Lalka
Lalka читать книгу онлайн
Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
co chwila odrywał się ktoś i wchodził do sklepu.
- Proszę krochmalu...
- Dać migdałów za dziesiątkę...
- Lukrecji za grosz...
- Szarego mydła...
Około południa zmniejszał się ruch za kontuarem towarów kolonialnych, a za to
coraz częściej zjawiali się interesanci po stronie prawej sklepu, u Jana. Tu
kupowano talerze, szklanki, żelazka, młynki, lalki, a niekiedy duże parasole,
szafirowe lub pąsowe. Nabywcy, kobiety i mężczyźni, byli dobrze ubrani,
rozsiadali się na krzesłach i kazali sobie pokazywać mnóstwo przedmiotów
targując się i żądając coraz to nowych.
18
Pamiętam, że kiedy po lewej stronie sklepu męczyłem się bieganiną i
zawijaniem towarów, po prawej - największe strapienie robiła mi myśl: czego
ten a ten gość chce naprawdę i - czy co kupi? W rezultacie jednak i tutaj dużo
się sprzedawało; nawet dzienny dochód z galanterii był kilka razy większy
aniżeli z towarów kolonialnych i mydła.
Stary Mincel i w niedzielę bywał w sklepie. Rano modlił się, a około południa
kazał mi przychodzić do siebie na pewien rodzaj lekcji.
Sag mir- powiedz mi: was is das?co jest to? Das is Schublade- to jest
szublada. Zobacz, co jest w te szublade. Es ist Zimmt- to jest cynamon. Do
czego potrzebuje się cynamon? Do zupe, do legumine potrzebuje się cynamon.
Co to jest cynamon? Jest taki kora z jedne drzewo. Gdzie mieszka taki drzewo
cynamon? W Indii mieszka taki drzewo. Patrz na globus - tu leży Indii. Daj
mnie za dziesiątkę cynamon... O, du Spitzbub!... jak tobie dam dziesięć raz
dyscyplin, ty będziesz wiedział, ile sprzedać za dziesięć groszy cynamon...
W ten sposób przechodziliśmy każdą szufladę w sklepie i historię każdego
towaru. Gdy zaś Mincel nie był zmęczony, dyktował mi jeszcze zadania
rachunkowe, kazał sumować księgi albo pisywać listy w interesach naszego
sklepu.
Mincel był bardzo porządny, nie cierpiał kurzu, ścierał go z najdrobniejszych
przedmiotów. Jednych tylko dyscyplin nigdy nie potrzebował okurzać dzięki
swoim niedzielnym wykładom buchalterii, jeografii i towaroznawstwa.
Powoli, w ciągu paru lat, tak przywykliśmy do siebie, że stary Mincel nie mógł
obejść się beze mnie, a ja nawet jego dyscypliny począłem uważać za coś, co
należało do familijnych stosunków. Pamiętam, że nie mogłem utulić się z żalu,
gdy raz zepsułem kosztowny samowar, a stary Mincel zamiast chwytać za
dyscyplinę - odezwał się:
- Co ty zrobila, Ignac?... Co ty zrobila!...
Wolałbym dostać cięgi wszystkimi dyscyplinami aniżeli znowu kiedy usłyszeć
ten drżący głos i zobaczyć wylęknione spojrzenie pryncypała.
Obiady w dzień powszedni jadaliśmy w sklepie, naprzód dwaj młodzi
Minclowie i August Katz, a następnie ja z pryncypałem. W czasie święta
wszyscy zbieraliśmy się na górze i zasiadaliśmy do jednego stołu. Na każdą
Wigilię Bożego Narodzenia Mincel dawał nam podarunki, a jego matka w
największym sekrecie urządzała nam (i swemu synowi) choinkę. Wreszcie w
pierwszym dniu miesiąca wszyscy dostawaliśmy pensję (ja brałem 10 złotych.)
Przy tej okazji każdy musiał wylegitymować się z porobionych oszczędności: ja,
Katz, dwaj synowcy i służba. Nierobienie oszczędności, a raczej nieodkładanie
co dzień choćby kilku groszy, było w oczach Mincla takim występkiem jak
kradzież. Za mojej pamięci przewinęło się przez nasz sklep paru subiektów i
kilku uczniów, których pryncypał dlatego tylko usunął, że nic sobie nie
oszczędzili. Dzień, w którym się to wydało, był ostatnim ich pobytu. Nie
pomogły obietnice, zaklęcia, całowania po rękach, nawet upadanie do nóg. Stary
nie ruszył się z fotelu, nie patrzył na petentów, tylko wskazując palcem drzwi
19
wymawiał jeden wyraz: fort! fort!... Zasada robienia oszczędności stała się już u
niego chorobliwym dziwactwem.
Dobry ten człowiek miał jedną wadę, oto - nienawidził Napoleona. Sam nigdy o
nim nie wspominał, lecz na dźwięk nazwiska Bonapartego dostawał jakby ataku
wścieklizny; siniał na twarzy, pluł i wrzeszczał: szelma! szpitzbub! rozbójnik!...
Usłyszawszy pierwszy raz tak szkaradne wymysły nieomal straciłem
przytomność. Chciałem coś hardego powiedzieć staremu i uciec do pana
Raczka, który już ożenił się z moją ciotką. Nagle dostrzegłem, że Jan Mincel
zasłoniwszy usta dłonią coś mruczy i robi miny do Katza. Wytężam słuch i - oto
co mówi Jan:
- Baje stary, baje! Napoleon był chwat, choćby za to samo, że wygnał hyclów
Szwabów. Nieprawda, Katz?
A August Katz zmrużył oczy i dalej krajał mydło.
Osłupiałem ze zdziwienia, lecz w tej chwili bardzo polubiłem Jana Mincla i
Augusta Katza. Z czasem przekonałem się, że w naszym małym sklepie istnieją
aż dwa wielkie stronnictwa, z których jedno, składające się ze starego Mincla i
jego matki, bardzo lubiło Niemców, a drugie, złożone z młodych Minclów i
Katza, nienawidziło ich. O ile pamiętam, ja tylko byłem neutralny.
W roku 1846 doszły nas wieści o ucieczce Ludwika Napoleona z więzienia. Rok
ten był dla mnie ważny, gdyż zostałem subiektem, a nasz pryncypał, stary Jan
Mincel, zakończył życie z powodów dosyć dziwnych.
W roku tym handel w naszym sklepie nieco osłabnął już to z racji ogólnych
niepokojów, już z tej, że pryncypał za często i za głośno wymyślał na Ludwika
Napoleona. Ludzie poczęli zniechęcać się do nas, a nawet ktoś (może Katz?...)
wybił nam jednego dnia szybę w oknie.
Otóż wypadek ten, zamiast całkiem odstręczyć publiczność, zwabił ją do sklepu
i przez tydzień mieliśmy tak duże obroty jak nigdy; aż zazdrościli nam sąsiedzi.
Po tygodniu jednakże sztuczny ruch na nowo osłabnął i znowu były w sklepie
pustki.
Pewnego wieczora w czasie nieobecności pryncypała, co już stanowiło fakt
niezwykły, wpadł nam drugi kamień do sklepu. Przestraszeni Minclowie
pobiegli na górę i szukali stryja, Katz poleciał na ulicę szukać sprawcy
zniszczenia, a wtem ukazało się dwu policjantów ciągnących...Proszę zgadnąć
kogo?... Ani mniej, ani więcej - tylko naszego pryncypała oskarżając go, że to
on wybił szybę teraz, a zapewne i poprzednio...
Na próżno staruszek wypierał się: nie tylko bowiem widziano jego zamach, ale
jeszcze znaleziono przy nim kamień... Poszedł też nieborak do ratusza.
Sprawa po wielu. tłumaczeniach i wyjaśnieniach naturalnie zatarła się; ale stary
od tej chwili zupełnie stracił humor i począł chudnąć. Pewnego zaś dnia
usiadłszy na swym fotelu pod oknem już nie podniósł się z niego. Umarł oparty
brodą na księdze handlowej, trzymając w ręce sznurek, którym poruszał kozaka.
Przez kilka lat po śmierci stryja synowcy prowadzili wspólnie sklep na Podwalu
i dopiero około 1850 roku podzielili się w ten sposób, że Franc został na miejscu
20
z towarami kolonialnymi, a Jan z galanterią i mydłem przeniósł się na
Krakowskie, do lokalu, który zajmujemy obecnie. W kilka lat później Jan ożenił
się z piękną Małgorzatą Pfeifer, ona zaś (niech spoczywa w spokoju) zostawszy
wdową oddała rękę swoją Stasiowi Wokulskiemu, który tym sposobem
odziedziczył interes prowadzony przez dwa pokolenia Minclów.
Matka naszego pryncypała żyła jeszcze długi czas; kiedy w roku 1853 wróciłem
z zagranicy, zastałem ją w najlepszym zdrowiu. Zawsze schodziła rano do
sklepu i zawsze mówiła:
- Gut Morgen, meine Kinder! De, Kaffee ist schon fertig...
Tylko głos jej z roku na rok przyciszał się, dopóki wreszcie nie umilknął na
wieki.
Za moich czasów pryncypał był ojcem i nauczycielem swoich praktykantów i
najczujniejszym sługą sklepu; jego matka lub żona były gospodyniami, a