Prawo do powrotu
Prawo do powrotu читать книгу онлайн
Opowie?? ta rozpoczyna sie i ko?czy w Kosmosie. Nie jest kronik? kosmicznej wyprawy – jest tylko jej epizodem.
Astrolot, gwiazdy, planety i kosmiczna pustka s? tu scen?, na kt?rej dziej? si? sprawy Istot Rozumnych – istot male?kich i bezsilnych, gdy rozpatrywa? je z osobna, pot??nych jednak, gdy wspiera je wiedza, technika i do?wiadczenie miliard?w im podobnych, cho? odleg?ych w przestrzeni i czasie.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
6
Major był w świetnym nastroju i jakby odmłodniał przez tych kilka dni.
– Owszem, mogę teraz odpowiedzieć na pana pytania – powiedział. – Przede wszystkim jednak składam serdeczne podziękowanie w imieniu… no, w ogóle, w imieniu wszystkich! Zrobił pan to, czego spodziewaliśmy się po panu, a ponadto jeszcze wykazał pan znakomite wyczucie sytuacji. Jak pan zdołał zorientować się, Aldez za wszelką cenę unikał rozlewu krwi. Grał o wysoką stawkę, ale przez cały czas, realizując swoje plany, liczył się z możliwością przegranej i zabezpieczał sobie odwrót. Gdybyśmy nie byli w stanie udowodnić mu prawdziwych zamiarów, on i jego towarzysze otrzymaliby bardzo niskie wyroki. Nie można by im wykazać nawet, że spowodowali zagrożenie życia pasażerów uprowadzonego statku – Aldez był niezłym pilotem i miał formalnie ważną licencję. W ogóle, jak wynikało z analizy jego osobowości przeprowadzonej przez komputer na podstawie danych z akt Kosmopolu, Aldez jest człowiekiem bardzo ostrożnym i skrupulatnym. Poza tym nie znosi fizycznie widoku krwi…
– Owszem, zauważyłem to w chwili, gdy odkrył śmierć Herona – wtrącił Jan.
– A zatem – kontynuował major – mieliśmy dość spokojne sumienie, wysyłając tam pana.
– Wciąż jednak nie wiem, czemu zawdzięczam ten wybór mojej osoby…
– To proste – uśmiechnął się major – komputer na pana wskazał.
– Komputer?
– Tak. Wybrał pana na podstawie danych osobowych. Dlatego nawet trudno mi powiedzieć, co zadecydowało o wyborze. Nie pytaliśmy komputera o uzasadnienie. Pan rozumie, czas naglił. Podobnie zresztą cały plan akcji był weryfikowany przez maszynę. Teraz już mogę panu zdradzić, że miał pan dziewięćdziesiąt cztery procent szans wyjścia cało z tej akcji. Natomiast, gdybyśmy zaatakowali porywaczy bezpośrednio, szansę starego Binxa byłyby bliskie zera. Szansę porywaczy oczywiście także.
– A jaką szansę zdobycia potrzebnych mu informacji miał Aldez?
– Około dwudziestu procent, ale tylko w przypadku, gdyby zdołali porwać młodego Binxa i torturowali go na oczach starego. Torturowanie starca nie wchodziło w rachubę. Prędzej by im skonał, niż zdołaliby cokolwiek z niego wydobyć. Wiedzieli o tym.
– Ciekawe, co zrobilibyście, gdyby Binx jednak zdradził tajemnicę?
Major przez chwilę nie odpowiadał, potem popatrzył Janowi w oczy.
– A pan co by wówczas zrobił na naszym miejscu? Gdyby Aldezowi udało się odnaleźć choćby jeden pocisk typu „D", wycelowałby go w kierunku Ziemi i wtedy już nie moglibyśmy zrobić niczego wbrew jego rozkazom. Ryzykowalibyśmy życie milionów ludzi.
– Tak, rozumiem… – powiedział Jan.
– Binx bardzo kocha swego jedynego wnuka. Aldez oparł na tym cały swój plan, którego drugą równoległą częścią było porwanie młodego, pracującego na Księżycu. Ta część planu nie powiodła się. Ale wiadomo stąd, że na Księżycu istnieje druga grupa ludzi Aldeza. Możliwe, że na podstawie materiałów zdobytych przez was w Arthemis uda się ich ująć.
– Zastanawiam się wciąż, jak to się stało, że nie wiedząc nic o planach Kosmopolu, zmyśliłem coś tak bliskiego prawdy… – powiedział Jan w zamyśleniu.
– To jeszcze jeden dowód, że komputer, który pana wybrał, nie omylił się – powiedział major wstając. – Optymalny wariant planu był tylko jeden!
– Ale ja nie jestem przecież komputerem! – stwierdził Jan skromnie.
Siedząc w mieszkaniu, Jan przeglądał atlas Księżyca. Rejon, w którym przed pół wiekiem ukryto broń „D", można było w przybliżeniu zlokalizować na podstawie miejsca lądowania rakiet z groźnym ładunkiem.
Prześlizgiwał się wzrokiem po nazwach obiektów seleno-graficznych w tej części Księżyca.
Jak to powiedział stary Binx, gdy wracali wtedy z Arthemis? Jan przypomniał sobie słowa: „Kerman uważał się zawsze za znakomitego psychologa. To on wybrał miejsce ukrycia pocisków. Ja byłem specjalistą od maskowania, a Dali kierował maszynami. Kerman powiedział, że nikomu nie przyjdzie do głowy szukać właśnie tam – bo to byłoby zbyt proste, jak mówił. Ja wierzę tylko w dobre maskowanie, nie w jakieś tam kabalistyczne własności nazw…"
Potem Jan przypomniał sobie żartem wypowiedziane słowa majora Netza:,,A może Binx coś nieopatrznie panu powiedział, niech pan się przyzna!"
… potem wzrok Jana padł na łacińską nazwę jednego z „jezior" na księżycowej mapie. Przeczytał ją i pomyślał: „Niemożliwe, to byłoby zbyt proste…"
… potem przypomniał sobie, że to samo miał powiedzieć kiedyś major Davis Kerman…
Zatrzasnął atlas Księżyca i odstawił na najwyższą półkę biblioteki.
Zamykając książkę Kamil mimowolnie zastanowił się szukając w pamięci odpowiedniej nazwy z atlasu Księżyca. Nie mógł oprzeć się chęci odgadnięcia, jakie to miejsce na powierzchni Księżyca miał na myśli autor noweli.
„Ależ tak! Oczywiście: Lacus Mortis, Jezioro Śmierci! Sympatyczna całkiem nazwa, a przy tym – jakże efektowna w tego rodzaju opowieściach! – domyślił się Kamil. – Co to za bzdury".
Po chwili jednak przypomniał sobie, że bzdury te przeczytał jednym tchem, a nawet z całą powagą zastanawiał się w czasie czytania nad niektórymi sytuacjami, w jakich znalazł się bohater noweli.
,,Do licha! – pomyślał Kamil. – Wolałbym już takie zadanie niż to tutaj… Ten Jan miał przynajmniej konkretnych przeciwników: bandę oprychów, działających w zupełnie określonym celu. Ale są i podobieństwa samych sytuacji. Zarówno tam, jak i tu chodziło o sprawę najwyższej wagi: o panowanie nad światem. Z tym, że ten świat, który wymyka się spod mojej władzy, to astrolot… Poza tym sytuacja Jana była znacznie korzystniejsza. Wprawdzie, podobnie jak ja, nie wiedział właściwie, o co chodzi, ale mógł przynajmniej liczyć na czyjąś pomoc z zewnątrz. A ja – nie mam nawet tutaj, na statku, pewnego sprzymierzeńca".
Kamil po prostu zazdrościł bohaterowi przeczytanej noweli. Zazdrościł mu prawdziwego, konkretnego przeciwnika, którego można podstępem unieszkodliwić… Albo po prostu dać mu w łeb! A tu? Do diabła z takim „kryminałem"! Tu chodzi o bezpieczeństwo dwustu przeszło osób i o powodzenie wyprawy.