Lalka
Lalka читать книгу онлайн
Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
zamian wolno mi zanieść prośbę do pani?...
- Tak.
212
- A więc - mówił rozgorączkowany - proszę o jedno: ażebym mógł służyć pani,
o ile mi siły starczą. Zawsze i we wszystkim.
- Panie!... - przerwała z uśmiechem panna Izabela - ależ to jest podstęp. Ja chcę
spłacić jeden dług, a pan chce mnie zmusić do zaciągania nowych. Czy to
właściwe?...
- Co w tym niewłaściwego?... Alboż nie przyjmuje pani usług nawet od
posłańców publicznych?...
- Ale im płaci się za to - odpowiedziała figlarnie patrząc mu w oczy.
- I ta tylko jest między mną i nimi różnica, że im płacić potrzeba, a mnie nie
wypada. Nawet nie można.
Panna Izabela kręciła głową.
- To, o co proszę - mówił dalej Wokulski - nie przechodzi granicy
najzwyklejszych stosunków ludzkich. Panie zawsze rozkazujecie - my zawsze
spełniamy, oto wszystko. Ludzie należący do tej co i pani sfery towarzyskiej
wcale nie potrzebowaliby prosić o podobną łaskę; dla nich jest ona codziennym
obowiązkiem, nawet prawem. Ja zaś dobijałem się, a dzisiaj błagam o nią, gdyż
spełnianie zleceń pani byłoby dla mnie pewnym rodzajem nobilitacji. Boże
miłosierny! Jeżeli furmani i lokaje mogą nosić barwy pani, z jakiej racji ja nie
miałbym zasługiwać na ten zaszczyt?
- Ach, o tym pan mówi?... Dawać panu mojej szarfy nie potrzebuję; pan sam
wziął ją gwałtem. A odbierać?... Już za późno, choćby ze względu na list
barona.
Znowu podała mu rękę, którą Wokulski ze czcią ucałował. W obocznym pokoju
rozległy się kroki i wszedł pan Tomasz wyspany, promieniejący. Jego piękna
twarz miała tak serdeczny wyraz, że Wokulski pomyślał :
„Nędznikiem będę, jeżeli twoje trzydzieści tysięcy rubli, przyniosą ci dziesięciu
tysięcy rocznie.” Jeszcze z kwadrans posiedzieli we troje, rozmawiając o
niedawnej zabawie w Dolinie Szwajcarskiej na cel dobroczynny, o przybyciu
Rossiego i o wyjeździe do Paryża. Nareszcie Wokulski z żalem opuścił miłe
towarzystwo obiecując przychodzić częściej i współcześnie z nimi jechać do
Paryża.
- Zobaczy pan, jak tam będzie wesoło - rzekła panna Izabela na pożegnanie.
ROZDZIAŁ SIEDMNASTY:
KIEŁKOWANIE ROZMAITYCH ZASIEWÓW I
ZŁUDZEŃ
Było już wpół do dziewiątej wieczorem, kiedy Wokulski wracał do domu.
Słońce niedawno zaszło, lecz silny wzrok mógł już dopatrzeć większe gwiazdy
przebłyskujące na zlotawolazurowym niebie. Po ulicach rozlegał się wesoły
gwar przechodniów; w sercu Wokulskiego zasiadł radosny spokój.
213
Przypominał sobie każdy ruch, każdy uśmiech, każde spojrzenie i każdy wyraz
panny Izabeli, z podejrzliwą troskliwością wyszukując w nich śladu niechęci
albo dumy. Na próżno. Traktowała go jak równego sobie i jak przyjaciela,
zapraszała, aby ich częściej odwiedzał, ba!... nawet żądała, aby ją o co prosił...
„A gdybym się był w tej chwili oświadczył - przyszło mu na myśl - to co?...”
I pilnie wpatrywał się w rysy jej widma, które mu napełniało duszę; ale - znowu
nie dostrzegł ani śladu niechęci. Owszem - figlarny uśmiech.
„Odpowiedziałaby - myślał - że za mało jeszcze się znamy, że powinienem
zasłużyć na nią... Tak... niezawodnie tak by odpowiedziała” - powtarzał, ciągle
przypominając sobie niewątpliwe oznaki sympatii.
„W ogóle - mówił - byłem niesprawiedliwie uprzedzony do wielkich panów. A
oni są przecie takimi jak i my ludźmi; może nawet mają więcej subtelnych
uczuć. Wiedząc, że jesteśmy goniącymi za zyskiem gburami, unikają nas. Ale
poznawszy w nas uczciwe serca, przygarniają do siebie... Cóż to za rozkoszna
żona może być z takiej kobiety! Naturalnie, że powinienem na nią zasłużyć.
Jeszcze jak!...”
I pod wpływem tych myśli czuł, że budzi się w nim jakaś wielka życzliwość,
która ogarnia naprzód dom Łęckich, potem dalszą ich rodzinę, potem jego sklep
i wszystkich ludzi, którzy w nim pracowali, potem wszystkich kupców, którzy
mieli z nim stosunki, a nareszcie - cały kraj i całą ludzkość. Zdawało się
Wokulskiemu, że każdy uliczny przechodzień jest jego krewnym, bliższym lub
dalszym; wesołym lub smutnym. I niewiele brakowało, ażeby stanąwszy na
chodniku zaczepiał jak żebrak ludzi i pytał: „Może który z was czego
potrzebuje?... Żądajcie, rozkazujcie, proszę was... w j e j imieniu...”
„Podle mi dotychczas życie schodziło - mówił sobie. - Byłem egoistą. Ochocki -
oto wspaniała dusza: chce przypiąć skrzydła ludzkości i dla tej idei zapomina o
własnym szczęściu. Sława, naturalnie, jest głupstwem, ale praca dla
pomyślności ogółu - to grunt... - A potem dodał z uśmiechem: - Ta kobieta już
zrobiła ze mnie bogacza i człowieka z reputacją, lecz jeżeli uprze się, zrobi ze
mnie - czy ja wiem co?... Chyba świętego męczennika, który swoją pracę, nawet
życie odda dla dobra innych... Naturalnie, że oddam, gdy ona tego zechce!...”
Sklep jego był już zamknięty, ale przez otwory okiennic wyglądało światło.
Coś jeszcze robią” - pomyślał Wokulski.
Skręcił w bramę i przez tylne drzwi wszedł do sklepu. Na progu zetknął się z
wychodzącym Ziębą, który pożegnał go niskim ukłonem; w głębi zaś sklepu
było jeszcze kilka osób. Klejn wdrapywał się na drabinkę, ażeby coś poprawić
na półkach. Lisiecki ubierał się w palto, za kantorem nad księgą siedział Rzecki,
a przed, nim stał jakiś człowiek płakał.
- Stary jedzie! - zawołał Lisiecki.
Rzecki przysłaniając oczy ręką spojrzał na Wokulskiego; Klejn ukłonił mu się
parę razy ze szczytu drabinki, a płaczący człowiek zwrócił się nagle i z głośnym
jękiem objął go za nogi.
214
- Co to jest?... - spytał zdziwiony Wokulski poznając w płaczącym starego
inkasenta Obermana. - Zgubił czterysta kilkadziesiąt rubli - odparł Rzecki
surowo. - Naturalnie, że nie było nadużycia, głowę dam za to, ale i firma tracić
nie może, tym bardziej że pan Oberman ma u nas kilkaset rubli oszczędności.
Jedno więc z dwojga - prawił rozdrażniony Rzecki - albo pan Oberman zapłaci,
albo pan Oberman straci miejsce... Piękne robilibyśmy interesa mając
wszystkich takich inkasentów jak pan Oberman...
- Zapłacę, panie - mówił szlochając inkasent - zapłacę, ale niech mi pan rozłoży
choć na parę lat. Toż te pięćset rubli, co mam u panów, to mój cały majątek.
Chłopiec skończył szkoły i chce uczyć się na doktora, a i starość za pasem...
Bóg i pan wie, co się człowiek napracuje, nim zbierze taki grosz... Musiałbym
się drugi raz urodzić, ażeby znowu go zebrać...
Klejn i Lisiecki, obaj ubrani, czekali na wyrok pryncypała.
- Tak - odezwał się Wokulski - firma nie może tracić. Oberman zapłaci.
- Słucham pana - wyszeptał nieszczęśliwy inkasent.
Panowie Klejn i Lisiecki pożegnali się i wyszli. Za nimi, wzdychając zabierał
się i Oberman do opuszczenia sklepu. Lecz gdy zostali tylko we trzech,
Wokulski dodał szybko:
- Oberman, zapłacisz, a ja ci zwrócę...
Inkasent rzucił mu się do nóg.
- Za pozwoleniem!... za pozwoleniem - przerwał Wokulski podnosząc go. -
Jeżeli słówko powiesz komu o naszym układzie, cofnę prezent, uważasz,
Oberman?... Inaczej wszyscy zechcą gubić pieniądze. Idź więc do domu i
milcz...
- Rozumiem. Niech Bóg zeszle na pana wszystko najlepsze-odparł inkasent i
wyszedł, na próżno starając się ukryć radość.
- Już zesłał najlepsze - rzekł Wokulski myśląc o pannie Izabeli. Rzecki był
niekontent.
- Wiesz, mój Stachu - odezwał się, gdy zostali sami - że lepiej zrobisz nie
mieszając się do sklepu. Z góry wiedziałem, że całej sumy nie każesz mu
zwracać; ja sam nie żądałbym tego., Ale ze sto rubli, tytułem kary, powinien był