-->

Cala prawda o Planecie Ksi

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Cala prawda o Planecie Ksi, Зайдель Януш Анджей-- . Жанр: Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Cala prawda o Planecie Ksi
Название: Cala prawda o Planecie Ksi
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 237
Читать онлайн

Cala prawda o Planecie Ksi читать книгу онлайн

Cala prawda o Planecie Ksi - читать бесплатно онлайн , автор Зайдель Януш Анджей

Przedstawiaj?c przed laty konspekt powie?ci o planecie Ksi tak Janusz A. Zajdel pisa? o swych zamierzeniach:

Osnow? powie?ci jest sprawa grupy osadnik?w, kt?rzy mieli si? osiedli? na planecie innego uk?adu, lecz z nieznanych przyczyn zerwali kontakt z Ziemi?. Z Ziemi wyrusza ekspedycja maj?ca za zadanie wyja?ni?, co si? wydarzy?o.

Ekspedycja napotyka jeden ze statk?w osadnik?w, wracaj?cy ku Ziemi, z jednym tylko cz?owiekiem na pok?adzie. Cz?owiek ten, by?y pilot kosmiczny, jest w stanie zupe?nego rozstroju psychicznego…

Dow?dca ekspedycji ratunkowej odkrywa prawd? o planecie Ksi, lecz sam pow?tpiewa, czy to aby ca?a prawda. Po powrocie na Ziemi? zdaje raport swym prze?o?onym i znowu leci na Ksi.

O tym, co tam zastanie i jak potocz? si? losy ?yj?cych w ekstremalnych warunkach kolonist?w, nie dowiemy si? ju? nigdy. Janusz A. Zajdel zmar? w 1985 roku po ci??kiej chorobie i nie zd??y? zaprezentowa? nam swojego innego spojrzenia na planet? Ksi. Pozosta?y tylko trzy urywki zamierzonej powie?ci i jej konspekt. Drukujemy je wraz z Ca?? prawd? o planecie Ksi – jednej z najwybitniejszych powie?ci fantastyczno-socjologicznych lat osiemdziesi?tych. W ho?dzie dla nieod?a?owanej pami?ci Janusza A. Zajdla, wybitnego autora, przenikliwego wizjonera, znakomitego naukowca i niezwykle szlachetnego cz?owieka. Patrona najwa?niejszej nagrody literackiej polskiego fandomu. W XX rocznic? Jego ?mierci.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 28 29 30 31 32 33 34 35 36 ... 44 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Mieszkam teraz prawie przez cały czas w sterowni, sypiam na fotelu przed głównym pulpitem, staram się nie wychodzić stąd, nie spotykać ich zbyt często. Tylko czasem przypadkowo, mijamy się w wąskim przejściu, przemykam wtedy bez słowa, oni też milczą. Luiza nie patrzy na mnie, nie wiem nawet czy zauważyła, że nie mam już tego numeru. Zamiast niego na moim czole widnieje ciemny prostokąt, gojące się miejsce po wyciętym naskórku. Nie wygląda ładnie, ale przecież to drobiazg, po powrocie zrobię sobie przeszczep, śladu nie będzie…

To jednak niemile, tak nie mieć się do kogo odezwać, tyle czasu spędzać samotnie… Trudno, muszę się przyzwyczajać, wkrótce oni znikną w biostatorach, a ja zostanę tutaj… Nawet nie ustaliliśmy jeszcze, jak długo będą trwały wachty, ale będzie czas by porozmawiać o tym, gdy już osiągniemy właściwą trajektorię…

Chwilami nie mogę znieść samotności. Próbuję wtedy wyglądać ze sterowni, przejść się po innych częściach statku. Om zwykle kryją się gdzieś po kabinach, czasem tylko udaje mi się zobaczyć kogoś przechodzącego… To mi musi wystarczyć.

Kiedyś wstaję z fotela, idę, mijam kilka przejść, zaglądam tu i ówdzie, nigdzie – nikogo…

Szukam dalej, otwieram kolejne drzwi, ani śladu, wprost niemożliwe, musieli ukryć się celowo. Szukam ich, coraz bardziej gorączkowo, z coraz większym niepokojem… wszędzie już chyba zajrzałem – nie ma ich… Wpadam w rozpacz, biegam, szarpię drzwi…

…i nagle dociera do mojej świadomości, że to musi być sen, koszmarny sen o samotności w pustym statku… To okropne, kiedy się śni coś przerażającego albo smutnego… Człowiek jest świadom niemożliwości, nierealności tego, co się wokół dzieje – i nie może nic na to poradzić, nie może obudzić się, wyrwać się z koszmaru…

Pamiętam, kiedy byłem mały i chorowałem na jakąś chorobę dziecięcą, z wysoką gorączką, może to była świnka albo coś innego, więc wtedy właśnie przeżywałem koszmary, z których nie sposób się wyrwać… i jeszcze kiedyś, już jako dorosły, też w gorączce… Wydawało mi się, że jestem uwikłany w ogromną, przestrzenną sieć przypominającą model jakiegoś kryształu, złożony z drucików i kulek… Albo model cząsteczki kwasu dezoksyrybonukleinowego, w każdym razie – była to jakaś okropnie skomplikowana przestrzenna siatka, a ja przedzierałem się przez nią, przeciskałem przez zbyt ciasne oczka, szukając drogi uwolnienia się z tej matni, i równocześnie mając świadomość, że sieć rozciąga się nieskończenie we wszystkich kierunkach, a moje usiłowania są daremne i będą trwać nieskończenie długo… Wtedy, w tym śnie, pomyślałem sobie, że tak może wyglądać piekło, kara wieczna, owo syzyfowe uwalnianie się od czegoś, co człowieka oplata ze wszech stron, bo takie właśnie powinno być piekło, tylko tą nieskończonością trwania różniące się od życia, które też jest ustawicznym wyplątywaniem się, tyle że nie wiecznym, a skończonym czasie, z nadzieją uwolnienia… Więc jeśli tego końca nie ma i po śmierci też trzeba się wyplątywać dalej, bez nadziei kresu, to takie piekło wystarczy, a niebem wobec tego byłaby błoga nicość…

To wszystko myślałem sobie w czasie tamtej gorączki, nie pamiętam skąd się wzięła, może z jakiegoś zapalenia okostnej albo ucha środkowego… A teraz, ten sen był podobny, tylko że byłem w pustym pudle statku, zawieszony w próżni, sam, bez celu i nadziei…

Takie sny bywają niezwykle uporczywe, nawet gdy się jest świadomym śnienia i chce się obudzić, co nieraz udaje się, czasem z wielkim trudem, a nieraz trwa i trwa… Albo z tego snu przechodzi się w inny, łagodny, odprężający – i śniący wierzy, że już się obudził, – śni mu się, że wstaje z łóżka i wszystko jest realne – a tu nagle masz! Jakaś niekonsekwencja, ktoś umarły dawno temu puka do drzwi i mówi ci dzień dobry, i już wiesz, że to dalej sen, bo twój umysł, po borykaniach z pierwszym koszmarem, wyczulony jest na wszystkie nonsensy, sprawdza, weryfikuje tę domniemaną rzeczywistość…

Tłukę się więc, w tym śnie po pustym statku, mnóstwo głupstw wyczyniam, wołam, szukam, wracam do sterowni, z determinacją wyłączam dźwignię głównego ciągu, wszystko w tym śnie, oczywiście, bo jeśli oni odeszli (jak, u licha? Oba promy na miejscu, w dokach, to też sprawdziłem, nie wyszli przecież w próżnię! To nawet we śnie nie daje się wyjaśnić, więc jeszcze jeden absurd i dowód, że to sen…), jeśli ich nie ma – to nie mogę odlatywać, dopóki sprawa się nie wyjaśni… A przez cały czas wysilam się, natężam, byle się wreszcie obudzić… Wreszcie – przypomina mi się wypróbowana metoda: iść we śnie do łóżka, zasnąć we śnie, obudzić się normalnie, w łóżku… Moim łóżkiem jest teraz fotel pilota, idę tam, siadam, kładę się na odchylonym oparciu…

…No i tak. oczywiście… Uff, co za koszmar, dobrze, że minął, wstaję. Dźwignia ciągu odblokowana, komputer podaje sygnały kontrolne, wszystko jak było. Kochana, dobra jawa!

Wychodzę z kabiny, zaglądam do jadalni, pora jest śniadaniowa. Są, oczywiście. Nawet mi któryś głową odkiwnął na moje dzień dobry. Przelotne spojrzenie Luizy. Znów blisko tego Letto, jakby celowo, żebym widział…

Piję kawę, mówię do nich, odpowiadają coraz częściej. Oswajam ich. Ukradkiem patrzą na moje czoło… Może zrozumieli.

Tak bywa często. Spotykam, ich, patrzę na nich, nie za długo. Odchodzę do swojej sterowni. Znów wracam. Są.

Ale koszmary nie dają za wygraną. W snach wraca ten cały lęk tłumiony w czasie gdy na nich czekałem, ten strach przed samotnością… Powtarza się regularnie, uporczywie – ale teraz już się nie boję, przechytrzyłem sen, mam na niego sposób. Odkąd mu nie wierzę, nie przejmuję się nim. Kiedy mam dosyć borykania się z sennym koszmarem – to myk na fotel, zasypiam we śnie i budzę się w rzeczywistości Już nawet nie zawsze sprawdzam tę rzeczywistość, nie testuję jej, nauczyłem się ją wyczuwać. Jest barwniejsza, weselsza… i ja też jestem w niej lżejszy, pogodniejszy… Chętnie bym w ogóle nie zasypiał, ale przecież muszę czasem…

Wszystko jest już prawie dobrze, Luiza nawet jakoś tak czasem spojrzy niby przypadkiem w moją stronę… I nagle kiedyś, przechodząc przypadkiem, popycham jedne drzwi – nikogo w kabinie, popycham drugie, staję skamieniały. Luiza i Letto, objęci, blisko obok siebie, siedzą, głowy schylone nad czymś – książka chyba albo jakiś notatnik… Nawet mnie nie dostrzegli. Cicho cofam się chyłkiem do sterowni, siedzę, myślę, myślę… Okropne. Więc jednak to jest to… Dlaczego?

Senne koszmary, teraz o wiele gorsze, walczą, nie poddają się, sposób na sposób, eskalacja doznań… Teraz już nie tylko pustka i samotność na statku… Patrzę, moje ręce na pulpicie – dziwne jakieś, nie moje, pomarszczone, chude, palce zgrubiałe w stawach… Ociężałość, trudno wstać z fotela, po co wstawać, wiadomo co znajdę poza kabiną. Nie warto nawet się ruszać, trzeba się zbudzić…

Ale jawa też zaczyna być koszmarem. Coraz częściej widzę ich blisko siebie, teraz już wiedząc co to znaczy… Śledzę ich ukradkiem, wstydzę się tego sam przed sobą… chcę ich przyłapać…

Nietrudno poszło udało się, na nieszczęście… To było straszne, ale stało się, moje nerwy wyczerpane sennymi majakami, zawiodły…

Widzę ich, wciąż mam to przed oczami, spleceni w uścisku, twarz przy twarzy… Ona, Luiza, moja Luiza, dla której ryzykowałem tyle, dla której chciałem od nowa stwarzać tamten skrzywiony, skarykaturowany świat… Ona z tym człowiekiem… To było za mocne dla mnie…

Pamiętam, rzuciłem się w ich stronę, on zerwał się, uderzyłem… Ona chciała go zasłonić, szarpnąłem zbyt mocno jej ramię, upadła krzycząc. Uderzyłem go jeszcze raz, skąd miałem w dłoni ten kanciasty kawałek metalu – nie wiem, po prostu odruchowo musiałem zabrać, idąc tutaj…

On upadł, wbiegli tamci dwaj, zaalarmowani okrzykiem Luizy. Chwycili mnie, wyszarpnąłem się. Nie oglądając się za siebie, uciekłem do sterowni. Biegli chyba za mną. Zatrzasnąłem drzwi i długo, długo tkwiłem tam lękając się wyjrzeć. Sny okropne, przytłaczające… Moje starcze ręce, ciężar przygniatający piersi… Boję się dotknąć twarzy, boję się podejść do lustra… straszne sny… Budzę się, jawa równie zła jak sny. Zamknięte drzwi…

1 ... 28 29 30 31 32 33 34 35 36 ... 44 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название