Chor zapomnianych glosow
Chor zapomnianych glosow читать книгу онлайн
Okr?t badawczy „Accipiter” przemierza bezkres kosmicznej pr??ni, a jego za?oga pogr??ona jest w g??bokiej kriostazie. Nieliczni ?wiadomi s? dramatu, kt?ry rozgrywa si? na pok?adzie.
Astrochemik H?kon Lindberg budzi si? przedwcze?nie z kriogenicznego snu i widzi, jak ginie jeden z ostatnich cz?onk?w za?ogi.
Pr?cz niego rze? przetrwa? tylko nawigator, Dija Udin Alhassan.
Czy to on jest odpowiedzialny za fiasko misji? A mo?e stoi za tym jaka? niewypowiedziana si?a? Obca cywilizacja? Nieokre?lony byt? Ludzko?? podr??uje mi?dzy gwiazdami, odkrywa miriady ?wiat?w, ale nigdy nie napotka?a ?adnych oznak ?ycia.
Ch?r zapomnianych g?os?w to SF z tempem w?a?ciwym powie?ciom sensacyjnym, intryg? i?cie kryminaln? i klimatem rodem z horror?w. Zako?czenie powinno zaskoczy? nawet najbardziej przewiduj?cego czytelnika.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Håkon posłał Nozomi długie spojrzenie. Obejrzała się tylko na moment, a potem na powrót zajęła symulacjami. Skandynaw miał nadzieję, że nie wypadną najlepiej i niebawem wszyscy pogrążą się w kriośnie, by przebudzić się za ponad dwieście lat, na orbicie okołoziemskiej.
18
Szacunki nie były korzystne i plan odnalezienia ISS Leavitt został porzucony. Ellyse nie mogła zagwarantować choćby nikłego prawdopodobieństwa, że sygnał sięgnie celu. Wszyscy, łącznie z Sang, uznali, że ryzyko jest zbyt duże.
W tej kwestii udało się osiągnąć konsensus, ale znacznie bardziej problematyczna okazała się sprawa z Dija Udinem. Gdy nawigator się wybudził, nad jego łóżkiem stali Gideon i Håkon. Obaj z przyjemnością obserwowali konsternację, jaka odmalowała się na obliczu Alhassana.
– Nie poszło po twojej myśli, co? – zapytał Lindberg.
– Niezupełnie, ty stary sukinsynu.
– Oszczędź sobie tej farsy – odparł Skandynaw. – Możesz pokazać prawdziwe oblicze.
Håkon szybko uzmysłowił sobie, że tak się nie stanie. Kimkolwiek lub czymkolwiek była ta istota, nie była głupia. Wiedziała, że odwołując się do modelu zachowania, który znał Lindberg i jego towarzysze, ma większe szanse na przeżycie. Teraz Dija Udin niewątpliwie musiał już myśleć tylko w tych kategoriach.
– Czym jesteś? – zapytał Hallford.
– Bardzo wpienionym gościem, który najchętniej rozerwałby was na trzy strzępy – odparł Alhassan, rzucając się na łóżku.
– Czym jesteś? – powtórzył mechanik, pochylając się nad nim.
– Będziecie mnie torturować? Bo sprawiacie wrażenie, jakbyście byli gotowi. Mam dla was świetną wiadomość: ludzkość ma duże doświadczenie w takich sprawach, szczególnie wobec mojego narodu. Guantanamo, Afganistan, tajne placówki CIA na świecie, trzecia wojna perska, i tak dalej. Przykładów można by mnożyć.
– Nie masz nic wspólnego ani z tą historią, ani z tym narodem– odparł mechanik.
– Nie? Moja matka pewnie by polemizowała.
– Czym jesteś? – zapytał jeszcze raz Gideon.
– Zapytaj naukowca, on powinien znać odpowiedzi, których ja nie potrafię udzielić – odparł Dija Udin i uśmiechnął się cierpko, przenosząc wzrok na Håkona.
Astrochemik zastanawiał się, jak umiejętnie podejść byłego towarzysza niedoli. Ostatecznie musiał uznać jego wyższość – rasa ta liczyła sobie eony, być może posługiwała się jakąś formą świadomości zbiorowej, skoro wszystkie jednostki były identyczne… koniec końców Alhassan mógł dysponować intelektem na poziomie przekraczającym ludzkie pojmowanie.
Lindberg zaśmiał się pod nosem, gdy sobie to uzmysłowił.
– Z czego rżysz? – zapytał muzułmanin.
– Uświadamiam sobie, jak bardzo się pomyliłem, gdy wziąłem cię za zwykłego kretyna.
– O, to pierwsza sensowna rzecz, jaką usłyszałem – odparł Dija Udin. – Hallford, mógłbyś nas zostawić? Zaczynamy się dogadywać. Sukinsyn liczy pewnie później na pojednawczy seks, ale gdy o to chodzi, będę musiał odesłać go do ciebie.
Gideon trwał w kamiennej pozie, pochylony nad jeńcem.
– Zostaw nas – odezwał się Lindberg.
– Jesteś pewien?
– Tak. W najgorszym wypadku nerwy wezmą górę i go zabiję – odparł Håkon. – Przynajmniej nie będzie problemu.
Główny mechanik zawahał się, ale ostatecznie opuścił pomieszczenie.
– Jakiego problemu? – zapytał Alhassan, gry grodź się zasunęła.
– Istnieje między nami pewna rozbieżność poglądów dotycząca tego, co z tobą zrobić.
– Zabić – dopowiedział nawigator i wydął usta. – Nie ma się nad czym głowić. Jak mnie oszczędzicie, dorwę się do jakiegoś systemu komunikacyjnego i tyle będzie z waszej ucieczki.
Lindberg skinął głową, po czym przysiadł na skraju łóżka i głęboko westchnął.
– Winszuję – dodał Dija Udin. – Nie spodziewałem się po tobie takiej wnikliwości i przebiegłości. Miałem cię za wybitnego przedstawiciela twojej rasy, ale bez przesady. A tu proszę, taka niespodzianka. Miałeś jakąś pomoc, co?
– Tak.
– Zasrani Yan’ghati – powiedział Alhassan i zawiesił głos. – Polujemy na nich, ale chowają się jak szczury gdzieś w przeszłości. W lasach, na pustyniach, w jaskiniach, pod ziemią… nie sposób ich wszystkich wytropić. Który ci pomógł?
– Ev'radat.
– Ożeż ty – skwitował Dija Udin z uznaniem. – Musieliście naprawdę ich zaciekawić. Sukinsyn jest jednym z mózgów tej bezecnej operacji.
– Dlaczego ich tępicie? – zapytał Håkon. – Nie powinniście, jako organizatorzy, być obiektywni i nie faworyzować żadnej ze stron?
Lindberg stwierdził w duchu, że to najbardziej osobliwa rozmowa, jaką przyszło mu prowadzić. Zarówno jeśli chodziło o formę, jak i treść. Z jednej strony przywodziła na myśl normalne dyskusje, jakie odbywał z przyjacielem, a z drugiej ostrożną wymianę zdań z istotą wyższego rzędu. Astrochemik przypuszczał, że zapamięta ją na długo.
– To terroryści – skwitował Alhassan. – Mają w głębokim poważaniu nienaruszalność linii czasu. Cofają się do punktów tak dalekich, że mogą zmienić strukturę wszechświata. Są nieodpowiedzialni i… młodzi. Nie tak młodzi jak wy, ale wystarczająco, by głupota dyktowała im, co mają robić.
– Ale…
– Chcą zapobiec wygranej Diamentowych, jak ich nazywacie. To złamanie reguł gry.
Håkon skinął głową. Zasadniczo trudno było odmówić Dija Udinowi racji, ale niespecjalnie go to interesowało. Podjął ten temat tylko po to, by rozwiązać język rozmówcy. Miał za to kilka innych pytań, na które chciałby uzyskać odpowiedzi.
– Skąd pochodzisz? – odezwał się.
– Wiesz, jak żałośnie brzmi to pytanie?
– Mogę się tylko domyślać – odparł Håkon.
– Więc powinieneś ugryźć się w język zawczasu. Nie traciłbyś w moich oczach.
– Jesteś klonem?
– Jeszcze żałośniej! Przechodzisz sam siebie, sukinsynu.
Lindberg zaklął w duchu. Powinien wiedzieć, że rozmowa potoczy się w tym kierunku.
– Gdzie są pozostali Prastarzy?
– W twoich koszmarach, Lindberg. Czekają tam na ciebie, z wielkimi zębiskami i nabrzmiałymi kutasami. Będą cię nimi smagać do nieprzytomności.
Nigdzie w ten sposób nie dojdzie. Ale może gdyby podjął rękawicę… może w jakiś sposób udałoby mu się wymanewrować tę istotę.
– Jeśli wszyscy są Dija Udinami, to najpewniej zajmą się sobą nawzajem, nie zwracając na mnie uwagi.
Alhassan uśmiechnął się blado.
– Tylko na tyle cię stać?
– Oszczędzam cię, skoro już jesteś pokonany. Co to za przyjemność dobijać bezbronnego?
– Rozwiąż mnie, to nie będziesz miał dylematów moralnych.
– Nie potrafisz tego zrobić sam, Alhassan? Jako przedstawiciel prastarej rasy, powinieneś poradzić sobie z kilkoma klamrami.
Naukowiec wstał z łóżka i przeszedł na drugą stronę ambulatorium, by Dija Udin go nie widział. Podjęcie rękawicy było bezcelowe, szybko sobie to uświadomił. Mogli przekomarzać się w nieskończoność, ale niczego to nie zmieni.
– Rozważasz, czy mnie ubić jak knura – odezwał się muzułmanin. – Mam rację?
– Tak.
– Im dłużej zwlekasz, tym większe prawdopodobieństwo, że sprowadzę na was gnój.
– Dlaczego?
– Co, kurwa, dlaczego? – zapytał Alhassan, rzucając się na łóżku. – Pytasz jak żałosny kundel, któremu pan przypierdzielił bez powodu w pysk. Powinieneś być wściekły, sukinsynu, a nie zawodzić mi tu pod nosem!
Było w tym trochę racji. Lindberg nadal postrzegał tego człowieka jako przyjaciela, który w ostatniej chwili zagubił się i postanowił ich zdradzić. Prawda była jednak taka, że działał przeciwko nim od samego początku. I to on puścił w ruch trybiki maszyny holocaustu.
Håkon przypomniał sobie pierwsze momenty po wybudzeniu się z diapauzy na pokładzie Accipitera. Czuł wtedy instynktownie, że Dija Udin miał z tym coś wspólnego. Powinien zachować się inaczej, pójść tym tropem… teraz wszystko mogłoby wyglądać inaczej.
– To ty zabiłeś kapitana Accipitera, prawda?
– Kogo?
– Tego faceta, który padł bez życia na moją kapsułę kriogeniczną.