-->

Dolina ?mierci

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Dolina ?mierci, Hitchcock Alfred-- . Жанр: Детские остросюжетные. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Dolina ?mierci
Название: Dolina ?mierci
Автор: Hitchcock Alfred
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 257
Читать онлайн

Dolina ?mierci читать книгу онлайн

Dolina ?mierci - читать бесплатно онлайн , автор Hitchcock Alfred

"Przygody Trzech Detektyw?w to ameryka?ska seria ksi??ek kryminalnych dla m?odzie?y, kt?re maj? kilku r??nych autor?w (Robert Arthur – tw?rca postaci Trzech Detektyw?w, William Arden, Mary V. Carey, Nick West oraz Marc Brandel), jednak sygnowane s? nazwiskiem Alfreda Hitchcocka. Opowiadaj? one o ?ledztwach trzech m?odych detektyw?w: Jupitera Jonesa, Pete'a Crenshawa oraz Boba Andrewsa. S? oni wspomagani przez swojego mistrza, samego Hitchcocka. Akcja zazwyczaj rozgrywa si? w okolicach ich rodzinnego miasta, Rocky Beach, w pobli?u Hollywood."

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 8 9 10 11 12 13 14 15 16 ... 29 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Pete gnany zniecierpliwieniem i niepokojem, szybko kroczył naprzód, a potem czekał, aby Bob i Jupe dotarli do niego. Za trzecim razem krzyknął, żeby się pospieszyli.

– Co on tam widzi? – zapytał Bob, kiedy dostrzegł Pete’a.

– Oby coś dobrego – zrzędził Jupe.

– Właśnie! – wrzasnął Pete. – Co myślicie o tej drodze?

Bob i Jupe szybko podbiegli do Pete’a, który stał na skraju wąskiej, wyżłobionej koleinami polnej drogi. Wyłaniała się spomiędzy drzew od północno-wschodniej strony i ponownie znikała w lesie, biegnąc w kierunku południowo-zachodnim. Nie było to wiele, ale na tej drodze widniały przynajmniej świeże ślady opon.

– Nie przypominam sobie, żebyśmy widzieli ją z samolotu – powiedział Bob.

– Kiedy przelatywaliśmy nad tą okolicą, raczej nie podziwialiśmy już widoków – przypomniał Jupe. – Szykowaliśmy się na kraksę!

Popatrzyli na wznoszącą się i opadającą drogę, porośniętą krzakami i drzewami. Zmieściłoby się na niej półtora samochodu.

– Ruszamy w dół. – Jupe posłuchał nakazu swoich zmęczonych nóg.

– Nie mam nic przeciwko temu – powiedział Pete.

– Byle szybciej – popędzał Bob. Gdzieś w pobliżu był ktoś, kto mógł pomóc znaleźć jego ojca. Musiał do niego dotrzeć.

Zaczęli więc schodzić. Wkrótce droga pod ostrym kątem skręciła na zachód.

Była sucha i dobrze ubita. Chłopcy domyślili się, że głębokie koleiny powstawały podczas wiosennych i jesiennych deszczy. Zimową porą ziemia porządnie zamarzała i zapewne pokrywała ją kilkudziesięciocentymetrowa warstwa śniegu.

Przyjaciele maszerowali ramię przy ramieniu dnem kolein, gdzie grunt był dość gładki. Dokuczał im głód i zmęczenie, więc niewiele rozmawiali, skupieni na pokonywaniu kolejnych metrów. W pierwszej chwili wydało im się, że słyszą echo. Zdumieni popatrzyli jeden na drugiego. Co to mogło być? Wkrótce rozpoznali głosy ludzi i zwierząt. Krzyczały dzieci, szczekały psy. Nareszcie trafili na ludzkie zbiorowisko! Przyspieszyli kroku, na twarzy Boba pojawił się uśmiech.

Droga zakręciła szerokim łukiem, na jej końcu chłopcy zobaczyli skupisko walących się drewnianych chatek, starych przyczep i bud z prefabrykatów, rozrzuconych wśród strzelistych sekwoi. Na zewnątrz domostw walał się sprzęt myśliwski i wędkarski, stały ogrodzenia dla kurcząt, ramy z rozciągniętymi na nich skórami przeznaczonymi do wysuszenia oraz bardzo stare, poobijane półciężarówki i dżipy, które już dawno temu powinny były trafić na złomowisko.

Jednym słowem dotarli do niewielkiej indiańskiej wioski. Dwoje dzieci ubranych w szorty i podkoszulki, z zaczerwienionymi oczami i cieknącymi nosami, oderwało się od zabawy i gapiło na obcych. Obok malców podskakiwał pies o brązowej sierści i wąchał sportowe buty nieznajomych przybyszów.

W wiosce nastało poruszenie. Kobiety i dzieci zaczęły się gromadzić na centralnym placu. Rozległy się uderzenia w bębny.

– Hej, stój! – wrzasnął niespodziewanie Pete.

Rzucił się w stronę jednej z bud i chwycił za ramię młodego Indianina, ubranego w dżinsy i skórzaną kamizelkę. Szarpnął go tak mocno, że chłopak niemal stracił równowagę. Popatrzył na napastnika z dzikim, okrutnym wyrazem twarzy.

We wzroku Pete’a malowała się równa zawziętość.

– To ciebie ścigaliśmy – powiedział.

1 ... 8 9 10 11 12 13 14 15 16 ... 29 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название