-->

Czarny Wiatr

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Czarny Wiatr, Cussler Clive-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Czarny Wiatr
Название: Czarny Wiatr
Автор: Cussler Clive
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 252
Читать онлайн

Czarny Wiatr читать книгу онлайн

Czarny Wiatr - читать бесплатно онлайн , автор Cussler Clive

Ostatnie dni II wojny ?wiatowej. Do wybrze?y Stan?w Zjednoczonych dop?ywa japo?ski okr?t podwodny. Ale nie wype?nia powierzonego mu tajnego zadania. Zatopiony przez ameryka?ski niszczyciel znika na dnie oceanu wraz ze swym ?adunkiem…

Rok 2007. Kto? wie o misji sprzed sze??dziesi?ciu lat. I zamierza wykorzysta? to, co przewozi? japo?ski okr?t, by przeprowadzi? podst?pny plan. Na jego drodze stoi jednak troje ludzi: pi?kna biolog, m?ody in?ynier i ich ojciec, szef NUMA – Dirk Pitt.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 5 6 7 8 9 10 11 12 13 ... 87 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Kapitan pokręcił przecząco głową.

– To nie nasza sprawa. Lepiej ich nie ruszać i zostawić śledztwo odpowiednim władzom. Popłyniemy na Unalaskę i w tamtejszym porcie rybackim wysadzimy na ląd naukowców z CZC.

– Wolałbym poszukać tego trawlera – powiedział Dirk.

– Straciliśmy helikopter, a oni mająnad nami osiem godzin przewagi. Nawet gdybyśmy zdołali to nadrobić, musielibyśmy mieć cholerne szczęście, żeby ich znaleźć. Marynarka wojenna, Straż Przybrzeżna i lokalne władze wiedzą, jak wygląda ten trawler. Mają większe szanse niż my.

– Może większe, ale też nieduże – nie ustępował Dirk.

– Zakończyliśmy prace badawcze i musimy dostarczyć chorych naukowców do szpitala – odparł kapitan. – Nie ma sensu kręcić się tu dłużej.

Dirk skinął głową.

– Oczywiście. Masz rację.

Zszedł po schodkach do mesy. Kolację już dawno wydano i właśnie trwało sprzątanie przed zamknięciem kuchni. Nalał sobie kawy z dużego srebrnego dzbanka, odwrócił się i zobaczył Sarę. Siedziała przy stoliku w głębi mesy i patrzyła przez bulaj na morze. Była w bawełnianej piżamie, kapciach i niebieskim szlafroku z izby chorych. Mimo szpitalnego stroju wyglądała bardzo atrakcyjnie. Podszedł do niej i zapytał:

– Za późno na kolację?

– Obawiam się, że tak – odparła. – Straciłeś specjalność szefa kuchni, halibuta a la Oscar. Był naprawdę wspaniały.

– Takie już moje szczęście. – Dirk przysunął sobie krzesło i usiadł naprzeciwko niej.

Przyjrzała się opatrunkom na jego twarzy.

– Co ci się stało? – spytała z troską.

– Miałem mały wypadek. Mój szef nie będzie zadowolony, kiedy się o tym dowie. – Dirk skrzywił się na myśl o drogim śmigłowcu na dnie morza. Opowiedział Sarze o pechowym locie, cały czas wpatrując się w jej piwne oczy.

– Myślisz, że ten trawler miał coś wspólnego ze śmiercią członków Straży Przybrzeżnej i naszym zatruciem? – spytała.

– Bardzo możliwe. Nie byli zachwyceni, że zobaczyliśmy na ich pokładzie lwy morskie. Najwyraźniej polowali nielegalnie, może kombinowali jeszcze coś.

– Lwy morskie… – powtórzyła Sarah. – Widzieliście jakieś na zachodnim krańcu wyspy?

– Tak. Jack zauważył kilka za stacją Straży Przybrzeżnej. Wyglądały na martwe.

– Czy „Deep Endeavor" mógłby zabrać jednego do zbadania? Wysłałabym próbki do naszego laboratorium.

– Kapitan Burch nie chce zostawać w tym rejonie, ale na pewno zgodzi się zabrać jednego martwego lwa – odparł Dirk i wypił duży łyk kawy.

– Moglibyśmy stosunkowo szybko ustalić przyczynę śmierci tych zwierząt.

– Myślisz, że zabiło je to samo co lwy na innych tutejszych wyspach?

– Nie wiem. Podejrzewamy, że lwy znalezione blisko kontynentu były zarażone wirusem nosówki.

– Choroby psów?

– Tak. Do wywołania epidemii wystarczyłby kontakt jednego zarażonego psa z lwem morskim. Nosówka jest bardzo zaraźliwa i mogła się szybko rozprzestrzenić.

– Jak kilka lat temu? – próbował sobie przypomnieć Dirk.

– W Kazachstanie przed siedmioma laty – uściśliła Sarah. – Na wybrzeżu Morza Kaspijskiego przy ujściu rzeki Ural wymarły wtedy na nosówkę tysiące fok.

– Irv mówił, że na Yunasce znaleźliście zdrowe lwy morskie.

– Tak, najwyraźniej nosówka nie dotarła tak daleko na zachód. Zbadanie martwych lwów morskich, które widzieliście z helikoptera, byłoby więc tym bardziej intrygujące.

Przez chwilę siedzieli w milczeniu.

– Jak myślisz, kim byli ci ludzie na trawlerze? – spytała Sarah. – Co mogli robić?

Dirk długo patrzył przez bulaj.

– Nie wiem – odrzekł wreszcie – ale zamierzam się dowiedzieć.

4

Trasa do dwunastego dołka na polu golfowym w klubie Kasumigaseki ciągnęła się prosto na odcinku dwustu sześćdziesięciu pięciu metrów, a potem skręcała w lewo na trawiaste wzniesienie za głębokim rowem. Ambasador Stanów Zjednoczonych w Japonii Edward Hamilton zamachnął się i mocno uderzył w piłkę. Poszybowała na odległość około dwustu pięćdziesięciu metrów.

– Dobry strzał – pochwalił David Monaco, ambasador Wielkiej Brytanii i partner Hamiltona do gry w golfa od blisko trzech lat. Chudy Brytyjczyk ustawił swoją piłkę i posłał ją długim łukiem w powietrze. Potoczyła się kilkanaście metrów dalej od piłki Hamiltona i wpadła w kępę wysokiej trawy z lewej strony pola.

– Mocne uderzenie, Dave, ale chyba trafiłeś w trudne miejsce – powiedział Hamilton, kiedy zobaczył, gdzie wylądowała piłka partnera.

Poszli przed siebie. W stosownej odległości za nimi ruszyła para kobiet, które zgodnie z tradycją najstarszych japońskich klubów niosły worki golfowe mężczyzn. Wokół dyplomatów krążyli czterej łatwi do rozpoznania agenci ochrony.

Cotygodniowe spotkania na polu golfowym były okazją do nieoficjalnej wymiany informacji o wydarzeniach w Japonii i sąsiednich krajach. Obaj ambasadorowie uważali to za jedną z najpożyteczniejszych form spędzania czasu.

– Robicie postępy w sprawie ekonomicznego partnerstwa z Tokio – zauważył Monaco.

– Złagodzenie restrykcji handlowych byłoby korzystne dla wszystkich zainteresowanych. Choć nasze cła na stal mogą uniemożliwić porozumienie. Ale tutaj nastawienie się zmienia. Przypuszczam, że Korea Południowa wkrótce podpisze umowę z Japonią.

– Skoro mowa o Korei, podobno niektórzy politycy z Seulu zamierzają znów zaapelować do Zgromadzenia Narodowego o wycofanie wojsk amerykańskich z ich kraju – powiedział Monaco.

– Słyszeliśmy o tym. Demokratyczna Partia Pracy chce w ten sposób zdobyć większą popularność. Na szczęście ciągle jest nieliczną opozycją w Zgromadzeniu Narodowym.

– Ciekawe, dlaczego do tego dążą mimo agresji Północy w przeszłości.

– To granie na uczuciach patriotycznych. DPP porównuje nas do dawnych okupantów Korei, Chińczyków i Japończyków. Takie argumenty trafiają do zwykłych ludzi.

– Byłbym zaskoczony, gdyby przywódcy DPP działali z pobudek altruistycznych – powiedział Monaco, kiedy doszli do piłki Hamiltona.

– Zdaniem mojego odpowiednika w Seulu jest prawie pewne, że przynajmniej część kierownictwa DPP ma poparcie Północy – odparł Hamilton.

Wziął od kobiety z workiem metalową „trójkę", ustawił podstawkę i wykonał następne uderzenie. Piłka ścięła zakręt, minęła rów i wylądowała na końcu trawiastego wzniesienia.

– Obawiam się, że to poparcie sięga daleko poza DPP – ciągnął Monaco. – Korzyści ekonomiczne, jakie przyniosłoby zjednoczenie, interesują wielu ludzi. Prezes południowokoreańskiej firmy Hyko Tractor Industries mówił na seminarium handlowym w Osace, że mógłby zmniejszyć koszty produkcji i tym samym być bardziej konkurencyjny na rynku międzynarodowym, gdyby miał dostęp do siły roboczej z Północy.

Monaco brodził chwilę w wysokiej trawie, szukając swojej piłki. Potem posłał ją metalową „piątką" na wzgórze dziesięć metrów od dołka.

– Zakłada, że zjednoczenie byłoby korzystne dla obu państw – odrzekł Hamilton. – Oczywiście więcej zyskałaby Północ, zwłaszcza gdyby Amerykanie wypadli z gry.

– Może moi ludzie znajdą jakieś powiązania – powiedział Monaco, kiedy zbliżali się do wzniesienia. – Na razie cieszę się, że pracujemy po tej stronie Morza Japońskiego.

Hamilton skinął głową i próbował trafić do dołka, ale zawadził kijem o ziemię i piłka zatrzymała się pięć metrów za blisko. Zaczekał, aż Monaco wykona uderzenie, po czym wziął inny kij i pochylił się nad piłką. Kiedy brał zamach, w oddali rozległ się głośny trzask i coś uderzyło Amerykanina w głowę. Z jego lewej skroni trysnęła krew i opryskała spodnie i buty Monaco. Brytyjczyk patrzył ze zgrozą, jak Hamilton osuwa się na kolana. Próbował coś powiedzieć, ale z jego ust wydobył się tylko bulgot. Upadł na trawę i znieruchomiał w kałuży krwi. Ułamek sekundy później jego zakrwawiona piłka wtoczyła się do dołka.

Pięćset pięćdziesiąt metrów dalej, w rowie przy osiemnastym dołku, wyprostował się krępy Azjata ubrany na niebiesko. Jego łysa głowa lśniła w słońcu, czarne oczy bez wyrazu i długie, cienkie wąsy nadawały mu groźny wygląd. Był zbudowany bardziej jak zapaśnik niż golfista, ale płynne ruchy wskazywały, że jest zwinny. Z miną znudzonego dziecka, które odkłada na bok zabawki, rozmontował karabin snajperski M-40 i włożył części broni do niewidocznego schowka w worku golfowym. Wyjął kij, zamachnął się potężnie i wybił piłkę z rowu w fontannie piasku. Potem trzema lekkimi uderzeniami zakończył grę, poszedł do samochodu i wrzucił worek do bagażnika. Wyjechawszy z parkingu, czekał cierpliwie, aż przemkną radiowozy i karetki pogotowia pędzące w stronę budynku klubu. Potem włączył się do ruchu i zniknął w masie innych pojazdów.

1 ... 5 6 7 8 9 10 11 12 13 ... 87 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название