-->

Dobry omen

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Dobry omen, Gaiman Neil-- . Жанр: Юмористическая фантастика / Фэнтези. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Dobry omen
Название: Dobry omen
Автор: Gaiman Neil
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 169
Читать онлайн

Dobry omen читать книгу онлайн

Dobry omen - читать бесплатно онлайн , автор Gaiman Neil

Zgodnie z Przenikliwym i Trafnym Proroctwem Agnes Nutter jedynej ca?kowicie wiarygodnej wr??ki ?wiat sko?czy si? w sobot?. Dok?adnie m?wi?c: w najbli?sz? sobot?. Jeszcze dok?adniej: zaraz po kolacji. A wieczorem zerw? si? armie Nieba i Piek?a. Zap?on? morza ognia. Ksi??yc okryje si? krwawym ca?unem. I to jest g??wny k?opot Crowleya (by?ego w??a, dzi? agenta Piek?a) i jego przeciwnika, a zarazem starego przyjaciela Azirafala (autentycznego Anio?a). Bo ni chc? by? tu na dole (lub na g?rze, z punktu widzenia Crowleya). Nie maj? wi?c wyboru - musz? zatrzyma? Czterech Motocyklist?w Apokalipsy. Ponad wszystko (zdaniem Azirafala: poni?ej) najwa?niejsze jest, by zabi? Antychrysta. K?opot w tym, ?e ma on dopiero 11 lat, kocha swego piekielnego ogara i jest mi?ym ch?opcem, z kt?rego rodzice mog? by? dumni.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 35 36 37 38 39 40 41 42 43 ... 84 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Newton, pomimo najszczerszych wysiłków, nigdy nie spotkał na żadnej drodze takiego wozu jak ten. Przez całe lata, bez wielkie­go przekonania, w obecności swych przyjaciół wychwalał jego sprawność i konstrukcję z rozpaczliwą nadzieją, że któryś z nich kupi podobny, bo niedola lubi, gdy ktoś ją dzieli.

Daremnie podkreślał, że wóz ma silnik o pojemności 823 cen­tymetrów sześciennych, trzy biegi oraz wręcz niewiarygodny sys­tem bezpieczeństwa, jako to balony nadymające się w tak groźnych okolicznościach jak jazda z szybkością 45 mil na godzinę po su­chym i prostym odcinku drogi z zagrażającą za moment kraksą, ponieważ olbrzymi balon bezpieczeństwa właśnie zasłonił widok. Przejawiał też skłonność do pewnej liryki, opowiadając o radiu pro­dukcji koreańskiej wręcz niewiarygodnie dobrze odbierającym au­dycje Radia Pynogyang oraz syntetycznym głosie elektronicznym, który ostrzegał przed jazdą bez pasa bezpieczeństwa, nawet gdy był on zapięty; głos ten zaprogramował ktoś, kto nie tylko nie znał angielskiego, ale również nie znał japońskiego. Było to coś ultrano­woczesnego, jak twierdził.

W tym wypadku nowoczesność była zapewne na poziomie wy­nalazku koła garncarskiego.

Przyjaciele kiwali głowami, zgadzali się z nim całkowicie, a w głębi duszy postanawiali, że jeśli kiedykolwiek będą mieli wybór między zakupem Wasabi i chodzeniem pieszo, zainwestują w parę butów. Zresztą to i tak na jedno wychodziło, gdyż podstawową przy­czyną niewiarygodnej wydajności silnika Wasabi był fakt, że mnó­stwo czasu wóz spędzał w garażach, oczekując, aż wały korbowe i tym podobne rzeczy dotrą pocztą od jedynego żyjącego przed­stawiciela Wasabi w Nigirizushi, Japonia.

Jadąc w mglistym, podobnym do skutków medytacji zeń tran­sie, który ogarnia większość kierowców, Newton zorientował się, że właśnie rozważa, jak należy używać szpili. Czy należy powiedzieć: Mam szpilę i nie boję się jej użyć? Mam Szpilę, będę Podróżować... Szpilodyta... Człowiek ze Złotą Szpilą... Szpile Nawarony...

Zapewne zainteresowałaby Newtona wiedza o takich faktach, iż z trzydziestu dziewięciu tysięcy kobiet badanych za pomocą szpil w ciągu wieków tropienia czarownic dwadzieścia dziewięć tysięcy powiedziało “ojej", dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć nie powiedziało nic dlatego, iż użyto wyżej opisanych szpil chowających się w oprawce, jedna zaś wiedźma oświadczyła, że za pomocą szpili została cudownie uleczona z reumatyzmu nogi.

Nazywała się Agnes Nutter.

Była wielką klęską Armii Tropicieli Wiedźm.

* * *

Jeden z pierwszych zapisów w “Przistoynych i akuratnych profecyach" dotyczył własnej śmierci Agnes Nutter. Anglicy, będąc w ogóle gatunkiem bezdennie tępym i le­niwym, nie przepadali za paleniem kobiet w takim stopniu, jak to się działo w innych krajach Europy. W Niemczech stosy budowano i podpalano regularnie i z teutońską dokładnością. Nawet poboż­ni Szkoci uwikłani przez całe swe dzieje w przewlekłą walkę ze swy­mi odwiecznymi wrogami Szkotami, zdobyli się ledwie na parę ca­łopaleń dla rozproszenia nudy długich zimowych wieczorów. Ale Anglicy nigdy nie przejawiali do tego ochoty.

Jedna z przyczyn ku temu, być może miała coś wspólnego ze sposobem, w jaki zginęła Agnes Nutter, co mniej więcej położyło kres modzie polowania na czarownice w Anglii. Wyjący tłum, do­prowadzony do ostatecznej furii jej zwyczajem ujawniania inteli­gencji, krążenia po okolicy i leczenia ludzi, przybył do jej domu pewnego kwietniowego wieczoru i stwierdził, że siedzi ona w płasz­czu i oczekuje ich.

— Omieszkaliście[37] - powiedziała im. - Powinnam ia była go­rzeć od dziesięciu minut.

A wówczas powstała i z wolna, chromając wyszła z domu i po­dążyła przez środek nagle umilkłego tłumu aż do stosu pośpiesznie skleconego na wioskowym wygonie. Legenda mówi, że z trudem wspięła się na stos i otoczyła słup za sobą rękami.

'— Zadzierzgnięty należycie - rzekła zdumionemu tropicielowi wiedźm. A potem, gdy włościanie chyłkiem mieli się ku stosowi, uniosła swą piękną, oświetloną pochodniami twarz i wyrzekła: -Przysuńcie się zaiste blizko, dobrzy ludzie. Przybliżcie się, aż nie­omal ogień was przipiecze, bo poprzysięgam was, że każden uźrzeć musi, jak ostatnia prawa wiedźma w Anglicy ginie. Bo wiedźmą wie-rę iestem, iako taka zostałam przekonana[38] chocia y nie wiem, jaką moja prawdziwa zbrodnia bydź miała. A przeto niechay moja śmierć będzie przesianiem dla świata. Przysuńcie się zaiste bliży, rzekłam, y zapomniycie[39] dobrze. Los wszelakich, którzy do Rzeczy się mieszają, o których y poiąć są niewładne.

Potem zaś, zdało się, z uśmiechem spojrzała na niebo nad wio­ską i dodała:

— To y ciebie się tyczę, ty pomieszany stary głupcze.

Zaś po owym dziwacznym bluźnierstwie nic już nie powiedzia­ła. Pozwoliła się zakneblować, a gdy pochodnie przyłożone zostały do suchego drewna, stała z wyniosłą miną.

Tłum przybliżył się jeszcze, w nim zaś jeden czy dwóch ludzi nie całkiem pewnych, czy jeśli dobrze pomyśleć, uczynili rzecz wła­ściwą.

W trzydzieści sekund później wybuch zmiótł wioskowy wygon, skosił w dolinie do czysta wszystko co żywe, a widoczny był daleko, nawet w Halifax.

Wiele w następstwie debatowano, czy zostało to zesłane przez Boga czy przez Szatana, ale list znaleziony później w domku Agnes Nutter wskazywał, że jeśli nawet nastąpiła jakaś boska czy diabelska interwencja, materialnie dopomogła jej zawartość spódnic Agnes, wśród których z niejaką zapobiegliwością ukryła osiemdziesiąt fun­tów prochu strzelniczego i czterdzieści funtów bretnali.

Ponadto Agnes pozostawiła na stole kuchennym, obok kartki odwołującej abonament na mleko, skrzynkę oraz książkę. Dokład­na instrukcja określała, co należy uczynić ze skrzynką i równie do­kładnie dotyczyła tego, co trzeba uczynić z książką: należało ją ode­słać synowi Agnes, Johnowi Device.

Ludzie, którzy je odnaleźli — a byli to mieszkańcy sąsiedniej wsi, których obudziła eksplozja - najpierw pomyśleli, by zignoro­wać instrukcje i po prostu spalić domek, ale następnie rozejrzeli się dookoła po migoczących płomykach oraz naszpikowanych gwoździami szczątkach i doszli do wniosku, że tego nie uczynią. A ponadto liścik Agnes zawierał zasmucające dokładną przepo­wiednię, co się stanie z tymi, którzy nie wykonają jej poleceń.

Człowiekiem, który podpalił stos Agnes Nutter, był major tro­piciel wiedźm. Znaleziono jego kapelusz na drzewie o trzy mile stamtąd.

Jego nazwisko, wyszyte na nader pokaźnym kawałku wstążki, brzmiało Nie-Cudzołóż Pulsifer i był on jednym z najpilniejszych tropicieli wiedźm. Być może dostarczyłaby mu pewnego zadowole­nia wiedza, że jego ostatni żyjący potomek w tym właśnie momen­cie kieruje się, choćby i nieświadomie, ku ostatniej żyjącej potom-kini Agnes Nutter. Mógłby doznać uczucia, że wreszcie dokonuje się pewna pradawna zemsta.

Lecz gdyby wiedział, co w istocie nastąpi, gdy ów potomek ją spotka, przewróciłby się w grobie, gdyby oczywiście kiedykolwiek takowy posiadał.

* * *

Ale najpierw Newton musiał coś zrobić w związku z lata­jącym spodkiem.

Spodek wylądował wprost przed nim na drodze, właśnie w chwili, gdy Newton próbował odnaleźć przecznicę do Lower Tadfield i na kierownicy miał rozłożoną mapę. Musiał więc gwał­townie zahamować.

Spodek wyglądał dokładnie tak, jak go rysowano we wszyst­kich kiedykolwiek oglądanych przez Newtona komiksach.

Gdy zagapił się nań nad brzegiem mapy, odsunęły się na bok drzwi z całkowicie zadowalającym sykiem, ukazując połyskujący trap, który automatycznie wysunął się do dołu, na drogę. W środ­ku rozbłysło jasne błękitne światło, a na jego tle zarysowały się trzy pozaziemskie sylwetki. Zeszły po trapie. A przynajmniej zeszły dwie. Trzecia, wyglądająca jak pieprzniczka, ześlizgnęła się po nim i na samym dole przewróciła.

Pozostałe dwie zignorowały jej zapamiętałe popiskiwanie i bar­dzo powoli podeszły do samochodu, na sposób przyjęty w całym świecie przez policjantów, już układających w myśli treść mandatu. Wyższa z nich - żółta ropucha odziana w kuchenną folię do piecze­nia - zastukała do okna Newtona. Opuścił je. Istota nosiła coś w ro­dzaju okularów lustrzanek, które Newton uważał zawsze za atry­but Lukę'a Zimnej Ręki.

1 ... 35 36 37 38 39 40 41 42 43 ... 84 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название