstać, ale nie dał rady. Siła wiatru była straszliwa. Szukał więc miejsca, gdzie mógłby łatwiej oddychać. Znalazł je między dwoma skrawkami skały i to chyba uratowało mu życie. Przykrył głowę koszulą i oddychał powietrzem z zagłębienia między okruchami skały. Wkrótce zasnął czy też stracił przytomność. Nie pamiętał szczegółów…

Z położenia słońca wynikało, że znów zbliża się południe. Burza musiała więc trwać około dwudziestu godzin.

Przeczekawszy upał w tej samej skalnej wnęce, po odpoczynku, ruszyli wreszcie ku Deir el-Bahari. Wydawało im się, że najtrudniejsze mają już za sobą, gdy nagle… urwała się droga. Pojawiła się znowu o zaledwie kilkadziesiąt centymetrów dalej, tyle że za opadającą pionowo w dół przepaścią. Głęboko na jej dnie dostrzegli płaski zarys trzeciego najwęższego tarasu świątyni Hatszepsut.

– Do stu beczek zepsutych śledzi – zaklął marynarz, z westchnieniem opierając się plecami o skałę. – To naprawdę moja ostatnia wyprawa w góry.

– Ależ Tadku, możemy przecież wylądować w grobowcu, prosto w ramionach królowej – z wisielczym humorem zauważył Tomek.

– Przynajmniej ty, sikorko, nie mów tylko, proszę, jakie to piękne – jęknął Nowicki. – Lepiej nic już nie mów.

Sally, w przeciwieństwie do mężczyzn, czuła się w swoim żywiole. Z takim samym dreszczem emocji, jak wtedy gdy przyszło jej skoczyć w kilkudziesięciometrową przepaść z tarasu świątyni zagubionej w południowoamerykańskiej puszczy, trzymając się oburącz skał, dała krok nad urwiskiem i już była po drugiej stronie. Obu mężczyznom nie pozostało nic innego jak iść w jej ślady. Nowicki sceptycznie spojrzał w dół, pokręcił głową, wziął głęboki wdech i wylądował bezpiecznie z co najmniej kilkudziesięciocentymetrowym zapasem. Tomek poradził sobie równie sprawnie. Klucząc wśród skalnych występów, spadzistym skłonem płaskowyżu zeszli do Deir el-Bahari, gdzie mocno zdenerwowany Bieńkowski organizował wyprawę ratowniczą. Pożegnali go serdecznie i już na osiołkach z całodobowym opóźnieniem dotarli do swego obozu w pobliżu Kolosów Memnona, radośnie witani przez Dinga i z ulgą przez mocno już wystraszonego Patryka.

1 ... 31 32 33 34 35 36 37 38 39 ... 86 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название