-->

Xavras Wyzrn

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Xavras Wyzrn, Dukaj Jacek-- . Жанр: Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Xavras Wyzrn
Название: Xavras Wyzrn
Автор: Dukaj Jacek
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 177
Читать онлайн

Xavras Wyzrn читать книгу онлайн

Xavras Wyzrn - читать бесплатно онлайн , автор Dukaj Jacek

Ksi??ka sk?ada si? z dw?ch powie?ci: Zanim noc i Xavras Wy?ryn.

Pierwsza z nich to przejmuj?cy, utrzymany w realiach VII wojny ?wiatowej opis przej?cia do innego, niedost?pnego dla ludzkich zmys??w ?wiata. Bohater – cynik i hitlerowski kolaborant – dopiero w obcym wymiarze przekonuje si?, czym s? naprawd? dobro i z?o.

Powie?? Xavras Wy?ryn nale?y do popularnego gatunku ‘historii altrnatywnych’. W 1920 roku Polska przegra?a wojn? z bolszewikami. Kilkadziesi?t lat p??niej partyzanci z Armii Wyzwolenia Polski pod wodz? samozwa?czego pu?kownika Xavrasa Wy?yna usi?uj? wyzwoli? kraj spod sowieckiej dominacji. Oddzia? uzbrojony w bomb? atomow? rusza w kierunku Moskwy.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 54 55 56 57 58 59 60 61 62 ... 71 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

–  Piętnaście sekund.

–  Konrad?

–  Zapowiadają – rzekł Wyszedł Inny Koń Barwy Ognia, który tymczasem założył sobie na uszy podłączone do telewizorka słuchawki.

–  Dawaj.

Smith rozpoczął transmisję. Na kołpaku zapaliło się czerwone ON.

Pokazał poza swym spojrzeniem: pięć sekund.

Minęło pięć sekund i Wyszedł Inny Koń Barwy Ognia machnął ręką.

Wyżryn na przywitanie posłał widzom długie, spokojne spojrzenie; potem opuścił wzrok, opuścił czarną dłoń, złapał generała za włosy i szarpnął mocno. Sieriozny obnażył krzywe zęby.

–  Nazwisko i stopień! – rzekł Xavras po angielsku i powtórzył po rosyjsku: – Nazwisko i stopień!

–  Generał Armii Czerwonej Aleksander Iwanowicz Sieriozny! – wrzasnął jeniec. – Zostałem uprowadzony przez polskich bandytów, którzy dokonali bestialskiej i niczym nie sprowokowanej napaści na znajdującą się na terenie Rosyjskiej Federacji jedno… aaaaarchgggrh!!!

Smith stał, nie poruszył głową, nie odwrócił spojrzenia, nie drgnął. Jasna krew ciekła z rany po oderwanym jednym szarpnięciem ręki Wyżryna uchu generała. Xavras przyjrzał się melancholijnie uchu, po czym cisnął je na posadzkę. Zaszedł generała z prawej, kucnął i z tej niewygodnej pozycji – aby nie przesłaniać widoku milionom telewidzów – uderzył twardo zaciśniętą pięścią w otwarte do ochrypłego wrzasku usta Sierioznego. Zachrzęściło. Sieriozny naprężył się, aż zatrzeszczały więzy. Wyżryn odstąpił. Generał dławił się krwią i zębami. Łzy płynęły mu spod zaciśniętych powiek. Cały zaczął się trząść. Wyżryn czekał. Generał wymiotował: razem z przetrawionym jedzeniem i kwasami żołądkowymi szła krew. Był teraz trupio blady. W dziąsłach pod zmiażdżonymi wargami brakowało mu pięciusześciu zębów. Wyżryn czekał.

– Ty uju! – zaszlochał Sieriozny. – Ty hepsony suwyynu!

Wyżryn oderwał mu drugie ucho. Sieriozny wrzasnął, aż po odległych komnatach lochów poszło gromkie echo. Oddał mocz. Xavras odrzucił ucho nie patrząc. Wstał, zaszedł generała z drugiej strony. Sieriozny, wykręcając sobie szyję niczym sowa, usiłował nie spuszczać go z oczu. Teraz już po prostu płakał; pociągał głośno nosem, oddychając przez szeroko otwarte usta, w których bulgotała czerwień. Wyżryn kucnął ponownie. Sieriozny wytrzeszczył oczy w śmiertelnym przerażeniu. Pułkownik uderzył go od dołu, miażdżąc nos, przemieszczając jego chrząstki i łamiąc kości, lecz nie wbijając ich w mózg. Generał zemdlał. Xavras zaczął go cucić, delikatnie policzkując. Z brudnej rany pośrodku generalskiej twarzy płynęły różnokolorowe ciecze, skapując do wpółotwartych ust. Wyżryn pochylił Sierioznemu głowę na piersi, żeby się ten przypadkiem nie zadusił. Skinął na Kostuchę. Starzec podszedł z małą buteleczką w garści; podstawił ją generałowi pod miejsce, gdzie niegdyś sterczał nos. Generał się ocknął. Kostucha na powrót zniknął w cieniu. Wyżryn jeszcze kilkakrotnie spoliczkował Sierioznego. Rosjanin zaczął patrzeć nieco przytomniej. Chciał coś powiedzieć, ale mu się nie udało; oddychając charczał tak straszliwie, jakby za każdym wydechem usiłował wypluć sobie płuca, Xavras zaszedł go z lewej. Sieriozny spojrzał i puściły mu zwieracze.

–  Plooooosę! – zawył i zaraz się zakrztusił. Wyżryn pokiwał głową, po czym wydłubał mu lewe oko. Sieriozny zemdlał po raz drugi. Wyżryn pokazał Smithowi gałkę oczną leżącą na czarno-czerwonej rękawiczce i cisnął ją w ślad za uszami generała. Kostucha podszedł nie proszony, w dłoni miał już przygotowaną strzykawkę. Odwinął rękaw generalskiej kurty, wbił igłę w przedramię. Powoli cisnął tłok. Xavras w tym czasie stał z rękoma założonymi za plecami i patrzył gdzieś w mrok, Smith uchwycił jego twarz w pełgającym świetle lamp naftowych, jak drżące w słupie gorącego powietrza oblicze pustynnego dżina, niepewnego, czyj kształt przybrać na stałe. Kiedy Sieriozny odzyskał przytomność, nie panował już nad odruchami swego ciała: trząsł się cały i telepał na krześle, bezwładnie miotając zmasakrowaną głową na boki; jedyny nie zakrwawiony punkt – biel białka ocalałego oka – błyskał w owej ponurej masce niczym światło odległej gwiazdy: tu jeszcze jest życie. Xavras zaszedł go z prawej. Sieriozny już nic nie mówił; oddychał z trudem, ciemne ciecze spływały mu na mundur, a z niego na nogi i na płytę, na posadzkę. Wyżryn jedną ręką złapał za chwiejącą się głowę, a palcami drugiej wyrwał prawe oko. Sieriozny szarpnął się, splunął krwią, ale nie dał głosu. Xavras rzucił oko za siebie, przez ramię, jako ofiarę złym duchom tej krainy. Zastanowił się chwilę i zaszedł Sierioznego z lewej. W tym momencie Wyszedł Inny Koń Barwy Ognia uniósł rękę.

–  Reklamy – rzekł.

–  Przerwa? – spytał Wyżryn.

Wyszedł Inny Koń Barwy Ognia pokręcił przecząco głową:

–  Koniec.

Xavras zdjął rękawiczki. Rzuciwszy je generałowi na podołek, sięgnął pod sweter, wyjął pistolet i strzelił Sierioznemu w skroń. Mózg plasnął miękko na mokrą posadzkę. Generał zwisł na sznurach. Xavras przeładował, zabezpieczył i schował pistolet.

– Możesz przestać – rzekł do Smitha.

OFF.

Smith zerwał kołpak z głowy. Zatoczył się wstecz, byle dalej od horroru na metalowym krześle. Usiadł ciężko opodal Kostuchy.

–  Coś ty zrobił? – szepnął w stronę Xavrasa. Szepty bardzo dobrze pasowały do tego wnętrza.

Morze Wydało Zmarłych, który już wyłączył i odłożył latarki, zabrał się do odwiązywania trupa. Wyżryn minął go, podchodząc do Amerykanina, Ian mimowolnie wyprostował się i cofnął głowę, gdy padł nań jeden z cieni Xavrasa. Pułkownik zauważył to i zatrzymał się dwa kroki od niego.

–  Powinienem zacząć od przyłożenia prądu do jaj i kastracji, ale ucięliby transmisję, zanim bym zdążył mu ściągnąć gacie, bo to by była deprawacja seksualna nieletnich widzów i odebrano by stacji koncesję. – Podrapał się w podbródek. – No, no. Nie martw się, nie martw, będą to puszczać w kółko, oglądalność macie murbeton osiemdziesiąt procent, jak nie więcej.

–  Coś ty zrobił?

–  Jakby odrobinę blady. Ej, Kostucha, otwórz no sakwojaż, daj mu pociągnąć czegoś mocniejszego, bo jeszcze nam bidaczyna omdleje i będziemy musieli targać chłopa po schodach.

–  Nie dotykaj mnie!

–  Przecież nie dotykam. Smith w rozżaleniu kręcił głową.

–  Po co ci to było? No po co? Cóżeś chciał osiągnąć?

–  A to moja sprawa.

–  Żaden cel nie uświęca środków, ale jest wiele takich środków, które potrafią splugawić najszczytniejsze nawet cele.

–  Ohoho, człowieku, toż to jakaś cholerna poezyja! No słucham, słucham, mów dalej.

Smith spojrzał na Wyżryna. Pułkownik się uśmiechał, Ian odwrócił wzrok.

– Dawaj, Kostucha, tę flachę.

Kostucha podał. Smith odkręcił, pociągnął długi łyk. Coś łupnęło głucho. Odchylił się w bok, bo Xavras zasłaniał mu widok. To ciało generała Sierioznego spadło na pilśniową płytę.

Ian zwrócił flaszkę. Podniósł kołpak, wstał. Był tego samego wzrostu co Wyżryn, patrzyli sobie prosto w oczy.

–  To jest wojna – rzekł Xavras.

Smithowi, w którego spirytus uderzył na czczo, w całkowicie opróżniony żołądek, szumiało już lekko w głowie. Wyciągnął rękę i dźgnął Wyżryna wyprostowanym palcem w pierś.

–  To tylko ty.

Dlaczego odmówiłem? Dlaczego odmówiłem? Dlaczego odmówiłem? Dla pieniędzy? Lecz cóż znaczy strach przed ubóstwem – w dodatku tak odległym – w obliczu najpierwotniejszego strachu o własne życie? Dlaczego zatem? Wyżryn nawet chciał, żebym odszedł. Nawet prosił. Więc może z przekory? Ale nie jestem przecież dzieckiem, a to nie jest dziecinna gra. Nie mogę tego pojąć. Nie potrafię się zrozumieć. Nie byłem pijany. Byłem absolutnie trzeźwy; spokojny. Powiedziałem: „Nie, dziękuję". Pierre tylko wzruszył ramionami. Zawsze znajdzie się ktoś chętny. Wyobrażam sobie, że z niego jest taki Witschko południa ESW: przemyt i przerzut do Włoch i z powrotem. Czyżby Xavras sprowadził go specjalnie dla mnie? Na to wygląda. Musiał mieć jakiś plan związany z moim odejściem. Coś, do czego nie jestem mu potrzebny; coś, w czym mu wręcz przeszkadzam. Jakże jednak mógł się spodziewać, że tak po prostu odejdę ? Skoro już przebyłem tak długą drogę – mam po kilku tygodniach wracać? Mógł się spodziewać stanowczego protestu centrali; w rzeczy samej, chyba się go spodziewał. „To dla twojego dobra". Dla mojego dobra, Chryste Panie! Czy on rzeczywiście sądzi, iż uwierzę w czystość jego intencji? Po tym, co zrobił z Sierioznym? Lecz prawdą jest także, że ten medal ma swoją drugą stronę: otóż niezależnie od słów i rzeczywistych motywów Wyżryna, nie mogę wątpić w rosnące zagrożenie mego życia: my wciąż idziemy w głąb Rosji. „To jest droga bez powrotu; ostatni moment na wycofanie się, potem już tylko przepaść". Ale kiedy się pytam, nikt nie potrafi mi powiedzieć niczego bliższego o tym planie. Bomba? Gdzie niby miałaby być? Idziemy kilkunastoma oddzielnymi grupami, więc bardzo możliwe, że po prostu nie miałem okazji jej zobaczyć, w końcu to może być rzecz wielkości walizki – ale jakoś nie chce mi się wierzyć. Przebijać się do samej Moskwy, tak po partyzancku, lasami i pustkowiami? Toż to szaleństwo. Pytam się, a oni wzruszają ramionami. Jakby ich nie obchodziło. A przecież to ich życie, ich śmierć. Teraz także moja – a czy ja wiem? Dlaczego, dlaczego odmówiłem? Idą za Wyżrynem, ślepo mu wierząc; gorzej, tu nawet nie ma mowy o wierze, to głębsze, niewyrażalne, coś jak wiedza instynktowna, odruch zwierzęcy: Xavras rozkazał, więc nawet nie spytam. W ten sposób to przebiega. Nie daje mi zasnąć nieludzki, przerażający spokój braci apokalipsy w czasie tortur Sierioznego. To nie to, że nie bledli, nie mdleli, nie protestowali – takich reakcji nawet ja się nie spodziewałem. Ale ich to nie zdziwiło! Bezrozumne, bezsensowne, irracjonalne zło – to jest dla nich normalne. Wyrośli pośród śmierci. Ile mogą mieć lat - siedemnaście, osiemnaście? Nie więcej. Mordercy królów pochodzą najczęściej z rodzin epileptyków i samobójców, sami jednak są zdrowi, to znaczy przeciętni; zwykle młodzi, bardzo młodzi, i takimi pozostają na wieczność. Ich samotność – miesiące, lata ostrzą swoje noże i w lesie, za miastem, skrupulatnie uczą się strzelać. Są pracowici i bardzo uczciwi, oddają matce zarobione grosze, troszczą się o rodzeństwo, nie piją. Bez dziewcząt. Bez Przyjaciół. Ich myśli są jak ciemne wino, ciężkie, zawiesiste, a jednak klarowne. Ich sny posiadają strukturę greckiej tragedii. Wierzą w Boga. Lub nie wierzą w Boga; jednako niewzruszenie. Są szczęśliwi. Podpatruję ich ukradkiem: twarze bez zmarszczek, twarze spokojne, rozluźnione. Mimowolnie napływa filmowe skojarzenie: asasyni Starca z Gór. Jakim haszyszem tumani ich Wyżryn? Wczoraj przyszła wiadomość o ostrzelaniu przez rosyjskie helikoptery kolumny uchodźców z Zamościa, rodzinnego miasta Wyżryna – leciały nad drogą i pruły z działek do ludzi, głównie kobiet i dzieci, bo mężczyzn internowano; sto osiem osób zabitych, trzykroć tyle rannych. I to jest ludobójstwo, to jest zbrodnia wojenna. Lecz tu nie ma żadnej równowagi – bo to, co robi Wyżryn, to jest zwyczajny terroryzm. Zabijanie bezbronnych; strach sączony za pomocą telewizji. Klasyka. Ma ideały; oczywiście, że ma ideały, byłoby, lepiej, gdyby nie miał. Polska. Pieprzyć Polskę; co za różnica, kraj czy rewolucja – inna to może śmierć, inny ból, gdy zabijasz nie w imię Stalina czy klasy robotniczej, a w imię narodu?

1 ... 54 55 56 57 58 59 60 61 62 ... 71 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название