Cala prawda o Planecie Ksi
Cala prawda o Planecie Ksi читать книгу онлайн
Przedstawiaj?c przed laty konspekt powie?ci o planecie Ksi tak Janusz A. Zajdel pisa? o swych zamierzeniach:
Osnow? powie?ci jest sprawa grupy osadnik?w, kt?rzy mieli si? osiedli? na planecie innego uk?adu, lecz z nieznanych przyczyn zerwali kontakt z Ziemi?. Z Ziemi wyrusza ekspedycja maj?ca za zadanie wyja?ni?, co si? wydarzy?o.
Ekspedycja napotyka jeden ze statk?w osadnik?w, wracaj?cy ku Ziemi, z jednym tylko cz?owiekiem na pok?adzie. Cz?owiek ten, by?y pilot kosmiczny, jest w stanie zupe?nego rozstroju psychicznego…
Dow?dca ekspedycji ratunkowej odkrywa prawd? o planecie Ksi, lecz sam pow?tpiewa, czy to aby ca?a prawda. Po powrocie na Ziemi? zdaje raport swym prze?o?onym i znowu leci na Ksi.
O tym, co tam zastanie i jak potocz? si? losy ?yj?cych w ekstremalnych warunkach kolonist?w, nie dowiemy si? ju? nigdy. Janusz A. Zajdel zmar? w 1985 roku po ci??kiej chorobie i nie zd??y? zaprezentowa? nam swojego innego spojrzenia na planet? Ksi. Pozosta?y tylko trzy urywki zamierzonej powie?ci i jej konspekt. Drukujemy je wraz z Ca?? prawd? o planecie Ksi – jednej z najwybitniejszych powie?ci fantastyczno-socjologicznych lat osiemdziesi?tych. W ho?dzie dla nieod?a?owanej pami?ci Janusza A. Zajdla, wybitnego autora, przenikliwego wizjonera, znakomitego naukowca i niezwykle szlachetnego cz?owieka. Patrona najwa?niejszej nagrody literackiej polskiego fandomu. W XX rocznic? Jego ?mierci.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
"Przekonam ją później. Teraz nie ma na to czasu, ani warunków" – pomyślałem.
Podczas rozruchu silników przed startem w drogę powrotną powtórzyłem trick z rzekomym defektem i przekonałem Szóstkę, że prom nie nadaje się do lotu. Powiedziałem, że należy przywieźć część zamienną z bunkra i tutaj dokonać naprawy, by powrócić promem na półwysep…
Wracaliśmy razem śmigłowcem. Pozostawienie Luizy wywołało zdziwienie Szóstki. Ponieważ jednak polecono mu oddać mi ją, więc nie mógł kwestionować mojej decyzji.
– Wyjaśnię ci wszystko po drodze – powiedziałem tajemniczo, gdy startowaliśmy w drogę powrotną. – W osiedlu może nie być bezpiecznie w najbliższych dniach.
Udało mi się go zaintrygować. Uwierzył w to, co mu następnie opowiedziałem. Jako dowód prawdziwości moich zmyślnych rewelacji potraktował fakt pozostawienia tak daleko od osiedla dziewczyny, o której zwrot walczyłem od dawna… Poza tym, jako dowódca straży i szef bezpieczeństwa, miałem prawo wiedzieć nawet więcej niż on, Jednocyfrowy…
Szóstka znakomicie nadawał się jako narzędzie realizacji mojego planu. Był na tyle ambitny, by odczuwać boleśnie różnicę dzielącą go od ścisłego kierownictwa, do którego teraz należeli – oprócz Jedynki – tylko Morlen i Piątka. Tak jak mnie od Pierwszej Dziesiątki, tylko jeden numer oddzielał go od Sztabu Jednocyfrowych.
Usunięcie kogokolwiek z tej trójki dawało mu – zgodnie z panującą zasadą kolejności – miejsce w grupie kierującej. Jak zdążyłem się zorientować, system zróżnicowanych przydziałów, stosowany wobec osadników, miał także swój odpowiednik wśród mieszkańców bunkra.
Uprzywilejowanie materialne strażników czyniło ich posłusznymi narzędziami w moich rękach Mając sporo do stracenia, woleli nie ryzykować utratą tej pozycji, lepszej niż status zwykłego osadnika. Nawiasem mówiąc, zdarzyły się dwa czy trzy przypadki zbyt jaskrawych wykroczeń i nadużyć wśród strażników, kilka przypadków, zaniedbania obowiązków i osłabienia czujności. W paru przypadkach zmuszony byłem – jeszcze za czasów Valamisa – wydalić winnych ze służby w straży. Aby karę uczynić dotkliwszą i podziałać odstraszająco na pozostałych, wydalonym dotatuowano dwie dodatkowe cyfry przed ich dwucyfrowym numerem, tak że znaleźli się w numeracji poza pierwszym tysiącem mężczyzn i kobiet z osiedla.
Podobnie jak przywileje materialne czyniły strażników wiernymi obrońcami Jednocyfrowych i podporą ich rządów, uprzywilejowanie członków ścisłego kierownictwa zapewniało Jedynce ich lojalność.
Nie sposób było dobrać się do Jedynki poprzez Morlena i Piątkę. Pierwszy utrzymywał swoją pozycję tylko dzięki temu, że Jedynka tolerował jego alkoholizm. Być może, służyłby również innemu przywódcy, lecz nie ryzykowałby żadnej akcji przeciw aktualnemu. Piątka także, choć z innych wzglądów, nie dałby się namówić do zajęcia czołowej pozycji. Był dość inteligentny, by zdawać sobie sprawę ze złudności splendorów, jakie niosło ze sobą to stanowisko. Pozycje pierwszej trójki nie różniły się na tyle by opłacało się podejmować ryzyko wewnętrznych rozgrywek. Jedynym wyróżnieniem Jedynki spośród zespołu był przywilej wyboru i posiadania dowolnej liczby kobiet, podczas gdy dwóch pozostałych obowiązywało ograniczenie – teoretyczne zresztą – do zaledwie czterech.
Nie wspomniałem, zdaje się, o tym, że zainicjowana ongiś przez Valamisa praktyka witalizowania kobiet dla Jednocyfrowych była kontynuowana, przy milczącej akceptacji Jedynki, który sam wkrótce dysponował już sporym haremem.
Jednocyfrowym spoza czołowej trójki zezwolono na dwie tylko kobiety, co oczywiście powodowało u nich poczucie krzywdy i pragnienie awansu do sztabu Nie było to zresztą jedyne zróżnicowanie. Pośledniejsi Jednocyfrowi nie mieli tak łatwego dostępu do różnych urządzeń i udogodnień bunkra, pojazdów terenowych, lepszych trunków i tym podobnych luksusów. Różnice były drobne i subtelne, lecz na tym poziomie i przy tej pozycji w społeczeństwie osiedla odczuwane boleśnie przez tych, co byli o krok od szczytu.
Wszystkie te wewnętrzne podziały, przywileje i animozje były, rzecz jasna, starannie ukryte przed okiem ludzi z zewnątrz i tylko ja, dzięki swej szczególnej pozycji, mogłem je zaobserwować.
Mój plan był dość prosty w założeniach. Zdając sobie sprawę i tego, że mój numer w żadnym razie nie daje mi szansy zajęcia czołowego miejsca, postanowiłem wprowadzić na to stanowisko kogoś, kim łatwo mi będzie manipulować. Człowiek ten musiałby zawdzięczać mi swój sukces i równocześnie potrzebować mnie dla ochrony uzyskanej pozycji.
– Posłuchaj, Nikos – powiedziałem do Szóstki, gdy wracaliśmy śmigłowcem do osiedla. – Zanosi się na brzydką historię. Myślę, że obaj winni jesteśmy coś Jedynce za wszystko, co zrobił dla nas, prawda?
Przytaknął w milczeniu, patrząc na mnie wyczekująco.
– Usłyszałem przypadkiem pewną rozmowę – ciągnąłem, nadając głosowi odcień zatroskania – i będąc odpowiedzialny za porządek i bezpieczeństwo uważam, że powinienem zacząć działać.
– Mów jaśniej! – przynaglił mnie Szóstka.
Klucząc i wystawiając na próbę jego cierpliwość, opowiedziałem mu o rzekomo słyszanej rozmowie Piątki z dwoma Jednocyfrowymi, których jakoby nie rozpoznałem po głosie. Piątka zmawiał się z nimi w sprawie, ni mniej ni więcej tylko… usunięcia Jedynki i Morlena. W zamian za pomoc obiecywał im dwa wakujące po zamachu stanowiska w sztabie.
Trafiłem dość celnie. Szóstka połknął haczyk. Nie musiałem snuć dalszych sugestii.
– A co zamierzają zrobić ze mną? – spytał ze złym błyskiem w oku. – Przecież jestem następny po Piątce, więc…
Dotarło do niego bezbłędnie to, czego nie dopowiedziałem, i poczuł się śmiertelnie zagrożony. Uznałem, że od tej chwili mam w nim sprzymierzeńca.
– Załatwię go! – powtórzył kilkakrotnie podczas dalszego lotu.
– Nie zrób fałszywego kroku – ostrzegałem go uspokajająco. – Gdybyś zaatakował pierwszy, nie zdołasz potem udowodnić, że działałeś w interesie Jedynki. Pamiętaj, że byłem jedynym mimowolnym słuchaczem tej rozmowy, która odbywała się zbyt blisko otworu wentylacyjnego w pokoju Piątki. Musimy działać ostrożnie. Spróbuję porozmawiać z Jedynką, ostrzec go i uzgodnić z nim plan działania. Ty o niczym na razie nie wiesz. Musisz zaczekać, by włączyć się w odpowiedniej chwili do akcji. Myślę, że nie obejdzie się bez pomocy strażników. Musimy przecież uważać na wszystkich pięciu, bo nie wiemy, kim byli tamci dwaj.
– Sądzę, że Siódemka i Ósemka!
– Nie mamy pewności. Trzeba w stosownej chwili mieć ich na oku wszystkich. O ile wiem, w bunkrze nie noszą zwykle broni. Nie możemy ryzykować wydania broni strażnikom, musisz więc postarać się, by w miarę możności nikt w bunkrze nie był uzbrojony, w chwili gdy wkroczymy do akcji.
– Jak to sobie wyobrażasz?
– Jeszcze nie wiem. Uzgodnimy to później.
Oczywiście wiedziałem już wtedy doskonale, co należy zrobić. Nim jednak przystąpiłem do wykonania planu, przeprowadziłem jeszcze dwie podobne rozmowy.
Jedynce powiedziałem, że to Piątka, Szóstka i Siódemka zamierzają usunąć jego i Morlena. Wydawało mi się, że to go poruszyło do głębi, choć próbował nie dać tego poznać po sobie… Kazał mi jednak czujnie obserwować tych trzech.
Piątkę poinformowałem, że Jedynka podejrzewa go o knucie spisku mającego na celu zmianę ekipy przywódców, i że polecił Szóstce zebrać odpowiednie dowody w celu usunięcia Piątki ze składu sztabu. Zaznaczyłem, że ostrzegam go z czystej sympatii, jednakże – dałem to do zrozumienia – liczę na tejże sympatii odwzajemnienie, gdy wykaraska się z opałów.
Potem jeszcze raz rozmawiałem z Szóstką, przedstawiając mu plan działania. Obiecał ukryć wszelką dostępną w bunkrze broń i w odpowiedniej chwili, w nocy wpuścić kilkunastu moich strażników tylnym wejściem przez magazyny do wnętrza w celu aresztowania Piątki i czterech pozostałych.
Reszta planu opierała się na pewnym szczególe, który zaobserwowałem. Mianowicie, Piątka miał zwyczaj nosić przy sobie niewielki, kieszonkowy pistolet starego systemu, nabijany ołowianymi kulami. O ile wiem, była to rodzinna pamiątka po dziadku naszego admirała. Piątka przywłaszczył sobie broń z kilkoma sztukami amunicji i nosił ją zwykle w kieszeni kombinezonu.