-->

Proxima

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Proxima, Boru? Krzysztof-- . Жанр: Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Proxima
Название: Proxima
Автор: Boru? Krzysztof
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 213
Читать онлайн

Proxima читать книгу онлайн

Proxima - читать бесплатно онлайн , автор Boru? Krzysztof

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 47 48 49 50 51 52 53 54 55 ... 114 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Renę stał jak urzeczony. Był to najokazalszy wybuch gejzeru, jaki w życiu oglądał. Oczarowany widokiem, nawet nie pomyślał, aby zasłonić twarz. Tymczasem gigantyczna fontanna pod uderzeniem wiatru wygięła się łukowato i skręciła w ruchliwy wężowaty bicz. Jak grzmot wodospadu smagnęła o grunt martwej szarej polany.

Renego dosięgnął jedynie rzadki obłoczek gorącej mżawki. Po chwili wszystko ucichło. Tylko drogę spadku gotujących się wód znaczyła wstęga pary szybko wznoszącej się nad pułap dwutlenku węgla.

Postąpiłem jak Pliniusz Starszy pod Wezuwiuszem[22] — pomyślał, trochę ochłonąwszy z silnego wrażenia. — Z tą różnicą, że moje gapienie się na gejzer nie rokowało nauce szczególnego pożytku.

Dokonawszy zdjęć pasa kałuż wraz z białymi, wciąż jeszcze wyraźnymi obłoczkami pary. Renę połączył się z Allanem. Botanika zaniepokoiło określenie „Dolina Śmierci”.

— Głupstwo! — prześlizgnął się po tej sprawie. — Wyjaśnię ci, jak tylko się zobaczymy. Co u ciebie?

Botanik donosił, że zmierza ku zwierzęciu, które razem ścigali. Dopiero teraz udało-mu się je odrętwić. Po drodze odkrył ciekawą formację maleńkich, ledwo dostrzegalnych roślin kwiatowych. Wyróżnił już trzy gatunki, szuka dalszych.

— Czy potrzebujesz mojej pomocy? — zapytał. — Bo chciałbym zebrać tu jeszcze inne okazy górskiej flory.

— Nie śpiesz się — odparł Renę. — Porozum się ze mną po ukończeniu badań. Na wszelki wypadek, miejscem spotkania niech będzie samolot.

Zoolog wyłączył radiotelefon i rozejrzał się dokoła.

Tę intrygującą polanę muszę zbadać z lotu ptaka — pomyślał. — Odrętwiony skrzydłak nie ucieknie Alowi, Temidów jakoś nie widać — usprawiedliwiał się przed samym sobą.

Z pułapu trzystu metrów objął wzrokiem monotonną szarą plamę łysiejącą wśród bujnej wegetacji. Niemal cała Dolina Śmierci była płaska jak stół. Tylko w jednym miejscu, u południowo-wschodniego brzegu podnosiła się łagodnym kamienistym zboczem trochę wyżej niż czarna skała przy gejzerze. Przeciwległy stok opadał stromą ścianą. U jego stóp rosły nawet drzewa, choć właściwa puszcza rozpoczynała się dalej. Tę regularną fałdę skalną przecinała przez środek przełęcz bardzo wąska i tak symetryczna, że Renę zaczął wątpić, czy ona jest dziełem natury.

Dopiero za nią, po przeciwległej stronie zbocza zalegał — niby ziemisty ogon — szeroki pustynny pas. Właśnie przez tę skalną bramę wypływał z Doliny Śmierci dwutlenek węgla i rozpraszał się w atmosferze. Gaz ten przenikał ze szczelin i porów gruntu. Kształt jałowej łysiny w Kotlinie Pięciokąta uwarunkowany był niemal stałym kierunkiem wiatrów oraz rzeźbą terenu.

Posuwając się stepem z rzadka urozmaiconym kępami zarośli, a gdzieniegdzie piramidalną sylwetką granatowosinego drzewa, Renę spostrzegł w dali wędrujące stado jakichś zwierząt. Wydawały się rozmiarów zajęcy. Kiedy spojrzał na nie przez lornetkę, uczuł dreszcz niepokoju.

Co u licha? — pomyślał. — Czyżbym uległ zatruciu? Jakieś zwidy, chorobliwe złudzenia… Śni mi się na jawie defilada ściętych głów?!

Ogarnął go lęk: może zaalarmować Allana? Lecz rychło wzięła górę obawa przed ośmieszeniem się. Zbulwersowany, niemal zawstydzony rozejrzał się po stepie.

Pejzaż nie potwierdzał żadnych podejrzeń. Ciemnoniebieskie poszycie gruntu było podobne do spotykanego już poprzednio, krzewy i drzewa też nie zdradzały jakiejkolwiek niesamowitości. Po niebie płynęły wysokie chmury trochę wolniej niż przedtem, a lekki wietrzyk przyjemnie muskał twarz. Było dosyć ciepło i jasno, bo długi dzień nie miał się jeszcze ku końcowi.

Renę ponownie ujął lornetkę i skierował na daleką kępę drzew. Sieć gałązek rysowała się nader dokładnie. Na jednym z liści spoczywał niby-owad wielkości pszczoły.

Upewniony, że spostrzega normalną przyrodę Temy, a nie jakieś halucynacje, postanowił ze spokojem i zimną krwią zbadać szokujące wcześniejsze odkrycie, które tak nim wstrząsnęło. Przede wszystkim był ciekaw, czy i teraz ujrzy to samo.

Nic się nie zmieniło. Zoolog wyjął zza pasa kamerę i utrwalił w krysztale obraz. Żałował, że nie miał przy sobie zwykłego aparatu dającego natychmiast zdjęcie, mógłby bowiem w ten sposób sprawdzić swe spostrzeżenia. Nie ulegało jednak wątpliwości, że zjawisko jest realne. Czyżby ewolucja mogła ograniczyć cały organizm do samej głowy? A serce i inne narządy wewnętrzne też znalazły przytułek w tej uniwersalnej mózgoczaszce? — ironizował, polemizując sam z sobą.

Szybko jednak doszedł do przekonania, że ten ostatni argument można podważyć. A samogłów? — zastanowił się. Przed oczami wyobraźni stanęła mu ta ryba oceaniczna dwutonowej wagi, która wyglądała, jakby składała się jedynie z walcowatej głowy, jakby odciętej od korpusu mieczem.

Podobna konstrukcja zwierzęcia Jadowego wydawała się znacznie bardziej utrudniona: łeb olbrzyma na kurzych łapkach? Ponieważ Renę nie mógł zaprzeczyć niesamowitemu widokowi, jaki oglądał przez lornetkę, zapragnął zbadać go tym wnikliwiej.

Obraz był tak wyrazisty, jakby znajdował się o parę kroków. Stado liczyło kilkanaście okazów. Renę nastawił szkła na maksymalne powiększenie, przy którym pole widzenia zajęła jedna głowa. Wyglądało, że tworzy ona samoistną całość spoczywającą na zwartym niskim mchu. Trochę większa od ludzkiej, a zwłaszcza szersza, ukształtowana była całkiem inaczej. Para ogromnych oczu o szparkowatej źrenicy zajmowała tak znaczną część „twarzy”, iż wydawało się, że jedynym przeznaczeniem głowy jest użyczenie miejsca tym jaskrawozielonym ślepiom, które patrzyły jakoś przejmująco — ani drapieżnie, ani łagodnie. Nie była to głowa żadnego z zaobserwowanych dotąd zwierząt Temy. Czy mogła należeć do istoty obdarzonej inteligencją? Niesamowity wyraz oczu stanowił rażące zaprzeczenie tego obrazu Temida, jaki Renę zdążył wytworzyć w fantazji.

Oczy przedzielała jakaś narośl przypominająca trąbkę, w której można było dopatrywać się nosa tylko przez analogię umiejscowienia. Poniżej wysuwała się morda, z profilu wydłużona, przeważnie wpółotwarta, w której czeluściach gęstniało ciemnofioletowe ubarwienie. Nie miała ani warg, ani widocznych zębów. Zakończona była spiczastymi występami, prawdopodobnie z substancji rogowej.

Domniemany Temid… Widzę tu tylko monstrualnie rozrośniętą obudowę oczu — rozważał zoolog. — A gdzież dogodne miejsce dla odpowiednio wysklepionej mózgoczaszki? Zmieściłby się tam najwyżej mózg psa. I taka istota miałaby krzesać ogień?!

Renę przypomniał sobie, jak przekonywał córkę, że nawet u psychozoów mózg może się mieścić w dowolnej części ciała, byle był należycie chroniony. A teraz, na konkretnym przykładzie, sam nie chciał w to uwierzyć.

Chciał się bronić przed tym antropomorfizowaniem, lecz — z drugiej strony — u obserwowanych okazów nie widział innego miejsca na ten narząd, skoro stanowiły tylko głowę. I tak źle, i tak niedobrze.

Nasunął mu się jeszcze jeden obraz. Jeśli rzeczywiście był to łeb olbrzyma na kurzych łapkach, nawet przy takim przypłaszczonym kształcie głowy stosunek wagi mózgu do wagi ciała mógł być bez porównania korzystniejszy niż u ludzi. Jakie byłyby szansę człowieka w starciu z taką inteligencją? Oczywiście nie chodzi tylko o stosunek wagowy mózgu i ciała. Wiele zależy od pofałdowania kory, subtelnych szczegółów budowy mózgowia…

A odpowiednik rąk? — Renę zadawał sobie kolejne pytanie. — Gdzież wystarczająco sprawne kończyny uwolnione od funkcji podpierania ciała, przystosowane do wykonywania złożonych ruchów, zdolne do precyzyjnych czynności, do twórczości artystycznej, do celowej pracy w myśl zaleceń takiego arcymózgu?

Nagle skupisko śledzonych okazów poruszyło się jak na komendę. Przodem sunęła jedna głowa, prawdopodobnie przywódca grupy, a może tylko stada. Za nią reszta oddalała się bez zbytniego pośpiechu. Teraz Renę mógłby przez lornetkę zbadać pośrednio sprawę nóg, na podstawie ruchu głów i sposobu rozchylania się mchu. Powziął jednak inny zamiar.

— Dogonię was! — zawołał w podnieceniu. — Dogonię, odrętwię, ba! uprowadzę do bazy.

1 ... 47 48 49 50 51 52 53 54 55 ... 114 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название