Lalka

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Lalka, Prus Boles?aw-- . Жанр: Любовно-фантастические романы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Lalka
Название: Lalka
Автор: Prus Boles?aw
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 155
Читать онлайн

Lalka читать книгу онлайн

Lalka - читать бесплатно онлайн , автор Prus Boles?aw

Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

nie są Starscy ani im podobni, ale przede wszystkim głupota ich ofiar. A znowu

ani Starski, ani panna Izabela, ani pani Ewelina nie spadli z księżyca, tylko

wyhodowali się w pewnej sferze, epoce i wśród pewnych pojęć. Oni są jak

wysypka, która sama przez się nie stanowi choroby, ale jest objawem zakażenia

społecznych soków. Co się tu mścić nad nimi, po co ich tępić...”

Tego wieczora Wokulski pierwszy raz wyszedł na ulicę i przekonał się, jak jest

osłabiony. Kręciło mu się w głowie od turkotu dorożek i ruchu przechodniów, i

po prostu bał się zbyt daleko odchodzić od mieszkania. Zdawało mu się, że nie

dojdzie do Nowego Światu, że nie trafi z powrotem albo że mimo woli zrobi

jakiś śmieszny skandal. Nade wszystko zaś lękał się spotkania znajomej twarzy.

Wrócił zmęczony i wzburzony, ale tej nocy spał dobrze.

W tydzień po odwiedzinach Węgiełka wpadł Ochocki. zmężniał, opalił się i

wyglądał na młodego szlachcica.

- A pan skąd? - zapytał go Wokulski.

- Prosto z Zasławka, gdzie siedzę prawie od dwu miesięcy - odparł Ochocki. - A

niechże ich w końcu diabli wezmą, w jakie wpadłem awantury!...

- Pan?...

- Ja, ja, panie, i w dodatku bez winy. Włosy panu powstaną na głowie!...

Zapalił papierosa i prawił:

579

- Nie wiem, czyś pan słyszał, że nieboszczka prezesowa, oprócz drobnej części,

cały swój majątek zapisała na cele dobroczynne. Szpitale, domy podrzutków,

szkółki, sklepy wiejskie et caetera... A książę, Dalski i ja należymy do grona

wykonawców jej woli... Bardzo dobrze!...

Już zaczynamy wykonywać, a raczej starać się o zatwierdzenie testamentu, gdy

wtem (będzie z miesiąc) wraca z Krakowa Starski i oświadcza nam, że w

imieniu pokrzywdzonej rodziny wytoczy proces o zwalenie testamentu.

Naturalnie, książę ani ja nie chcemy o tym słyszeć; ale baron, którego

podburzyła żona, zbuntowana przez Starskiego, otóż baron zaczyna mięknąć...

Nawet z tej racji przemówiliśmy się parę razy, a książę wprost zerwał z nim

stosunki...

Tymczasem co się dzieje - mówił Ochocki zniżając głos. - Pewnej niedzieli

baron z żoną i ze Starskim pojechali do Zasławia na spacer. Co tam zaszło?...

nie wiem, dość, że rezultat jest następujący. Baron jak najenergiczniej

oświadczył, że testamentu obalić nie pozwoli, ale to jeszcze nic... Bo tenże

baron stanowczo rozwodzi się ze swoją ubóstwianą małżonką (słyszałeś pan

?...). Ale i to jeszcze nic: gdyż baron przed dziesięcioma dniami strzelał się ze

Starskim i dostał kulą po wierzchu żeber... Mówię panu, jakby mu kto hakiem

rozdarł skórę od prawej do lewej strony piersi... zły stary, wrzeszczy, wymyśla,

gorączkuje, ale żonie kazał natychmiast wyjechać do familii i jestem pewny, że

jej nie przyjmie... To twarda sztuka!... A tak się bestia zawziął, że na łożu

boleści kazał felczerowi, ażeby mu, na złość żonie, ufarbował łeb i zarost i dziś

wygląda na dwudziestoletniego trupa.

Wokulski uśmiechnął się.

- Z panią dobrze zrobił - rzekł - ale ufarbował się niepotrzebnie.

- No i po żebrach dostał niepotrzebnie - wtrącił Ochocki.- A niewiele

brakowało, ażeby prześwidrował mózgownicę Starskiemu!... Kule zawsze ślepe.

Mówię panu, żem przechorował ten wypadek.

- I gdzież teraz jest ten bohater? - spytał Wokulski.

- Starski?... Dmuchnął za granicę, i nie tyle przed impertynencjami, które go

zaczęły spotykać, ile przed wierzycielami. Panie! co to za majster... Przecież on

ma ze sto tysięcy rubli długów.

Nastało długie milczenie. Wokulski siedział tyłem do okna ze spuszczoną

głową, Ochocki cicho pogwizdując rozmyślał.

Nagle ocknął się i zaczął mówić jakby do siebie:

- Co to za dziwna plątanina - życie ludzkie! Kto by się spodziewał, że taki

cymbał Starski może zrobić tyle dobrego... I właśnie z racji, że jest cymbałem...

Wokulski podniósł głowę i pytająco spojrzał na Ochockiego.

- Prawda, że dziwne?... - ciągnął Ochocki - a przecież tak jest. Gdyby Starski

był człowiekiem przyzwoitym i nie awanturował się z młodą panią baronową,

Dalski niezawodnie poparłby jego pretensje do testamentu, ba! dałby mu nawet

pieniędzy na proces, gdyż zyskałaby na tym i jego żona. Ale że Starski jest

cymbał, więc naraził się baronowi i... uratował zapisy. Tym sposobem nawet nie

580

urodzone jeszcze pokolenia chłopów zasławskich powinny błogosławić

Starskiego za to, że umizgał się do baronowej...

- Paradoks!... - wtrącił Wokulski.

- Paradoks!... To są przecie fakta... A cóż pan sądzisz, czy Starski nie ma

zasługi, że uwolnił barona od takiej żony?... Mówiąc między nami, to żaba, nie

kobieta. Myślała tylko o strojach, zabawach i kokietowaniu, ja nawet nie wiem,

czy ona co kiedy czytała, czy na co patrzyła z uwagą... Istny kawał mięsa przy

kości, który udawał, że ma duszę, a miał zaledwie żołądek... Pan jej nie znałeś,

pan nie wyobrażasz sobie, co to jest za automat i jak tam pod wszelkimi

pozorami człowieczeństwa nie było nic ludzkiego... Że baron nareszcie poznał

się na niej, toż to jakby wygrał wielki los...

- Boże miłosierny! - szepnął Wokulski.

- Co pan mówi? - zapytał Ochocki.

- Nic.

- Ale ocalenie zapisów nieboszczki prezesowej i uwolnienie barona od takiej

żony to dopiero cząstka zasług Starskiego...

Wokulski przeciągnął się na krześle.

- Bo wyobraź pan sobie, że ten cymbał swoimi umizgami może przyczynić się

do faktu rzeczywiście doniosłego - mówił Ochocki.- Rzecz jest taka. Ja nieraz

napomykałem Dalskiemu (i zresztą wszystkim, którzy mają pieniądze), że warto

by założyć w Warszawie gabinet doświadczalny do technologii chemicznej i

mechanicznej. Bo pojmujesz pan, u nas nie ma wynalazków przede wszystkiem

dlatego, że nie ma ich gdzie robić... Naturalnie, baron słuchał moich wywodów

jednym uchem, a drugim je wypuszczał. Coś mu z tego jednak ugrzęzło w

mózgu, bo dziś, kiedy Starski połaskotał go po sercu i po żebrach, mój baron,

rozmyślając nad sposobami wydziedziczenia żony, gadał ze mną po całych

dniach o pracowni technologicznej. A na co się to zda?... A czy ludzie istotnie

zrobią się mądrzejsi i lepsi, gdyby im ufundować pracownię?... A ile by

kosztowała i czy ja podjąłbym się urządzenia podobnej instytucji?... Kiedym zaś

wyjeżdżał, rzeczy tak stanęły, że baron wezwał do siebie rejenta i spisali jakiś

akt, który, o ile mogę wnosić z półsłówek, dotyczy właśnie pracowni. Zresztą

Dalski prosił mnie, ażeby mu wskazać facetów zdolnych do dyrygowania tym

interesem. No i patrz pan, czy to nie ironia losu, ażeby takie zero jak Starski,

taki gatunek publicznego mężczyzny na pociechę nudzących się mężatek ażeby

ten frant był zarodkiem technologicznej pracowni!... I niechże mi teraz

dowodzą, że na świecie jest coś niepotrzebnego.

Wokulski otarł pot z twarzy, która przy białej chustce wydawała się prawie

popielatą.

- Ale może ja pana męczę?... - zapytał Ochocki.

- Owszem, niech pan mówi... Chociaż... zdaje mi się, że pan trochę przecenia

zasługi tego... pana, a już całkiem zapomina pan...

- O czym?...

581

- O tym, że pracownia technologiczna wyrośnie z cierpień, z gruzów ludzkiego

szczęścia. I nawet nie zadaje pan sobie pytania, jaką drogą przeszedł baron od

miłości dla swojej żony do... pracowni technologicznej!...

- A cóż mnie to obchodzi! - zawołał Ochocki wyrzucając rękoma. - Kupić

postęp społeczny za cierpienia choćby najokropniejsze jednostki to, dalibóg!

tanie kupno...

- A czy pan przynajmniej wiesz, jakie bywają cierpienia jednostek? - spytał

Wokulski.

- Wiem! Wiem!... Wyrywali mi przecież bez chloroformu paznogieć u nogi, i

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название