-->

Osobowo?? ?my

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Osobowo?? ?my, Grochola Katarzyna-- . Жанр: Современные любовные романы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Osobowo?? ?my
Название: Osobowo?? ?my
Автор: Grochola Katarzyna
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 207
Читать онлайн

Osobowo?? ?my читать книгу онлайн

Osobowo?? ?my - читать бесплатно онлайн , автор Grochola Katarzyna

O?mioro przyjaci??. Niby znaj? si? jak ?yse konie. Niby… Bo cierpi?, b??dz?, potykaj? si? i upadaj?, zanim po omacku dojd? do najoczywistszej prawdy: w ?yciu liczy si? tylko mi?o?? i tylko ona pozwala dokonywa? w?a?ciwych wybor?w. Wszystko inne zawodzi. O czym przekonywa?am Czytelnik?w zawsze.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 20 21 22 23 24 25 26 27 28 ... 38 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Nic się nie dzieje bez przyczyny, Sebek, i właśnie w tym jest nadzieja. – To znowu Buba.

Nie wiedział, o czym mówią, ale nagle ogarnęła go złość.

Buba nie wiedziała o nim nic, ale on wiedział dostatecznie dużo o braku przyczyn, o przypadkach, które niszczą życie, o bezsensownych zdarzeniach, które nic dobrego nie przynoszą.

Oparł się o drzwi i spojrzał Bubie prosto w oczy.

– Nie chcę wydać ci się prostakiem, ale spytam z prosta: czy ty udajesz, czy naprawdę jesteś idiotką? Czy ty naprawdę myślisz, że wszystko na świecie jest takie nieskomplikowane i wszystko można wytłumaczyć ot tak sobie, bez znajomości rzeczy, bez dogłębnej wiedzy, której nigdy nie posiądziemy? Oto słowo Buby, pochowajcie się naukowcy, porzućcie swoje beznadziejne badania, wieloletnie ślęczenie nad zjawiskami, Buba zna rozwiązania wszystkiego, od ręki, w try miga odpowie na pytanie, wyjaśni każdą wątpliwość, a poza tym, uwaga, uwaga, jest nieomylna!

To wytłumacz mi, jaki jest sens trzęsienia ziemi, w którym giną tysiące tysięcy ludzi?

– Nie wiem, Krzysiu, ale może taki, żeby już nie bawić się w męskie zabawy nuklearne pod powierzchnią ziemi, pod powierzchnią wody i pod pretekstem, że to nie szkodzi, bo tego nie widać i nie słychać!

– To idź i powiedz to tym milionom ludzi, którzy stracili kogoś, idź do tej matki, co nie mogła po pięciu dniach rozpoznać swoich dzieci, bo tak szybko ciała ulegały rozkładowi, idź powiedz to tym dzieciom, które nigdy nie zostaną wzięte na ręce przez matkę!

Krzysztof usiadł i milczał. Pierwszy raz się tak uniósł i pierwszy raz ich święty piątek nie był miłym wieczorem.

Niepotrzebnie wydarł się na Bubę, to miał być inny wieczór, mieli się napić, na wesoło wyswatać Julkę, na cholerę ten okrutny świat w jego mieszkaniu?

– A ja się mimo wszystko będę upierać, że im więcej cierpienia, tym więcej potrzeba miłości i nadziei, czyli czegoś, o czym, Krzysiu, nigdy nie będziesz miał pojęcia, więc dyskusja z tobą wydaje mi się bezcelowa.

Milczeli wszyscy, nawet Piotr nie miał ochoty się wtrącać się. Ich pierwsze tak wyraźne starcie.

– Bubeczko – ironia w imieniu Buby prawie kapała na podłogę – czy zaraz mi powiesz, że twoim największym marzeniem jest pokój na świecie i braterstwo narodów, i żeby wszyscy byli szczęśliwi? Trzymajcie mnie!

– Nie, Krzysiu – powiedziała Buba z jak największą powagą – moim największym marzeniem jest mieć dużo pieniędzy. Przykro mi, że cię znowu rozczarowałam.

*

– Co ty sobie o mnie pomyślisz? – Julia aż zaczerwieniła się ze wstydu, że zadała to idiotyczne pytanie, tak strasznie banalne, przecież była dorosła i mogła robić, co chce. Ale w najśmielszych marzeniach nie przypuszczała, że wyląduje w łóżku z nieznajomym mężczyzną. Leżała otulona ciepłem Romana, z nogą przerzuconą przez jego brzuch, wsparta na łokciu i przyglądała się rozpoczętemu obrazowi na sztalugach.

Coś jej przypominał, ale nie wiedziała co.

Cieszyła się, że wylądowali u niego, a nie u niej. Strych był najpiękniejszym miejscem na świecie, pachniało terpentyną i wszystkie drogi prowadziły właśnie tutaj, w jego ramiona, tu był Rzym i Eden, i przystań, i port, i drzwi otwarte do lasu, i nadzieja.

– Ja nie myślę, ja cię kocham – powiedział Roman. – Wiem, myślisz, za wcześnie na plany… ale chciałbym, żebyś tu już została, na zawsze.

– Przecież mnie nie znasz, Roman. Nie znasz mnie…

– Mam dużo czasu, żeby cię poznać, i z tego dużo czasu nie zamierzam zmarnować ani minuty. Roztrwoniłem już zbyt wiele życia.

Bawił się jej włosami. Jak to dobrze, że nie uległa modzie i nie ścięta włosów. Palce Romka przesypywały je teraz, nie były martwe, niemal czuła jego dotyk.

Całe życie szła do niego, leciała do niego przez Londyn boeingiem 737 i wszystkimi pociągami, i autobusami, i tramwajami, i piechotą.

I love von so much – usłyszała jakby z daleka i zgniotła to wspomnienie jak komara, który zbyt opity jej krwią, nie ma siły, żeby unieść się do życiodajnego lotu.

To jest inny mężczyzna. Jeśli los jej dał taki prezent, a ona będzie porównywać, jeśli nie Zaufa, nie Zawierzy, nie Zaryzykuje (reguła Buby, trzech Z), już drugi raz to się nie zdarzy. Nie pozwoli Davidowi władać swoim życiem i wspomnieniami. Tamto – to był fałsz i pomyłka, to jest prawda i pewność.

To są dwa różne światy, przeszłość nie będzie miała nad nią władzy, jak nad jej matką.

– Właśnie wynajęłam mieszkanie – powiedziała. – I nie mam pracy.

– Poradzimy sobie. Nie mogę ci zbyt wiele dać, ale umiem sporo rzeczy, obrazy się me sprzedają, ale robię…

– Roman zawahał się. – Jeśli nie wstydzisz się być z facetem, który kładzie glazurę i terakotę i maluje cudze mieszkania… Nie boję się pracy… Tu nie jest zbyt ciepło w zimie, okna są nieszczelne, ale uszczelnię. Nie będzie ci zimno.

Nie będzie ci zimno – czy są piękniejsze słowa na ziemi?

Jak je można porównać do jesteś dla mnie wszystkimi Lub jesteś dla mnie najważniejsza?. Julia nachyliła się nad Romanem i pocałowała go w usta, jego ręka przewędrowała na jej plecy i delikatnie przyciągnęła ją, pierś Julii dotknęła piersi Romana i zmarszczyła się od pieszczoty.

To niemożliwe, pomyślała Julia, takie rzeczy się nie zdarzają.

Ale wcale nie miała racji, bo właśnie zdarzała się im rzecz, jaka przytrafia się milionom ludzi.

Z tym, że trzeba przyznać uczciwie, niektórzy są zbyt przestraszeni, żeby to zauważyć.

– To było drugie podejście i niestety jest progresja.

Jest progresja zamiast nadziei, nie ma nadziei, na jej miejsce wepchnęła się progresja, nie ma światła w tunelu, nie ma tunelu, jest progresja. Nie ma wyjścia, cztery ściany dookoła, coraz bliżej te ściany – na każdej duży napis – PROGRESJA. Progresja. Procesja, pogrzeb.

Ten łopot serca to zawał, bolesny przez moment, pękające ściany komory, czysta krew, która zalewa wnętrze i koniec, czy to przyspieszone bicie serca, które wrzeszczy: Nie! Błagam, jeszcze nie teraz! Nie mogę, nie wytrzymam, nienienienienienienienie!

– Zostanie u nas pani do jutra, dobrze? Carcinoma clarocellulare renis.

Ładnie się nazywa. Renis. Jak renifer, jak piękne szlachetne zwierzę, czyste, klarowne, claro… Klara, ładne imię, niezwykłe. Dlaczego jest tak mało Klar na świecie?

Bo to imię bez zdrobnienia, Klarcia, fu, nikt nie chciałby się nazywać Klarcia. Ale Klara? Klara jest od razu stara.

Motylem się też zostaje na starość. Motyl spędza dużo życia jako poczwarka, trzy lata potrafi być brzydki i budzący wstręt. Szkodnik. Gąsienica. Zjada tysiące hektarów lasu. A potem, po tych latach czekania, zamienia się w anioła, szuka kwiatów, słońca, rozpościera skrzydła, najdelikatniejsze stworzenie na ziemi. Spija nektar z kwiatów i błyszczy w promieniach słońca, jakby był obsypany brokatem. Nic nie robi złego, po prostu jest. Jest żywym dowodem na istnienie Boga, jest przyjemnością dla przyjemności, jest pocieszeniem.

Motylem się jest na starość, ja na cały mój czas zostanę poczwarka.

– Dobrze?

Nie usłyszała, co mówi lekarz, ale kiwa głową potakująco, ktoś ją gdzieś prowadzi, z powrotem na salę, łóżko jest chłodne, obok kroplówka sączy się do żył innej kobiety. Drobniutkie krople nadziei. Dla niej nie starczyło.

Jak sobie z tym poradzę?

Pięćdziesiąt tysięcy dolarów sam szpik. Dwieście operacja. Prawie milion złotych. Nie ma tych pieniędzy.

Może będą, kiedyś, już nie dla mnie, nie mam czasu! Nie mam czasu!

Niech mi ktoś pomoże… Niech się obudzę. Będę lepsza, będę radośniejsza, nie zrobię tych rzeczy, które robiłam, i zrobię to, czego nie robiłam. Proszę, Panie Boże, jeszcze się nie przeobraziłam, jeszcze nie zrzuciłam łuski, jeszcze się nie wyklułam, jeszcze mnie nie ma, a już na mnie nie być?

– Chce pani jakiś środek?

Środek na co? Na strach? Złoty środek? Nowy środek, niezarażony carcinoma clarocellulare renis! Tak! Chcę dostać nowy środek, pełen zdrowych pięknych komórek, z mocnym układem odpornościowym – żołnierzami taekwondo, którzy mnie obronią przed carcinomą, nie wpuszczą carcinomy do środka, którzy zawalczą, wyjmą ostre miecze i powiedzą: Stop! Tak, chcę mieć nowy środek, nowe piękne nerki, które, schowane głęboko, będą cichutko pracowały i żadna nie zbuntuje się przeciwko mnie, nie pozaraża sąsiednich narządów, nie rozprzestrzeni się, taki środek chcę mieć. Chcę zrzucić wylinkę i być motylem, polecieć w słońce, chcę być motylem nocnym i szukać światła za wszelką cenę, chcę poznać trud tworzenia i życia, radość i miłość, nie chcę zgnić jako poczwarka w twardym kokonie, skażona carcinoma clarocellulare renis. Chwycę się brzytwy, tylko dajcie mi brzytwę!

– Nie, dziękuję – mówię i zapadam się w pancerz, w swoje kanaliki, które sprawiają, że mogę przetrwać jeszcze jakiś czas.

– Basia, co ci jest?

– A co ma mi być? – odpowiada moja żona i odwraca się do mnie tyłem, jej plecy widzę, a nie z plecami wziąłem ślub, wszystko się zmieniło, unieszczęśliwiam ją, na nic wszystkie moje starania, bo oto mam dowód, na jej plecach ten dowód, że nie jestem jej już potrzebny.

Może czas się rozstać?

*

Basia nie wybiegła w pośpiechu, wyszła spokojnie, a zanim wyszła, zapytała, czy Iris (Mam taką ksywę, Iris jestem), więc czy ksywka Iris zgadza się być w sądzie świadkiem jej upokorzenia. Rozwód z winy Piotra, tylko tego chciała. Pokazała Iris zdjęcie.

– Uppss – powiedziała Iris – sukinsyn, powiedział, że nikomu nie pokaże. To twój mąż? – Basia dałaby sobie rękę uciąć, że w oczach Iris na moment pojawiły się łzy. – Wiesz, jakbym wiedziała, że żonaty, toby mnie nie puknął, nie lubię żonatych, potem są same problemy. Co za świnia. – Iris przerzucała zdjęcia. – Ale tu dobrze wy szłam, popatrz, no nie? Powiedział, że robi dla „Penthausa”, wiesz, to jest niezłe pismo na tym rynku – co nie? – a niełatwo się wkręcić, a on powiedział, że wkręci, a to moja koleżanka, ona gorzej wyszła, co nie?

Trochę zabawy i już masz problem, ale ty pretensji nie masz, co nie? Jasne, że przyjdę, trzeba sukinsynowi powiedzieć, kto tu rządzi, co nie? Ale nie żal ci?

1 ... 20 21 22 23 24 25 26 27 28 ... 38 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название