Lalka
Lalka читать книгу онлайн
Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
zaśmiewały się z opowiadań jakiegoś wykwintnego młodzieńca.
„Inny świat... inny świat!... - myślał Wokulski. - Co za fatalność popycha mnie
w tamtą stronę?”
W tej chwili tuż obok konfesjonału stanęła, a potem uklękła osoba młoda,
ubrana bardzo starannie, z małą dziewczynką.
Wokulski przypatrzył się jej i dostrzegł, że jest niezwykle piękna. Uderzył go
nade wszystko wyraz jej twarzy, jakby do tego grobu przyszła nie z modlitwą,
ale z zapytaniem i skargą.
Przeżegnała się, lecz zobaczywszy tacę wydobyła woreczek z pieniędzmi.
82
- Idź, Helusiu - rzekła półgłosem do dziecka - połóż to na tacy i pocałuj Pana
Jezusa.
- Gdzie, proszę mamy, pocałować?
- W rączkę i w nóżkę...
- I w buzię?
- W buzię nie można.
- Ech, co tam!... - Pobiegła do tacy i pochyliła się nad krzyżem.
- A widzi mama - zawołała powracając - pocałowałam i Pan Jezus nic nie
powiedział.
- Niech Helusia będzie grzeczna - odparła matka. - Lepiej uklęknij i zmów
paciorek.
- Jaki paciorek?
- Trzy Ojcze nasz, trzy Zdrowaś...
- Taki duży paciorek?... a ja taka malutka...
- No, to zmów jedno Zdrowaś... Tylko uklęknij... Patrz się tam...
- Już patrzę. Zdrowaś, Maria, łaski pełna... Czy to, proszę mamy, ptaszki
śpiewają?
- Ptaszki sztuczne. Mów paciorek.
- Jakie to sztuczne?
- Zmów pierwej paciorek.
- Kiedy nie pamiętam, gdzie skończyłam...
- Więc mów za mamą: Zdrowaś, Maria...
- Śmierci naszej. Amen - dokończyła dziewczynka. - A z czego robią się
sztuczne ptaszki?
- Heluniu, bądź cicho, bo nigdy cię nie pocałuję - szepnęła strapiona matka. -
Masz tu książkę i oglądaj obrazki, jak Pan Jezus był męczony.
Dziewczynka usiadła z książką na stopniach konfesjonału i ucichła.
„Co to za miła dziecina! - myślał Wokulski. - Gdyby była moją, zdaje się, że
odzyskałbym równowagę umysłu, którą dziś tracę z dnia na dzień. I matka
prześliczna kobieta. Jakie włosy, profil, oczy... Prosi Boga, ażeby
zmartwychwstało ich szczęście... Piękna i nieszczęśliwa ; musi być wdową.
Ot, gdybym ją był spotkał rok temu.
I jestże tu ład na świecie?... O krok od siebie staje dwoje ludzi nieszczęśliwych;
jedno szuka miłości i rodziny, drugie może walczy z biedą i brakiem opieki.
Każde znalazłoby w drugim to, czego potrzebuje, no - i nie zejdą się... Jedno
przychodzi błagać Boga o miłosierdzie, drugie wyrzuca pieniądze dla
stosunków. Kto wie, czy paręset rubli nie byłoby dla tej kobiety szczęściem?
Ale ona ich nie dostanie; Bóg w tych czasach nie słucha modlitwy uciśnionych.
A gdyby jednak dowiedzieć się, kto ona jest?... Może bym potrafił jej dopomóc.
Dlaczego wzniosłe obietnice Chrystusa nie mają być spełnione; choćby przez
takich jak ja niedowiarków, skoro pobożni zajmują się czym innym?”
W tej chwili Wokulskiemu zrobiło się gorąco... Do stolika hrabiny zbliżył się
elegancki młodzieniec i coś położył na tacy. Na jego widok panna Izabela
83
zarumieniła się i oczy jej nabrały tego dziwnego wyrazu, który zawsze tak
zastanawiał Wokulskiego.
Na wezwanie hrabiny elegant siadł na tym samym fotelu, który niedawno
zajmował Wokulski, i zawiązała się żywa rozmowa. Wokulski nie słyszał jej
treści, tylko czuł, że w mózgu wypala mu się obraz tego towarzystwa.
Kosztowny dywan, srebrna taca zasypana na wierzchu garścią imperiałów, dwa
świeczniki, dziesięć płomyków, hrabina odziana w grubą żałobę, młody
człowiek zapatrzony w pannę Izabelę i ona - rozpromieniona.Nawet ten
szczegół nie uszedł jego uwagi, że od blasku płomyków hrabinie świecą się
policzki, młodemu człowiekowi koniec nosa, a pannie Izabeli oczy.
„Czy oni kochają się? - myślał. - Więc dlaczegóż by się nie pobrali?... - Może
on nie ma pieniędzy... Lecz w takim razie co znaczą jej spojrzenia?... Podobne
rzucała dziś na mnie. Prawda, że panna na wydaniu musi mieć kilku albo i
kilkunastu wielbicieli i wabić wszystkich, ażeby... sprzedać się najwięcej
ofiarującemu!”
Przyszedł delegowany. Hrabina podniosła się z fotelu, to samo zrobiła panna
Izabela i przystojny młodzieniec, i wszyscy troje z wielkim szelestem poszli ku
drzwiom zatrzymując się przy innych stolikach. Każdy z asystującej tam
młodzieży gorąco witał pannę Izabelę, a ona każdego obdarzała tymi samymi,
zupełnie tymi samymi spojrzeniami, które Wokulskiemu zachwiały rozum.
Wreszcie wszystko ucichło: hrabina i panna Izabela opuściły kościół.
Wokulski ocknął się i spojrzał bliżej siebie. Pięknej pani z dzieckiem już nie
było.
„Jaka szkoda!” - szepnął i uczuł lekkie ściśnięcie serca.
Natomiast obok krzyża leżącego na ziemi wciąż klęczała młoda dziewczyna w
aksamitnym kaftaniku i jaskrawym kapeluszu. Gdy zwróciła oczy na oświetlony
grób, jej także błysnęło coś na wyróżowanych policzkach. Jeszcze raz ucałowała
nogi Chrystusowi, ciężko podniosła się i wyszła.
„Błogosławieni, którzy płaczą... Niechże przynajmniej tobie zmarły Chrystus
dotrzyma obietnicy” - pomyślał Wokulski i wyszedł za nią.
W kruchcie spostrzegł, że dziewczyna rozdaje jałmużnę dziadom. I opanowała
go okrutna boleść na myśl, że z dwu kobiet, z których jedna chce się sprzedać za
majątek, a druga już się sprzedaje z nędzy, ta druga, okryta hańbą, wobec
jakiegoś wyższego trybunału może byłaby Iepszą i czystszą.
Na ulicy zrównał się z nią i zapytał:
- Dokąd idziesz?
Na jej twarzy znać było ślady łez. Podniosła na Wokulskiego apatyczne
wejrzenie i odparła:
- Mogę pójść z panem.
- Tak mówisz?... Więc chodź.
Nie było jeszcze piątej, dzień duży; kilku przechodniów obejrzało się za nimi.
84
„Trzeba być kompletnym błaznem, ażeby robić coś podobnego - pomyślał
Wokulski idąc w stronę sklepu. - Mniejsza o skandal, ale co, u diabła, za
projekta snują mi się po łbie? Apostolstwo?... Szczyt głupoty.
Wreszcie - wszystko mi jedno; jestem tylko wykonawcą cudzej woli.”
Wszedł w bramę domu, w którym znajdował się sklep, i skręcił do pokoju
Rzeckiego, a za nim dziewczyna. Pan Ignacy był u siebie i zobaczywszy
szczególną parę, rozłożył ręce z podziwu.
- Czy możesz wyjść na kilka minut? - zapytał go Wokulski.
Pan Ignacy nie odpowiedział nic. Wziął klucz od tylnych drzwi sklepu i opuścił
pokój.
- Dwu? - szepnęła dziewczyna wyjmując szpilkę z kapelusza.
- Za pozwoleniem - przerwał jej Wokulski. - Dopiero co byłaś w kościeIe,
wszak prawda, moja pani?
- Pan mnie widział?
- Modliłaś się i płakałaś. Czy mogę wiedzieć, z jakiego powodu?
Dziewczyna zdziwiła się i wzruszając ramionami odparła:
- Czy pan jest ksiądz, że się o to pyta?
A przypatrzywszy się uważniej Wokulskiemu dodała:
- Ech! także zawracanie głowy... Dowcipny!
Zabierała się do odejścia, ale zatrzymał ją Wokulski.
- Poczekaj. Jest ktoś, który chciałby ci dopomóc, więc nie spiesz się i
odpowiadaj szczerze...
Znowu przypatrzyła mu się. Nagle oczy jej zaśmiały się, a na twarz wystąpił
rumieniec.
- Wiem - zawołała - pan pewnie od tego starego pana!... On kilka razy
obiecywał, że mnie weźmie... Czy on bardzo bogaty?... Pewnie, że bardzo...
Jeździ powozem i siada w pierwszych rzędach w teatrze.
- Posłuchaj mnie - przerwał - i odpowiadaj: czegoś płakała w kościele?
- A bo, widzi pan... - zaczęła dziewczyna i opowiedziała tak cyniczną historię
jakiegoś sporu z gospodynią, że słuchając jej Wokulski pobladł.
„Oto zwierzę!” - szepnął.
- Poszłam na groby - mówiła dalej dziewczyna - myślałam, że się trochę
rozerwę. Gdzie tam, com wspomniała o starej, to aż mi łzy pociekły ze złości.
Zaczęłam prosić Pana Boga, ażeby albo starą choroba zatłukła, albo żebym ja od