Proxima
Proxima читать книгу онлайн
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Trzeba było zbadać, czy kielich wydziela substancje trujące dla człowieka. Nim jednak zdążył przeprowadzić próbę, usłyszał dobiegające z oddali ujadanie psa. Czyżby Smok odnalazł Renego i teraz toczył bój o jego życie?
Nie było chwili do stracenia. Allan bez wahania pobiegł w kierunku głosu psa, którego szczekanie przeszło nagle w skomlenie. Z puszystej kępy wysokich ziół wypadł Smok. Próbował dobiec do botanika, lecz wkrótce przewrócił się i nie mógł powstać.
W prawym boku wyżła tkwił dziwny pocisk: asfaltowa kulka przekłuta długim kolcem. Wyciągnąwszy go bez trudności, Allan przyjrzał mu się uważnie. Znał roślinę, z której kolec pochodził, i jej silne działanie trujące. Sięgnął do torby po odpowiednią strzykawkę z antytoksycznym lekiem.
Za parę minut pies poczuł się lepiej. Nie mógł jednak jeszcze wstać o własnych siłach.
Allan przystąpił do oględzin zagadkowego pocisku. Na asfaltowej kulce dostrzegł odciski szerokich palców.
W pobliskich krzakach rozległ się lekki trzask, jakby ktoś ułamał gałąź. Smok drgnął, niespokojnie węsząc.
Szybko opuściwszy na twarz osłonę z przezroczystego tworzywa, Allan zaczął skradać się ku zaroślom. Usiłował dojrzeć coś przez niebieski gąszcz, lecz nic szczególnego nie zauważył. Tymczasem Smok, widać w obawie, aby go nie zostawił, z trudem stanął na nogach i podążył za swym panem. Z głębi puszczy do uszu botanika dobiegł jakby tętent. Usłyszał krótki, ostry gwizd. Potem wszystko ucichło.
Zrazu Smok podążył naprzód, lecz obwąchawszy niską kępę ziół w zaroślach, wtulił ogon pod siebie i wycofał się, cichutko skomląc. Allan odkrył w tym miejscu jakiś niewyraźny trop. Z nacisku stopy na miękki grunt wywnioskował, że nie rozpoznana istota — Temid czy zwierz? — musiała być bardzo ciężka.
Pies znów zniknął w krzakach, lecz na wezwanie wyskoczył z niebieskich gąszczy i przywarł do nóg Allana. W pysku miał jakiś niewielki biały okruch.
W pierwszej chwili botanik sądził, że ma przed sobą nowe niezwykłe znalezisko — wytwór istot rozumnych zamieszkujących Temę. Wystarczyło jednak wziąć przedmiot do ręki, aby spostrzec pomyłkę: odłamek był częścią podstawki izolacyjnej paralizatora hełmowego, używanego przez uczestników wyprawy. Z oględzin wynikało, że antena aparatu została strzaskana wyjątkowo twardym, ostro zakończonym narzędziem.
A więc napaść — pomyślał Allan. Był wstrząśnięty odkryciem.
Wnioski płynące z dotychczas stwierdzonych faktów nie nastrajały optymistycznie. Jeśli Renę nie zdołał w pierwszym momencie skutecznie odeprzeć ataku, można było wątpić, czy w ogóle był zdolny do podjęcia później walki o życie. Czyżby napastnicy mieli jakieś zabezpieczenie przed obezwładniającym działaniem aparatu hełmowego? A może właśnie doświadczywszy tego działania roztrzaskali hełm z odległości? Lecz skąd wiedzieli, iż to on jest przyczyną zaburzeń układu nerwowego?
Botanik uświadomił sobie, że jeśli pies przyniósł odłamek podstawki izolacyjnej hełmu, w tym samym miejscu mogły znajdować się dalsze dowody rzeczowe, na przykład ślady szarpaniny Renego z napastnikami. Może nawet on sam, ranny albo nieprzytomny, leży gdzieś w krzakach?
Wyżeł szybko zaprowadził Allana na miejsce, skąd przyniósł znalezisko. Dalsze odłamki izolatora leżały pod mięsożernym drzewem, tuż obok jednego ze zdradzieckich kielichów, który był jednak pusty. Pozostałe, szeroko otwarte, również nie wymagały zbadania. Sąsiednie drzewo miało wprawdzie aż dwie pułapki zaciśnięte, lecz znalazł w nich tylko małe zwierzęta, wielkości królika i salamandry.
Powoli, z wielką dokładnością Allan przeszukał najbliższe otoczenie. Nigdzie nie zauważył śladów krwi. Także nic nie wskazywało, aby toczyła się tu walka.
Botanik zachodził w głowę, jak Renę mógł poniechać obrony i biernie poddać się przemocy.
Wahanie, co dalej robić, trwało krótko. Przede wszystkim należało powiadomić o odkryciu wszystkich kolegów znajdujących się w obrębie Temy. Zaczął od Astrid i Szu na łkarze, jako rozporządzających najlepszymi środkami łączności oraz jedynym pantoskopem umieszczonym nad powierzchnią globu. Co prawda łkar tylko okresowo ogarniał swym zasięgiem Kotlinę Pięciokąta — wskutek bliskości Proximy i bardzo wydłużonej orbity Temy nie mógł być satelitą stacjonarnym — jednak w tej chwili teren ten wchodził w zasięg obserwacji pantoskopu.
Zaraz potem Allan połączył się z Hansem i Władem w Dwójce, jako mogącymi najszybciej przybyć osobiście z pomocą. Na ostatek zostawił delikatną i niełatwą misję kontaktu z Jedynką, gdzie przebywała Mary, Ingrid i Zoe.
Hans i Wład przylecieli do Kotliny Pięciokąta przed zapadnięciem nocy. Przywieźli wirolot oświetleniowy, gdyż okulary noktowizyjne mogły dawać fałszywy obraz w specyficznych termicznych warunkach oaz ciepła. Zabrano też dwa psy, aby z ich pomocą dokładniej przeczesać teren puszczy. Jeśli Renę nie żył, działanie preparatu przedłużającego okres śmierci klinicznej mogło ustać lada godzina.
Jak wynikało z tropu, którym Allana prowadził Smok, nieznane istoty mogły przetransportować Renego na brzeg jeziora. Poszukiwania rozpoczęto więc przede wszystkim od tego miejsca, w którym urywał się trop. Wkrótce też odkryto nad bagnistym brzegiem wyraźne ślady dwóch dużych tratw skleconych z nie ociosanych pni. Łatwo było stwierdzić, iż niezbyt dawno spuszczono je na wodę. Czyżby więc byli na właściwej drodze? Jeśli Renę został uprowadzony i przewieziony tratwą do siedzib Temidów, dalsze poszukiwania były bardzo utrudnione wobec mnogości wysepek i gęstych krzaków zarastających brzegi. Co gorsza, zbliżanie się najdłuższej nocy temiańskiej, trwającej ponad sześćdziesiąt godzin, bardzo ograniczało możliwości obserwacji z powietrza i z kosmosu.
— Na jakim szczeblu kulturowym są Temidzi? — zastanawiał się Wład. Allan rozłożył ręce w geście bezradności.
— Cóż o nich wiemy? Trochę sprzecznych spostrzeżeń i luźne domysły, to na razie wszystko.
— Jeśli są to istoty na poziomie pitekantropa, sprawa wygląda źle — stwierdził Hans. — Niestety, w takim przypadku mogli zabrać Renćgo przede wszystkim dlatego, aby go pożreć.
Allan milczał ponuro. Wład wysunął inną koncepcję.
— Czy istoty na niskim poziomie ^umysłowym nie oddałyby człowiekowi czci boskiej?
Hans sceptycznie pokręcił głową.
— Owszem: gdyby Renę pokonał je i podporządkował sobie. Powiedz, jaki zwycięzca uznał zwyciężonego za boga?
Wład zastanawiał się.
— W zasadzie masz rację: z pewnością nie uznałby zwyciężonego za boga w chwili zwycięstwa. Ale z czasem… Różnie bywało. Przecież Rzymianie chętnie włączali bóstwa ujarzmionych narodów do swego panteonu. I nie tylko oni. A są to przykłady z naszego, ludzkiego podwórka. O psychice Temidów nie wiemy nic. Czy kosmiczny jaskiniowiec, pokonawszy obcego boga, nie może uznać go za zdobycz zbyt cenną, aby ją zniszczyć? Jest to, rzecz jasna, czysta spekulacja, ale kto wie…
— Oby… — westchnął Hans. — Aż tymi Rzymianami to przykład nie najlepszy. Wątpię, aby rzymska mądrość polityczna cechowała jaskiniowców, nawet temiańskich…
Zapadał zmierzch. Hans i Wład przygotowywali wirolot, gdy niespodziewanie psy zaczęły gwałtownie ujadać w kierunku lasu. Również Smok, kręcący się koło Allana, wyraźnie węszył w tę stronę.
— Ustawcie lampę, a ja sprawdzę, co tam się dzieje — zadecydował Allan, biorąc Smoka na smycz. — Będziemy w kontakcie radiowym.
— Nie odchodź zbyt daleko — ostrzegł Hans. — Weź jeszcze jednego psa.
Botanik założył noktowizyjne okulary, nastawił reflektor latarki na emisję podczerwieni i prowadzony przez dwa psy doszedł do skraju lasu. Smok i jego towarzysz przestały ujadać, tylko węsząc ciągnęły w głąb puszczy. Po przebyciu kilkudziesięciu metrów pojawiła się przed nimi w świetle reflektora wąska ścieżka, która wkrótce zmieniła się w kręty tunel leśny. Psy wyraźnie coś czuły, zmuszając Allana do biegu.
Nagle tunel się skończył. Poprzez prześwity między pniami drzew botanik ujrzał ciemny zarys jakiejś budowli przypominającej wieżę. Psy przywarowały, Allan również stanął jak wryty.