Xavras Wyzrn
Xavras Wyzrn читать книгу онлайн
Ksi??ka sk?ada si? z dw?ch powie?ci: Zanim noc i Xavras Wy?ryn.
Pierwsza z nich to przejmuj?cy, utrzymany w realiach VII wojny ?wiatowej opis przej?cia do innego, niedost?pnego dla ludzkich zmys??w ?wiata. Bohater – cynik i hitlerowski kolaborant – dopiero w obcym wymiarze przekonuje si?, czym s? naprawd? dobro i z?o.
Powie?? Xavras Wy?ryn nale?y do popularnego gatunku ‘historii altrnatywnych’. W 1920 roku Polska przegra?a wojn? z bolszewikami. Kilkadziesi?t lat p??niej partyzanci z Armii Wyzwolenia Polski pod wodz? samozwa?czego pu?kownika Xavrasa Wy?yna usi?uj? wyzwoli? kraj spod sowieckiej dominacji. Oddzia? uzbrojony w bomb? atomow? rusza w kierunku Moskwy.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Pułkownik wzruszył ramionami.
– Przecież nie mówię, że na mnie. Może przypadkiem. Chociaż… kto to wie. Nie zdziwiłbym się.
Ian w niemym zdumieniu kręcił głową.
– To jest zupełnie odmienna mentalność – zamamrotał Xavras. – Chcesz, bajkę ci opowiem. Nie tak znowu dawno temu, bo w szesnastym wieku, i nie za zbyt wieloma górami i rzekami, rządził car Iwanem zwany, czwarty tego imienia w dynastii. Otóż pewnego razu odwiedził naszego Iwana poseł angielski, wysłannik królowej Elżbiety. Ówże poseł, sir Jeremi Bowes, persona, jak się waść rychło przekonasz, nader zimnokrwista, wybrał się na wizytę w carskie komnaty odzian jak żołnierz, ze szpadą przy boku; może i faktycznie taki był jego fach i stan, a może jeno dla manifestacji ubiór takowy wybrał. Car wszelako, a musisz wiedzieć, że nasz Iwan znany był z prędkiej do upuszczania krwi ręki i w ogóle charakteru nie nazbyt łagodnego, a sir Jeremi dobrze o tym wiedział, kazał posłowi szpadę odebrać. Pan Bowes tedy oświadczył stanowczo, że skoro nie może stanąć przed carem jako żołnierz, to i bez różnicy, stanie w ubiorze nocnym; i dalejże, jął zzuwać buty i posłał po nocną koszulę i pantofle. Car Iwan, najwyraźniej ujęty tak twardym obstawaniem cudzoziemskiego posła przy regułach honoru (a w każdym razie, aby przynajmniej umniejszyć wrażenie wywarte dopuszczonym despektem), gdy tylko pojawiła się okazja, a pojawiła się szybko, zareagował równie stanowczo, co imć Bowes. Otóż zdarzyło się, iż dwaj bojarowie wyprzedzili na pałacowych schodach szanownego posła, osobistego gościa cara, czym uchybili urojonemu bądź faktycznemu punktowi dworskiej etykiety. Car kazał ich ściąć. Bojarów ścięto. Nie wiem, czy zaprezentowano sir Jeremiemu odrąbane czerepy, ale bardzo możliwe. Widać wyraz jego twarzy nie dał carowi wystarczającej satysfakcji, bo ten nie ustał w swych wysiłkach. Wskazawszy trzeciego nieszczęsnego bojara, co w nieodpowiedniej chwili wpadł w imperatorskie oko, polecił mu natychmiast wyskoczyć przez okno, aby zaświadczył o swej bezgranicznej miłości do władcy, a nie był ci to bynajmniej parter. Obserwując z kamiennym obliczem krótki lot szlachica, sir Jeremi Bowes, bez wątpienia pewny historycznej wagi momentu, siląc się na dowcip, wyraził przypuszczenie, iż jego królowa czyni jednak z życia swych poddanych cokolwiek lepszy pożytek. -Wyżryn odrzucił i przydeptał peta. – Otóż ja wcale nie jestem pewien, czy miał rację.
– To prawda?
– Prawda, prawda. A przynajmniej jako taką mi rzecz opowiedziano.
– I co, ma mi może ta powiastka posłużyć za dowód na poparcie jakiejś tezy?
– Dowód? Nie. Ot, anegdota historyczna.
– Jest koniec dwudziestego wieku. Nie ma carów, nie m a bojarów.
– A czy ja mówię, że są? – Sugerujesz ciągłość.
– Mylę się? – Wyżryn podrapał się leniwie pod pachą. " To już nawet nie chodzi o to, że wnuk czyta te same książki, co dziadek, bo bestsellery dziadka to są zazwyczaj wywołujące odruch wymiotny lektury obowiązkowe wnuka, ale że ci, co piszą owe bestsellery, pseudowieszcze kolejnych generacji, sami wyrośli na wieszczach własnego pokolenia, i tak to idzie w nieskończoność, aż do wieczornych gawęd Słowian, przy ognisku, w noc kupały. I nie tylko książkami, i nie tylko na jednym poziomie; to jest bardzo skomplikowane, to cała sieć, splątany system korzeni sięgający na wieki w głąb czarnoziemu historii, socjogenetyczna pamięć narodu… Słyszałeś o genetyce, prawda? Mówili w telewizji. Dwa lata temu jakiś Francuz zbudował model, helisa Jeanneaux się to nazywa czy jakoś podobnie. Gen, uważasz, takie małe draństwo w każdej komórce, jak oprogramowanie ciała, i to się… Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Cóżeś taki pokręcony jak pruski paragraf? E?
– …żeby się udławił tą cholerną kaszanką – zajęczał Smith i zgięty w pół pognał z powrotem w krzaki.
•
Potem się okazało, że dobrze mu zrobiła ta biegunka, bo już niczego nie wziął do ust i w efekcie nie miał czym wymiotować.
Podniesiono klapę i zeszli do lochów. Smith w kołpaku pracującym w trybie „złodzieja światła" widział chyba najlepiej z nich wszystkich; do domku myśliwskiego nie docierała elektryczność i ciemność panowała w podziemiach, ciemność całkowita, niczym lżejsze od powietrza czarne mięso zaszlachtowanych koszmarów. Straszne rzeczy musiały się generałowi śnić, słyszeli jego jęki i bełkotliwe inwokacje do bóstw zakazanych. Co tu się mieściło przed wiekiem – składnica win? Pozostało niewiele: szczątki drewnianych konstrukcji pod ścianami, śmieci po kątach. Tysiące ton kamieni i litej skały dookoła i nad głową, przykryte ciężkim kobiercem ziemi, zapewniało chłód nawet w środku lata. Wyżryn był w grubym, wełnianym swetrze, zapewne zrobionym na drutach przez jakąś uczynną patriotkę; sweter był barwy mięsa koszmaru i nawet po zapaleniu lamp naftowych oraz dwóch silnych latarek trzymanych w wyciągniętych na boki rękach przez Morze Wydało Zmarłych, nawet wtedy Xavras niknął gdzieś w mrocznym tle obrazu.
– Ty! Ty, ty! – zaczął wrzeszczeć generał Sieriozny, gdy pułkownik obudził go uderzeniem w twarz.
Generał był przywiązany do metalowego krzesła, przymocowano mu doń nogi i skrępowane za plecami ręce. Samo krzesło z kolei przyśrubowane zostało do położonej na posadzce grubej pilśniowej płyty, aby więzień nie mógł się wraz z nim przewrócić i gdzieś odczołgać.
– Ty, ty!
– Ja, ja – mruknął Wyżryn i dał znak Kostusze, który schodził ostatni, aby zamknął drzwi. Doktor zamknął je i przysiadł na progu; skórzaną torbę położył między stopami.
Pomieszczenie posiadało jeszcze dwoje drzwi prowadzących w głąb kompleksu zamkowych lochów, ale one też były zamknięte.
Wyszedł Inny Koń Barwy Ognia, który przydźwigał tu pod pachą ów piknikowy telewizorek na baterie, wycofał się do najciemniejszego kąta, za plecami Smitha, i tam włączył urządzenie, skręcając wszelako fonię do oporu, tak że generał Sieriozny i stojący za jego plecami Wyżryn mogli wnioskować o treści programu jedynie po szaroniebieskich refleksach malujących kamienną twarz młodzieńca.
– Złapałeś? – spytał go Xavras.
Wyszedł Inny Koń Barwy Ognia przytaknął. Następnie pułkownik skinął na Smitha. Smith wymownym gestem postukał się w zegarek.
– Umówiłem się na czwartą, na Wschodnim Wybrzeżu to jest dziesiąta wieczór, nocny szczyt oglądalności. Jeszcze dwie minuty. Patrz na znacznik.
– Okay.
Sieriozny wyszczerzył zęby.
– Wszystko im powiem – warknął. – Wszystko im powiem, wy skurwysyny, wy bandyci, cholerni terroryści…
Wyżryn podciągnął rękawy swetra za łokcie, obnażając w całości ohydne blizny pooparzeniowe, i wdział obcisłe skórzane rękawiczki, po czym – w jakimś dziwnym roztargnieniu, z cichym westchnieniem skierowanym do samego siebie – poklepał rosyjskiego generała po niewielkiej, różowej łysinie.
– Spokój, spokój – mruczał.
I wtedy Smitha naszło straszne przeczucie, zapłonęła mu na moment myśl jak prorocza wizja przyszłości. Drgnął. Xavras to spostrzegł i spojrzał mu w ciemne ślepia obiektywów; uśmiechnął się nieśmiało pod wąsem, opiekuńczym gestem kładąc prawą orękawicznioną dłoń na barku więźnia.
Smith zmienił ogniskową, odwrócił kamery, skupił swój nie swój wzrok na twarzy generała. Generał Sieriozny był doskonałym, bo przeciętnym i przez to reprezentatywnym przedstawicielem rosyjskiej generalicji: wzrostu średniego lub trochę poniżej, otyły, po sześćdziesiątce, zdradzający w kroju małych ciemnych oczu oraz układzie kości policzkowych pewną domieszkę krwi mieszkańców zauralskich stepów. Siedział tu odziany w generalską kurtę, choć bez spodni – tak właśnie zwinęli go z przysztabowych kwater w internacie ludzie Wyżryna. Plamy na popielatych gaciach generała wzięły się stąd, że po przywiązaniu go do krzesła przez prawie dobę nikt tu nie zajrzał, aby wyprowadzić go dla załatwienia naturalnych potrzeb.
– Ile?