-->

Tozsamoic Bournea

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Tozsamoic Bournea, Ludlum Robert-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Tozsamoic Bournea
Название: Tozsamoic Bournea
Автор: Ludlum Robert
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 278
Читать онлайн

Tozsamoic Bournea читать книгу онлайн

Tozsamoic Bournea - читать бесплатно онлайн , автор Ludlum Robert

M??czyzna, kt?ry wypad? podczas sztormu za burt? ma?ego trawlera, nie pami?ta ?adnych fakt?w ze swojego ?ycia. Pewne okoliczno?ci sugeruj?, ?e nie by? on zwyczajnym cz?owiekiem – zbyt wiele os?b interesuje si? jego poczynaniami, zbyt wielu najemnych morderc?w usi?uje go zlikwidowa?. Sprawno??, z jak? sobie z nimi radzi, jednoznacznie wskazuje na specjalne przygotowanie, jakie przeszd?. Jego przeznaczeniem jest walka o prze?ycie i wyja?nienie tajemnic przesz?o?ci…

"To?samo?? Bourne'a" nale?y do najlepszych powie?ci Roberta Ludluma, pisarza przewy?szaj?cego popularno?ci? wszystkich znanych polskiemu czytelnikowi pisarzy gatunku sensacyjnego. Niekt?rzy twierdz?, ?e jest to jego najlepsze dzie?o, czego po?rednim dowodem kontynuacja w postaci nast?pnych dw?ch tom?w oraz doskona?y film i serial z Richardem Chamberlainem, ciesz?cy si? ogromnym powodzeniem na ca?ym ?wiecie.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 79 80 81 82 83 84 85 86 87 ... 141 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Drzwi na końcu korytarza otwarły się gwałtownie i stanął w nich zaskoczony człowiek w mundurze majora trzymający w ręce skoroszyt. Europejczyk wypalił dwukrotnie; Gordon Webb z przestrzeloną szyją wygiął się do tyłu i padł rozsypując wokół kartki. Człowiek w czarnym deszczowcu podbiegł schodami do szofera: wyżej zobaczył przewieszone przez balustradę martwe ciało kobiety o siwych włosach; z jej głowy i szyi spływała krew.

– Wszystko w porządku? Możesz się ruszać? – zapytał. Szofer przytaknął.

– Ta suka odstrzeliła mi połowę ramienia, ale dam sobie radę.

– Musisz! – rozkazał Europejczyk, ściągając pośpiesznie deszczowiec. – Masz, załóż. Chcę mieć Mnicha tu w środku! Ruszaj!

– O Jezu!

– Carlos chce, żeby ciało Mnicha znajdowało się wewnątrz! Ranny niezdarnie naciągnął na siebie czarny deszczowiec i zszedł na dół. Ominął ciało Żeglarza i doradcy Białego Domu, po czym ostrożnie, walcząc z bólem, przekroczył próg i zszedł po schodkach na ulicę.

Europejczyk obserwował go, przytrzymując drzwi; chciał się upewnić, czy podwładny jest w stanie sprostać zadaniu. Okazało się, że tak – szofer był silny jak tur, tur, któremu służba u Carlosa gwarantowała zaspokojenie wszystkich jego zachcianek. Miał dość sił, by wnieść ciało Dawida Abbotta do wnętrza domu z piaskowca, udając – dla zmylenia ewentualnych przechodniów – że pomaga iść starszemu człowiekowi, który za dużo wypił. Potem musi jakoś zatamować sobie krwawienie, żeby jeszcze przewieźć ciało Alfreda Gillette’a na drugi brzeg rzeki i tam utopić je w bagnie. Ludzie Carlosa byli zdolni do takich wyczynów; wszyscy byli turami. Rozgoryczonymi turami, które znalazły sens życia w służeniu swojemu przywódcy.

Europejczyk odwrócił się i wszedł do foyer; czekało go jeszcze jedno zadanie. Coś, co miało doprowadzić do całkowitej izolacji człowieka, który nazywał się Jason Bourne.

Sukces był większy, niż oczekiwał. Mieszczące się w budynku archiwum okazało się autentycznym skarbem. Znajdowały się tu akta z wszystkim szyframi i metodami kontaktów, jakich używał legendarny Kain. Teraz już nie taki legendarny, pomyślał Europejczyk, zbierając papiery.

Inscenizacja była gotowa – cztery ciała ułożone w różnych pozycjach w przytulnej, eleganckiej bibliotece. Dawid Abbott skulony w fotelu, ze spojrzeniem otwartych oczu zdradzających szok; w pobliżu jego stóp Elliot Stevens; Żeglarz rozwalony na przenośnym stoliku z przewróconą butelką whisky w ręce; Gordon Webb wyciągnięty na podłodze, przyciskający kurczowo do ciała teczkę. Ułożenie ciał sugerowało, że akt przemocy, jaki rozegrał się w tym pokoju, nastąpił zupełnie nieoczekiwanie – nagła strzelanina przerwała swobodną rozmowę.

Europejczyk w zamszowych rękawiczkach przechadzał się, podziwiając swoja sztukę. Tak, w istocie była to sztuka. Odesłał szofera, wyczyścił każda klamkę, każdy przełącznik, wszystkie lśniące drewniane powierzchnie. Teraz nadeszła pora na najważniejsze pociągnięcie. Mężczyzna zbliżył się do stołu, gdzie na srebrnej tacy stały kieliszki do brandy, wziął jeden z nich i podniósł w górę do światła; tak jak przewidywał, nie było na nim najmniejszego śladu. Odstawił kieliszek, a z kieszeni wyjął małe, płaskie pudełeczko z plastiku. Otworzył je i wydobył ze środka pasek przezroczystej taśmy, któremu również przyjrzał się pod światło. Były. Wyraziste jak portret – do pewnego stopnia były przecież portretem.

Zostały zdjęte ze szklanki z wodą mineralną, zabranej z biura Gemeinschaft Bank w Zurychu – odciski palców prawej ręki Jasona Bourne’a.

Europejczyk wziął do ręki kieliszek i z cierpliwością artysty przylepił taśmę na dolnej części naczynia, po czym oderwał ją. Jeszcze raz podniósł kieliszek do światła – odciski rysowały się w blasku lampy z matową doskonałością.

Mężczyzna zaniósł kieliszek w róg biblioteki i upuścił na parkiet. Przyklęknął, przyglądając się odłamkom szkła; kilka z nich usunął, a resztę zmiótł pod zasłonę.

Nie wątpił, że dobrze wykonał zadanie.

21

– Później – powiedział Bourne i rzucił walizki na łóżko. – Musimy się stąd jakoś wydostać.

Marie usiadła w fotelu. Przeczytała jeszcze raz artykuł w gazecie, wybierając poszczególne fragmenty, powtarzając je. Zupełnie się wyłączyła, pochłonięta analizą, która wydawała jej się coraz bardziej prawdopodobna.

– Jasonie, jestem już pewna, że ktoś przesyła nam wiadomość!

– Pogadamy o tym później i tak jesteśmy tu za długo. Za godzinę ta gazeta będzie w każdym pokoju, a jutrzejsza prasa może donieść coś jeszcze gorszego. Nie czas na skromność; zwracasz, na siebie uwagę, i w tym hotelu widziało cię już za dużo ludzi. Zbieraj się.

Marie wstała, ale nie ruszyła się z miejsca. Stała tak długo, aż musiał na nią spojrzeć.

– O kilku sprawach porozmawiamy później – odezwała się zimno. – Chciałeś mnie zostawić, Jasonie, a ja muszę wiedzieć dlaczego.

– Mówiłem już, że ci powiem – odparł niecierpliwie. – Przecież chcę, żebyś wiedziała, więc powiem. Ale teraz musimy się stąd zmyć. Pakuj się, do cholery!

Przestraszyła się nieco, najwyraźniej jego gniew zrobił na niej wrażenie.

– Tak, oczywiście – wyszeptała.

Zjechali na dół windą. Kiedy przed oczami pojawiła mu się zadeptana marmurowa posadzka, Bourne poczuł się jak w klatce, całkowicie na widoku, niemal w zasięgu ręki – zupełnie jakby w momencie zatrzymania się windy miano ich aresztować. Po chwili zrozumiał, dlaczego tak zareagował. Na lewo za ladą siedział portier, a przed nim piętrzyły się gazety. Były to te same gazety. Jason przed chwilą włożył jedną do nesesera, który teraz niosła Marie. Portier właśnie ją czytał, dłubiąc jednocześnie wykałaczka w zębach, całkowicie pochłonięty nowinkami o najświeższych skandalach.

– Idź prosto przed siebie – polecił Marie. – Nie zatrzymuj się, tylko idź do drzwi. Spotkamy się na zewnątrz.

– O Jezu – szepnęła widząc portiera.

– Postaram się zapłacić błyskawicznie.

Jason za wszelką cenę nie chciał dopuścić, aby portier zwrócił uwagę na stukot obcasów Marie o marmurową posadzkę. Ale ten podniósł wzrok dopiero wtedy, gdy Jason pojawił się przed nim, całkowicie zasłaniając mu widok.

– Było nam niezwykle miło – odezwał się po francusku – ale bardzo się spieszę. Jeszcze dzisiaj muszę być w Lyonie. Proszę zaokrąglić rachunek do pięciuset franków. Nie miałem czasu zostawić napiwków.

Zamieszanie z pieniędzmi odniosło spodziewany skutek. Portier szybko sporządził rachunek. Jason zapłacił i właśnie schylał się po walizki, gdy usłyszał jęk zdziwienia wydobywający się z osłupiałego mężczyzny. Wpatrywał się w plik gazet leżących po prawej stronie i w zdjęcie Marie St. Jacques. Następnie spojrzał na szklane drzwi wejściowe: Marie stała na chodniku. Portier przeniósł zdziwione spojrzenie na Bourne’a; nagłe olśnienie wystarczyło, by napełnić go przerażeniem.

Jason szybko skierował się do szklanych drzwi, łokciem wprawnie je otworzył i łypnął okiem za siebie. Portier właśnie sięgał po telefon.

– Jazda! – zawołał do Marie. – Szybko do taksówki.

Pięć przecznic od hotelu, na rue Lecourbe złapali taksówkę. Bourne udawał naiwnego Amerykanina i używał łamanej francuszczyzny, która tak mu pomogła w banku Valois. Wytłumaczył kierowcy, że chce ze swoją belle amie wydostać się z zatłoczonego Paryża na dzień lub dwa w jakieś ustronne miejsce. Zasugerował, że może tak on sam by podał kilka miejsc, a oni już wybiorą. Kierowca zgodził się chętnie.

– Koło Les Moulineux Billancourt jest mały pensjonat zwany „Maison Quadrillage” – polecił. – Jest jeszcze jeden w Ivry-sur-Seine, który może się państwu spodobać. Bardzo tam intymnie, proszę pana. A może tak „Auberge du Coin” w Montrouge; leży między tymi dwoma i nie ma tam prawie wcale ruchu.

– Pojedźmy do tego pierwszego – wybrał Jason. – On pierwszy przyszedł panu na myśl. Jak długo tam się jedzie?

– Nie więcej niż piętnaście, dwadzieścia minut, proszę pana.

1 ... 79 80 81 82 83 84 85 86 87 ... 141 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название