-->

Lalka

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Lalka, Prus Boles?aw-- . Жанр: Любовно-фантастические романы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Lalka
Название: Lalka
Автор: Prus Boles?aw
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 152
Читать онлайн

Lalka читать книгу онлайн

Lalka - читать бесплатно онлайн , автор Prus Boles?aw

Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 72 73 74 75 76 77 78 79 80 ... 226 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Koronki z dziesięć rubli, a robota z piętnaście... Razem-czterdzieści rubli

suknia, ze sto pięćdziesiąt rubli kolczyki i dziesięć groszy róża...”

Mikołaj zaczął podawać potrawy. Wokulski bez najmniejszego apetytu zjadł

kilka łyżek chłodniku, zapił portweinem, potem spróbował polędwicy i zapił ją

piwem. Uśmiechnął się, sam nie wiedząc czemu, i w przystępie jakiejś

żakowskiej radości postanowił robić błędy przy stole. Na początek

skosztowawszy polędwicy położył nóż i widelec na podstawce obok talerza.

Panna Florentyna aż drgnęła, a pan Tomasz z wielką werwą począł opowiadać o

wieczorze w Tuileriach, podczas którego na żądanie cesarzowej Eugenii tańczył

z jakąś marszałkową menueta.

Podano sandacza, którego Wokulski zaatakował nożem i widelcem. Panna

Florentyna o mało nie zemdlała, panna Izabela spojrzała na sąsiada z pobłażliwą

litością, a pan Tomasz... zaczął także jeść sandacza nożem i widelcem.

„Jacyście wy głupi!” - pomyślał Wokulski czując, że budzi się w nim coś niby

pogarda dla tego towarzystwa. Na domiar odezwała się panna Izabela, zresztą

bez cienia złośliwości:

- Musi mnie papa kiedy nauczyć, jak się jada ryby nożem.

Wokulskiemu wydało się to wprost niesmaczne.

„Widzę, że odkocham się tu przed końcem obiadu...” - rzekł do siebie.

- Moja droga - odpowiedział pan Tomasz córce - niejadanie ryb nożem to

doprawdy przesąd... Wszak mam rację, panie Wokulski?

- Przesąd?... nie powiem - rzekł Wokulski. - Jest to tylko przeniesienie zwyczaju

z warunków, gdzie on jest stosowny, do warunków, gdzie nim nie jest.

Pan Tomasz aż poruszył się na krześle.

- Anglicy uważają to prawie za obrazę... - wydeklamowała panna Florentyna.

- Anglicy mają ryby morskie, które można jadać samym widelcem; nasze zaś

ryby ościste może jedliby innym sposobem...

- O, Anglicy nigdy nie łamią form - broniła się panna Florentyna.

- Tak - mówił Wokulski - nie łamią form w warunkach zwykłych, ale w

niezwykłych stosują się do prawidła: robić, jak wygodniej. Sam zresztą

widywałem bardzo dystyngowanych lordów, którzy baraninę z ryżem jedli

palcami, a rosół pili prosto z garnka.

210

Lekcja była ostra. Pan Tomasz jednak przysłuchiwał się jej z zadowoleniem, a

panna Izabela prawie z podziwem. Ten kupiec, który jadał baraninę z lordami i

wygłaszał tak śmiało teorię posługiwania się nożem przy rybach, urósł w jej

wyobraźni. Kto wie, czy teoria nie wydała się jej ważniejszą aniżeli pojedynek z

Krzeszowskim.

- Więc pan jest nieprzyjacielem etykiety? - spytała.

- Nie. Nie chcę tylko być jej niewolnikiem.

- Są jednak towarzystwa, w których ona przestrzega się zawsze.

- Tego nie wiem. Ale widziałem najwyższe towarzystwa, w których o niej

zapominano w pewnych warunkach.

Pan Tomasz lekko schylił głowę; panna Florentyna zsiniała, panna Izabela

patrzyła na Wokulskiego prawie życzliwie. Nawet więcej niż-prawie... Bywały

mgnienia, w których marzyło się jej, że Wokulski jest jakimś Harun-al-

Raszydem ucharakteryzowanym na kupca. W sercu jej budził się podziw, nawet

- sympatia. Z pewnością ten człowiek może być jej powiernikiem; z nim będzie

mogła rozmawiać o Rossim.

Po lodach zupełnie zdetonowana panna Florentyna została w jadalni, a reszta

towarzystwa przeszła na kawę do gabinetu pana. Właśnie Wokulski skończył

swoją filiżankę, kiedy Mikołaj przyniósł panu Tomaszowi na tacy list mówiąc:

- Czeka na odpowiedź, jaśnie panie.

- Ach, od hrabiny... - rzekł pan Tomasz spojrzawszy na adres. -Pozwolicie

państwo...

- Jeżeli pan nie ma nic przeciw temu - przerwała panna Izabela uśmiechając się

do Wokulskiego - to przejdziemy do salonu, a ojciec tymczasem odpisze...

Wiedziała, że list ten napisał pan Tomasz sam do siebie; koniecznie bowiem

potrzebował choć pół godziny przedrzemać się po obiedzie.

- Nie obrazi się pan? - spytał pan Tomasz ściskając Wokulskiego za rękę.

Opuścili z panną Izabelą gabinet i weszli do salonu. Ona z gracją jej tylko

właściwą usiadła na fotelu wskazując mu drugi, zaledwie o parę kroków

odległy.

Wokulskiemu, kiedy znalazł się z nią sam na sam, krew uderzyła do głowy.

Wzburzenie spotęgowało się, gdy spostrzegł, że panna Izabela patrzy na niego

jakimś dziwnym wzrokiem, jakby go chciała przeniknąć do dna i przykuć do

siebie. To już nie była ta panna Izabela z kwesty wielkotygodniowej ani nawet z

wyścigów; to była osoba rozumna i czująca, która ma go o coś serio zapytać i

chce mu coś szczerego powiedzieć.

Wokulski był tak ciekawy tego, co mu powie, i tak stracił wszelką władzę nad

sobą, że chyba zabiłby człowieka, który by m w tej chwili przeszkodził. Patrzył

na pannę Izabelę w milczeniu i czekał.

Panna Izabela była zakłopotana: dawno już nie doznała takiego zamętu uczuć

jak w tej chwili. Przez myśl przebiegały jej zdania: „kupił serwis” - „przegrywał

umyślnie w karty do ojca” - „znieważył mnie”, a potem: „kocha mnie” - „kupił

konia wyścigowego” - „pojedynkował się” - „jadał baraninę z lordami w

211

najwyższych towarzystwach...” Pogarda, gniew, podziw, sympatia kolejno

potrącały jej duszę jak krople gęsto padającego deszczu; na dnie zaś tej burzy

nurtowała potrzeba zwierzenia się komuś ze swych kłopotów codziennych i ze

swych rozmaitych powątpiewań, i ze swej tragicznej miłości do wielkiego

aktora.

„Tak, on może być... on będzie moim powiernikiem!...” - myślała panna Izabela

topiąc słodkie spojrzenie w zdumionych oczach Wokulskiego i lekko pochylając

się naprzód, jakby chciała go pocałować w czoło. Potem ogarniał ją

bezprzyczynowy wstyd : cofała się na poręcz fotelu, rumieniła się i z wolna

opuszczała długie rzęsy, jakby ją sen morzył. Patrząc na grę jej fizjognomii

Wokulskiemu przypomniały się cudowne falowania zorzy północnej i owe

dziwne melodie, bez tonów i bez słów, które niekiedy odzywają się w ludzkiej

duszy niby echa lepszego świata. Rozmarzony, przysłuchiwał się

gorączkowemu tykotaniu stołowego zegara i biciu własnych pulsów i dziwił się,

że te dwa tak szybkie zjawiska prawie wloką się w porównaniu z biegiem jego

myśli.

„Jeżeli jest jakie niebo - mówił sobie - błogosławieni nie doznają wyższego

szczęścia aniżeli ja w tej chwili.”

Milczenie trwało już tak długo, że zaczęło być nieprzyzwoitym. Panna Izabela

opamiętała się pierwsza.

- Pan miał - rzekła - nieporozumienie z panem Krzeszowskim.

- O wyścigi... - wtrącił pośpiesznie Wokulski. - Baron nie mógł mi darować, że

kupiłem jego konia...

Chwilę patrzyła na niego z łagodnym uśmiechem.

- Potem miał pan pojedynek, który... bardzo nas zaniepokoił...-dodała ciszej. - A

potem... baron przeprosił mnie - zakończyła szybko, spuszczając oczy. - W

liście napisanym z tego powodu do mnie baron mówi o panu z wielkim

szacunkiem i przyjaźnią...

- Jestem bardzo... bardzo szczęśliwy.- bąkał Wokulski.

- Z czego, panie?

- Że okoliczności złożyły się w taki sposób... Baron jest człowiekiem

dystyngowanym...

Panna Izabela wyciągnęła rękę i zostawiwszy ją na chwilę w rozpalonej dłoni

Wokulskiego rzekła:

- Pomimo niewątpliwej dobroci barona ja jednak tylko panu dziękuję.

Dziękuję... Są przysługi, których się nieprędko zapomina, i doprawdy... - tu

zaczęła mówić wolniej i ciszej - doprawdy, ulżyłby pan memu sumieniu żądając

czegoś, co by zrównoważyło pańską...uprzejmość... Wokulski puścił jej rękę i

wyprostował się na krześle. Był tak odurzony, że nie zwrócił uwagi na ten mały

wyraz „uprzejmość”.

- Dobrze - odparł. - Jeżeli pani każe, przyznam się nawet... do zasługi. Czy w

1 ... 72 73 74 75 76 77 78 79 80 ... 226 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название