Smiertelna ekstaza
Smiertelna ekstaza читать книгу онлайн
Drew Mathias, zdolny elektronik i entuzjasta gier komputerowych, nie mia? ?adnego powodu, ?eby odebra? sobie ?ycie. Podobnie jak wzi?ty nowojorski adwokat S.T. Fitzhugh, wp?ywowy senator Peary czy Cerise Devane, przebojowa w?a?cicielka popularnego brukowca. Tych czworga nie ??czy?o nic poza tym, ?e postanowili odej?? z tego ?wiata. ?ledztwo nie przynios?o ?adnego rezultatu, ale porucznik Eve Dallas z nowojorskiej policji nie chce uwierzy?, ?e by?y to samob?jstwa. Kto jednak i dlaczego chcia?by pozbawi? ?ycia czworo niezwi?zanych ze sob? ludzi? I jak tego dokona??
Porucznik Dallas postanawia mimo wszystko poszuka? odpowiedzi na te pytania. Oczywi?cie mo?e liczy? na pomoc ?wie?o po?lubionego m??a – superprzystojnego, superinteligentnego i bogatego Raorke’a – kt?ry kocha j? do szale?stwa i zrobi dla niej wszystko.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Strzeliła strumieniem pod stopy Eye, odgadując jej zamiar.
– Nie rób tego. Obezwładnię cię i tylko niepotrzebnie wszystko przedłużysz.
– Zabiję cię gołymi rękami. – Eye nabrała w płuca powietrza i z wysiłkiem wypuściła, zmuszając się do zebrania myśli. – Przysięgam.
W swoim gabinecie Roarke przyglądał się danym, które przetworzył. Czegoś mitu brakuje, pomyślał, ale czego?
Przetarł zmęczone oczy i rozprostował plecy. Uznał, że potrzebuje przerwy. Musi dać odpocząć oczom i myślom. Wziął leżące na biurku gogle i obracał je w rękach.
Nie zaryzykujesz. Obezwładnię cię i nie zdążysz do niego dotrzeć. Zawsze jest jakaś nadzieja, że możesz go powstrzymać, uratować.
– Uśmiechnęła się drwiąco. – Widzisz, Eye, doskonale cię rozumiem.
– Doprawdy? – zapytała Eye i zamiast rzucić się na nią, odskoczyła do tyłu. – Wyłączyć światła – krzyknęła i gdy pokój zatonął w ciemnościach, chwyciła swoją broń. Poczuła lekkie ukłucie, kiedy Reeanna zawahała się, ale jednak wystrzeliła i musnęła jej ramię.
Po chwili była już na podłodze, ukryta za biurkiem i zgrzytając zębami z bólu. Ruch był szybki, lecz mało precyzyjny i wylądowała na potłuczonym kolanie.
– Jestem w tym lepsza od ciebie – powiedziała spokojnie Eye. Jednak czuła mrowienie w palcach prawej ręki, które drżały. musiała więc przerzucić broń do lewej. – Jesteś amatorem w tej branży. Rzuć broń, to może cię nie zabiję.
– Mnie? – Syknęła Reeanna. – Masz w sobie za dużo i gliny. Maksymalna moc tylko w przypadku, gdy zawiodą inne metody.
Jest blisko drzwi, zorientowała się Eye, wstrzymując oddech i nastawiając uszu. Głos dochodził z prawej strony.
– Nie ma tu nikogo poza tobą i mną. Kto by się dowiedział?
– Sumienie by ci me pozwoliło. Nie zapominaj, że zwiedzałam twój umysł. Nie mogłabyś z tym żyć.
Zbliżała się do drzwi. Świetnie, tylko tak dalej. Jeszcze kawałeczek. Spróbuj wyjść, suko, a rzucę tobą jak kawałem zepsutego mięsa.
– Może masz rację. Może tylko cię okaleczę. – Ściskając broń, Eye wychyliła się ostrożnie zza biurka.
Drzwi otworzyły się. Jednak nie wybiegła przez nie Reeanna, tylko stanął w nich William.
– Reeanna, co ty robisz po ciemku?
W chwili gdy Eye zerwała się na nogi, palec Reeanny szarpnął spust i William wpadł w konwulsyjny taniec.
– Och, William, na litość boską. – W jej krzyku było więcej oburzenia niż żalu. Zanim runął na podłogę, Reeanna zrobiła unik przed jego padającym ciałem i rzuciła się na Eye. Jej paznokcie wbiły się w jej piersi i obie kobiety upadły, sczepione, na podłogę.
Reeanna świetnie wiedziała, gdzie ma celować. Sama opatrywała wcześniej wszystkie obrażenia ciała Eye i teraz okładała je, wykręcał i kłuła. Jej kolano wbiło się w obolałe biodro Eye, a pięść wylądowała na wykręconym kolanie.
Ból przeszył ją na wskroś. Machnęła na oślep łokciem i z zadowoleniem usłyszała trzask łamanej chrząstki, kiedy cios dosięgnął nosa Reeanny, która wydała z siebie przenikliwy wrzask i zatopiła w niej zęby.
– Suka. – Zniżając się do jej poziomu, Eye złapała garść jej włosów i mocno szarpnęła. Zawstydzona tak nieprofesjonalnym odruchem, przycisnęła broń do podbródka Reeanny. – Jeden gwałtowniejszy oddech i koniec z tobą. Włączyć światła.
Dyszała ciężko, zakrwawiona, a jej ciało krzyczało z bólu. Miała nadzieję, że poczuje satysfakcję, widząc piękną twarz Reeanny w sińcach i krwi, płynącej ze złamanego nosa. Lecz na razie czuła tylko lęk.
– I tak z tobą skończę – zapowiedziała.
– Nie – odparła Reeanna stalowym głosem, rozciągając usta w cudownym uśmiechu. – Sama to zrobię. – Wykręciła Eye nadgarstek ręki, w której trzymała broń, aż wylot dotknął jej własnej szyi.
– Nie cierpię klatek. – I z uśmiechem pociągnęła za spust.
– Jezu Chryste. – Ciało Reeanny jeszcze się trzęsło, kiedy Eye trudem zwlokła się z niej i wstała. Obróciła bezwładne ciało Williama, wyszarpnęła mu z kieszeni przenośny videokom. William jeszcze oddychał, lecz nic jej to nie obchodziło.
Ruszyła do drzwi.
– Odezwij się, odezwij się! – krzyczała do mikrofonu, gorączkowo włączając aparat. – Roarke – rozkazała. – Gabinet. – Przygryzła z rozpaczą wargi, ponieważ wyświetlił się odmowny komunikat.
Linia zajęta. Proszę czekać lub za chwilę ponowić próbę.
– Boczna linia, sukinsynu. Jak tu się włącza boczną linię? – Przyspieszyła kroku, przechodząc w lekko utykający bieg, nie zdając sobie sprawy, że płacze.
W napowietrznym korytarzu usłyszała zbliżający się odgłos kroków, ale nawet się nie zatrzymała.
– Dallas, Boże święty.
– Idź tam. – Przebiegła obok Feeneya, prawie nie słysząc jego gorączkowych pytań przez burżę przerażenia, jaka rozszalała się w jej głowie. – Peabody, chodź ze mną. Pospiesz się.
Dotarła do windy, wcisnęła guzik.
– Szybciej, szybciej.
– Dallas, co się stało? – Peabody dotknęła jej ramienia i została odepchnięta. – Krwawisz. Poruczniku, wszystko w porządku?
– Roarke, o Boże, błagam. – Gorące łzy, płynące już strumieniami, oślepiały ją. W panice czuła zalewający jej skórę pot.
Ona go zabija. Zabije go.
Peabody odruchowo wyciągnęła broń. Obie wpadły do windy.
– Górne piętro, wschodnie skrzydło! – krzyknęła Eye. Już, już!
Prawie rzuciła videokomem w Peabody. – Włącz w tym gównie boczną linię.
– Jest uszkodzony. Ktoś nim chyba rzucił. Kto ma zabić Roarke”a?
– Reeanna. Nie żyje, ale go teraz zabija. – Nie mogła złapać tchu.
Jej płuca odmawiały posłuszeństwa. – Powstrzymamy go. Cokolwiek kazała mu zrobić, powstrzymamy go. – Zwróciła oszalałe oczy w stronę Peabody. – Nie może go dostać.
– Powstrzymamy go. – Peabody wyskoczyła przed nią, zanim drzwi otworzyły się do końca.
Eye wyprzedziła ją, mimo swoich obrażeń. Przerażenie dodawało jej sił. Szarpnęła gwałtownie drzwi, zaklęła i przycisnęła dłoń do czytnika.
Omal go nie przewróciła, kiedy stanął na progu.
– Roarke. – Wtuliła się w niego, jakby chciała wejść w jego ciało.
– O Boże, nic ci nie jest? Żyjesz?
– Co się stało? – Przytulił ją mocno, czując, że cała drży. Ale odsunęła się, objęła dłońmi jego twarz, wpatrując się w jego oczy.
– Spójrz na mnie. Używałeś tego? Testowałeś te gogle?
– Nie. Eye…
– Peabody, rzuć się na niego, jeśli wykona jakiś podejrzany ruch. Wezwij ambulans. Trzeba mu zrobić skanowanie mózgu.
– Akurat mi zrobicie, ale wezwij ambulans, Peabody. Tym razem zawieziemy ją do szpitala, nawet gdybym ją miał ogłuszyć.
Eye cofnęła się o krok, łapiąc oddech i przypatrując mu się uważnie. Nie czuła nóg. Zastanawiała się, jakim cudem jeszcze może stać.
– Nie używałeś tego?
– Przecież mówię, że nie. – Przejechał ręką włosy. – To ja tym razem miałem być ofiarą? Mogłem się domyślić. – Odwrócił się, ale zaraz spojrzał przez ramię, ponieważ Eye uniosła broń.
– Och, odłóż to cholerstwo. Nie zabiję się. Jestem tylko wkurzony. Niewiele brakowało, by mi się wymknęła. Wszystko zaczęło się kleić dopiero pięć minut temu. „Doktum.” Doktor od umysłu – wyjaśnił. – Takiego pseudonimu używała, biorąc udział w grach. Ciągle go używa, ciągle gra. Mathias łączył się z nią mnóstwo razy w ciągu całego roku przed swoją śmiercią. Dokładnie przyjrzałem się też danym na temat stacji. Tej, którą dostałem od nich i seryjnych. Nie ukryli tego dość głęboko.
– Wiedziała, że w końcu to znajdziesz. Dlatego właśnie… – Eye urwała i wciągnęła powietrze, czując, jak strasznie dudni jej w głowie.
– Dlatego przygotowała ci specjalne gogle.
– Mogłem się zabrać do ich testowania, gdyby mi nikt nie przeszkodził. – Pomyślał o Mayis, uśmiechając się nieznacznie.
– Nie sądzę, żeby Ree zbytnio się przyłożyła do zmiany danych. Wiedziała, że ufałem jej i Williamowi.
– To nie William – w każdym razie nie z własnej woli. Tylko skinął głową, spoglądając na jej poszarpaną koszulę i czerwone plamy.
