-->

Dolina ?mierci

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Dolina ?mierci, Hitchcock Alfred-- . Жанр: Детские остросюжетные. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Dolina ?mierci
Название: Dolina ?mierci
Автор: Hitchcock Alfred
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 258
Читать онлайн

Dolina ?mierci читать книгу онлайн

Dolina ?mierci - читать бесплатно онлайн , автор Hitchcock Alfred

"Przygody Trzech Detektyw?w to ameryka?ska seria ksi??ek kryminalnych dla m?odzie?y, kt?re maj? kilku r??nych autor?w (Robert Arthur – tw?rca postaci Trzech Detektyw?w, William Arden, Mary V. Carey, Nick West oraz Marc Brandel), jednak sygnowane s? nazwiskiem Alfreda Hitchcocka. Opowiadaj? one o ?ledztwach trzech m?odych detektyw?w: Jupitera Jonesa, Pete'a Crenshawa oraz Boba Andrewsa. S? oni wspomagani przez swojego mistrza, samego Hitchcocka. Akcja zazwyczaj rozgrywa si? w okolicach ich rodzinnego miasta, Rocky Beach, w pobli?u Hollywood."

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 11 12 13 14 15 16 17 18 19 ... 29 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

ROZDZIAŁ 8. POSZUKIWANIE OBJAWIENIA

– Ryzyko jest zbyt duże – powiedział szaman. – Obrzęd musi pozostać nieskalany. Mamy tu wielu, bardzo wielu chorych.

Na pomarszczonej, zniszczonej przez wichry i słoty twarzy starego Człowieka malował się prawdziwy smutek. Bob, Jupiter i Pete zdawali sobie jednak sprawę, że niewiele to pomoże panu Andrewsowi.

– Lepiej, żebyście zostali w wiosce – nalegał wódz, Amos Turner. – Jutro ktoś was podwiezie, dokąd zechcecie.

– Musimy wyruszyć już dziś – odparł Bob. – Mój tata może być poważnie ranny.

– To ogromne terytorium, o wiele większe, niż wam się zdaje. Jak chcecie trafić do Diamond Lake? – Wódz plemienia wyraźnie nie aprobował pomysłu chłopców.

– Będziemy trzymać się drogi – powiedział Pete.

– Musielibyście przejść około osiemdziesięciu kilometrów – poinformował Trzech Detektywów Amos Turner.

– Osiemdziesiąt kilometrów! – Pete aż przełknął ślinę z wrażenia.

Jupe był już gotów się załamać, po czym nagle przyszedł mu do głowy pewien pomysł.

– Moglibyśmy pożyczyć od was którąś z półciężarówek – podsunął.

Po raz pierwszy, odkąd przybyli do wioski, ładna twarz Boba rozjaśniła się nieco. “To cały Jupe” – pomyślał. Zawsze potrafi zaproponować najprostsze rozwiązanie, na które nikt inny jakoś nie wpadł.

– Mamy prawo jazdy – powiedział szybko Bob.

– I pieniądze – dodał Pete, wyjmując z kieszeni portfel. Przechowywał w nim oszczędności, które przeznaczył na wakacje w Diamond Lake. – Zapłacimy.

– A także podstawimy ciężarówkę tam, skąd będziecie chcieli ją odebrać – uzupełnił Jupe. – Zadbamy o nią. Pozwolicie państwo, że wręczę wam naszą wizytówkę. Dotąd inni ludzie mieli do nas zaufanie i powierzali swoje sprawy do rozwiązania. Teraz prosimy, byście wy nam pomogli wybrnąć z kłopotów.

Jupiter wręczył wodzowi i szamanowi po małym białym kartoniku. Były to nowe wizytówki, zaprojektowane dla Trzech Detektywów.

Wódz trzymał kartonik przed sobą w sztywno wyprostowanych rękach. Szaman nawet nie spojrzał na wizytówkę, tylko od razu przekazał ją Danielowi, który przeczytał na głos:

TRZEJ DETEKTYWI

Badamy wszystko

Jupiter Jones…założyciel

Pete Crenshaw…. współpracownik

Bob Andrews…współpracownik

Wódz pokręcił głową.

– To nie jest dobry pomysł.

Szaman zmarszczył brwi.

– Być może, ale moim zdaniem nikomu nie przyniesie szkody. – Stare, wyblakłe oczy popatrzyły taksująco na chłopców. – Ci trzej i tak sobie pójdą, więc lepiej udzielmy im pomocy.

Wódz zacisnął wargi. Był odmiennego zdania, ale decyzja należała do szamana.

– Dobrze. Przygotuję wszystko.

Odszedł, lawirując w tłumie ludzi zgromadzonych przy zastawionych jadłem stołach.

– Dziękujemy! – Bob uśmiechnął się z wdzięcznością.

Stary szaman także się uśmiechnął, w jego oczach przez chwilę zatańczyły wesołe iskierki.

– Ech, wy młodzi – mruknął. – Ciągle tylko same kłopoty. – Potem zwrócił się do Daniela. – No i co? – spytał.

– Zrobiłem, jak kazałeś.

– Opowiedz im o tym – polecił szaman. – Są ciekawi.

– Poszukiwałem objawienia – zaczął Daniel. – Przez dwadzieścia cztery godziny pościłem i biegłem przez las. Zatrzymywałem się tylko na modlitwę. Nocą spałem, by Stwórca mógł mi przekazać wiadomość.

– Co ci się przyśniło, wnuku? – spytał szaman.

– Wnuku? – zdziwił się Pete. – Czyżbyś był spokrewniony ze wszystkimi w tej wiosce?

Daniel i śpiewający doktor roześmiali się w głos.

– To jeden ze sposobów, w jaki okazujemy sobie szacunek – wyjaśnił Daniel.

Szaman przytaknął.

– Czyli wódz nie jest twoim wujkiem? – upewnił się Bob.

– A ja nie jestem wnukiem szamana. On jednak jest dla nas wszystkich jak dziadek.

Trzej chłopcy ze zrozumieniem pokiwali głowami.

– Mój sen był bardzo dziwny, dziadku – powiedział Daniel. – Szedłem w bród przez ogromne, zielone jezioro, a ryby same wpadały mi w ręce. Pomyślałem, że mam szczęście. Z ryb można przyrządzić smakowity posiłek. Zacząłem dziękować za dar. Ryb przybywało i było ich już tak dużo, że wszystkich nie mogłem schwytać. Zaczęły wskakiwać mi na plecy, na klatkę piersiową, na twarz. Uderzały o mnie, coraz mocniej i mocniej.

– Pomyślałeś, że mogłyby cię zatłuc na śmierć? – zapytał szaman.

Daniel pokiwał głową.

– Wrzuciłem wszystkie ryby do wody i wróciłem na brzeg.

– Postąpiłeś prawidłowo. Jaka stąd nauczka?

– Wszystko, co otrzymujemy bez wysiłku, często jest bezwartościowe, a czasem nawet złe – odparł natychmiast Daniel.

Szamana wyraźnie zadowoliła taka odpowiedź.

– A jaką wiadomość przekazał ci Stwórca?

– We właściwym miejscu, lecz bez błogosławieństwa.

– Aha. – Szaman powtórzył usłyszane słowa. – Czy jest to odpowiedź na twoje pytanie?

Trzej Detektywi popatrzyli pytająco na Daniela.

– Nie rozumiem jej – odparł ze smutkiem młody Indianin. – Nigdy go nie znajdę.

– Stwórca udzielił ci odpowiedzi. Wykorzystaj ją – polecił szaman.

Daniel spuścił wzrok.

– Dobrze, Dziadku.

– Musisz się przebrać przed następną ceremonią.

– Dobrze, Dziadku. Powodzenia, chłopcy. – Uśmiechnął się do Boba, Pete’a i Jupe’a i odszedł.

– Do widzenia, młodzi wojownicy – pożegnał ich szaman. – Ufajcie tylko sobie.

Stary doktor wmieszał się w tłum. Rozdawał dokoła uśmiechy i rozmową pocieszał cierpiącą trzódkę.

– Patrzcie, tam jest wódz. – Pete wskazał chatę z falistej blachy, znajdującą się około pięćdziesięciu metrów dalej.

Muskularny Amos Turner stał na zewnątrz i rozmawiał ze szczupłym Indianinem, który pocierał dłonie o nogawki dżinsów. Przez cały czas kiwał głową. Wyglądało na to, że przywódca wioski udziela mu jakichś instrukcji. W końcu wódz wrócił do stołów zastawionych jadłem, a drobny człowieczek zniknął w chacie. Obok tej chaty stało mnóstwo drewnianych skrzyń różnej wielkości. Na każdej widniała etykieta z nazwą kompanii transportowej Nancarrowa.

Jupiter usiadł, by dokończyć jedzenia. Już sięgał widelcem do talerza, kiedy tuż obok jednej ze skrzyń zauważył leżący na ziemi niedopałek papierosa.

Chłopiec schylił się i podniósł go. Był pożółkły i zgnieciony, miał jednak tę samą szmaragdową opaskę i długi filtr, co niedopałek znaleziony rano na skałach.

– Jupe, co się dzieje? – spytał Pete.

– Zobacz – odparł krótko Jupiter. Wyciągnął przed siebie dłoń, na której leżały oba niedopałki.

– Ale heca! – krzyknął Pete.

– Co to może znaczyć? – zastanowił się Bob.

– Nie mam pojęcia – odparł Jupe – ale chyba je zatrzymam. Nigdy nic nie wiadomo.

Od tłumu ludzi oderwała się młoda kobieta i podeszła do Trzech Detektywów.

– Jestem siostrą Daniela. Nazywam się Mary Grayleaf – zwróciła się do wszystkich trzech chłopców, ale wpatrywała się tylko w Boba. Uśmiechnęła się do niego czarująco i wrzuciła mu w dłoń kluczyk. – Wódz kazał mi powiedzieć, że wkrótce wasza półciężarówka będzie gotowa do drogi. Najedliście się?

– Aż nadto – zapewnił Bob, odwzajemniając spojrzenie.

Dziewczyna miała uderzająco piękną twarz, okoloną długimi prostymi włosami. Ubrana była w białą luźną suknię, jako ozdobę nosiła naszyjnik z turkusów. Podobnie jak inni mieszkańcy wioski miała zaczerwienione oczy. Były niemal tak czerwone jak hafty, które ozdabiały dół i rękawy jej sukni.

– Naprawdę jesteś siostrą Daniela, czy też jest to jeszcze jedno określenie, wyrażające szacunek? – zapytał Bob.

Mary Grayleaf najpierw trochę się zdziwiła, po czym roześmiała się wesoło.

– Naprawdę jestem jego siostrą.

Jupiter i Pete popatrzyli na siebie. Jupe uniósł brwi, a Pete stłumił chichot. Znowu to samo. Bob nawet nie musiał się starać. Gdziekolwiek się pojawił, jak magnes przyciągał do siebie ładne, młode kobiety.

– Czy teraz będzie dalszy ciąg ceremonii? – spytał Bob.

– Tak. Szaman zaśpiewa i zatańczy – odparła dziewczyna, ciągle patrząc chłopcu w oczy. – Potem zacznie się modlić. Musi się przygotować duchowo, by otrzymać wiadomości od Stwórcy, który wyjawi mu, co sprawia, że chorujemy. Cokolwiek to jest, szaman rzuci na to czary i rozpocznie leczenie.

– Czary skutkują? – spytał z uśmiechem Bob.

– Zawsze – odparła z powagą Mary. – Leczenie również.

Jupiter nie mógł już dłużej znieść tej wymiany zdań.

– A co z tym poszukiwaniem objawienia?

Mary nareszcie zwróciła uwagę na Jupe’a.

– Czy wiesz, co usłyszał Daniel?

Jupiter zastanowił się przez chwilę.

– We właściwym miejscu, ale bez błogosławieństwa – odparł.

Mary zastanowiła się, po czym pokręciła głową.

– Nie wiem, co znaczą te słowa. Czy Daniel wiedział?

– Nie. Szaman kazał mu nad tym pomyśleć – odparł Bob. – Dlaczego to jest takie ważne?

– Ponieważ… – Mary zmarszczyła brwi i zamknęła oczy, jakby naszło ją jakieś bolesne wspomnienie. Szybko się jednak otrząsnęła i wyjaśniła: – Nasz prawdziwy wujek zaginął. Pomagał mamie wychowywać mnie i Daniela, kiedy nasz ojciec opuścił rezerwat. Ojciec zniknął wiele lat temu. Teraz to samo stało się z wujkiem. Wyszedł z wioski ponad miesiąc temu i Daniel szuka go po lasach.

– Dzieje się tu coś dziwnego – powiedział Bob. – Mój tata także zaginął.

Mary pokiwała głową, jej ciemne oczy posmutniały. Nagle zobaczyła, że ktoś z tłumu daje jej jakiś znak. Był to ten sam szczupły mężczyzna, któremu wódz przekazywał instrukcje. Trzej Detektywi nawet nie zauważyli, kiedy wyszedł z chaty.

– Wasza półciężarówka jest już gotowa do drogi – oznajmiła, pocierając zaczerwienione oczy.

Poprowadziła chłopców na drugi koniec wioski, gdzie stały samochody. Po drodze mijali uwiązane na łańcuchach psy. W pewnym memencie detektywi zwrócili uwagę na wysoki kopiec z ziemi, o średnicy dużego domu.

– To coś w rodzaju łaźni parowej. Tutaj mężczyźni oczyszczają swoje ciała – wyjaśniła Mary.

1 ... 11 12 13 14 15 16 17 18 19 ... 29 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название