-->

Lalka

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Lalka, Prus Boles?aw-- . Жанр: Любовно-фантастические романы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Lalka
Название: Lalka
Автор: Prus Boles?aw
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 151
Читать онлайн

Lalka читать книгу онлайн

Lalka - читать бесплатно онлайн , автор Prus Boles?aw

Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 23 24 25 26 27 28 29 30 31 ... 226 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

- Cóż to za oryginalne diabły, panie Mraczewski? - spytał Lisiecki.

- A to cała historia! - odparł Mraczewski przypatrując się spod oka

Wokulskiemu. - Jest to baron Krzeszowski, wielki dziwak, i jego żona, trochę

narwana. Nawet skuzynowani ze mną, ale cóż!... - westchnął spoglądając w

lustro. - Ja nie mam pieniędzy, więc muszę być w handlu; oni jeszcze mają,

więc są moimi kundmanami...

- Mają bez pracy!... - wtrącił Klejn. - Ładny porządek świata, co?

- No, no... już mnie pan do swoich porządków nie nawracaj odparł Mraczewski.

- Otóż pan baron i pani baronowa od roku prowadzą ze sobą wojnę. On chce

rozwodu, na co ona się nie zgadza; ona chce przepędzić go od zarządu swoim

majątkiem, na co on się nie zgadza. Ona nie pozwala mu trzymać koni,

szczególniej jednego wyścigowca; a on nie pozwala jej kupić kamienicy po

Łęckich, w której pani Krzeszowska mieszka i gdzie straciła córkę. Oryginały!...

Bawią ludzi wymyślając jedno na drugie...

Opowiadał lekkim tonem i kręcił się po sklepie z miną panicza, który przyszedł

tu na chwilkę, ale zaraz wyjdzie. Wokulski mienił się siedząc na fotelu; już nie

mógł znieść głosu Mraczewskiego.

„ Kuzyn Krzeszowskich... - myślał. - Dostanie bilet miłosny od panny Izabeli...

A infamis!...”

I przemógłszy się wrócił do swej księgi. Do sklepu znowu poczęli wchodzić

goście, wybierać towary, targować się, płacić. Ale Wokulski widział tylko ich

cienie, pogrążony w pracy. A im dłuższe sumował kolumny, im większe

wypadały mu sumy, tym bardziej czuł, że w sercu kipi mu jakiś gniew

bezimienny. O co?... na kogo?... mniejsza. Dosyć, że ktoś za to zapłaci,

pierwszy z brzegu.

Około siódmej sklep już stanowczo wyludnił się, subiekci rozmawiali, Wokulski

wciąż rachował. Wtem znowu usłyszał nieznośny głos Mraczewskiego, który

mówił aroganckim tonem:

74

- Co mi pan, panie Klejn, będzie zawracał głowę!... Wszyscy socjaliści są

złodzieje, bo chcieliby dzielić się cudzym, i - szubrawcy, bo mają na dwu jedną

parę butów i nie wierzą w chustki do nosa.

- Nie mówiłbyś pan tak - odparł smutnie Klejn - gdybyś przeczytał choć z parę

broszurek, nawet niedużych.

- Błazeństwo... - przerwał Mraczewski włożywszy ręce w kieszenie. - Będę

czytał broszury, które chcą zniszczyć rodzinę, wiarę i własność!... No, takich

głupich nie znajdziesz pan w Warszawie.

Wokulski zamknął księgę i włożył ją do kantorka. W tej chwili znowu weszły

do sklepu trzy panie żądając rękawiczek.

Targ z nimi przeciągnął się z kwadrans. Wokulski siedział na fotelu i patrzył w

okno; gdy zaś damy wyszły, odezwał się tonem bardzo spokojnym:

- Panie Mraczewski.

- Co pan każe?... - spytał piękny młodzieniec biegnąc do kantorka krokiem

kontredansowym.

- Od jutra niech pan postara się o inne miejsce - rzekł krótko Wokulski.

Mraczewski osłupiał.

- Dlaczego, panie szefie?... Dlaczego?...

- Dlatego, że u mnie już pan nie ma miejsca.

- Jakiż powód?:.. Przecie chyba nic złego nie zrobiłem? Gdzież pójdę, jeżeli pan

tak nagle pozbawi mnie posady?

- Świadectwo dostanie pan dobre - odparł Wokulski. - Pan Rzecki wypłaci panu

pensję za następny kwartał, wreszcie - za pięć miesięcy... A powód jest ten, że ja

i pan nie pasujemy do siebie... Zupełnie nie pasujemy. - Mój Ignacy, zrób z

panem Mraczewskim rachunek do pierwszego października.

To powiedziawszy Wokulski wstał z fotelu i wyszedł na ulicę.

Dymisja Mraczewskiego zrobiła takie wrażenie, że subiekci nie przemówili

między sobą ani słowa, a pan Rzecki kazał zamknąć sklep, chociaż nie było

jeszcze ósmej. Pobiegł zaraz do mieszkania Wokulskiego, lecz go tam nie zastał.

Przyszedł drugi raz o jedenastej w nocy, lecz w oknach było ciemno, i pan

Ignacy wrócił do siebie zgnębiony.

Na drugi dzień w Wielki Czwartek, Mraczewski już nie pokazał się w sklepie.

Pozostali koledzy jego byli smutni i czasem naradzali się między sobą po cichu.

Około pierwszej przyszedł Wokulski. Lecz nim usiadł do kantorka, otworzyły

się drzwi i zwykłym wahającym się krokiem wbiegł pan Krzeszowski zadając

sobie wiele trudu nad osadzeniem binokli na nosie.

- Panie Wokulski - zawołał roztargniony gość, prawie ode drzwi. - W tej chwili

dowiaduję się... Jestem Krzeszowski... Dowiaduję się, że ten biedny Mraczewski

z mojej winy otrzymał dymisję. Ależ, panie Wokulski, ja wczoraj bynajmniej

nie miałem pretensji do pana... Ja szanuję dyskrecję, jaką okazał pan w sprawie

mojej i mojej żony... Ja wiem, że pan jej odpowiedział, jak przystało na

dżentelmena...

75

- Panie baronie - odparł Wokulski - ja nie prosiłem pana o świadectwo

przyzwoitości. Poza obrębem tego - co pan każe?...

- Przyszedłem prosić o przebaczenie biednemu Mraczewskiemu, który nawet...

- Do pana Mraczewskiego nie mam żadnej pretensji, nawet tej, ażeby do mnie

wracał.

Baron przygryzł wargi. Chwilę milczał, jakby odurzony szorstką odmową ; na

koniec ukłonił się i cicho powiedziawszy: „ Przepraszam...” opuścił sklep.

Panowie Klejn i Lisiecki cofnęli się za szafy i po krótkiej naradzie wrócili do

sklepu, od czasu do czasu rzucając na siebie smutne, lecz wymowne spojrzenia.

Około trzeciej po południu ukazała się pani Krzeszowska. Zdawało się, że jest

bledsza, żółciejsza i jeszcze czarniej ubrana niż wczoraj. Lękliwie obejrzała się

po sklepie, a spostrzegłszy Wokulskiego zbliżyła się do kantorka.

- Panie - rzekła cicho - dziś dowiedziałam się, że pewien młody człowiek,

Mraczewski, z mojej winy stracił u pana miejsce. Jego nieszczęśliwa matka...

- Pan Mraczewski już nie jest u mnie i nie będzie - odparł Wokulski z ukłonem.

- Czym więc mogę pani służyć?...

Pani Krzeszowska miała widocznie ułożoną dłuższą mowę. Na nieszczęście

spojrzała Wokulskiemu w oczy i... z wyrazem: „ Przepraszam...” wyszła ze

sklepu.

Panowie Klejn i Lisiecki mrugnęli na siebie wymowniej niż dotychczas, lecz

poprzestali na jednomyślnym wzruszeniu ramionami.

Dopiero około piątej po południu zbliżył się do Wokulskiego Rzecki. Oparł ręce

na kantorku i rzekł półgłosem:

- Matka tego Mraczewskiego, Staśku, jest bardzo biedna kobieta...

- Zapłać mu pensję do końca roku - odparł Wokulski.

- Myślę... Stasiu, myślę, że nie można aż tak karać człowieka za to, że ma inne

niż my przekonania polityczne...

- Polityczne?... - powtórzył Wokulski takim tonem, że panu Ignacemu przeszedł

mróz po kościach...

- Zresztą, powiem ci - ciągnął dalej pan Ignacy - szkoda takiego subiekta.

Chłopak piękny, kobiety go pasjami lubią...

- Piękny? - odparł Wokulski. - Więc niech pójdzie na utrzymanie, jeżeli taki

piękny.

Pan Ignacy cofnął się. Panowie Lisiecki i Klejn już nawet nie spoglądali na

siebie.

W godzinę później przyszedł do sklepu niejaki pan Zięba, którego Wokulski

przedstawił jako nowego subiekta.

Pan Zięba miał około lat trzydziestu ; był może tak przystojny jak Mraczewski,

ale wyglądał nierównie poważniej i taktowniej. Nim sklep zamknięto, już

zaznajomił się, a nawet zdobył przyjaźń swoich kolegów. Pan Rzecki odkrył w

nim zagorzałego bonapartystę; pan Lisiecki wyznał, że on sam obok Zięby jest

bardzo bladym antysemitą, a pan Klejn doszedł do wniosku, że Zięba musi być

co najmniej biskupem socjalizmu.

76

Słowem, wszyscy byli kontenci, a pan Zięba spokojny.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY:

KŁADKI, NA KTÓRYCH SPOTYKAJĄ SIĘ LUDZIE

RÓŻNYCH ŚWIATÓW

W Wielki Piątek z rana Wokulski przypomniał sobie, że dziś i jutro hrabina

Karolowa i panna Izabela będą kwestowały przy grobach.

1 ... 23 24 25 26 27 28 29 30 31 ... 226 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название