Zab?jca Czarownic
Zab?jca Czarownic читать книгу онлайн
Najwa?niejszym jego tekstem pozostaje opowiadanie Zab?jca czarownic, kt?re pojawi?o si? najpierw w Fantastyce w 1984 roku, a dwa lata p??niej w antologii autora, kt?rej zreszt? da?o tytu?. Jest to opowie?? o ?owcy-inkwizytorze, poluj?cym gdzie? w przysz?o?ci na czarownice. ?cigaj?c kolejn? ofiar?, niespodziewanie zakochuje si? w niej. Ciekawostk? jest spos?b powstania opowiadania, narodzi?o si? ono w wyobra?ni Kocha?skiego z tytu?u tekstu Harlana Ellisona: Zab?jca ?wiat?w i pewnego hiszpa?skiego filmu, w kt?rym pojawia si? kobieta oskar?ona o czary. Z po??czenia tych dw?ch element?w narodzi? si? tytu?, a dopiero p??niej powsta?o samo opowiadanie. Zosta?o ono zaliczone w poczet najlepszych tekst?w dekady i pojawi?o si? w 1991 roku w antologii Jawnogrzesznica obok tak znanych tekst?w jak Wied?min A. Sapkowskiego czy opowiadanie Rafa?a A. Ziemkiewicza. Bywa? zreszt? Kocha?ski w wi?kszo?ci antologii tamtych czas?w, na przyk?ad w Dira neccesitas z tekstem Nazywam si? Mageot, kt?ry p??niej rozbudowany sta? si? podstaw? powie?ci Mageot. W?wczas by? to jeden ze znacz?cych przejaw?w tego, ?e i do nas zawita?a literatura fantasy.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Thalis bezgłośnie wciągnął powietrze do płuc. Wiedział, że na pokładzie – prócz niego – znajduje się jeszcze dwóch ludzi. Ponieważ wykluczone było, aby do myśliwca dostała się osoba niepożądana, pułkownik zrozumiał, że stoi za nim ktoś, kogo uważał za przyjaciela; Robin czy Kalc?! Ten ktoś nie zachowuje się swobodnie, a zatem nie jest już przyjacielem.
Trzasnęło łamane oparcie fotela, w ręku Thalisa znajdował się już laserownik, z którego trysnęła oślepiająca wiązka światła, dosięgając momentalnie przyczajonego w drzwiach mężczyznę. Przyjaciel i współpracownik Thalisa, Jacob Kalc, bezgłośnie osunął się na podłogę. Pułkownik sprężystym ruchem doskoczył do uchylonych drzwi. Wyjrzał na korytarz; nie było tam nikogo. Dopiero teraz rozluźnił się i spojrzał na leżącego nieruchomo mężczyznę.
„Dlaczego Jacob? Jak mogłeś?!” – przyklęknął i wyrwał broń spomiędzy zaciśniętych palców. Spojrzał na skalę mocy – 20%.
„Chciałeś mnie tylko obezwładnić…” – przyjrzał się ciału Jacoba. Nie dostrzegł poważnych poparzeń.
– Będziesz żył… – szepnął.
Wyszedł na korytarz i skierował się do sterowni. Przed drzwiami zwolnił i uniósł laserownik. Nie był pewien po czyjej stronie jest Robin. Zajrzał do środka i już wiedział, że Robin nie jest po niczyjej stronie; leżał martwy obok fotela pilota. Nadpalony kombinezon i poparzone ciało brutalnie krzyczały, że już nic nie da się zrobić.
– Kalc! – wrzasnął Thalis. Był wstrząśnięty. – Sukinsynu! – odwrócił się i pobiegł z powrotem do swojej kabiny. Szarpnął suwak laserownika, przesuwając go na sam koniec skali i wycelował w głowę leżącego mężczyzny.
Niespodziewanie jego wzburzona twarz przybrała opanowany wyraz. Tylko oczy wciąż płonęły. Odezwało się wieloletnie wyszkolenie żołnierza. Thalis zdał sobie sprawę, że po raz pierwszy w życiu stracił nad sobą panowanie i biernie poddał się nastrojom.
– Halo „Rydwan”! Myśliwiec „Rydwan”, odezwij się – nadawało radio. Nawoływał żeński głos.
Thalis zbliżył się do nadajnika.
– Kto mówi?
– Halo „Rydwan”! Rozmawialiśmy przecież… Kalc, to ty?
– Tu pułkownik Saimon Thalis. Z kim rozmawiam?
Nie od razu otrzymał odpowiedź. Z głośnika dobiegły szelesty, potem odgłos szeptem prowadzonej rozmowy, wreszcie usłyszał:
– Mówi kapitan Sylwia Tresor z niszczyciela „Eliza”. Gdzie jest Kalc?
Thalis milczał. Wiedział kim jest Sylwia Tresor i jaką potęgę reprezentuje jej statek. Niezniszczalna kobieta na niezniszczalnej jednostce. Ciszę przerwał ostry, zdecydowany głos:
– Jeżeli za dziesięć minut nie otrzymam potwierdzenia kapitulacji, otworzę ogień!
Cieniutka struga potu spłynęła po skroni Thalisa. „Rydwan” przy „Elizie” był niczym maczuga przy bombie jądrowej.
– Niczego jeszcze nie deklarowałem – odparł. – Nie rozumiem o jakim potwierdzeniu pani mówi.
– Kapitulację zadeklarował Kalc.
Thalis parsknął wymuszonym śmiechem.
– To ja jestem dowódcą tego statku!
– … Teraz musisz słuchać mnie.
Thalis zignorował lekceważenie przebijające przez słowa Tresor.
– Odpowiedź podam za dziesięć minut – rzekł i wyłączył radio.
Spojrzał na leżące na podłodze zwłoki Robina; właśnie chciał je usunąć ze sterowni, gdy odezwało się to radio. Teraz motywy działania Kalca były przerażająco jasne. Zdrajca! Thalis ze złością uderzył pięścią w pulpit. Ból w kostkach palców podziałał mobilizująco, już wiedział co zrobi.
Kabina medyczna. Gdy wszedł do niej, leżący na stole reanimacyjnym Kalc odzyskiwał właśnie przytomność. Thalis pochylił się nad nim i czekał, aż otworzy oczy. Czekał długo, powieki drżały, wreszcie odkryły zwężające się źrenice.
– Odłączam aparaturę reanimacyjną – powiedział Thalis. Nagły skurcz przebiegł po twarzy Kalca.
– … Chciałeś mnie sprzedać!
Kalc poruszył niemo wargami. Jego oczy wyrażały tylko jedno uczucie: strach.
– … Nie mówię ci żegnaj, kto zabija przyjaciół, niewart jest życia – twarz Thalisa pokryła maska oficerskiego wyszkolenia. Bezwzględna maska. Tę bezwzględność miał również w sercu. Kolejno przyciskał klawisze, wyłączając sekcje maszyny reanimacyjnej.
Gdy powrócił do sterowni, włączył radio i powiedział:
– Mówi pułkownik Thalis. Poddaję się.
Siedzieli we trójkę i rozmawiali, lecz nie była to rozmowa równorzędnych partnerów. Thalis był pokonanym, a Sylwia Tresor i jej adiutant Nancy Horn – zwycięzcami.
– Pokonały cię pieniądze – powiedziała kapitan Tresor. – Sumy tak wielkie jak Wszechświat. Facet, który wpłacił je na konto Ziemskich Sił Zbrojnych, musiał być chyba samym diabłem.
– I nikt nie zna jego nazwiska? – tego Thalis nie mógł pojąć.
– Nikt. Pieniądze nadeszły dwustu trzydziestoma przekazami nadanymi z tyluż miejsc. Warunek był jeden: korzystać z nich mógł wyłącznie kapitan niszczyciela „Eliza”, czyli ja – Tresor uśmiechnęła się – przeznaczając, oczywiście, całość na cele walki z piractwem. Zrobił się wokół tego wielki szum. Przesłuchiwano mnie wielokrotnie, nawet pod hipnozą, ale ja naprawdę nie miałam, i nie mam dotąd pojęcia, dlaczego ten ktoś wybrał właśnie mnie.
– Najtężsi spece głowili się nad tą zagadką – wtrąciła Nancy Horn – i wymyślono tylko jedno: ktoś chce, aby ujęło pułkownika Thalisa, ktoś bardzo dobrze zorientowany, kto wie, że niszczyciel „Eliza” jest w dywizjonie specjalnym.
Thalis spoglądał na obie kobiety. Dziwnie kontrastowały ze sobą; Sylwia Tresor była już po pięćdziesiątce, jej wyschnięta twarz wyrażała poczucie dobrze spełnionego obowiązku, natomiast jej adiutantka, zadziwiająco młoda, ładna dziewczyna, wydawała się czymś rozproszona.
– Nie sądzę aby wielu ludzi było tak bogatych – powiedział Thalis nie spuszczając z Nancy oczu. – Ci wasi spece…
– Ludzie bogaci są wpływowi. To reguła – przerwała mu dziewczyna. – Dlatego szybko umorzono dochodzenie, a pieniądze postanowiono wykorzystać zgodnie z życzeniem nadawcy.
Podtekst tego zdania był oczywisty.
… Nagle rozległ się głośny huk; międzygwiezdny kolos – tysiące ton stali i ceramitu – zadrżał jak otrząsające się po kąpieli zwierzę. Ryknął przeraźliwy sygnał alarmu.
– Gródź! – krzyknęła Sylwia Tresor podbiegając do pulpitu rozdzielni. – Zatrzasnęła się gródź! – włączała przyciski uruchamiające kamery podglądu poszczególnych sekcji, ale ekran monitora pozostawał niemy. W końcu zabłysnął; jedna z kamer działała. Ujrzeli dziewczynę, stojącą przed jednolitą szarą ścianą.
Arch Benet, a raczej Nancy Horn, wiedziała, że tą dziewczyną jest Enis, przyjaciółka Colinsa, pełniąca na „Elizie” obowiązki szeregowego żołnierza.
– Co jest?! – Thalis zerwał się z fotela. Nancy odskoczyła pod drzwi i chwyciła za broń.
– Nie ruszaj się! – wymierzyła w pułkownika laserownik.
– Zostaw, Nancy – rozkazała Tresor. – Teraz nie jest groźny. Zatrzasnęły się grodzie, jesteśmy odcięci od reszty statku, my troje i ta mała z korytarza. Coś się musiało stać!
– Niczego pani nie rozumie, kapitanie – powiedziała Nancy Horn.
– To ja zatrzasnęłam grodzie – do kabiny weszła Enis. W rękach trzymała wojskowy miotacz. – Wszyscy kłaść się na podłogę!
Oczy Sylwii Tresor wyrażały bezgraniczne zdumienie, gdy zorientowała się, że rozkaz nie dotyczył jej adiułantki. Leżała na podłodze, tuż przy Thalisie, a Enis i Nancy – obie uzbrojone – słały obok drzwi i wymieniały porozumiewawcze spojrzenia.
Enis podeszła do Thalisa, stanęła tak blisko, że jej skórzane buty dotykały niemal jego twarzy. Pułkownik uniósł głowę; poczuł biegnący przez plecy dreszcz, gdy zobaczył nad sobą lufę miotacza. Odruchowo spojrzał na Nancy. Ich spojrzenia spotkały się, przez chwilę wydawać się mogło, że w oczach dziewczyny błysnęła iskra zrozumienia, lecz Horn szybko odwróciła głowę.
– Przynoszę ci wiadomość od von Rotterna – powiedziała Enis pochylając się i zbliżając miotacz do skroni pułkownika.
– Kto to jest? – wykrztusił Thalis. Przez chwilę miał nadzieję, że ta akcja ma na celu jego uwolnienie, ale zachowanie Enis pozbawiło go złudzeń.
– Von Rottern! – krzyknęła kapitan Tresor.- Jego córka zginęła kilka miesięcy temu podczas potyczki w Układzie Hores.
Thalis poderwał się, ale widok miotacza ponownie przygwoździł go do ziemi.
– Nie znam von Rotterna!
– Ale on zna ciebie. Przysyła nas, byś zapłacił za śmierć jego córki!
– Was?
– Mnie i Nancy…
– Nancy! – w głosie Tresor brzmiała rozpacz. Leżąc na wznak, czerwona z gniewu, wyglądała bardzo staro.
Nancy Horn uniosła hardo głowę. Ścisnęła mocniej rękojeść laserownika.
– Jaką karę wymyślił dla mnie von Rottern? – zapytał Thalis.
– Najprostszą na świecie. Śmierć za śmierć.
Zapadła cisza. Przerwała ją Sylwia Tresor:
– Pułkownik jest oficerem. Trzeba odwieźć go na Ziemię. Sąd wyda wyrok, zgodnie z prawem…
Szyderczy śmiech Enis zabrzmiał niemal jak wystrzał.
– Teraz prawem jest wola von Rotterna.
– Nie znałem jego córki. Podczas walki wiele… – nagle Thalis zamilkł; nie chciał wypowiadać słów, które mogłyby brzmieć jak błaganie.
– A co ze mną i załogą? – zapytała kapitan Tresor.
– Nic.
– …?
– Po prostu nic. Oczekuję na przybycie patrolowca, którego załoga całkowicie oddana jest von Rotternowi. Razem z Nancy wsiądziemy na jego pokład i odlecimy. Wcześniej rozhermetyzujemy odcięty awaryjnymi grodziami człon dowodzenia. Wasze ciała, twoje i Thalisa – rozerwie próżnia.
– Nancy! – padł okrzyk ostatniej nadziei. Nancy Horn milczała.
– Nie możemy- sobie pozwolić na świadków – dokończyła Enis. – Von Rottern nigdy by nam tego nie wybaczył.
Gdzieś w kosmosie, z dala od materii skupionej w postaci gwiazd i planet, mknie siłą bezwładu niszczyciel „Eliza”.