-->

Czarny Wiatr

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Czarny Wiatr, Cussler Clive-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Czarny Wiatr
Название: Czarny Wiatr
Автор: Cussler Clive
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 252
Читать онлайн

Czarny Wiatr читать книгу онлайн

Czarny Wiatr - читать бесплатно онлайн , автор Cussler Clive

Ostatnie dni II wojny ?wiatowej. Do wybrze?y Stan?w Zjednoczonych dop?ywa japo?ski okr?t podwodny. Ale nie wype?nia powierzonego mu tajnego zadania. Zatopiony przez ameryka?ski niszczyciel znika na dnie oceanu wraz ze swym ?adunkiem…

Rok 2007. Kto? wie o misji sprzed sze??dziesi?ciu lat. I zamierza wykorzysta? to, co przewozi? japo?ski okr?t, by przeprowadzi? podst?pny plan. Na jego drodze stoi jednak troje ludzi: pi?kna biolog, m?ody in?ynier i ich ojciec, szef NUMA – Dirk Pitt.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 3 4 5 6 7 8 9 10 11 ... 87 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Inspektor bezpieczeństwa publicznego twierdzi, że to wygląda na klasyczny przypadek zatrucia tlenkiem węgla z generatora w stacji meteorologicznej. To jednak nie wyjaśnia, dlaczego nasi przyjaciele z Centrum Zwalczania Chorób mieli podobne objawy, choć byli ponad sześć kilometrów dalej.

– Nie wyjaśnia też śmierci psa – dodał Dirk.

– Może zespół centrum na coś wpadnie. A przy okazji, jak się czują nasi goście?

– Są trochę oszołomieni. Niewiele pamiętają poza tym, że uderzenie nastąpiło dość szybko.

– Powinni jak najszybciej trafić do szpitala. Najbliższe lotnisko jest na Unalasce. Możemy tam być za niecałe czternaście godzin. Wezmę samolot służby medycznej, który zabierze ich stamtąd do Anchorage.

– Chciałbym wziąć helikopter i ponownie zbadać wyspę – powiedział Dirk. – Za pierwszym razem nie mieliśmy okazji dobrze się tam rozejrzeć. Może coś przeoczyliśmy. Nie masz nic przeciwko temu?

– Nie, pod warunkiem że zabierzesz ze sobą tego teksaskiego dowcipnisia – odrzekł Burch ze zbolałym uśmiechem.

Kiedy Dirk wykonywał procedurę przedstartową należącego do organizacji NUMA śmigłowca Sikorsky S-76C+, przez platformę ładowniczą szedł wąsaty, skrzywiony blondyn w znoszonych kowbojskich butach. Jack Dahlgren wyglądał jak ujeżdżacz byków, który zgubił się w drodze na rodeo. Miał specyficzne poczucie humoru i był notorycznym kawalarzem. Zalazł Burchowi za skórę już pierwszej nocy na morzu, gdy wlał do dzbanka na kawę butelkę taniego rumu. Dahlgren, pochodzący z zachodniego Teksasu, był geniuszem technicznym, znał się na koniach, broni i wszelkim podwodnym i nawodnym sprzęcie mechanicznym.

– Czy to wycieczka na tę malowniczą wyspę, którą polecał mi mój agent z biura podróży? – zapytał Dirka, wetknąwszy głowę do okna kabiny.

– Wskakuj, chłopie, nie rozczarujesz się. Zobaczysz wodę, skały i lwy morskie.

– Brzmi nieźle. Dorzucę ci ćwierć dolca, jeśli znajdziesz mi bar z kelnerkami w krótkich spódniczkach.

Dirk wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– Zobaczę, co da się zrobić.

Dahlgren wdrapał się do kabiny?

Zaprzyjaźnili się z Dirkiem przed laty, gdy studiowali razem inżynierię morską na florydzkim Uniwersytecie Atlantyckim. Obaj byli zapalonymi nurkami i regularnie opuszczali zajęcia, żeby polować z harpunami wśród raf koralowych niedaleko Boca Raton, a złowione ryby wykorzystywali do podrywania miejscowych studentek przy grillu na plaży. Po dyplomie Jack ukończył kurs Korpusu Szkoleniowego Oficerów Rezerwy. Dirk uzyskał stopień naukowy w Nowojorskiej Wyższej Szkole Morskiej i certyfikat zawodowego nurka. Spotkali się ponownie, kiedy Dirk dołączył do ojca w NUMA jako dyrektor projektów specjalnych i namówił przyjaciela do podjęcia pracy w tej prestiżowej agencji badawczej.

Po latach wspólnego nurkowania wiedzieli, że mogą na sobie polegać w każdej sytuacji. Dahlgren, dostrzegłszy wyraz determinacji w oczach przyjaciela, zrozumiał, że tajemnicze wypadki na Yunasce nie dają mu spokoju.

Główny rotor sikorsky'ego nabrał wysokich obrotów i Dirk uniósł maszynę z pokładu startowego na śródokręciu „Deep Endeavora". Wisiał chwilę trzydzieści metrów nad pokładem, patrząc z podziwem na statek badawczy NUMA. Statek wyglądał na trochę za szeroki w stosunku do swojej długości, zrezygnowano jednak z opływowej linii celowo, by zapewnić kadłubowi stabilność. „Deep Endeavor" był platformą roboczą, która idealnie nadawała się do operacji z użyciem mnóstwa dźwigów i wciągarek na tylnym pokładzie. Na środku pokładu lśnił w popołudniowym słońcu jaskrawożółty pojazd głębinowy, umieszczony na dużym drewnianym stojaku. Jeden z techników, którzy sprawdzali jego pędniki i elektronikę, pomachał czapką do helikoptera. Dirk odwzajemnił gest, przechylił maszynę i skierował na północny wschód ku wyspie odległej o niecałe dziesięć mil morskich.

– Z powrotem na Yunaskę? – spytał Dahlgren.

– Do stacji Straży Przybrzeżnej. Tam, gdzie byliśmy rano.

– Super -jęknął Dahlgren. – Robimy za latający karawan pogrzebowy?

– Nie, musimy sprawdzić, z jakiego źródła pochodziło to, co zabiło ludzi i psa.

– Będziemy szukali zwierząt, roślin czy minerałów?

– Wszystkiego. Carl Nash twierdzi, że toksyczna chmura mogła pochodzić z czegokolwiek, od wulkanu po kwitnące algi, nie wspominając o skażeniu przemysłowym.

– Zatrzymaj się przy pierwszym napotkanym morsie, to zapytam go o drogę do najbliższej fabryki pestycydów.

– A propos morsów. Gdzie jest Basil? – Dirk rozejrzał się po kabinie.

– Tutaj. Cały i zdrowy. – Dahlgren wyjął spod swojego fotela małą klatkę i uniósł na wysokość twarzy.

W środku siedziała biała myszka. Patrzyła na Jacka, poruszając wąsami.

– Oddychaj głęboko, mały przyjacielu, i nie zaśnij nam – powiedział Dahlgren do gryzonia. Powiesił klatkę pod sufitem, żeby widzieli, czy u myszy wystąpią objawy zatrucia toksyną w powietrzu.

Z oceanu przed nimi wyrastała trawiasta wyspa. Nad szczytem wyższego z dwóch nieczynnych wulkanów unosiło się kilka obłoków. Dirk stopniowo zwiększał wysokość, gdy zbliżali się do urwistego wybrzeża, a potem skręcił w lewo i okrążył wyspę odwrotnie do ruchu wskazówek zegara. Wkrótce dostrzegli żółty budynek stacji Straży Przybrzeżnej. Dirk popatrzył na martwego psa, nadal leżącego przed drzwiami baraku, i przypomniał sobie grymas bólu na twarzach mężczyzn, których znaleźli w środku, kiedy wylądowali tu wcześniej. Opanował emocje i skoncentrował się na poszukiwaniach źródła zabójczej toksycznej bryzy.

– Przeważają tu zachodnie wiatry – wskazał głową w prawo – więc źródło było pewnie albo gdzieś tam, albo na morzu.

– Prawdopodobnie. Zespół Centrum Zwalczania Chorób obozował na wschód stąd, dlatego wchłonęli mniejszą dawkę tego tajemniczego gazu – odrzekł Dahlgren, obserwując ziemię przez lornetkę.

Dirk przesunął drążek skoku okresowego i helikopter oddalił się od żółtego budynku. Przez następną godzinę wytężali wzrok w poszukiwaniu źródła naturalnej lub stworzonej przez człowieka toksyny. Dirk zataczał szerokie łuki, posuwając się na zachód, a gdy dotarli do brzegu wyspy, zawrócił na wschód w stronę stacji Straży Przybrzeżnej.

– Sama trawa i skały – mruknął Dahlgren. – Jeśli o mnie chodzi, foki mogą sobie zatrzymać to miejsce.

– Spójrz tam. – Dirk wskazał małą żwirową plażę przed nimi.

Na ziemi leżało kilka lwów morskich. Wyglądały, jakby rozkoszowały się promieniami późnopopołudniowego słońca. Dahlgren przyjrzał się im uważnie i zmarszczył czoło.

– Jezu, nie ruszają się. One też to złapały.

– Toksyna musiała pochodzić nie z Yunaski, tylko z morza albo z sąsiedniej wyspy.

Dahlgren powiódł palcem po mapie morskiej regionu.

– Następna kupa skał na zachodzie to Amukta.

Dirk dostrzegł na horyzoncie brudnoszary zarys wyspy.

– Jakieś dwadzieścia mil stąd. – Spojrzał na wskaźniki. – Wystarczy nam paliwa na szybki skok tam i z powrotem. Nic się nie stanie, jeśli stracisz pedicure w okrętowym salonie piękności?

– Jasne, że nie. Po prostu umówię się na jutro – odparł Dahlgren.

– Powiem Burchowi, dokąd lecimy – rzekł Dirk i ustawił radio na częstotliwość statku.

Dahlgren pogładził się po brzuchu.

– Niech zostawi nam kolację w kuchni. W tej scenerii nabieram apetytu.

Dirk przekazał wiadomość i wziął kurs na Amuktę. Leciał nisko nad wodą.

Po dziesięciu minutach Dahlgren uniósł rękę i wskazał obiekt na horyzoncie. Biały punkt z każdą sekundą rósł w oczach, aż przybrał kształt dużego statku z kilwaterem za rufą. Dirk nacisnął lewy pedał sterowania kierunkiem i śmigłowiec wszedł na kurs statku. Wkrótce zobaczyli, że to trawler o stalowym kadłubie płynący pełną parą na południowy zachód.

– Tej łajbie przydałoby się trochę polerunku – zauważył Dirk, przymknąwszy przepustnicę, żeby dostosować prędkość do szybkości trawlera.

Statek nie wyglądał na stary, ale na pokładzie i kadłubie widniały liczne zadrapania, wgniecenia i tłuste plamy, a w paru miejscach spod białej farby wyłaziła rdza. Sprawiał wrażenie tak zużytego jak łyse opony wiszące wzdłuż jego burt. Najwyraźniej jednak miał świeżo wyremontowane silniki – płynął szybko, a komin prawie nie dymił.

1 ... 3 4 5 6 7 8 9 10 11 ... 87 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название