Czarny Wiatr
Czarny Wiatr читать книгу онлайн
Ostatnie dni II wojny ?wiatowej. Do wybrze?y Stan?w Zjednoczonych dop?ywa japo?ski okr?t podwodny. Ale nie wype?nia powierzonego mu tajnego zadania. Zatopiony przez ameryka?ski niszczyciel znika na dnie oceanu wraz ze swym ?adunkiem…
Rok 2007. Kto? wie o misji sprzed sze??dziesi?ciu lat. I zamierza wykorzysta? to, co przewozi? japo?ski okr?t, by przeprowadzi? podst?pny plan. Na jego drodze stoi jednak troje ludzi: pi?kna biolog, m?ody in?ynier i ich ojciec, szef NUMA – Dirk Pitt.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
W zamieszaniu wywołanym eksplozjami nikt nie dostrzegł, że mężczyzna wyciągnął rurkę z kubka, włożył do ust i wystrzelił zatruty pocisk w szefa międzynarodowej korporacji.
Zamachowiec przeszedł przez tłum i wydostał się na ulicę, gdzie wrzucił kubek i fartuch do śmietnika. Wsiadł na rower, przepuścił wóz strażacki pędzący na sygnale w kierunku płonącego budynku, a potem, nie oglądając się za siebie, popedałował spokojnie w dal.
W głowie Dahlgrena brzmiał dzwonek, jakby przez odległy przejazd kolejowy pędził pociąg. Nadzieja, że to sen, prysła, kiedy rozpoznał dźwięk telefonu na nocnym stoliku. Sięgnął po słuchawkę.
– Halo – wymamrotał, ziewając.
– Jeszcze kimasz, Jack? – roześmiał się Dirk.
– Tak, dzięki za budzenie – odrzekł sennie Dahlgren.
– Myślałem, że kasjerki nie lubią późno chodzić spać.
– Ta lubi. Wódkę też lubi. Chyba dinozaur narobił mi w nocy do ust – czknął Dahlgren.
– Przykro mi to słyszeć. Wybieram się do Portland rozprostować nogi i obejrzeć pokaz starych samochodów. Przyłączysz się?
– Nie, dzięki. Mam popływać z kasjerką na kajaku. O ile uda mi się wstać.
– W porządku. Przyślę ci martini na rozruch.
– Przyjąłem. Bez odbioru – skrzywił się Dahlgren.
Dirk wyjechał z Seattle na autostradę międzystanową numer 5. Prowadząc dżipa, podziwiał widoki zalesionej zachodniej części stanu Waszyngton. Czuł się odprężony, pozwalał myślom wędrować swobodnie wśród krajobrazu. Jechał w dobrym tempie, postanowił więc skręcić na zachód do wybrzeża Pacyfiku. Dotarł boczną drogą do zatoki Willapa, potem znów skierował się na południe. Wkrótce zobaczył szerokie ujście rzeki Kolumbia, gdzie w 1805 roku dotarła pierwsza amerykańska transkontynentalna wyprawa badawcza Lewisa i Clarka.
Przekroczył rzekę sześciokilometrowym mostem Astoria-Megler i znalazł się w historycznym porcie rybackim w Astorii. Kiedy zatrzymał się na czerwonym świetle przy zjeździe z mostu, jego uwagę zwrócił drogowskaz. Białe litery na zielonym tle informowały: WARRENTON 13 KILOMETRÓW. Strzałka była zwrócona na zachód. Dirk skręcił w prawo, oddalił się od Portland i szybko pokonał trzynaście kilometrów do Warrenton.
Miasteczko na północno-zachodnim krańcu Oregonu, zbudowane przed laty na bagnach jako port dla łodzi rybackich i sportowych, miało około czterystu mieszkańców. Po kilku minutach Dirk znalazł na głównej ulicy to, czego szukał. Zaparkował dżipa obok białego samochodu władz hrabstwa Clatsop i skierował się do biblioteki miejskiej.
Biblioteka była niewielka, w powietrzu unosił się zapach starych książek i kurzu. Dirk podszedł do dużego metalowego biurka, za którym siedziała mniej więcej pięćdziesięcioletnia blondynka w okularach. Na bluzce miała plastikową plakietkę z imieniem MARGARET.
– Dzień dobry, Margaret – powiedział z uśmiechem. – Ma pani może jakieś roczniki lokalnych gazet z lat czterdziestych?
Bibliotekarka odwzajemniła uśmiech.
– Mam roczniki „Warrenton News", którą przestali wydawać w 1964. Wszystkie, począwszy od lat trzydziestych. Tędy proszę.
Podeszła do szafki w kącie biblioteki, wyciągnęła kilka szuflad i w końcu znalazła numery z lat czterdziestych.
– Czego dokładnie pan szuka? – spytała.
– Interesuje mnie artykuł o miejscowej rodzinie, która w czterdziestym drugim zmarła z powodu zatrucia.
– To byłby Leigh Hunt – wykrzyknęła Margaret, zadowolona, że wie, o kogo chodzi. – Przyjaźnił się z moim ojcem. To był szok. Zobaczmy… To się stało chyba w lecie. – Zaczęła przerzucać gazety. – Znał pan tę rodzinę? – spytała, nie podnosząc wzroku.
– Nie, po prostu historia to moje hobby i interesuje mnie tajemnica ich śmierci.
– Mam. – Bibliotekarka wyciągnęła numer z niedzieli dwudziestego pierwszego czerwca 1942 roku. Dziennik zawierał głównie informacje o pogodzie, o przypływach i odpływach morza i o połowach łososia. Było też kilka lokalnych wiadomości i ogłoszeń. Margaret rozpostarła gazetę na szafce, żeby Dirk mógł przeczytać artykuł.
CZTERY OFIARY NA PLAŻY DELAURA
W sobotę dwudziestego czerwca na plaży DeLaura znaleziono zwłoki czterech mieszkańców naszego miasta: Leigh Hunta, jego dwóch synów – trzynastoletniego Tada i jedenastoletniego Toma – oraz ich kuzyna, znanego jako Skip. Według Marie Hunt, jej mąż i chłopcy wybrali się po południu na połów skorupiaków i nie wrócili na kolację. Ciała znalazł szeryf okręgowy Kit Edwards. Na zwłokach nie było śladów walki ani żadnych obrażeń.
Władze podejrzewają zaczadzenie lub zatrucie cyjankiem, którego Hunt używał w dużych ilościach w swoim zakładzie garbarskim do barwienia skóry.
Prawdopodobnie Leigh Hunt i chłopcy wchłonęli dużą dawkę trucizny, wskutek czego zmarli, gdy byli na plaży. Pogrzeb odbędzie się po zbadaniu zwłok przez koronera okręgowego.
– Podano, co ustalił koroner? – zapytał Dirk.
Margaret przejrzała następny tuzin egzemplarzy „News" i znalazła krótki artykuł. Przeczytała głośno, że biuro koronera potwierdziło podejrzenia o przypadkowym wchłonięciu cyjanku.
– Mój ojciec nigdy w to nie wierzył – dodała ku zaskoczeniu Dirka.
– Dziwne, że po wchłonięciu oparów w zakładzie Hunta zmarli dopiero na plaży – przyznał.
– Mój ojciec też tak uważał – odrzekła Margaret. – Mówił, że władze nie wzięły pod uwagę tego, co się stało z ptakami.
– Z ptakami?
– Tak. Wokół Hunta i chłopców znaleziono około stu martwych mew. Niedaleko była baza wojskowa Fort Stevens. Ojciec zawsze podejrzewał, że prowadzono tam jakieś eksperymenty niebezpieczne dla życia. Pewnie teraz nie da się tego stwierdzić.
– Niektóre zagadki z czasów wojny trudno jest rozwiązać – odparł Dirk. – Dzięki za pomoc, Margaret.
Wrócił do dżipa, przejechał przez miasteczko, skręcił na południe w nadmorską szosę, a kawałek dalej w boczną drogę do plaży DeLaura. Za otwartą bramą z tablicą PARK STANOWY FORT STEVENS droga zwężała się wśród gęstych zarośli. Dirk zredukował bieg i dotarł przez wyboiste wzgórze do opuszczonego stanowiska artyleryjskiego nad oceanem. Podczas wojny secesyjnej bateria Russell strzegła ujścia Kolumbii, a w czasie II wojny światowej wyposażono ją w wielkie działa dalekiego zasięgu. Ze wzgórza roztaczał się widok na ujście rzeki i plażę DeLaura, o tej porze prawie opustoszałą. Dirk kilka razy odetchnął głęboko świeżym morskim powietrzem i ruszył z powrotem. W pewnym momencie musiał niemal zjechać w zarośla, żeby przepuścić czarnego cadillaca nadjeżdżającego z przeciwka. Pół kilometra dalej zatrzymał się przy dużej tablicy pamiątkowej na poboczu. Na szarej granitowej płycie wyryto okręt podwodny, a pod nim widniał napis:
W TYM MIEJSCU 21 CZERWCA 1942 ROKU EKSPLODOWAŁ JEDEN Z SIEDEMNASTU 140-MILIMETROWYCH POCISKÓW WYSTRZELONYCH Z JAPOŃSKIEGO OKRĘTU PODWODNEGO 1-25 W STANOWISKO OBRONY PORTU NA RZECE KOLUMBIA. BYŁ TO JEDYNY WYPADEK OSTRZELANIA BAZY WOJSKOWEJ NA KONTYNENCIE
PÓŁNOCNOAMERYKAŃSKIM PODCZAS II WOJNY ŚWIATOWEJ I PIERWSZY OD WOJNY 1812 ROKU.
Dirk przeczytał napis, a potem przez dłuższą chwilę przyglądał się wyrytemu w granicie okrętowi podwodnemu. Wreszcie odwrócił się i odszedł. Nagle coś go zaintrygowało. Ponownie spojrzał na datę na tablicy. Dwudziesty pierwszy czerwca. Dzień po tym, jak na plaży znaleziono zwłoki Hunta i chłopców.
Sięgnął do schowka na tablicy rozdzielczej po telefon komórkowy. Oparł się o maskę dżipa i wybrał numer. Po czterech sygnałach w słuchawce zadudnił wesoły bas Juliena Perlmuttera:
– Perlmutter, słucham.
– Tu Dirk. Jak się miewa mój ulubiony historyk morski?
– Dirk, mój chłopcze, miło, że się odezwałeś! Właśnie delektuję się marynowanym mango, które twój ojciec przysłał mi z Filipin. Jak ci się podoba Wielka Biała Północ?
– Skończyliśmy badania na Aleutach i jestem już z powrotem na naszym północnym zachodzie. Aleuty są piękne, ale trochę tam za zimno jak na mój gust.