-->

Osobowo?? ?my

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Osobowo?? ?my, Grochola Katarzyna-- . Жанр: Современные любовные романы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Osobowo?? ?my
Название: Osobowo?? ?my
Автор: Grochola Katarzyna
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 207
Читать онлайн

Osobowo?? ?my читать книгу онлайн

Osobowo?? ?my - читать бесплатно онлайн , автор Grochola Katarzyna

O?mioro przyjaci??. Niby znaj? si? jak ?yse konie. Niby… Bo cierpi?, b??dz?, potykaj? si? i upadaj?, zanim po omacku dojd? do najoczywistszej prawdy: w ?yciu liczy si? tylko mi?o?? i tylko ona pozwala dokonywa? w?a?ciwych wybor?w. Wszystko inne zawodzi. O czym przekonywa?am Czytelnik?w zawsze.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 17 18 19 20 21 22 23 24 25 ... 38 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

I ksiądz Jędrzej pochyla się nad talerzem.

Ale kiedy znów rozlega się sygnał, udaje, że nie widzi wzroku swojej gospodyni, rzuca się ku parapetowi, jest pierwszy, przed jej ręką, łapie telefon i odwraca się w stronę okna, żeby go ten bazyliszek w fartuchu przywiezionym przez niego z Włoch nie zabił wzrokiem.

– Halo?

Ksiądz Jędrzej słucha z rosnącym zdziwieniem, potem delikatnie odkłada telefon na parapet.

– Dostaliśmy siedem tysięcy na konto.

– Nie dostaliśmy, tylko ja dostałam. – Pani Marta patrzy prosto w oczy Jędrzeja.

– Pani, Marto? – Jędrzej wie, jaka to suma dla gospodyni, ale ona spokojna, wyciera ręce, odkłada zmiętą ścierkę, porządnie wiesza przy piecu, wygładza. – A skąd Marta ma takie pieniądze?

– I to mój telefon. – Pani Marta chowa komórkę do obszernej kieszeni rzymskiego fartucha, nie odpowiada od razu, bo i po co. Ale ksiądz Jędrzej czeka, a jedzenie stygnie.

– Gram… trochę… na giełdzie…

– O… hazard to wielki grzech… wielki…

– To szkoda, wielka szkoda – mówi pani Marta, ale pilnie obserwuje swojego chlebodawcę, spod oka spogląda, a w jej głosie nie słychać żalu za grzechy. – Ja nie wiedziałam, że to hazard, to tylko giełda. Ale tak sobie pomyślałam, że dziesięć procent będę przekazywać na te księdza przeszczepy…

Ach, niech ma klecha zagwozdkę! – myśli czule. I ksiądz Jędrzej trze potylicę, udaje, że go to nic nie obchodzi, ale nieudolnie udaje.

– Giełda, mówi pani? A, to miłosierny uczynek…

Piętnaście?

*

Buba siedzi obok Zenka.

Musi złapać oddech, przesadziła, a przecież Julia czeka.

Zenek zbliża twarz do jej twarzy. Biała Dama przestaje zabawiać ludzi, patrzy na nich przenikliwie, kiwa ręką na znak „Nie, nie rób tego”, ale Buba nie widzi, słabo jej jakoś, Zenek podaje jej butelkę mineralnej, przecież świat jest taki piękny, ciepły i spokojny, za chwilę będzie jeszcze cieplejszy i spokojniejszy, bo działka czeka na niego. Buba odmawia ruchem ręki. Zenek rozgląda się, jest bezpiecznie, wyjmuje strzykawkę. Buba chwyta go za rękaw.

– Poczekaj. Musisz brać? – No.

Buba patrzy na strzykawkę.

– Twoja?

– Dostałem. Prawie nowa.

– Zostaw.

– Od Gienka. On jest czysty.

– Nikt nie jest czysty. Zostaw.

Buba z wysiłkiem sięga do kieszeni, da mu, trudno, kupi sobie nową, jakie to ma znaczenie, stać ją. Podaje Zenkowi strzykawkę i igłę. Zenek patrzy z wdzięcznością, nie powinna mu dawać, teraz musi kupić dla siebie, musi mieć przy sobie, myśli, że zawsze, ale może dobry uczynek robi, kto wie?

– Chcesz? – Zenek jest wspaniałomyślny, chce się podzielić, a oni na ogół nie chcą się dzielić. – Chociaż ty to już wyglądasz na gotową… Gotowa jesteś?

– Ja jestem gotowa – mówi Buba i przekonuje swoje słabe ciało do wstania.

*

Nie, Buba, nie chcę. Nie chcę poznawać żadnego faceta.

Nawet fajnego. Nie chcę i już.

– Coś ci jest? A ja ci mówię, że byłoby fajnie, gdybyś przyszła. Romek naprawdę jest równy facet. Przyjechałaś parę tygodni temu i nie masz czasu spotkać się z całą świętą szóstką.

– Widziałam się… Z Krzyśkiem na kawie… I z Sebkiem… wczoraj, wpadł przymocować karnisz. Chcesz kawy?

– Tak.

Nie udało się ani namówić Julii, żeby cokolwiek w mieszkaniu zrobiła, przy czym mógłby pomóc Romek, ani namówić Romka, żeby na przykład Julia mu pozowała. Buba miała też pomysł, żeby Julia przetłumaczyła artykuł, jedyny, który ukazał się o wystawie Romka, na angielski, ale Romek nie widział sensu, a Julia powiedziała, że przy okazji. To właśnie byłaby znakomita okazja – udzielenie komuś pomocy.

Ludzie nigdy nie widzą, że ktoś potrzebuje pomocy.

Nigdy.

Julia podnosi się, idą obie do kuchni. Julia nastawia czajnik, ale go nie włącza. Buba patrzy na nią jak na chorą. Julia wyjmuje filiżankę, wrzuca woreczek herbaty, zalewa zimną wodą, podaje Bubie. Buba patrzy na pływający z wierzchu woreczek.

– To jest kawa?

Julia śmieje się, doprawdy przecież to jest wesołe, bardzo wesołe, nigdy taka nie była, to śmieszne, nie wie, dlaczego Buba się nie śmieje, Julia wylewa zawartość do zlewu, torebka zatyka zlew.

– Co ty robisz?

– Nic. Kawę.

Nasypuje do filiżanki kawy, jest nieobecna.

Buba patrzy do filiżanki podejrzliwie. Lepiej sama zaleje ją wrzątkiem. Potem uważnie przygląda się Julii.

– Poznałaś kogoś?

– Tak. – Julia poprawia się natychmiast. – To znaczy nie.

– Ale ja bardzo cię proszę, przyjdź w sobotę do Róży!

Wszyscy będziemy!

– A ty masz kogoś na stałe? – pyta nagle Julia. – Nie, ja… wiesz…

– No tak, ty masz czas… możesz czekać a czekać. Ale będziesz łysa jak kolano, to nieprawda, że farby nie niszczą włosów! Szczególnie jeśli odbarwiasz, robisz z ciemnych jasne, Bubeczka, nie bądź głupek kompletny, bo nikt cię nie zechce… O, idzie Róża, otwórz, pomożecie mi przesunąć wersalkę pod okno, lubię się budzić w promieniach słońca. Basia, to ty? Urwałaś się z pracy? Wejdź, właśnie robię kawę, Boże drogi, co się stało?

*

– Strasznie ci jestem wdzięczny, stary, na piechotę nie dałbym rady. – Romek przenosi obraz przez poręcz. – Uważaj, żeby nie zatrzeć, świeża stosunkowo farba.

– Masz jakąś folię? Nie ubabrze mi bagażnika? – Aż taka świeża nie jest.

– Coś mi to przypomina…

– To jest kobieta mojego życia…

– W sobotę się spotykamy u mnie… Poznasz Julię.

Zobaczysz, jaka to równa babka.

– Nie lubię równych babek. – Jaki ty dziwny jesteś… To przyjdź, ot tak, po prostu, nie dlatego, że ona tam będzie.

Roman zatrzymuje się i odstawia obraz pod ścianę.

– Piękna dziewczyna, prawda?

– Świetna! I zgrabna i mądra, naprawdę!

– Skąd wiesz?

– Przecież znam Julię od lat…

– Ech, ja nie o niej… A ty Krzysiek, chyba już się pozbierałeś…

– Nie mogę. Nic na to nie poradzę – mówi Krzysztof i przytrzymuje drzwi. Roman wnosi obraz do samochodu, teraz pojadą z nim do Galerii Niewielkiej. Widzieli szkic, zamówili, szkoda. Gdyby nie to, że jest kompletnie bez pieniędzy, nigdy by nie sprzedał. Ale zrobi sobie kopię, po raz pierwszy w życiu skopiuje samego siebie.

*

Julia jest przerażona. Piotrek? Nie rozumie, nie Piotr.

Każdy inny tak, ale na pewno nie on.

– Mam dowód – szepcze Baśka i wyciąga płytę. – Masz podłączony komputer? Zobacz!

Julia wyjmuje laptopa przywiezionego z Londynu (niech ten Londyn szlag trafi, ale komputer tanio udało jej się kupić, dużo taniej niż tutaj), wkłada płytę, czekają w napięciu. One, ale nie Basia. Basia odchodzi, nie chce patrzeć na te świństwa.

Najeżdża kursorem na stację dysków E, powoli otwiera się plik. Na ekranie dwie dziewczyny. E189 dwie nagie dziewczyny, El90, dwie nagie całujące się dziewczyny, El91, El92, numery zdjęć przesuwają się wolno, Róża nie chce na to patrzeć, ale nie może oderwać wzroku od zdjęcia, co one robią? Przecież one nie… ależ tak!

Rozłożone nogi, to tak wygląda kobieta w środku, o matko, chyba nie każda, chyba nie ona! Róża oblewa się rumieńcem. To niemożliwe, żeby Piotr robił takie pornograficzne sesje! To niemożliwe! Jak one tak mogą!

Nie wstydzą się, czy co? A te języki teraz do aparatu, czyli do niego? E-212, czym one są oblane? Mlekiem?

Kisielem? Co ona zlizuje z palców? Przecież tam nikogo nie ma, oprócz ich dwóch i fotografa, którego nie widać!

To nawet nie są zdjęcia do jakiegoś pisma, to już prywatne zdjęcia, takie jakie się robi na pamiątkę albo po pijaku, zdjęcia, które się niszczy natychmiast po wywołaniu, bo nie są ani dobre, ani wartościowe. To brudna pamiątka z jakiejś orgietki, na której był on, Piotr i te dwie panny. O Boże, biedna Basia…

Julia wyłącza komputer, jeszcze nie wierzy własnym oczom, jeszcze ma wrażenie, że śni, bo to tak bardzo nie jest Piotrkowe. To niemożliwe, żeby przez lata udawać kogo innego, bo przecież nie ten Piotr, którego ona zna od dwunastu lat, nie ten sam człowiek brał udział w czymś tak plugawym.

Baśka przestała płakać. Jest znowu silna, przygotowana na najgorsze, ale da sobie radę, tym razem wie, co zrobić, tylko musiała się podzielić.

– Skąd to masz?

I Julia, i Róża patrzą zdziwione na Bubę. Co to za pytanie!

– Pytam, skąd to masz? – W jej głosie jest ostry ton, którego nie lubią, ale ten ton zmusza do odpowiedzi.

– Z komputera. Z naszego. Popatrz na datę. – Baśka zgrabnym kliknięciem wchodzi na datę. – Proszę bardzo, cały dzień biedak spędził w sejmie. Może tam to zrobił?

Nie wychodzi jej sarkazm, bo znowu w jej oczach pojawiają się łzy, a nie może płakać, bo płacz osłabia. I w tę cichość, która pojawiła się między nimi, bo co tu można powiedzieć, nagle wdzierają się nieprzyjemne słowa Buby:

– Ach, jakież to miłe uczucie, znaleźć nareszcie potwierdzenie swoich najgorszych podejrzeń, co?

Basie wypełnia dobrze znane od zawsze uczucie: dostała coś zamiast, jak wtedy tę cholerną lalkę. Teraz też dostaje coś zamiast. Zamiast jej pomóc – oskarża sieją. Ją!

Nie jego!

– Jak możesz tak mówić?! – krzyczy.

– Kiedy na ciebie patrzę, to widzę kobietę z twarzą, która mówi: „Miałam rację!”. Miałaś rację, Basieńko!

Gratuluję! Co z tą swoją racją zrobisz? Już ją zeżarłaś w całości, a jeszcze się nie porzygałaś!

Róży robi się niedobrze, chce wyjść, nie chce brać w tym udziału, nie widziała takiej Buby i nie widziała takiej Baśki, której rumieńce wstępują na policzki, która przy swoim niewielkim wzroście nagle przewyższa Bubę, a nawet Julię, jest jej pełno w pokoju. Basia, która zawsze mówi cicho, wydobywa z siebie nieznany ton, i Róża z powrotem siada, jak przyklejona.

– Jak możesz tak do mnie mówić?! Ty nigdy nie przeżywałaś tego, co ja, i nie masz prawa!

A ta smarkula Buba, co ona robi?! Pcha Baśkę na krzesło, staje nad nią i też krzyczy:

1 ... 17 18 19 20 21 22 23 24 25 ... 38 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название