-->

Diabelska Alternatywa

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Diabelska Alternatywa, Forsyth Frederick-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Diabelska Alternatywa
Название: Diabelska Alternatywa
Автор: Forsyth Frederick
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 194
Читать онлайн

Diabelska Alternatywa читать книгу онлайн

Diabelska Alternatywa - читать бесплатно онлайн , автор Forsyth Frederick

Rok 1982. W obliczu kl?ski g?odu Rosjanie licz? na pomoc Amerykan?w i dostawy zbo?a z USA. Po obu stronach Atlantyku s? jednak tacy, kt?rzy chc? wykorzysta? t? sytuacj? do spowodowania ?wiatowego konfliktu nuklearnego. Tylko para kochank?w, obywateli obu supermocarstw, mo?e uratowa? ?wiat przed zag?ad?.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 62 63 64 65 66 67 68 69 70 ... 108 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

W kabinie panowała wciąż ta sama temperatura: po prostu w momencie, gdy przez podwójne szyby zaczęło silniej przygrzewać słońce, grzejniki wyłączyły się automatycznie, a do pracy przystąpiła aparatura klimatyzacyjna. Larsen tkwił wciąż na tym samym miejscu, za swoim wielkim stołem, obserwując siedzącego po drugiej stronie Drake'a. Po długiej rozmowie, jaka toczyła się tu parę minut po dziewiątej, zapadło między nimi głębokie milczenie. Najwyraźniej dawało się odczuć napięcie oczekiwania. Obaj wiedzieli dobrze, że na sąsiednich brzegach trwają teraz gorączkowe zabiegi. Wszyscy próbują dowiedzieć się, co właściwie się stało na pokładzie “Freyi”, a następnie ocenić, czy i co można tutaj zrobić.

Larsen wiedział też, że nikt nie zrobi ani jednego kroku, nie podejmie żadnej decyzji, zanim nie zostaną ujawnione żądania. Z tego punktu widzenia, musiał przyznać, młody porywacz działał chytrze. Przedłużał okres niepewnych domysłów po tamtej stronie. Zmuszając Larsena do mówienia w jego imieniu, skutecznie ukrywał swoją tożsamość czy choćby pochodzenie. Poza kabiną, w której przebywali, nikt nie znał dotychczas nawet motywów jego działań. A przecież władze chciały na pewno wiedzieć znacznie więcej, chciały usłyszeć jego głos, by móc poddać analizie nagrania, rozpoznać akcent i sposób mówienia, podjąć próbę ustalenia jego narodowości – zanim przystąpią do akcji. Człowiek, który przedstawiał się jako Swoboda, nie dawał im tych wszystkich niezbędnych informacji, podważając tym samym pewność siebie ludzi, którym rzucił wyzwanie.

Zarazem dawał prasie dostatecznie dużo czasu, by mogła dowiedzieć się o zdarzeniu i jego możliwych katastrofalnych następstwach, ale nie o stawianych warunkach. Dziennikarze na pewno zdążyli już ocenić, a może i przecenić rozmiary klęski, jaką wywołałoby wysadzenie “Freyi” w powietrze, toteż cała ich energia, cała wywierana przez nich presja skieruje się teraz na bezwarunkowe spełnienie żądań terrorystów. Kiedy te żądania zostaną ujawnione i okażą się błahe w porównaniu z apokaliptyczną alternatywą, władze łatwo poddadzą się naciskom wystraszonej opinii publicznej.

Larsen, który wiedział już, jakie będą żądania, był niemal pewien, że władze nie odmówią. Alternatywa była zbyt straszna. Gdyby Swoboda porwał po prostu jakiegoś polityka, tak jak grupa Baader-Meinhof porwała Hansa-Martina Schleiera, a Czerwone Brygady premiera Aldo Moro – jego żądania mogłyby się spotkać z odmową. Ale on wybrał mocniejszą kartę: mógł zdewastować całe wielkie morze i brzegi pięciu krajów, zniszczyć trzydzieści istnień ludzkich, wyrwać z kas ubezpieczeniowych miliard dolarów.

– Dlaczego tak bardzo zależy panu na tych ludziach? – przerwał Larsen długotrwałą ciszę.

Tamten popatrzył nań uważnie.

– To nasi przyjaciele – odpowiedział.

– Niezupełnie. Słyszałem coś o nich. Pamiętam, że w styczniu prasa pisała o dwóch Żydach ze Lwowa, którym odmówiono pozwolenia na emigrację, więc porwali rosyjski samolot i zmusili go do lądowania w Berlinie Zachodnim. I z tego miałoby wyniknąć pańskie narodowe powstanie?

– Mniejsza o to – mruknął porywacz. Spojrzał na zegarek. – Jest za pięć dwunasta. Wracamy na mostek.

Na mostku było wszystko po staremu, jeśli nie liczyć jeszcze jednego terrorysty, który spał w kącie zwinięty w kłębek, nie wypuścił jednak z rąk karabinu. Był zamaskowany, podobnie jak jego czuwający przy radarze i sonarze kolega. Swoboda zapytał go o coś po ukraińsku. Mężczyzna pokręcił przecząco głową i odpowiedział w tym samym języku. Na rozkaz Swobody skierował swój karabin w stronę Larsena.

Drake podszedł do ekranów i zaczął im się starannie przyglądać. Wokół “Freyi” rysował się wyraźnie pusty krąg w promieniu pięciu mil.

W kierunku wschodnim ekrany wykazywały pustkę jeszcze dalej, aż po linię brzegu. Uspokojony tym widokiem, wyszedł jeszcze na chwilę na zewnętrzną galeryjkę mostka i zawołał coś w górę. Odpowiedział mu okrzyk obserwatora z bocianiego gniazda na szczycie komina. Swoboda wrócił do wnętrza.

– Zaczynajmy – odezwał się do Larsena. – Nasza publiczność już czeka. Ale ostrzegam: powie pan o jedno słowo za dużo, a natychmiast zastrzelę któregoś z marynarzy.

Larsen sięgnął po radiotelefon i nacisnął “nadawanie”.

– Kontrola Mozy, Kontrola Mozy, tu “Freya”.

Zapewne nie wiedział, że jego sygnał odbierany jest w tej chwili w co najmniej pięćdziesięciu różnych ośrodkach. Słuchały go wywiady wszystkich mocarstw; ich przemyślne odbiorniki precyzyjnie wychwytywały rotterdamski kanał dwudziesty nawet z wielkich odległości. Słowa Larsena docierały jednocześnie do Agencji Bezpieczeństwa Narodowego w Waszyngtonie, do brytyjskiej SIS, francuskiej SDECE, zachodnioniemieckiej BND, do centrali wywiadu sowieckiego, do służb państwowych Holandii, Belgii i Szwecji. Słuchali ich też radiooficerowie na statkach, dziennikarze i zwykli amatorzy.

Odpowiedź z Hook van Holland przyszła natychmiast.

– “Freya”, tu Kontrola Mozy. Słuchamy was. Larsen zaczął czytać z kartki.

– Mówi kapitan Thor Larsen. Chcę rozmawiać z premierem Holandii. Osobiście.

Nowy głos zabrzmiał w eterze.

– Kapitanie Larsen, mówi Jan Grayling, premier Królestwa Holandii. Czy nie stało się panu nic złego?

Swoboda błyskawicznie pochylił się nad Larsenem i zasłonił mikrofon ręką.

– Żadnych pytań! Niech powiedzą, czy jest tam ambasador RFN. Chcę znać jego nazwisko.

– Proszę nie zadawać pytań, panie premierze. Nie wolno mi na nie odpowiadać. Czy jest z panem ambasador RFN?

W ośrodku kontroli do mikrofonu zbliżył się Voss.

– Mówi ambasador Republiki Federalnej Niemiec. Nazywam się Konrad Voss.

Na mostku “Freyi” Swoboda skinął głową.

– W porządku. Może pan czytać.

Siedmiu mężczyzn skupionych przy konsolecie ośrodka kontroli zastygło w milczeniu. Jeden z nich był szefem-rządu, jeden ambasadorem, jeden psychiatrą; był tu także inżynier radiowiec, na wypadek jakichś kłopotów w transmisji, był van Gelder z zarządu portu, był dyżurny operator. Całą pozostałą komunikację ze statkami przerzucono na inny kanał. Bezgłośnie obracały się szpule dwóch magnetofonów. Głośnik nastawiony był na maksimum: głos Thora Larsena aż dudnił w pokoju.

– Powtarzam to, co powiedziałem dziś rano o dziewiątej. “Freya” jest w rękach partyzantów. Rozmieścili oni ładunki wybuchowe, które, jeśli wybuchną, rozerwą statek na kawałki. Można je zdetonować wszystkie równocześnie przez naciśnięcie jednego guzika. Powtarzam: przez naciśnięcie jednego guzika. W żadnym razie nie podejmujcie prób zbliżenia się do statku, lądowania na pokładzie czy jakiegokolwiek ataku. Jeśli taka próba nastąpi, ładunki zostaną odpalone natychmiast. Ludzie, o których mowa, przekonali mnie, że są gotowi raczej umrzeć, niż się poddać. Nadto, jeśli jakikolwiek statek lub samolot znajdzie się w strefie zakazanej, rozstrzelają jednego z moich marynarzy albo wypuszczą do morza dwadzieścia tysięcy ton ropy, albo zrobią jedno i drugie. A teraz, uwaga, podaję ich żądania:

Dwaj więźniowie polityczni, Dawid Łazariew i Lew Miszkin, przebywający obecnie w więzieniu Tegel w Berlinie Zachodnim, mają być uwolnieni. Mają odlecieć z Berlina cywilnym samolotem zachodnio-niemieckim do Izraela. Wcześniej szef państwa izraelskiego musi udzielić publicznej gwarancji, że nie zostaną oni nigdy repatriowani do ZSRR ani wydani z powrotem RFN, ani też więzieni za swoje dotychczasowe czyny w Izraelu. Ich uwolnienie ma nastąpić jutro o świcie. Izraelskie gwarancje ich bezpieczeństwa i wolności muszą być ogłoszone dzisiaj do godziny: dwudziestej czwartej. W razie odmowy spełnienia tych żądań odpowiedzialne za wszystkie wynikłe stąd konsekwencje będą rządy RFN i Izraela. To wszystko. Nie będzie żadnych dodatkowych kontaktów aż do momentu spełnienia tych żądań.

Głośnik zamilkł. W ośrodku kontroli zapanowała cisza. Grayling rzucił pytające spojrzenie w stronę Yossa, ale niemiecki ambasador wzruszył tylko ramionami.

– Muszę szybko porozumieć się z Bonn – powiedział.

– Ja mogę tylko powiedzieć, że głos kapitana Larsena zdradza pewne napięcie – odezwał się psychiatra.

– Dziękuję pięknie, tyle mogę powiedzieć i ja – odparł Grayling. – Panowie, to, co przed chwilą usłyszeliśmy, dotrze do opinii publicznej najdalej w ciągli godziny. Myślę, że powinniśmy jak najszybciej powrócić do swoich biur. Osobiście przygotuję oświadczenie radiowe w tej sprawie już na godzinę pierwszą. Obawiam się jednak, panie ambasadorze, że cała presja opinii skieruje się teraz na Bonn.

– Z pewnością tak – zgodził się Voss. – Dlatego muszę być w swojej ambasadzie możliwie najszybciej.

– Niech więc pan jedzie do Hagi ze mną. Poprowadzi nas policyjny pilot, a po drodze, w samochodzie, będziemy jeszcze mogli porozmawiać.

Ich sekretarze zabrali obie taśmy i cała grupa ruszyła do Hagi.

Przejazd autostradą wzdłuż wybrzeża nie zajmie więcej niż kwadrans. Kiedy odjechali, Dirk van Gelder wyszedł na taras na dachu. O tej porze stary Wennerstrom miał tu wydawać uroczysty lunch. Gdyby wszystko toczyło się normalnie, jego goście piliby teraz szampana i jedli kanapki z łososiem, a każdy zerkałby ciągle w stronę morza, by jako pierwszy wypatrzyć na horyzoncie zarysy lewiatana.

Być może nie zobaczą go już nigdy – pomyślał van Gelder. On sam też miał kiedyś morską licencję. Był kapitanem holenderskiej marynarki handlowej, zanim zaproponowano mu tę pracę na lądzie, a on przyjął, wybierając wygodną perspektywę regularnego rodzinnego życia. W duchu pozostał jednak marynarzem, toteż tym, co najbardziej zaprzątało teraz jego myśli, byli koledzy – marynarze “Freyi”, zamknięci głęboko poniżej poziomu fal, czekający bezradnie na ratunek lub śmierć. Ale ich los nie jest już zależny od innych marynarzy, nawet takich jak on, osiadłych na lądzie. Sprawę wzięli w swoje ręce ludzie łagodniejszych wprawdzie manier – myślący jednak w znacznie twardszych, bo politycznych, a nie humanistycznych kategoriach.

Pomyślał o norweskim kapitanie, którego nigdy dotąd nie spotkał, ale którego znał z fotografii; teraz ten człowiek stoi przed uzbrojonymi szaleńcami, szantażowany bronią palną i dynamitem. Van Gelder zastanawiał się, jak on sam zareagowałby na taką sytuację. Może zresztą nigdy by do niej nie dopuścił. Przecież to on właśnie od dawna ostrzegał, że supertankowce mają za słabą ochronę, że zbyt łatwą stanowią pokusę dla zamachowców. Ale silniejsze od jego argumentów okazały się trywialne rachuby: nikt nie chciał ponieść kosztów niezbędnych zabezpieczeń i urządzeń alarmowych, takich jakie stosuje się w bankach czy w magazynach amunicji; a przecież tankowce są w jakimś sensie i jednym, i drugim. Nikt go nie słuchał, nikt nie chciał słuchać. Ludzie interesowali się samolotami, bo te mogą spaść nam na głowę – nikt nie zajmował się tankowcami, pływającymi daleko poza zasięgiem naszego wzroku i naszej wyobraźni. Toteż politycy nie wywierali nacisku na przedsiębiorców, a ci nie kwapili się wydawać pieniędzy z własnej kieszeni. Dziś, tak samo jak dawniej, do tankowca można się włamać równie łatwo jak do dziecinnej skarbonki – a skutek jest taki, że kapitan i jego dwudziestu dziewięciu ludzi potoną jak szczury w naftowych wirach.

1 ... 62 63 64 65 66 67 68 69 70 ... 108 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название