-->

Bohun

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Bohun, Komuda Jacek-- . Жанр: Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Bohun
Название: Bohun
Автор: Komuda Jacek
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 168
Читать онлайн

Bohun читать книгу онлайн

Bohun - читать бесплатно онлайн , автор Komuda Jacek

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 37 38 39 40 41 42 43 44 45 ... 58 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Bohun pokiwał głową. Pułkownicy zabrali się do odejścia. Przyjemski omal nie zesłabł, Odrzywolski był blady jak giezło. Ta straszna, przerażająca wieść poraziła ich niby piorunem.

– Nie wrócą Lachy – rzekł ze złością Baran.

– Trastia ich mordowała!

– Kij im w rzyć!

– Znowu wojna będzie!

– Czekajcie – wycharczał Bohun. – Ostatni raz ucha ku nim nadstawiam.

Nie czekali długo. Wnet drzwi otwarły się znowu. Ukazał się w nich Sobieski i Odrzywolski. Młody rotmistrz stąpał z uniesioną głową.

– Panie Bohun i cała starszyzno wojska zaporoskiego – rzekł.

Sobieski zawiesił głos.

– My rycerstwo koronne... Żołnierze i obrońcy Rzeczypospolitej... Szlachcice polscy herbowi...

Znów zamilkł.

– Co tu dużo gadać. Zgadzamy się!

Kozacy zakrzyknęli jednym głosem. Zerwali czapki, podrzucili je w górę. Poczęli obejmować się i ściskać.

Bohun posunął się ku Sobieskiemu. Padli sobie w ramiona...

Wtem pułkownik kalnicki zadygotał. A potem wstrząsnęły nim dreszcze, paroksyzm bólu. Osunął się i padł na stół, chwycił się za bok, a jego zęby zadzwoniły.

– Smert idzie! – jęknął; jego twarz okrywała się bielą. Rozpaczliwie szarpał żupan, rozerwał guzy, szarpie i płócienny bandaż. Krew trysnęła na stół. Zaporożcy rzucili się ratować swego wodza, przypadł doń Sobieski i Odrzywolski. Bohun miotał się i rzęził, czerwone strumyczki sączyły się z jego ust.

– Koniec – jęknął. – Koniec, panowie mołojcy. Ale nie żal mi niczego... Nie żal odchodzić, kiedy ugoda... W stepie... W stepie pochowajcie – wyszlochał. Z jego oczu spływały łzy.

Sobieski nie wiedział, co się z nim dzieje. Patrzył na umierającego pułkownika i zdawać by się mogło, że jego postać rośnie, potężnieje, że światło bije z oczu i podniesionego czoła.

– Panie pułkowniku! – zakrzyknął, wznosząc w górę ręce. – Żal umierać w taki czas. Jeszcze nie nadszedł twój kres!

Jednym szybkim ruchem do reszty rozerwał zakrwawione bandaże na boku Bohuna, odsłaniając okropną, siną ranę. Jednym gestem, niemal nie wiedząc, co czyni, zagłębił palce w opuchliźnie.

Bohun zawył, prawie poderwał się ze stołu.

– Co wy... Ja konam...

Sobieski wyrwał mu z trzewi coś małego, ociekającego posoką. Złożył to na stole, a wówczas ów mały przedmiot potoczył się, zostawiając czerwony ślad. To była muszkietowa kula...

Bohun zamarł. Rumieńce wróciły na jego lica. Porwał się z jękiem za poszarpany bok, spojrzał ze zdumieniem na Sobieskiego.

– Wa... wasza królewska mość... Ja... Mości pułkowniku. Ja nie wiem...

– Spij, hetmanie – wyszeptał Sobieski. – Zabierzcie go i opatrzcie.

Kozacy krzyczeli, wiwatowali. Wieść o zgodzie na kozackie kondycje rozeszła się już wśród mołojców, więc wokół cerkwi strzelano z pistoletów, krzyczano: u-ha!, tańcowano, rozbijano beczki z miodem i palanką.

– Jak ty tego dokonałeś, panie bracie!? – zapytał Odrzywolski.

– Ja... – wyszeptał Sobieski – ...nie wiem.

– Dobrześ sprawił – mruknął Przyjemski. – Będą Kozacy nam przychylniejsi.

– A jakimże herbem się pieczętujesz, panie Marku?

– To waść nie wiesz? Janiną!

– Janina? Tarcza na tarczy? – rzekł w zamyśleniu stary pułkownik. – Toż ja o waszmości już słyszałem.

– Gdzie słyszałeś? Co?

– Kiedy wstydzę się rzec...

– Nie powiadajcie byle czego, panie bracie!

– Gadali, że zostaniesz królem Rzeczypospolitej – roześmiał się Odrzywolski.

– Kto gadał?

– Kozacy. I baby na jarmarku.

Bohun omdlał. Byłby może zszedł ze świata z upływu krwi; na szczęście Przyjemski wezwał Kozaków i kazał im opatrzyć atamana. Potem padli sobie w objęcia z Baranem, Groickim i pozostałymi pułkownikami.

– Teraz trzeba ugodę sporządzić i podpisać – wydyszał Przyjemski, ledwie wyzwolił się z zaporoskich uścisków.

– Nie masz u nas Wyhowskiego, a niewielu mołojców pisać potrafi – rzekł Groicki. – Wy sporządźcie ugodę i przyślijcie ją podpisaną za dwa dni. To będzie dwudziestego pierwszego trawnia.

– Czyli... pierwszego juni wedle naszego kalendarza. A cóż uczyni Chmielnicki, kiedy się o tym dowie?

– Nic nie powie.

– Niby dlaczego?

– Bo już będzie kęsim! A kiedy Bohdana nie stanie, przyjdziemy do obozu waszego zaprzysięgać ugodę. Ze wszystkimi pułkami.

– Tak i radzi poczekamy na was. Tedy za dwa dni przyślę imć Czaplińskiego z papierami.

– Tak jest, mości panie generale.

* * *

– Słyszeliście, skurwysynowie! – mruknął Sirko, nie wypuszczając z gęby cybucha zdobycznej fajki. – Ugoda zawarta!

Kozacy Bohuna porwali się na nogi.

– Tedy szlachtą jesteśmy, panowie bracia! – zakrzyknął Krysa.

– To ja teraz jaśnie wielmożny pan!

– A ja jaśnie oświecony!

– Głupiś! Ty całe życie chłopem będziesz!

– Całuj ruki! – Krysa wyciągnął do Sirki obie ręce ozdobione czterema szlacheckimi sygnetami: Kościeszą, Rawiczem, Nałęczem i Prawdzicem. – Całuj ruki pana!

– Fyłyp! Dawaj czarę hetmańską! Jest okazja do horyłki zasiąść!

– Pierścienie koronne, szlacheckie! – zawołał Krysa, odrywając od swojego pasa garść szlacheckich sygnetów. – Za szóstaka, za orta, za tymfa oddam! Hej, kupujcie panowie szlachta zaporoska, bo kto sygnetu na palcu nie nosi, ten cham, plebejusz czci rycerskiej niegodny! I takiemu jeno czekanem w zęby!

Kozacy rzucili się do Krysy. Poczęli zaraz wyrywać sobie pierścienie, oglądać, podawać z rąk do rąk.

– Ten! – krzyknął Sirko. – Ten mój będzie! Tu trzy są spisy, znaczy się rycerski ród! Ile chcesz!?

– Ot, co tu dużo gadać! Tymfa dawaj!

– Co? Za co tymfa? Jak to?! Dlaczego tak drogo?

– Boś ty chłop, a to jest herb zacny. Za dobry na twoje chamskie ręce!

– Patrzajcie, jakie to bestyje są na pierścieniach – zakrzyknął młody Kozaczek. – Smoki, łabędzie, czarty jakoweś. A tutaj, co widzę, grabie?!

– Jakże to grabie? Znaczy się, to chłopski pierścień, nie szlachecki! Hej, Sirko, chamie, dobry będzie ten dla ciebie, czubaryku!

– A ty co bierzesz?

– Ten z liliją!

– He, zaraz widać, że ladacznicy to sygnet! Lilija! Dobre sobie!

– Hy, hy, patrzajcie, Saracena głowa!

– A tu picza kurewska...

– Jaka picza, pokaż!

– To nie picza! – zawyrokował Krysa. – To jest chusta niewieścia. Znaczy się, Nałęcz.

– Eeee, znaczy się, ten herb dla bab dobry!

– A to co za herb, Krysa? Jako się zowie?

– No jak to jak? Trzy kutasy...

– Ha! Toś mi brat! Udatny sygnet. Od razu będzie po nim widać, żem pan szlachcic pełną gębą! I chłop na schwał jak się patrzy! Toż to brzmieć będzie: Matwiej Hołoniec herbu Trzy Kutasy!

– Jakie kutasy, durniu?! To konary sosny! A herb się zwie Godziemba.

– A mi ten dawaj ze strzałą srebrną!

– To ty zapłacisz szóstaki dwa!

– Jak to?! Dlaczego?

– Bo to znaczny herb, sauromacki i wandalski.

– Skąd wiesz?

– Bo znaki na nim są, jako na kurhanach nad Dnieprem, kpie. Znaczy, Sauromaci polscy je zostawili!

– Patrzajcie, bracia. Panna na niedźwiedziu! Dawaj Krysa!

W pół pacierza wszystkie pierścienie znikły z pasa Krysy. Mołojcy zaopatrzyli się w nie sowicie. Niektórzy, co zamożniejsi, pobrali po dwa, po trzy. I zaraz pokłócili się, wymieniali je, bili i wydzierali sobie co znaczniejsze sygnety.

– Mości panowie! – zakomendrował Sirko. – A teraz do palanki! Wypijmy za nobilitację naszą!

– A ja z tobą nie piję! – zakrzyknął Krysa.

– A to czemu?

– Boś cham, a ja szlachcic. A i herb mam znaczniejszy. Patrzaj, trzy łby diable są ryte! A ty co masz? Stóg wsiowy? Na pohybel z takim herbem! Starym babom na śmiech!

– Uż, ty skurwysynu! Czekaj no!

A potem poszło już szybko. W półmroku zabłysły zaporoskie szable i tak odprawił się pierwszy pojedynek szlachetnie urodzonych Kozaków.

Rozdział VI

Initias Calamitatis Regni

Pokuta JM Daniela Czaplińskiego, podstarościego czehryńskiego ● Co znaczy I.C.R., tudzież dlaczego początkiem jest nieszczęść Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Pogrzeb Tarasa ● Nobilitacja post mortem ● Zemsta diabła Baranowskiego ● Przysięga Bohuna

1 ... 37 38 39 40 41 42 43 44 45 ... 58 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название