-->

Diabelska Alternatywa

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Diabelska Alternatywa, Forsyth Frederick-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Diabelska Alternatywa
Название: Diabelska Alternatywa
Автор: Forsyth Frederick
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 193
Читать онлайн

Diabelska Alternatywa читать книгу онлайн

Diabelska Alternatywa - читать бесплатно онлайн , автор Forsyth Frederick

Rok 1982. W obliczu kl?ski g?odu Rosjanie licz? na pomoc Amerykan?w i dostawy zbo?a z USA. Po obu stronach Atlantyku s? jednak tacy, kt?rzy chc? wykorzysta? t? sytuacj? do spowodowania ?wiatowego konfliktu nuklearnego. Tylko para kochank?w, obywateli obu supermocarstw, mo?e uratowa? ?wiat przed zag?ad?.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 65 66 67 68 69 70 71 72 73 ... 108 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Migając wszystkimi światłami, volvo naczelnika policji w Alesund wspinało się wąską szutrową dróżką w stronę drewnianego, przypominającego amerykańskie ranczo, domu w Bogneset, oddalonego o dwadzieścia minut jazdy od centrum miasta. Samochód zatrzymał się przed gankiem z surowego kamienia.

Trygve Dahl był rówieśnikiem Thora Larsena. Razem dorastali tu, w Alesund; później Larsen wstąpił do marynarki handlowej, a Dahl mniej więcej w tym samym czasie rozpoczął służbę w policji. Znał także Lizę Larsen, odkąd Thor przywiózł tu żonę, wkrótce po ślubie w Oslo. Dzieci Dahla chodziły do szkoły z Kurtem i Kristiną, razem się bawiły, i żeglowały podczas długich letnich wakacji.

Do diabła! – pomyślał, kiedy wysiadał z samochodu. – Jak mam jej to powiedzieć?

Już od dłuższego czasu próbował się do niej dodzwonić, ale nikt nie odbierał telefonu, co mogło oznaczać, że wyjechała do miasta. Dzieci na pewno są w szkole. Jeśli wybrała się po zakupy, może spotkała już kogoś, kto jej wszystko powiedział. Dahl nacisnął dzwonek, a ponieważ nie było żadnej reakcji, obszedł dom dookoła. Liza Larsen lubiła uprawiać ogródek warzywny. I tutaj ją znalazł; karmiła młodą marchewką ulubionego królika Kristiny. Dostrzegła go od razu i uśmiechnęła się szeroko. A więc nie wie – pomyślał. Ona tymczasem wepchnęła resztę marchwi do klatki i podeszła do niego, ściągając po drodze robocze rękawiczki.

– Cieszę się, że cię widzę, Trygve. Co też cię wyciągnęło z miasta?

– Nie słuchałaś dziś rano radia, Lizo? Zastanowiła się przez chwilę.

– Słuchałam wiadomości o ósmej, przy śniadaniu. Potem byłam przez cały czas tutaj, w ogrodzie.

– To dlatego nie odbierałaś telefonu…

Po raz pierwszy cień niepokoju pojawił się w jej piwnych oczach. Uśmiech zgasł.

– Oczywiście, stąd nie mogłabym go słyszeć. A dzwoniłeś?

– Tak, dzwoniłem… Lizo, wysłuchaj mnie spokojnie… Zdarzyło się coś niedobrego… Nie, nie… nie dzieciom. Thorowi.

Zbladła jak papier mimo widocznej już miodowej, wiosennej opalenizny. Ostrożnie dobierając słowa Dahl opowiedział, co stało się tego ranka na morzu koło Rotterdamu.

– Na razie, o ile wiemy, jest cały i zdrowy. Nie doszło do żadnej tragedii. I na pewno nie dojdzie. Niemcy po prostu wypuszczą tych dwóch ludzi i wszystko będzie dobrze.

Nie płakała, nie wpadła w panikę. Stała spokojnie pośród grządek młodej sałaty. Wreszcie rzekła:

– Chcę być blisko niego.

Policjantowi spadł kamień z serca. Właściwie spodziewał się tego po niej, ale ta szybka decyzja przyniosła mu ulgę. Teraz mógł się już zająć stroną organizacyjną. W tej dziedzinie czuł się znacznie lepiej.

– Prywatny samolot Harry'ego Wennerstroma powinien być za jakieś dwadzieścia minut na naszym lotnisku – mówił, gdy szybkim krokiem okrążali dom. – Sam cię tam zawiozę. Wennerstrom zadzwonił do mnie jakąś godzinę temu. Też pomyślał, że pewnie wolałabyś być blisko, w Rotterdamie. A o dzieci się nie martw. Kazałem je zabrać ze szkoły, zanim usłyszą coś od nauczycieli. Oczywiście jak długo tam będziesz, mogą zostać u nas. Będziemy się nimi opiekować.

Dwadzieścia minut później Liza siedziała już w pędzącym w stronę Alesund samochodzie Dahla. Szef policji przez radio wezwał prom, który miał ich przewieźć na lotnisko. Parę minut po wpół do drugiej mały odrzutowiec w srebrzystobiałych barwach Nordia Linę z wyciem silników oderwał się od płyty lotniska, zatoczył szeroki łuk nad morzem i nabierając wysokości pomknął na południe.

Nasilająca się w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych fala terroryzmu skłoniła rząd brytyjski do opracowania typowej procedury na wypadek tego rodzaju aktów. Pierwszym i podstawowym krokiem tej procedury jest powołanie sztabu kryzysowego, czyli “Jednorożca”; ta dziwna na pierwszy rzut oka nazwa jest tylko literowym skrótem długiej, oficjalnej nazwy “sztabu”. Kiedy kryzys jest poważny i wymaga współdziałania różnych ministerstw i ich agend, sztab kryzysowy, do którego wchodzą reprezentanci wszystkich tych placówek, spotyka się w swojej kwaterze głównej, by połączyć różne informacje i na podstawie tej syntezy podejmować decyzje i koordynować działania. Ta “kwatera główna” to silnie strzeżony pokój w Whitehall, dwa piętra poniżej biur rządu i tylko parę kroków – jeśli posłużyć się drogą przez trawiasty dziedziniec – od rezydencji przy Downing Street 10. W tym właśnie pokoju zbiera się UNICORNE; tym skrótem zastępują wszyscy długą i niewygodną nazwę oficjalną: “Zespół rewizyjny do spraw bezpieczeństwa narodowego przy rządzie Zjednoczonego Królestwa”.

Ze wszystkich stron otaczają tę salę małe pokoiki biurowe obsługujące Jednorożca: specjalna centrala telefoniczna, nie związana z siecią publiczną, za to łącząca UNICORNE i wszystkie ważniejsze urzędy państwowe bezpośrednimi liniami, których nie ima się żaden podsłuch; pokój teleksów, zastawiony dalekopisami głównych agencji prasowych; kabina radiowa z urządzeniami nadawczo-odbiorczymi; wreszcie pokój sekretarek, pełen maszyn do pisania i aparatów kopiujących. Jest tu także mała kuchenka, w której zaufany człowiek przygotowuje kawę i kanapki.

Zebrani w piątkowe popołudnie pod przewodnictwem sekretarza Gabinetu, Sir Juliana Flannery'ego, reprezentowali wszystkie resorty, które wedle jego oceny mogły być pomocne w tej sprawie. W tej fazie prac nie uczestniczyli jeszcze ministrowie, choć każdy przysłał tu swojego przedstawiciela, co najmniej w randze podsekretarza stanu, z Ministerstw: Spraw Zagranicznych, Spraw Wewnętrznych, Obrony, Handlu i Przemysłu, Środowiska, Energii oraz Rolnictwa i Rybołówstwa.

Towarzyszyło im liczne grono ekspertów z różnych dziedzin; dominowali w tej grupie specjaliści od materiałów wybuchowych, od budownictwa okrętowego i od ochrony środowiska, i z wywiadu wojskowego, z MI5 i z SIS. Był tu również zastępca szefa sztabu sił zbrojnych oraz łącznicy służb specjalnych: pułkownik z Royal Air Forces i pułkownik piechoty morskiej. Ten ostatni nazywał się Tim Holmes.

Przez pierwsze parę minut zebrani czytali w milczeniu tekst południowego komunikatu kapitana Larsena.

– Myślę, panowie – otworzył naradę Sir Julian – że powinniśmy zacząć od skonstatowania elementarnych faktów. Najpierw sam statek, ta… aha, “Freya”… co właściwie o niej wiemy?

Wszystkie spojrzenia skierowały się na eksperta od budownictwa okrętowego, przysłanego tu z Ministerstwa Handlu i Przemysłu.

– Byłem dziś u Lloyda – oświadczył bez żadnych wstępów – i dostałem plan “Freyi”. Mam go ze sobą. To bardzo dokładny plan, jest na nim każdy nit i każda śruba.

Rozłożywszy plan na stole, objaśniał go przez jakieś dziesięć minut: mówił o rozmiarach, pojemności i rozmieszczeniu ładunku “Freyi”, o jej konstrukcji – prostym, zrozumiałym dla laików językiem. Kiedy skończył, poproszono o zabranie głosu eksperta z Ministerstwa Energii. Jego asystent postawił na stole pięciostopowy model supertankowca.

– Wypożyczyłem to – powiedział ekspert – z British Petroleum. Jest to model brytyjskiego supertankowca “Princess”, o pojemności ćwierć miliona ton. Różnice konstrukcji nie są duże, natomiast “Freya” jest po prostu większa.

Posługując się modelem próbował opisać przypuszczalny rozkład pomieszczeń w nadbudówce, pokazał też, jak mogą być rozlokowane zbiorniki balastowe, dodając jednak, że na ścisłe informacje trzeba zaczekać, aż dotrze do Londynu szczegółowy raport z Nordia Linę. Zebrani przyglądali się tej demonstracji z uwagą. Nikt jednak nie śledził słów eksperta pilniej niż pułkownik Holmes; to jego formacja, komandosi “marines”, będzie zapewne musiała zaatakować statek i unieszkodliwić porywaczy. A Holmes wiedział, że jego ludzie, zanim wejdą na pokład, zechcą znać na pamięć każdy kąt “Freyi”.

– Jeszcze jedna ważna informacja – zakończył ekspert z Ministerstwa Energii. – Cały ładunek statku stanowi mubarak.

– O Boże! – westchnął któryś z siedzących przy stole. Sir Julian spojrzał na niego z zaciekawieniem.

– Tak, doktorze Henderson?…

Henderson był naukowcem z laboratorium Warren Springs; tutaj towarzyszył przedstawicielowi Ministerstwa Rolnictwa i Rybołówstwa.

– Chodzi o to – zaczął doktor swoim niepoprawnym szkockim akcentem – że mubarak, to znaczy gatunek ropy wydobywany w Abu Dhabi, ma pewne właściwości oleju napędowego… W chwili wydostania się na powierzchnię morza – wyjaśniał dalej – ropa zawiera zarówno frakcje lekkie, które szybko się ulatniają, jak i frakcje ciężkie. To właśnie te ciężkie pozostałości można później oglądać na plażach w postaci gęstej, czarnej mazi. Rzecz w tym – kończył – że z ropy tego gatunku frakcje lekkie ulatniają się wolniej. Przy tych rozmiarach wycieku ropa, zanim zgęstnieje, zdąży rozlać się na całej powierzchni Morza Północnego, całkowicie i na wiele tygodni odcinając dopływ tlenu, niezbędnego dla podwodnych form życia.

– Rozumiem – powiedział z powagą Sir Julian – dziękuję panu, doktorze.

Kolejno zabierali głos dalsi eksperci. Spec od materiałów wybuchowych z Królewskich Wojsk Inżynieryjnych wyjaśnił, że nawet słaby dynamit przemysłowy, jeśli tylko rozmieszczony w odpowiednich miejscach, może zniszczyć statek tych rozmiarów.

– To jest również kwestia własnych napięć dynamicznych kadłuba pod ciężarem ładunku… a pamiętajmy, że to milion ton. Jeśli tylko umiejętnie podziurawi się kadłub, ta nie zrównoważona masa połamie statek na kawałki. I druga sprawa. W komunikacie kapitana Larsena znalazło się sformułowanie “przez naciśnięcie jednego guzika”. Powtórzył to nawet dwa razy. Jak się zdaje, ładunków musi być około dwunastu. A zatem możliwość ich odpalenia “jednym guzikiem” sugerowałaby, że porywacze posłużą się w tym celu impulsem radiowym.

– Czy to jest technicznie możliwe? – spytał Sir Julian.

– Jak najbardziej – stwierdził saper i krótko wyjaśnił, jak działa oscylator.

– Ale mogli chyba użyć przewodów, doprowadzonych do jednego, wspólnego wyłącznika.

– To znowu jest kwestia ciężaru. Przewody musiałyby być wodood- i porne, a więc izolowane plastikiem. A ciężar tej ilości przewodów… bo| musiałoby tego być kilka mil… wystarczyłby do zatopienia kutra, którym| przypłynęli.

1 ... 65 66 67 68 69 70 71 72 73 ... 108 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название