Moralno?? Pani Dulskiej
Moralno?? Pani Dulskiej читать книгу онлайн
Moralno?? pani Dulskiej to tragikomedia pokazuj?ca zak?amanie i podw?jn? moralno?? zamo?nej rodziny mieszcza?skiej. G??wna bohaterka, Aniela Dulska, kieruj?c si? przekonaniem, ?e brudy nale?y pra? we w?asnym domu, a najwa?niejsz? rzecz? jest unikni?cie skandalu, doprowadza do romansu swojego syna ze s?u??c?, kt?r? gdy ta spodziewa si? dziecka, odprawia z domu. Hipokryzja, chorobliwe sk?pstwo, chciwo??, ograniczenie…wszystko to po sukcesie Moralno?ci sta?o si? synonimem dulszczyzny.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Ściemnia się.
MELA
Głowa mnie strasznie boli. Mamusiu, ja bym nie poszła…
DULSKA
Pokaż język! Biały. Znów coś zjadłaś! (przykłada jej rękę do głowy) Rozpalona. No, z tobą… to też! Może cię kłuje, co?
MELA
Tu mnie boli.
DULSKA
W lewej łopatce? Połóż sobie regolo. Jest tam używane, takie, co ojciec przykładał. I rozbierz się!
ZBYSZKO
Z czego? Ona już rozebrana. Niech się raczej ubierze.
DULSKA
Hesia! Płaszczyk, rękawiczki!
ZBYSZKO
Piechotą idziecie? Ona – tak? Jeszcze was zaaresztują.
DULSKA
Rany boskie, nie wytrzymam! A lampy jeszcze nie zapalać (do Zbyszka) Wychodzisz?
ZBYSZKO
Nie.
DULSKA
To przypilnuj pieca. My wrócimy za godzinę. Mela, idź się przebrać!
Hesia i Dulska wychodzą. Mela do swego pokoju.
SCENA SZÓSTA
Zbyszko sam, później Hanka.
Zbyszko chwilę stoi nieruchomy, potem wyciąga ręce leniwym, znużonym ruchem przed siebie, zwraca się do pieca, otwiera drzwiczki kopnięciem nogi, przysuwa sobie fotel, siada i siedzi tak spokojnie z papierosem przylgniętym do ust, z ręką opuszczoną na dół. Światło czerwonawe go oświetliło. Jest znużony i smutny. Drzwi się otwierają cicho, wsuwa się Hanka, widzi go, przybliża się, przyklęka i delikatnie, z jakąś psią pokorą całuje go w rękę. On głaszcze ją po głowie, czyni to machinalnie, nie patrząc na nią.
ZBYSZKO
No, już dobrze… dobrze…
HANKA
Proszę pana… ja…
ZBYSZKO
Co? Czego?
HANKA
Ja idę tam, gdzie pan kazał…
ZBYSZKO
A… tak! Idź! idź! A nie bój się, tylko mów śmiało i wyraźnie, jak i co.
Hanka klęczy, nieruchoma, otulona w fałdy chustki.
No, czemu nie idziesz?
HANKA
A bo ja wiem, tak mi jakoś…
ZBYSZKO
Ach, nie marudź… Idź, bo wrócą!
HANKA
wstając
Pójdę…
Wychodzi powoli, słychać, jak zatrzaskuje za sobą ciężko drzwi.
SCENA SIÓDMA
Zbyszko, Mela.
Mela w kaftaniczku, głowa związana. Podchodzi cicho do Zbyszka i siada na małym stołeczku naprzeciw niego.
MELA
nieśmiało
Zbyszko!
ZBYSZKO
Nie położyłaś się?
MELA
Nie mogę. Jeszcze mi gorzej. Czy ci nie przeszkadzam?
ZBYSZKO
Nie. Ty jeszcze z całej familii jesteś najmożliwsza. Może dlatego, że jesteś chora, więc jest w tobie coś milszego, coś innego jak u tamtych.
MELA
Coś innego? I czy myślisz, że dlatego, że jestem chora?
ZBYSZKO
Tak. Nie masz dużo sił życiowych, więc nie idziesz rozbijając łokciami przez życie, ale się… skradasz. Rozumiesz, co?
MELA
Tak. Mnie się także zdaje, że ja się wszystkim usuwam, że mnie lada chwila ktoś potrąci, że…
ZBYSZKO
To źle. Panna Dulska powinna iść naprzód tak… rozumiesz? Ktoś potrąci, ty jego… To powinna być nasza zasada. Jak najwięcej miejsca. Für die obere zehn tausend milionen kołtunen!
MELA
patrzy na niego chwilę
Zbyszko, dlaczego ty nas wszystkich tak nie lubisz?
ZBYSZKO
Za mało: "nie lubisz"! Ja was wszystkich nienawidzę i siebie razem z wami.
MELA
Siebie nienawidzisz także? A ja to znowu… Pozwól mi trochę z tobą porozmawiać. Dobrze? Jak szara godzina nadejdzie, to ja dałabym wszystko, żeby móc z kimś dobrze, cicho, spokojnie porozmawiać. Tylko że u nas to niepodobna. Jak w tartaku. Mama mówi, że się pracuje, ale przecież można i myślą popracować, prawda, Zbyszku?
Osuwa się przed nim tak, że światło z pieca oświetla grupę tych dwojga smutnych i zagnębionych.
ZBYSZKO
Mów… mów…
MELA
Ty siebie nienawidzisz, a ja to siebie żałuję. Strasznie. Nie dzieje mi się nic złego; mam ojca, mamcię, was, chodzę na pensję, jestem prosta, dbają o mnie, dają mi żelazo, nacierają wodą, uczę się wszystkiego… a przecież, przecież, Zbyszko, mnie się zdaje, że mi się dzieje jakaś krzywda, że mnie ktoś więzi, że mi ściśnięto gardło, że… Ja ci tego opowiedzieć nie mogę, ale…
ZBYSZKO
To źle, Melo, że ty tak czujesz, źle! Najlepiej pozbądź się tych sensacji. Niedługo wyrośniesz, pójdziesz dobrze za mąż i będziesz świat rozbijać łokciami.
MELA
Nie, pójdę do klasztoru.
ZBYSZKO
Gadanie! Głębsza warstwa weźmie górę, będziesz taka jak mama.
MELA
Ojciec przecież łokciami ludzi nie roztrąca.
ZBYSZKO
Bo ojciec wybrał dogodniejszą drogę: mama za niego łokciami się przez świat przepycha, a on za nią.
MELA
po chwili
To wszystko bardzo jakieś smutne.
ZBYSZKO
Koń by zapłakał.
MELA
Ty ze wszystkiego się śmiejesz.
ZBYSZKO
Tak śmieją się wisielce.
Chwila milczenia
MELA
nieśmiało
Zbyszko!
ZBYSZKO
Co jeszcze?
MELA
Chciałam ci coś powiedzieć, ale… nie będziesz krzyczał? To, widzisz, z najlepszego serca. Bo… wtedy… jak ja widziałam…
ZBYSZKO
Co?
MELA
ciszej
Ciebie i Hankę. Tak mnie skrzyczałeś strasznie, a ja właśnie…
ZBYSZKO
Czego ty o tym mówisz?
MELA
Bo mi żal i ciebie, i Hanki. Ja ciągle o was myślę. Ja się nawet za was modlę. Bo wy musicie być bardzo nieszczęśliwi.
ZBYSZKO
My? Dlaczego?
MELA
Jakże? Ona prosta sługa, ty urzędnik z prokuratorii skarbu… Jakże… i kochacie się… To bardzo smutne. Mamcia będzie się bardzo sprzeciwiać.
ZBYSZKO
Sprzeciwiać?
MELA
No, jak się będziecie pobierać.
ZBYSZKO
Czyś ty oszalała? Ja z Hanką?
MELA
Cóż z tego, że ona niby niżej. Przecież Zygmunt August i Barbara…
ZBYSZKO
Ty jesteś jeszcze głupsza, jak myślałem.
MELA
Proszę cię… Tylko mi nie wymyślaj. Ja będę po waszej stronie. Ja nauczę Hankę mówić po ludzku i jeść widelcem, i będę ją uczyć tego, co umiem, aż ona będzie taka jak my. Ja wam dopomogę.
ZBYSZKO
Ty jesteś okaz!
MELA
Tylko jest coś, co mnie bardzo martwi. Nie wiem, czy ci to powiedzieć…
ZBYSZKO
No, wyduś!
MELA
Tylko ty Hance tego nie mów! Daj słowo. Oto… Hanka ma na wsi… narzeczonego. Tak, tak. Ale się nie martw. Ona go nie kocha. To finanzwach. Ja znalazłam korespondentkę od niego do Hanki. Tam było ślicznie napisane: "Panno Haniu! Szanowna Pani! Gołębiem ślę tę kartę pod nóżki panny i pytam, czemu pisanie od niej takie rzadkie…" Tak było. O, "gołębiem…" – to ładnie. Choć na tej kartce nie było gołębia, tylko była różowa świnka i cztery prosięta, ale on zawsze tak z serca to napisał. I on ją musi kochać. Tylko że ona mu nie odpisuje, i to źle z jej strony, bo on tam pisze…
ZBYSZKO
Proszę cię o jedno: nie wtrącaj ty się w te sprawy! Głowa cię boli. Idź, połóż się!
MELA
Ja tylko tak z dobrego serca.
ZBYSZKO
Ja wiem.
MELA
wstaje, nieśmiało
I… nie gniewasz się?
ZBYSZKO
Nie! Chodź, pocałuj mnie!
MELA
całuje go
To… ty mnie nie nienawidzisz?
ZBYSZKO
głaszcze ją
Nie. Teraz nie.
MELA
Dziękuję ci. Tak miło, kiedy ktoś łagodnie mówi… Dziękuję ci, Zbyszko.
Wychodzi cichutko do swego pokoju. Zbyszko wstaje, idzie do okna, skąd pada światło zapalonej latarni, opiera czoło o szyby i tak zostaje. Wchodzi Hanka spłakana, otulona chustką, przystępuje do Zbyszka i mówi cicho.
SCENA ÓSMA
Zbyszko, Hanka.
HANKA
Proszę pana…
ZBYSZKO
I co? I co?
HANKA
Tak jest, jak ja mówiłam.
Zanosi się cicho od płaczu.
ZBYSZKO
Ładna historia! A to pech!
Zaczyna chodzić po pokoju. Hanka pozostaje przy oknie w smudze światła, tragiczna w fałdach swej czarnej chustki.
HANKA
Co ja teraz zrobię!
ZBYSZKO
Jedź do domu.
HANKA
Ale! Żeby mnie tatko skórę zdarli. Nie pojadę!