-->

Lalka

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Lalka, Prus Boles?aw-- . Жанр: Любовно-фантастические романы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Lalka
Название: Lalka
Автор: Prus Boles?aw
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 151
Читать онлайн

Lalka читать книгу онлайн

Lalka - читать бесплатно онлайн , автор Prus Boles?aw

Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 3 4 5 6 7 8 9 10 11 ... 226 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

co chwila odrywał się ktoś i wchodził do sklepu.

- Proszę krochmalu...

- Dać migdałów za dziesiątkę...

- Lukrecji za grosz...

- Szarego mydła...

Około południa zmniejszał się ruch za kontuarem towarów kolonialnych, a za to

coraz częściej zjawiali się interesanci po stronie prawej sklepu, u Jana. Tu

kupowano talerze, szklanki, żelazka, młynki, lalki, a niekiedy duże parasole,

szafirowe lub pąsowe. Nabywcy, kobiety i mężczyźni, byli dobrze ubrani,

rozsiadali się na krzesłach i kazali sobie pokazywać mnóstwo przedmiotów

targując się i żądając coraz to nowych.

18

Pamiętam, że kiedy po lewej stronie sklepu męczyłem się bieganiną i

zawijaniem towarów, po prawej - największe strapienie robiła mi myśl: czego

ten a ten gość chce naprawdę i - czy co kupi? W rezultacie jednak i tutaj dużo

się sprzedawało; nawet dzienny dochód z galanterii był kilka razy większy

aniżeli z towarów kolonialnych i mydła.

Stary Mincel i w niedzielę bywał w sklepie. Rano modlił się, a około południa

kazał mi przychodzić do siebie na pewien rodzaj lekcji.

Sag mir- powiedz mi: was is das?co jest to? Das is Schublade- to jest

szublada. Zobacz, co jest w te szublade. Es ist Zimmt- to jest cynamon. Do

czego potrzebuje się cynamon? Do zupe, do legumine potrzebuje się cynamon.

Co to jest cynamon? Jest taki kora z jedne drzewo. Gdzie mieszka taki drzewo

cynamon? W Indii mieszka taki drzewo. Patrz na globus - tu leży Indii. Daj

mnie za dziesiątkę cynamon... O, du Spitzbub!... jak tobie dam dziesięć raz

dyscyplin, ty będziesz wiedział, ile sprzedać za dziesięć groszy cynamon...

W ten sposób przechodziliśmy każdą szufladę w sklepie i historię każdego

towaru. Gdy zaś Mincel nie był zmęczony, dyktował mi jeszcze zadania

rachunkowe, kazał sumować księgi albo pisywać listy w interesach naszego

sklepu.

Mincel był bardzo porządny, nie cierpiał kurzu, ścierał go z najdrobniejszych

przedmiotów. Jednych tylko dyscyplin nigdy nie potrzebował okurzać dzięki

swoim niedzielnym wykładom buchalterii, jeografii i towaroznawstwa.

Powoli, w ciągu paru lat, tak przywykliśmy do siebie, że stary Mincel nie mógł

obejść się beze mnie, a ja nawet jego dyscypliny począłem uważać za coś, co

należało do familijnych stosunków. Pamiętam, że nie mogłem utulić się z żalu,

gdy raz zepsułem kosztowny samowar, a stary Mincel zamiast chwytać za

dyscyplinę - odezwał się:

- Co ty zrobila, Ignac?... Co ty zrobila!...

Wolałbym dostać cięgi wszystkimi dyscyplinami aniżeli znowu kiedy usłyszeć

ten drżący głos i zobaczyć wylęknione spojrzenie pryncypała.

Obiady w dzień powszedni jadaliśmy w sklepie, naprzód dwaj młodzi

Minclowie i August Katz, a następnie ja z pryncypałem. W czasie święta

wszyscy zbieraliśmy się na górze i zasiadaliśmy do jednego stołu. Na każdą

Wigilię Bożego Narodzenia Mincel dawał nam podarunki, a jego matka w

największym sekrecie urządzała nam (i swemu synowi) choinkę. Wreszcie w

pierwszym dniu miesiąca wszyscy dostawaliśmy pensję (ja brałem 10 złotych.)

Przy tej okazji każdy musiał wylegitymować się z porobionych oszczędności: ja,

Katz, dwaj synowcy i służba. Nierobienie oszczędności, a raczej nieodkładanie

co dzień choćby kilku groszy, było w oczach Mincla takim występkiem jak

kradzież. Za mojej pamięci przewinęło się przez nasz sklep paru subiektów i

kilku uczniów, których pryncypał dlatego tylko usunął, że nic sobie nie

oszczędzili. Dzień, w którym się to wydało, był ostatnim ich pobytu. Nie

pomogły obietnice, zaklęcia, całowania po rękach, nawet upadanie do nóg. Stary

nie ruszył się z fotelu, nie patrzył na petentów, tylko wskazując palcem drzwi

19

wymawiał jeden wyraz: fort! fort!... Zasada robienia oszczędności stała się już u

niego chorobliwym dziwactwem.

Dobry ten człowiek miał jedną wadę, oto - nienawidził Napoleona. Sam nigdy o

nim nie wspominał, lecz na dźwięk nazwiska Bonapartego dostawał jakby ataku

wścieklizny; siniał na twarzy, pluł i wrzeszczał: szelma! szpitzbub! rozbójnik!...

Usłyszawszy pierwszy raz tak szkaradne wymysły nieomal straciłem

przytomność. Chciałem coś hardego powiedzieć staremu i uciec do pana

Raczka, który już ożenił się z moją ciotką. Nagle dostrzegłem, że Jan Mincel

zasłoniwszy usta dłonią coś mruczy i robi miny do Katza. Wytężam słuch i - oto

co mówi Jan:

- Baje stary, baje! Napoleon był chwat, choćby za to samo, że wygnał hyclów

Szwabów. Nieprawda, Katz?

A August Katz zmrużył oczy i dalej krajał mydło.

Osłupiałem ze zdziwienia, lecz w tej chwili bardzo polubiłem Jana Mincla i

Augusta Katza. Z czasem przekonałem się, że w naszym małym sklepie istnieją

aż dwa wielkie stronnictwa, z których jedno, składające się ze starego Mincla i

jego matki, bardzo lubiło Niemców, a drugie, złożone z młodych Minclów i

Katza, nienawidziło ich. O ile pamiętam, ja tylko byłem neutralny.

W roku 1846 doszły nas wieści o ucieczce Ludwika Napoleona z więzienia. Rok

ten był dla mnie ważny, gdyż zostałem subiektem, a nasz pryncypał, stary Jan

Mincel, zakończył życie z powodów dosyć dziwnych.

W roku tym handel w naszym sklepie nieco osłabnął już to z racji ogólnych

niepokojów, już z tej, że pryncypał za często i za głośno wymyślał na Ludwika

Napoleona. Ludzie poczęli zniechęcać się do nas, a nawet ktoś (może Katz?...)

wybił nam jednego dnia szybę w oknie.

Otóż wypadek ten, zamiast całkiem odstręczyć publiczność, zwabił ją do sklepu

i przez tydzień mieliśmy tak duże obroty jak nigdy; aż zazdrościli nam sąsiedzi.

Po tygodniu jednakże sztuczny ruch na nowo osłabnął i znowu były w sklepie

pustki.

Pewnego wieczora w czasie nieobecności pryncypała, co już stanowiło fakt

niezwykły, wpadł nam drugi kamień do sklepu. Przestraszeni Minclowie

pobiegli na górę i szukali stryja, Katz poleciał na ulicę szukać sprawcy

zniszczenia, a wtem ukazało się dwu policjantów ciągnących...Proszę zgadnąć

kogo?... Ani mniej, ani więcej - tylko naszego pryncypała oskarżając go, że to

on wybił szybę teraz, a zapewne i poprzednio...

Na próżno staruszek wypierał się: nie tylko bowiem widziano jego zamach, ale

jeszcze znaleziono przy nim kamień... Poszedł też nieborak do ratusza.

Sprawa po wielu. tłumaczeniach i wyjaśnieniach naturalnie zatarła się; ale stary

od tej chwili zupełnie stracił humor i począł chudnąć. Pewnego zaś dnia

usiadłszy na swym fotelu pod oknem już nie podniósł się z niego. Umarł oparty

brodą na księdze handlowej, trzymając w ręce sznurek, którym poruszał kozaka.

Przez kilka lat po śmierci stryja synowcy prowadzili wspólnie sklep na Podwalu

i dopiero około 1850 roku podzielili się w ten sposób, że Franc został na miejscu

20

z towarami kolonialnymi, a Jan z galanterią i mydłem przeniósł się na

Krakowskie, do lokalu, który zajmujemy obecnie. W kilka lat później Jan ożenił

się z piękną Małgorzatą Pfeifer, ona zaś (niech spoczywa w spokoju) zostawszy

wdową oddała rękę swoją Stasiowi Wokulskiemu, który tym sposobem

odziedziczył interes prowadzony przez dwa pokolenia Minclów.

Matka naszego pryncypała żyła jeszcze długi czas; kiedy w roku 1853 wróciłem

z zagranicy, zastałem ją w najlepszym zdrowiu. Zawsze schodziła rano do

sklepu i zawsze mówiła:

- Gut Morgen, meine Kinder! De, Kaffee ist schon fertig...

Tylko głos jej z roku na rok przyciszał się, dopóki wreszcie nie umilknął na

wieki.

Za moich czasów pryncypał był ojcem i nauczycielem swoich praktykantów i

najczujniejszym sługą sklepu; jego matka lub żona były gospodyniami, a

1 ... 3 4 5 6 7 8 9 10 11 ... 226 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название