-->

Tozsamoic Bournea

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Tozsamoic Bournea, Ludlum Robert-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Tozsamoic Bournea
Название: Tozsamoic Bournea
Автор: Ludlum Robert
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 278
Читать онлайн

Tozsamoic Bournea читать книгу онлайн

Tozsamoic Bournea - читать бесплатно онлайн , автор Ludlum Robert

M??czyzna, kt?ry wypad? podczas sztormu za burt? ma?ego trawlera, nie pami?ta ?adnych fakt?w ze swojego ?ycia. Pewne okoliczno?ci sugeruj?, ?e nie by? on zwyczajnym cz?owiekiem – zbyt wiele os?b interesuje si? jego poczynaniami, zbyt wielu najemnych morderc?w usi?uje go zlikwidowa?. Sprawno??, z jak? sobie z nimi radzi, jednoznacznie wskazuje na specjalne przygotowanie, jakie przeszd?. Jego przeznaczeniem jest walka o prze?ycie i wyja?nienie tajemnic przesz?o?ci…

"To?samo?? Bourne'a" nale?y do najlepszych powie?ci Roberta Ludluma, pisarza przewy?szaj?cego popularno?ci? wszystkich znanych polskiemu czytelnikowi pisarzy gatunku sensacyjnego. Niekt?rzy twierdz?, ?e jest to jego najlepsze dzie?o, czego po?rednim dowodem kontynuacja w postaci nast?pnych dw?ch tom?w oraz doskona?y film i serial z Richardem Chamberlainem, ciesz?cy si? ogromnym powodzeniem na ca?ym ?wiecie.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 78 79 80 81 82 83 84 85 86 ... 141 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Co takiego?!

Europejczyk sięgnął w stronę wyłącznika umieszczonego na desce rozdzielczej samochodu i wcisnął go.

– O to właśnie nam chodziło – rzekł. – To właśnie chcieliśmy wiedzieć. – Odwrócił się do siedzącego obok szofera. – Teraz szybko. Wracaj pod schody. Pamiętaj, że jak tylko ktoś wyjdzie na zewnątrz, będziesz miał dokładnie trzy sekundy, zanim drzwi ponownie się zatrzasną. Musisz być szybki.

Mężczyzna w liberii wysiadł pierwszy z samochodu; ruszył chodnikiem w kierunku Treadstone-71. Przed wejściem do jednego z pobliskich domów jakaś para w średnim wieku głośno żegnała się ze swoimi gospodarzami. Szofer zwolnił kroku, sięgnął do kieszeni po papierosa, zatrzymał się, by go przypalić. Odgrywał rolę znudzonego kierowcy zabijającego czas monotonnego wyczekiwania. Europejczyk przyglądał mu się przez chwilę, potem rozpiął płaszcz i wyjął długi rewolwer o lufie wydłużonej tłumikiem. Zwolnił bezpiecznik i schował broń z powrotem do kabury, wysiadł z samochodu i przeszedł przez jezdnię, kierując się w stronę limuzyny. Jej lusterka były ustawione pod takim kątem, iż Europejczyk mógł się nie obawiać, że zostanie dostrzeżony przez siedzących w środku mężczyzn. Przystanął na moment przy bagażniku, następnie wyciągnął rękę i doskoczył do drzwi kierowcy; otworzył je mocnym szarpnięciem i błyskawicznie wsunął się do środka, kierując broń na tylne siedzenie.

Alfredowi Gillette zaparło dech. Prawą ręką próbował chwycić klamkę, ale Europejczyk wcisnął przycisk blokujący obie pary drzwi. Natomiast Dawid Abbott siedział bez ruchu, wpatrując siew napastnika.

– Dobry wieczór, Mnichu – odezwał się Europejczyk. – Ktoś, kto jak wiem, często przywdziewa mnisi habit, przesyła panu gratulacje. Nie tylko z powodu Kaina, ale i gwardii przybocznej z Treadstone. O, choćby Żeglarza, kiedyś pierwszorzędnego agenta.

Gillette odzyskał głos; odezwał się ni to szeptem, ni krzykiem:

– Co to ma znaczyć? Kim pan jest?! – zawołał, udając, że nie zna mężczyzny.

– Posłuchaj, przyjacielu, to już nie jest konieczne – powiedział człowiek z pistoletem. – Z wyrazu twarzy pana Abbotta wnioskuję, iż zdał sobie sprawę, że jego dawne wątpliwości co do ciebie były słuszne. Zawsze należy ufać instynktom, prawda, Mnichu? Oczywiście, miał pan absolutną rację. Znaleźliśmy jeszcze jednego rozgoryczonego człowieka; wasz system stwarza takich ludzi z przerażającą szybkością To oczywiście on przekazał nam akta „Meduzy”, a te doprowadziły nas do Bourne’a.

– Co robisz?! – wrzasnął Gillette. – O czym ty mówisz?!

– Jesteś straszliwym nudziarzem. Alfredzie. Ale zawsze byłeś częścią „kochanego personelu”. Szkoda tylko, że nie wiedziałeś, z która ekipą masz trzymać; tacy jak ty nigdy nie wiedzą.

– Ty!… – Gillette uniósł się ciężko z siedzenia z wykrzywiona twarzą.

Europejczyk pociągnął za spust: stłumione echo wystrzału pobrzmiewało przez moment w miękko wyściełanym wnętrzu limuzyny. Gillette zgiął się gwałtownie, jego ciało osunęło się na podłogę po drzwiach samochodu; sowie oczy były w chwili śmierci szeroko otwarte.

– Nie wydaje mi się, byś chciał go opłakiwać – odezwał się Europejczyk.

– Nie ma kogo – stwierdził Mnich.

– Ale tamten człowiek to jednak Bourne. Tak, Kain zdradził. Nie wytrzymał. Długi okres ciszy jest już za nami. Wąż z głowy „Meduzy” zdecydował się uderzyć samodzielnie. A może został kupiony? Tego też nie można wykluczyć, prawda? Carlos kupuje wielu, tak jak tego przy pańskich nogach.

– Ode mnie niczego się nie dowiesz. Nawet nie próbuj.

– Niczego nie muszę się dowiadywać. Wszystko już wiemy. Delta, Carlos… Kain. Imiona już nie mają znaczenia: właściwie nigdy nie miały. Ostatni krok to całkowita izolacja Bourne’a – przez usunięcie człowieka-mnicha podejmującego wszystkie decyzje. Pana. Bourne jest w potrzasku. Jest skończony.

– Są jeszcze inni, którzy też mogą podejmować decyzje. Bourne dotrze do nich.

– Jeśli tylko spróbuje, zabiją go. Nikt nie zasługuje na większa pogardę niż człowiek, który zdradził, ale by stwierdzić, że zdradził, trzeba dysponować dowodami na to, iż w ogóle był waszym człowiekiem. Carlos dysponuje takimi dowodami; Bourne był wasz, choć jego pochodzenie jest równie zagadkowe, jak wszystko, co znajduje się w aktach „Meduzy”.

Stary człowiek zmarszczył brwi: był przerażony, choć nie z obawy o własne życie; chodziło o sprawę znacznie istotniejszą niż los jednostki.

– Jesteś szalony – powiedział. – Nie ma takiego dowodu.

– Jeden błąd, jeden błąd wystarczył. Carlos jest dokładny, jego macki sięgają wszędzie. Potrzebował pan człowieka z „Meduzy”, takiego, który zniknął bez śladu. Wybrał pan gościa o nazwisku Bourne, ponieważ jego zniknięcie nastąpiło w niejasnych okolicznościach i ten fakt usunięto ze wszystkich istniejących dokumentów – albo tak się przynajmniej panu wydawało. Tylko że nie wziął pan pod uwagę agentów Hanoi, którzy przeniknęli do „Meduzy”; te dane istnieją u nich. Jason Bourne został zgładzony 25 marca 1968 roku przez oficera amerykańskiego wywiadu, w dżungli Tam Quan.

Mnich szarpnął się do przodu; pozostał mu już tylko ten ostateczny gest, ostatnie wyzwanie. Europejczyk strzelił.

Drzwi budynku z piaskowca otworzyły się. Na twarzy ukrytego w cieniu schodów szofera pojawił się uśmiech. Żeglarz odprowadzał do drzwi doradcę Białego Domu, co oznaczało, że główny system alarmowy został wyłączony. Teraz zabójca miał już nie trzy sekundy, lecz tyle czasu, ile potrzebował.

– Wspaniale, że pan do nas wpadł – powiedział Żeglarz, ściskając rękę gościa.

– Dziękuję za wszystko.

Były to ostatnie słowa, jakie obaj mężczyźni zdążyli powiedzieć. Szofer wycelował do nich ponad balustradą ceglanego murku i dwukrotnie pociągnął za spust; stłumione odgłosy wystrzałów zlały się z odległym hałasem miejskim. Żeglarz upadł na plecy do wnętrza budynku; doradca Białego Domu złapawszy się za pierś, zatoczył się na futrynę drzwi wejściowych. Morderca okrążył murek, wbiegł na schody i chwycił Stevensa akurat w chwili, gdy ten miał zwalić się na ziemię. Z impetem lecącego pocisku chwycił go i cisnął przez drzwi do środka, na ciało Żeglarza. Następnie zajął się wewnętrzną stroną framugi ciężkich, obitych stalową blachą drzwi. Ponieważ wiedział, czego szuka, odnalazł to bez trudu. Wzdłuż górnej krawędzi biegł gruby przewód wpuszczony na końcu w ścianę, pomalowany tą samą farbą co futryna. Mężczyzna przymknął trochę drzwi, podniósł rękę z pistoletem i strzelił prosto w przewód. Nastąpiło zwarcie, posypały się iskry: kamery systemu bezpieczeństwa zostały wyłączone, wszystkie monitory zgasły.

Mężczyzna otworzył drzwi, żeby dać wspólnikowi sygnał; nie było to konieczne, bo Europejczyk już i tak przechodził przez jezdnię. Wspiął się po schodach i wszedł do środka, rozglądając się po foyer i zerkając w stronę drzwi na końcu korytarza. Razem unieśli z podłogi dywan, po czym Europejczyk wsunął jego skraj między drzwi wejściowe a futrynę, tak by powstała kilkucentymetrowa szpara uniemożliwiająca zatrzaśnięcie się rygli. Teraz nawet jeśli ktoś włączyłby zapasowy system bezpieczeństwa, nic by to nie dało.

Stali w milczeniu, sztywno wyprostowani: obaj wiedzieli, że jeśli ktoś może ich wykryć, stanie się to w ciągu najbliższych kilku sekund; rozległ się odgłos drzwi otwieranych na piętrze a w chwile później usłyszeli kroki i dystyngowany kobiecy głos:

– Kochanie! Właśnie zauważyłam, że zepsuła się ta przeklęta kamera! Czy mógłbyś to sprawdzić? – Nastąpiła chwila ciszy; potem kobieta odezwała się znowu. – A może powiedz Jezuicie? – Ponownie nastała precyzyjnie odmierzona cisza. – Albo nie, nie zawracaj sobie głowy, kochanie. Sama powiem Dawidowi!

Dwa kroki. Cisza. Szelest materiału. Europejczyk patrzył bacznie w stronę schodów. Zgasło światło. Dawid. Jezuita… Mnich!

– Załatw ją! – wrzasnął do szofera, a sam okręcił się na pięcie i wycelował rewolwer w drzwi na końcu korytarza.

Mężczyzna w liberii rzucił się do schodów, żeby wbiec na piętro; rozległ się strzał z broni dużego kalibru, bez tłumika. Europejczyk podniósł wzrok i zobaczył, że szofer trzyma się za ramię, a jego uniform zalany jest krwią; w drugiej ręce mężczyzna jednak wciąż ściskał pistolet i raz za razem pociągał za spust, celując w górę schodów.

1 ... 78 79 80 81 82 83 84 85 86 ... 141 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название