Diabelska Alternatywa

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Diabelska Alternatywa, Forsyth Frederick-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Diabelska Alternatywa
Название: Diabelska Alternatywa
Автор: Forsyth Frederick
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 198
Читать онлайн

Diabelska Alternatywa читать книгу онлайн

Diabelska Alternatywa - читать бесплатно онлайн , автор Forsyth Frederick

Rok 1982. W obliczu kl?ski g?odu Rosjanie licz? na pomoc Amerykan?w i dostawy zbo?a z USA. Po obu stronach Atlantyku s? jednak tacy, kt?rzy chc? wykorzysta? t? sytuacj? do spowodowania ?wiatowego konfliktu nuklearnego. Tylko para kochank?w, obywateli obu supermocarstw, mo?e uratowa? ?wiat przed zag?ad?.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 90 91 92 93 94 95 96 97 98 ... 108 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Panie prezydencie, proszę mnie wysłuchać – powiedział William Matthews. Mówił do małego mikrofonu ustawionego na jego biurku; tak właśnie wyglądał w rzeczywistości ów sławny “czerwony telefon”, który w praktyce niewiele miał z telefonem wspólnego. Połączenie było radiowe, a na końcach linii nie było słuchawek; wymyślne dekodery i wzmacniacze odtwarzały głos odległego rozmówcy przez głośnik; ludzie znajdujący się w Owalnym Gabinecie słyszeli w tym głośniku również przyciszony głos rosyjskiego tłumacza, który tam, w Moskwie, przekazywał Rudinowi słowa amerykańskiego prezydenta.

– Maksymie Andrejewiczu, za starzy już jesteśmy obaj i zbyt wiele włożyliśmy pracy w zapewnienie wzajemnego pokoju, aby to wszystko miało pójść na marne z powodu bandy morderców gdzieś na Morzu Północnym.

Minęła dłuższa chwila, zanim z głośnika w Owalnym Gabinecie odezwał się gruby głos Maksyma Rudina. Mówił po rosyjsku; siedzący obok prezydenta młody urzędnik z Departamentu Stanu tłumaczył błyskawicznie, równie niskim głosem.

– Wynika z tego, drogi przyjacielu Williamie, że musi pan zniszczyć ten statek i w ten sposób zlikwidować sytuację szantażu… Ja naprawdę nie mogę dopuścić żadnego innego rozwiązania.

Benson rzucił prezydentowi ostrzegawcze spojrzenie: nie można mówić Rudinowi, że Zachód zna już prawdę o śmierci Iwanienki.

– Rozumiem to – powiedział Matthews do mikrofonu. – Ale ja z kolei nie mogę zniszczyć tego tankowca. Tym samym zniszczyłbym również siebie. Poprosiłem o tę rozmowę, bo jest, być może, jeszcze inne wyjście. Dlatego tak bardzo mi zależy, żeby przyjął pan jeszcze dzisiaj mojego specjalnego wysłannika. Ten człowiek jest już w drodze do Moskwy. Leci szybkim samolotem wojskowym. I ma dla pana propozycję, która może zadowolić nas obu.

– Jak się nazywa ten Amerykanin?

– To nie Amerykanin, to Brytyjczyk. Nazywa się Adam Munro. Cisza po tamtej stronie linii trwała tym razem trochę dłużej. W końcu

Rudin zgodził się – ale w jego głosie nie było entuzjazmu.

– Proszę przekazać moim ludziom dane dotyczące lotu: wysokość, szybkość, trasa. Wydam polecenie, aby wpuszczono ten samolot, i osobiście przyjmę pana Munro zaraz po wylądowaniu. Spakojnoj noczi, William.

– Życzy panu spokojnej nocy – powtórzył tłumacz.

– Chyba żartuje – skomentował Matthews i odwrócił się do swoich doradców. – Przekażcie im parametry lotu Blackbirda, a naszej załodze zgodę na kontynuowanie lotu.

Na pokładzie “Freyi” wybiła północ. Porywacze i ich zakładnicy wkraczali w trzecią już – i ostatnią – wspólną dobę. Kiedy zegary znowu wybiją północ, Miszkin i Łazariew będą już w Izraelu – albo też “Freya” i wszyscy pozostali na niej ludzie nie będą już istnieć.

Drake, mimo iż przedtem zapowiadał, że przeniesie się do którejś z pięćdziesięciu innych kabin, postanowił jednak pozostać w kajucie kapitana. Był już pewien, że nie dojdzie do nocnego ataku komandosów na statek. Thor Larsen spoglądał nań spode łba z drugiej strony stołu. Obaj przeciwnicy byli już u kresu wytrzymałości fizycznej. Larsen, walcząc z ogarniającymi go falami senności, ciągnął wciąż swoją grę na wycieńczenie i przetrzymanie przeciwnika, drażniąc go coraz to nowymi, prowokacyjnymi pytaniami. Najbardziej prowokacyjne i tym samym najskuteczniejsze, jak się Larsen przekonał, było poruszanie kwestii rosyjskiej. Powracał więc do tego tematu z uporem.

– Ani trochę nie wierzę w tę pańską masową rewoltę, panie Swoboda – mówił. – W ogóle nie wierzę w to, że Rosjanie kiedykolwiek zbuntują się przeciw swoim władcom. Choćby to byli źli władcy, niekompetentni, prymitywni i okrutni. Wystarczy, że wywołają oni ducha jakiegoś wroga zewnętrznego… i natychmiast mogą liczyć na ślepy patriotyzm Rosjan.

Przez chwilę wydawało się, że tym razem Norweg posunął się za daleko. Dłoń Swobody zacisnęła się na rękojeści pistoletu, twarz pobladła z wściekłości.

– Niech szlag trafi taki patriotyzm! – wrzasnął, zrywając się na równe nogi. – Rzygać mi się chce, jak słyszę tych zachodnich liberałów rozprawiających o wielkim rosyjskim patriotyzmie. I co to za patriotyzm, który karmi się wyłącznie gnębieniem innych narodów? A gdzie tu miejsce na m ó j patriotyzm, panie Larsen? Na miłość Ukraińców do własnego, zniewolonego kraju? Na patriotyzm Gruzinów, Ormian, Litwinów, Estończyków, Łotyszów? Czy oni już w ogóle nie mają prawa do patriotyzmu? Czy są skazani na tę wieczną i obrzydliwą miłość do Rosji? Ten cały rosyjski patriotyzm to oszustwo. To tylko szowinizm – i zawsze tak było, od czasów Iwana i Piotra. Wszystko- to istnieje tylko dzięki ciągłym podbojom i zniewalaniu sąsiednich krajów.

Stał teraz nad Larsenem, wymachując bronią, ochrypły od krzyku. Opanował się jednak i wrócił na swoje krzesło. Mierząc w Larsena pistoletem niczym palcem wskazującym, powiedział cicho:

– Kiedyś, być może już całkiem niedługo, to rosyjskie imperium zacznie pękać. I wtedy ujawnią swój patriotyzm Rumuni, Czesi, Polacy. Pójdą w ich ślady Niemcy i Węgrzy, Bałtowie i Ukraińcy, Gruzini i Ormianie. Imperium rosyjskie rozpadnie się na kawałki – tak jak rozpadły się imperia rzymskie i brytyjskie – po prostu dlatego, że samowola władców stanie się już nie do zniesienia dla poddanych. Już teraz, w ciągu najbliższej doby, ja sam mam szansę naruszyć tę opokę… i zrobię to. A ktokolwiek wejdzie mi w drogę, umrze. Również panu radzę wziąć to pod uwagę.

Opuścił pistolet. Mówił dalej, ale już łagodniejszym tonem:

– Zresztą Busch zgodził się spełnić moje żądania, i tym razem się nie wycofa. Tym razem Miszkin i Łazariew naprawdę dotrą do Izraela.

Larsen obserwował młodego terrorystę z chłodnym wyrachowaniem. Sytuacja przed chwilą rzeczywiście była groźna – tamten omal nie użył broni. Ale też był bliski dekoncentracji: jeszcze krok, a znalazłby się w zasięgu długich ramion kapitana. Trzeba więc nadal grać, nadal prowokować, próbować wciąż na nowo; może przed świtem, w najtrudniejszej psychicznie godzinie, w końcu się uda…

Superpilne i supertajne depesze wędrowały już od dłuższego czasu z Waszyngtonu do ośrodka kontrolnego w Omaha, a stąd do setek stacji radarowych, stanowiących elektroniczne oczy i uszy Sojuszu Atlantyckiego, gęsto rozmieszczone wokół granic ZSRR. Te radary śledziły teraz lot Blackbirda: od wschodnich brzegów Islandii przez Skandynawię do Moskwy. Uprzedzeni w porę o tym locie, kontrolerzy radarów nie wszczynali zbędnego alarmu.

Po drugiej stronie Żelaznej Kurtyny radiogramy z Moskwy informowały kontrolerów radarów o zbliżającym się samolocie. Dzięki temu również po tej stronie nikt nie ogłaszał alarmu. Podniebna droga nad Zatoką Botnicką w stronę Moskwy wydawała się wolna i czysta.

A jednak do pewnej bazy lotniczej, położonej na wschód od Kirkenes, informacja z Moskwy nie dotarła; a może dotarła, ale została zlekceważona. Może dla dowódcy tej bazy ważniejszy był jakiś tajny rozkaz z Ministerstwa Obrony, przeciwstawiający się rozkazom Kremla?

Z arktycznego lotniska, przedzierając się przez śnieżycę, wzbiły się w stratosferę dwa Migi-25. Były to samoloty z najnowszej serii, 25-E, mocniejsze i lepiej uzbrojone, niż używana w latach siedemdziesiątych wersja 25-A. Osiągały prędkość 2,8 M i wysokość 80 tysięcy stóp. Ale rakiety, określane na Zachodzie nazwą “Arcid” – a każdy Mig 25-E niósł pod skrzydłami sześć takich rakiet – mogły dosięgnąć celu lecącego jeszcze dwadzieścia tysięcy stóp wyżej. Na razie oba myśliwce, z włączonymi dopalaczami, pięły się stromo w górę, z każdą minutą zyskując dziesięć tysięcy stóp wysokości; leciały kursem przecinającym trajektorię Blackbirda.

Blackbird był już nad Finlandią, kierując się w stronę jeziora Ładoga i Leningradu, kiedy jego pilot mruknął jakby od niechcenia do mikrofonu:

– Mamy towarzystwo…

Munro wyrwał się z kręgu własnych myśli. Choć niewiele rozumiał ze skomplikowanej aparatury pokładowej SR-71, obraz na niewielkim ekranie radaru znajdującym się na wprost jego oczu był zrozumiały nawet dla laika. Z lewej strony ekranu szybko zbliżały się do centrum dwa małe światełka.

– Kto to może być? – spytał, ale zanim jeszcze pilot zdążył odpowiedzieć, skurcz strachu ścisnął żołądek Szkota. Wprawdzie Rudin dał osobistą gwarancję, ale czy Rudin w pełni panuje nad sytuacją?!

Siedzący z przodu pułkownik O'Sullivan miał przed sobą drugi, bliźniaczy ekran radaru. Uważnie obserwował, z jaką prędkością zbliżają się obce obiekty, wreszcie pewnym siebie tonem oświadczył:

– To Migi-25. Są na sześćdziesięciu tysiącach stóp i nadal szybko idą w górę. Cholerne Ruski! Zawsze mówiłem, że nie można im ufać.

– Wracamy do Szwecji? – spytał Munro.

– Ani mi się śni, Angolu. Jak sam prezydent USA powiedział, że mam cię dowieźć do Moskwy, to znaczy, że do Moskwy!

O'Sullivan ponownie włączył dopalacze; przyrost mocy był taki, że Munro miał uczucie, jakby go muł kopnął w plecy. Strzałka szybkościomierza doszła do kreski 3 M, oznaczającej trzykrotną szybkość dźwięku, i nawet nieznacznie ją minęła. Dziób samolotu uniósł się lekko w górę. Nawet w tak rzadkim powietrzu rozpędzony do maksymalnej szybkości Blackbird mógł jeszcze wznosić się wyżej.

Daleko w dole major Kuzniecow, dowódca patrolu, wyciskał ostatnie poty z dwu zintegrowanych silników “Tuman”, napędzających jego samoloty. Silniki były dobre, najlepsze, jakimi dysponowali – ale i tak miały w sumie siłę ciągu o 5 tysięcy funtów mniejszą, niż para silników Blackbirda, a przy tym podwieszone pod skrzydłami Migów rakiety działały hamująco. Mimo to oba radzieckie samoloty łatwo przekroczyły wysokość 70 tysięcy stóp i na tyle zbliżyły się do SR-71, że można już było myśleć o odpaleniu rakiet. Major Kuzniecow odbezpieczył wszystkie sześć pocisków swojego Miga i polecił pilotowi drugiego samolotu zrobić to samo.

Również O'Sullivan, którego maszyna osiągnęła tymczasem pułap 90 tysięcy stóp, zorientował się, że jest już niemal w zasięgu rakiet lecących siedemdziesiąt pięć tysięcy stóp niżej myśliwców. Nie byłoby to groźne, gdyby ścigające go Migi znajdowały się z tyłu: Blackbird leciał szybciej i łatwo by im uciekł. W rzeczywistości jednak napastnicy zbliżali się pod ostrym kątem z boku.

1 ... 90 91 92 93 94 95 96 97 98 ... 108 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название